Ballada o Zbłąkanej Duszy
: śr 23 maja, 2018
Ballada o Zbłąkanej Duszy
Wiosną przybywa wcielona w ptaki
dusza co błąka się po przestrzeniach
błądzi samotnie nie może trafić
co krok to postać chciałaby zmieniać
wczoraj wplątana w bzu białe kwiaty
dzisiaj gdy uschnąć przyszła im pora
leci już dalej goniąc wciąż za czymś
z bezcielesnością chce się uporać
bywa motylem w pąkach jabłoni
lisem przy drodze w świetle księżyca
trzmielem którego wzrok nie dogonił
żubrem co w puszczy dziko zaryczał
śpiewem nad głową głosem skowronka
odcieniem żółci w kwiatach rzepaku
ziemią co w burzę deszczem nasiąka
wiatrem co niesie śmiechy dzieciaków
błoną przejrzystą w skrzydle owadzim
mgłą ponad polną drogą do chaty
gwiazdą co nocą w nicość prowadzi
pieśnią melodią dźwiękiem skrzydlatym
snem który przyśni się o północy
deszczem o świcie w liściach czereśni
cieniem co w ciszy po strychu kroczy
niosąc z zaświatów tajemne treści
w wianek wplecionym chabrem przy drodze
szumem topoli zaraz za rogiem
światłem słonecznym co daje bodziec
kiedy już powstać człowiek nie może
iskrą w ognisku ciepłem płomienia
muzyką świerszcza utkwioną w trawie
w echo zaklęta gna po przestrzeniach
w ptaka co z gniazda wyleciał prawie
wszędzie wokoło w każdej postaci
spotkać możemy zbłąkaną duszę
nie chce w niebycie siebie zatracić
więc co dnia widać ją w innej skórze
Wiosną przybywa wcielona w ptaki
dusza co błąka się po przestrzeniach
błądzi samotnie nie może trafić
co krok to postać chciałaby zmieniać
wczoraj wplątana w bzu białe kwiaty
dzisiaj gdy uschnąć przyszła im pora
leci już dalej goniąc wciąż za czymś
z bezcielesnością chce się uporać
bywa motylem w pąkach jabłoni
lisem przy drodze w świetle księżyca
trzmielem którego wzrok nie dogonił
żubrem co w puszczy dziko zaryczał
śpiewem nad głową głosem skowronka
odcieniem żółci w kwiatach rzepaku
ziemią co w burzę deszczem nasiąka
wiatrem co niesie śmiechy dzieciaków
błoną przejrzystą w skrzydle owadzim
mgłą ponad polną drogą do chaty
gwiazdą co nocą w nicość prowadzi
pieśnią melodią dźwiękiem skrzydlatym
snem który przyśni się o północy
deszczem o świcie w liściach czereśni
cieniem co w ciszy po strychu kroczy
niosąc z zaświatów tajemne treści
w wianek wplecionym chabrem przy drodze
szumem topoli zaraz za rogiem
światłem słonecznym co daje bodziec
kiedy już powstać człowiek nie może
iskrą w ognisku ciepłem płomienia
muzyką świerszcza utkwioną w trawie
w echo zaklęta gna po przestrzeniach
w ptaka co z gniazda wyleciał prawie
wszędzie wokoło w każdej postaci
spotkać możemy zbłąkaną duszę
nie chce w niebycie siebie zatracić
więc co dnia widać ją w innej skórze