Cykl wierszy inspirowanych poezją Rafała Wojaczka.
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Relikty, relikwie (I)
I.
"Boję się ciebie, ślepy wierszu" (R.W.)
niesiesz dotkliwie frazę
kaganek przez konstelacje
konsumujesz mezalians
na kartce podrapanej
słowami wkłutymi w saliery
pod rzęsami na pustyniach.
w tobie okresowe gwiazdy
przetapiają skruchę na pył
bitewny; rozrywają pęcherz płodowy
najstaranniej zapamiętane
uderzenie
wnika w rozwarte sylaby
piaskiem przegryza źródło
I.
"Boję się ciebie, ślepy wierszu" (R.W.)
niesiesz dotkliwie frazę
kaganek przez konstelacje
konsumujesz mezalians
na kartce podrapanej
słowami wkłutymi w saliery
pod rzęsami na pustyniach.
w tobie okresowe gwiazdy
przetapiają skruchę na pył
bitewny; rozrywają pęcherz płodowy
najstaranniej zapamiętane
uderzenie
wnika w rozwarte sylaby
piaskiem przegryza źródło
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
/M. Gogol
Relikty, relikwie (II)
?(?) więc wiem już, że ta gwiazda jest Twoją krwią, co rośnie
aż do nieba.? (R.W.)
Pochłaniamy meteoryty, w ustach przenosimy
do ostatniego rozkazu; pod skórą
rozsiewają się góry lodowe; przeciekają kości
w zetknięciu z tonacją jeszcze szorstką,
niewyspaną.
Opuszczają nas lata świetlne; axis mundi
użycza im schronienia między jednym a drugim
złudzeniem optycznym, w zamarzniętym listowiu.
A Ty znów nie chcesz odejść. Rozpinasz nade mną
solidne uda.
Bo przecież nie ma dokąd. Mówisz.
?(?) więc wiem już, że ta gwiazda jest Twoją krwią, co rośnie
aż do nieba.? (R.W.)
Pochłaniamy meteoryty, w ustach przenosimy
do ostatniego rozkazu; pod skórą
rozsiewają się góry lodowe; przeciekają kości
w zetknięciu z tonacją jeszcze szorstką,
niewyspaną.
Opuszczają nas lata świetlne; axis mundi
użycza im schronienia między jednym a drugim
złudzeniem optycznym, w zamarzniętym listowiu.
A Ty znów nie chcesz odejść. Rozpinasz nade mną
solidne uda.
Bo przecież nie ma dokąd. Mówisz.
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
/M. Gogol
Rewiry
?Twoje imię jest ścieżką, co nigdzie nie prowadzi.? (R.W.)
Proste miano, zaledwie werbalna iniekcja, krwiobieg
zasnuwa dymem; awatary
wchłania zerojedynkowy
maneż. Możemy się zetknąć, nieznajomi,
powierzyć sobie nawzajem jeden półdźwięk.
Ten sam.
Zapamiętujesz tylko kosmyk, pięciolinię;
jak w ruskim cyrku.
Zanik mowy, rotacja. Przychodzisz powoli, żeby okaleczyć.
Pieczołowicie
kartkujesz wirtualne mierzeje,
paruje z nich dosadna żółć
wprost. Choć jeszcze nie wiesz,
uczysz odliczania,
surowo zamykasz prześwity.
Skończone bachanalia, na wiarę, donikąd.
?Twoje imię jest ścieżką, co nigdzie nie prowadzi.? (R.W.)
Proste miano, zaledwie werbalna iniekcja, krwiobieg
zasnuwa dymem; awatary
wchłania zerojedynkowy
maneż. Możemy się zetknąć, nieznajomi,
powierzyć sobie nawzajem jeden półdźwięk.
Ten sam.
Zapamiętujesz tylko kosmyk, pięciolinię;
jak w ruskim cyrku.
Zanik mowy, rotacja. Przychodzisz powoli, żeby okaleczyć.
Pieczołowicie
kartkujesz wirtualne mierzeje,
paruje z nich dosadna żółć
wprost. Choć jeszcze nie wiesz,
uczysz odliczania,
surowo zamykasz prześwity.
Skończone bachanalia, na wiarę, donikąd.
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
/M. Gogol
Rocznice
?Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi? (R.W.)
Wydrapujesz cieśniny w najdłuższych godzinach,
nikt nie patrzy, choćbyś z gałązką oliwną szedł
albo z naostrzoną włócznią. Wszystko jedno:
świeżutki sernik, pastowanie butów, esemes
(wygraj dwadzieścia tysięcy
rozbitych szklanek). Chlup w dziób.
Sam do siebie bełkoczesz, na tarasie, przy krasnalu ogrodowym,
czasem w wannie.
Niepotrzebnie rozrzucasz po publicznych szlakach
wczorajsze skarpetki, przełamane karty kredytowe,
puste zapalniczki. Frymarczysz czasem przeszłym dokonanym,
a nie umiesz w nim zakończyć jedynego motetu.
Przepychasz
przez ucho igielne
wyczesany kontrapunkt;
po co, a gdzieżby, przecież
zapomniałeś, jak dawno ze wstrętem a contrario
ustrzeliły cię wskazujące palce; gawiedź ucieka
przed chmurą szelfową,
a ból jest zawsze bezludny.
?Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi? (R.W.)
Wydrapujesz cieśniny w najdłuższych godzinach,
nikt nie patrzy, choćbyś z gałązką oliwną szedł
albo z naostrzoną włócznią. Wszystko jedno:
świeżutki sernik, pastowanie butów, esemes
(wygraj dwadzieścia tysięcy
rozbitych szklanek). Chlup w dziób.
Sam do siebie bełkoczesz, na tarasie, przy krasnalu ogrodowym,
czasem w wannie.
Niepotrzebnie rozrzucasz po publicznych szlakach
wczorajsze skarpetki, przełamane karty kredytowe,
puste zapalniczki. Frymarczysz czasem przeszłym dokonanym,
a nie umiesz w nim zakończyć jedynego motetu.
Przepychasz
przez ucho igielne
wyczesany kontrapunkt;
po co, a gdzieżby, przecież
zapomniałeś, jak dawno ze wstrętem a contrario
ustrzeliły cię wskazujące palce; gawiedź ucieka
przed chmurą szelfową,
a ból jest zawsze bezludny.
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
/M. Gogol
Ryngraf
?Tożsamość mego ciała dopiero mi ból
- gdy zadajesz ? zaświadcza? (R. W.)
Ręce, nogi, brzuch i głowa,
to brudnopis, kartka na pół przedarta.
Spod paznokci sączą się litery
W pępku mieszka znak zapytania, bliskość.
Pachnie Droga Mleczna.
Słowotok rozrywa kubki smakowe.
Bat kry na kościach wycina.
Bezlitosna przytomność do końca chłonie
drewniane postludium. Między narodzinami a zgonem
balansuje ostinato, nie istnieją rozdźwięki.
Skóra jest cierpliwa,
pióro plami i skrobie.
A ty
od krzyku oddzielasz ciszę.
Dodano 27 Kwi 2011, 21:55:
?Jeszcze przez nasze oczy idą ciekłe drogi
Ciepłych rzek światła (?)? (R.W.)
Dopóki jeszcze w malignie
dłonie zachłannie przywierają
do wilgotnych poduszek
rozpuszcza się na zakrętach dzieciństwo.
Telemetria, crossing-over wśród fotonów;
wezmę to na siebie,
odliczanie ściętych głów, mammatus nasiąka
psychotropami.
Trzeba twardo ściskać w garści każdy
leitmotiv bezwzględnie naostrzony;
gdy wszyscy się odwrócą, wzruszą ramionami,
siła odśrodkowa wypchnie nas
w bezczasowość, rozerwie płucotchawki.
?et in arcadia ego
Dodano 27 Kwi 2011, 21:57:
?Sól w nasze rany, cały wagon soli,
By nie powiedział kto, że go nie boli" (R.W.)
Są chwile zapamiętane; godziny lekcyjne,
linie łamane o kręgosłupy
do wewnątrz, aby nikt się nie domyślił
gdzie jest punkt zwrotny;
trafiony zatopiony. Chłodna serpentyna prowadzi
ku kościom rozsypanym wokół ognisk.
Z dnia na dzień przetaczają się kamienne macierze.
Barwy wojenne znieczuliły;
kaniony w życiorysach wydrapano wołaniem;
Nikt nie obiecał tej ziemi ani tego czasu. Trzeba
wciąż uczyć się od nich surowości. Jak owocowania.
Sól w nasze rany. Najcenniejszy dar.
Cudownie rozmnożone brzemię
w ostatecznym zapisie.
Dodano 26 Maj 2011, 22:29:
?Gwiazda litości pełna wisi ponad światem
Nalewa zimne mleko do spalonych gardeł? (R.W)
Kąśliwy zgrzyt na łożysku, północ;
między snami
rosną maczugi; słowa pączkują poświatą przez skórę.
W rachunkach sumienia zawsze jakaś szczelina;
przez nią umykają przypływy, dym z kadzielnic.
Tylko w przydrożnych kaplicach
są wolne pokoje
dla pierwszej osoby liczby pojedynczej,
gdy drzewa rosną
ruchome pod dźwiękonaśladowczym
cieniem.
Prochami zmarłych zatarte ślady. Nikt
nie może domyślić się,
że jest imię i ciało, że szlak dokądś prowadzi.
Dodano 26 Maj 2011, 22:31:
Pierwsze miasto
"Nigdy nie będzie świata innego niż zapowiedź
Kolejnej nędzy w jego wewnętrznej bramie" (R.W.)
Głos poprowadził ku kamieniom węgielnym Jerycha.
Pierwsze słowo wyciosało domostwa, wykopało studnie;
wzeszły pierwsze zasiewy, zgłodniały cmentarzyska.
Meteoryty nieustannie drążyły niebo.
Kobietom przepowiedziano śmierć w połogach,
a mężczyźni wykuwali broń.
Grzech pachniał olejkiem różanym,
brzęczały kolie z brązu, dzbany wypijały
śmiech.
Każdy tam kiedyś mieszkał. Przed narodzeniem,
powierzony w opiekę wędrownym piaskom
i kwadrom księżyca.
Początek wziął swą nazwę od ziemi niczyjej,
gdzie na skruszonych murach z krwi wymilczała się
wiara.
Dodano 26 Maj 2011, 22:33:
relikty, relikwie (IV)
"Kim jest ten, co przybywa, i z jakiego przestworu?
Zali odmierzonego czyjąkolwiek już stopą?" (R.W.)
Wiatr wytańczył horyzont w czasie,
burza piaskowa
wypiła słowa z tętnic, osiadła cieniem
na kamiennym podobraziu.
Warstwa po warstwie zdarta ziemia,
pod nią zmurszałe nausznice;
szczerzy zęby pochówek.
Pieśń nad pieśniami rozsypała się
w bezgłos, pierwszym głodem.
Dodano 26 Maj 2011, 22:37:
Menu
"Będziemy zawsze, chociaż patrząc sobie w oczy,
Jedli siebie nawzajem wydzierając z gardła."(R.W.)
Najdelikatniejsze są płody
chińskich chłopców, dietetyczny suplement;
i tak przecież
nadprogramowe. Gwarantują
wieczną młodość.
Następnie przychodzi pora
na żylaste mięso przodków
dobrze przyprawione rozmarynem i saletrą.
Trzeba wysmakować czas
odliczony wstecz
na żebrach.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc potem
pierś kobieca pod kołderką
z brzoskwiniowego jogurtu;
rozpływa się w ustach
prawdziwą harmonią. Na deser
jedna czułość wchłania drugą, tę świeżą jeszcze,
wszystko jest kwestią gustu;
na słono, na słodko
miłość, głód, człowiek.
Nie widzisz żadnej różnicy.
Dodano 26 Maj 2011, 22:41:
kolebka
"A już słowo miłości omija język: złożyć
Z głosek głodu się nie chce lub składa za późno."
(R.W.)
Litery są niewygodne dla stóp
jak kocie łby ułożone w gościniec.
Stukają o ziemię skamieniałe ptaki;
ta toccata już nie najczystszej próby,
zabrakło karatów. Światło bywa cięższe
niż krew i kości.
U wodopoju skutego piaskiem
Nie ma już przypadków ani osób,
rozżarzone matryce toczą się po bezdrożach.
Ostrza z obsydianu i brzuchate statuetki
spinają pokolenia wyciosane w powielonym
czasie. Było nie było; przodkowie z dobrodziejstwem
inwentarza zeszli tylko piętro niżej, nie opuścili domostw.
Przez gliniane tablice
sączy się pierwsze narzecze; prawo, niedosyt, instynkt przetrwania.
Współrzędne w gwiazdach nad murami Çatal Höyük
te same dla każdego słowa odlanego z brązu,
przecinającego continuum, jak narodziny.
?Tożsamość mego ciała dopiero mi ból
- gdy zadajesz ? zaświadcza? (R. W.)
Ręce, nogi, brzuch i głowa,
to brudnopis, kartka na pół przedarta.
Spod paznokci sączą się litery
W pępku mieszka znak zapytania, bliskość.
Pachnie Droga Mleczna.
Słowotok rozrywa kubki smakowe.
Bat kry na kościach wycina.
Bezlitosna przytomność do końca chłonie
drewniane postludium. Między narodzinami a zgonem
balansuje ostinato, nie istnieją rozdźwięki.
Skóra jest cierpliwa,
pióro plami i skrobie.
A ty
od krzyku oddzielasz ciszę.
Dodano 27 Kwi 2011, 21:55:
?Jeszcze przez nasze oczy idą ciekłe drogi
Ciepłych rzek światła (?)? (R.W.)
Dopóki jeszcze w malignie
dłonie zachłannie przywierają
do wilgotnych poduszek
rozpuszcza się na zakrętach dzieciństwo.
Telemetria, crossing-over wśród fotonów;
wezmę to na siebie,
odliczanie ściętych głów, mammatus nasiąka
psychotropami.
Trzeba twardo ściskać w garści każdy
leitmotiv bezwzględnie naostrzony;
gdy wszyscy się odwrócą, wzruszą ramionami,
siła odśrodkowa wypchnie nas
w bezczasowość, rozerwie płucotchawki.
?et in arcadia ego
Dodano 27 Kwi 2011, 21:57:
?Sól w nasze rany, cały wagon soli,
By nie powiedział kto, że go nie boli" (R.W.)
Są chwile zapamiętane; godziny lekcyjne,
linie łamane o kręgosłupy
do wewnątrz, aby nikt się nie domyślił
gdzie jest punkt zwrotny;
trafiony zatopiony. Chłodna serpentyna prowadzi
ku kościom rozsypanym wokół ognisk.
Z dnia na dzień przetaczają się kamienne macierze.
Barwy wojenne znieczuliły;
kaniony w życiorysach wydrapano wołaniem;
Nikt nie obiecał tej ziemi ani tego czasu. Trzeba
wciąż uczyć się od nich surowości. Jak owocowania.
Sól w nasze rany. Najcenniejszy dar.
Cudownie rozmnożone brzemię
w ostatecznym zapisie.
Dodano 26 Maj 2011, 22:29:
?Gwiazda litości pełna wisi ponad światem
Nalewa zimne mleko do spalonych gardeł? (R.W)
Kąśliwy zgrzyt na łożysku, północ;
między snami
rosną maczugi; słowa pączkują poświatą przez skórę.
W rachunkach sumienia zawsze jakaś szczelina;
przez nią umykają przypływy, dym z kadzielnic.
Tylko w przydrożnych kaplicach
są wolne pokoje
dla pierwszej osoby liczby pojedynczej,
gdy drzewa rosną
ruchome pod dźwiękonaśladowczym
cieniem.
Prochami zmarłych zatarte ślady. Nikt
nie może domyślić się,
że jest imię i ciało, że szlak dokądś prowadzi.
Dodano 26 Maj 2011, 22:31:
Pierwsze miasto
"Nigdy nie będzie świata innego niż zapowiedź
Kolejnej nędzy w jego wewnętrznej bramie" (R.W.)
Głos poprowadził ku kamieniom węgielnym Jerycha.
Pierwsze słowo wyciosało domostwa, wykopało studnie;
wzeszły pierwsze zasiewy, zgłodniały cmentarzyska.
Meteoryty nieustannie drążyły niebo.
Kobietom przepowiedziano śmierć w połogach,
a mężczyźni wykuwali broń.
Grzech pachniał olejkiem różanym,
brzęczały kolie z brązu, dzbany wypijały
śmiech.
Każdy tam kiedyś mieszkał. Przed narodzeniem,
powierzony w opiekę wędrownym piaskom
i kwadrom księżyca.
Początek wziął swą nazwę od ziemi niczyjej,
gdzie na skruszonych murach z krwi wymilczała się
wiara.
Dodano 26 Maj 2011, 22:33:
relikty, relikwie (IV)
"Kim jest ten, co przybywa, i z jakiego przestworu?
Zali odmierzonego czyjąkolwiek już stopą?" (R.W.)
Wiatr wytańczył horyzont w czasie,
burza piaskowa
wypiła słowa z tętnic, osiadła cieniem
na kamiennym podobraziu.
Warstwa po warstwie zdarta ziemia,
pod nią zmurszałe nausznice;
szczerzy zęby pochówek.
Pieśń nad pieśniami rozsypała się
w bezgłos, pierwszym głodem.
Dodano 26 Maj 2011, 22:37:
Menu
"Będziemy zawsze, chociaż patrząc sobie w oczy,
Jedli siebie nawzajem wydzierając z gardła."(R.W.)
Najdelikatniejsze są płody
chińskich chłopców, dietetyczny suplement;
i tak przecież
nadprogramowe. Gwarantują
wieczną młodość.
Następnie przychodzi pora
na żylaste mięso przodków
dobrze przyprawione rozmarynem i saletrą.
Trzeba wysmakować czas
odliczony wstecz
na żebrach.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc potem
pierś kobieca pod kołderką
z brzoskwiniowego jogurtu;
rozpływa się w ustach
prawdziwą harmonią. Na deser
jedna czułość wchłania drugą, tę świeżą jeszcze,
wszystko jest kwestią gustu;
na słono, na słodko
miłość, głód, człowiek.
Nie widzisz żadnej różnicy.
Dodano 26 Maj 2011, 22:41:
kolebka
"A już słowo miłości omija język: złożyć
Z głosek głodu się nie chce lub składa za późno."
(R.W.)
Litery są niewygodne dla stóp
jak kocie łby ułożone w gościniec.
Stukają o ziemię skamieniałe ptaki;
ta toccata już nie najczystszej próby,
zabrakło karatów. Światło bywa cięższe
niż krew i kości.
U wodopoju skutego piaskiem
Nie ma już przypadków ani osób,
rozżarzone matryce toczą się po bezdrożach.
Ostrza z obsydianu i brzuchate statuetki
spinają pokolenia wyciosane w powielonym
czasie. Było nie było; przodkowie z dobrodziejstwem
inwentarza zeszli tylko piętro niżej, nie opuścili domostw.
Przez gliniane tablice
sączy się pierwsze narzecze; prawo, niedosyt, instynkt przetrwania.
Współrzędne w gwiazdach nad murami Çatal Höyük
te same dla każdego słowa odlanego z brązu,
przecinającego continuum, jak narodziny.
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
/M. Gogol