Z listów do Ultima Thule
Moderator: Tomasz Kowalczyk
-
- Posty: 173
- Rejestracja: pn 25 maja, 2015
Tutaj bez zmian,
stara (się) bieda, grunt
że nowej nie ma, każdy
własny koniec wiąże
z końcem
świata, który mija
nas bokiem. Myślom
po drodze
w zaświaty.
*
Czas na gorączkę w pełni. Temperatura
rośnie, my spadamy, za miedzą
wojny, złota polska
dogasa, listopad
kończy sezon
na powroty.
*
Sporadycznie przylatuje chimera, szczęściarzom
je z ręki, pechowcom rękę.
Pozostali milczą,
każdy ma własny lęk i nóż
w plecach. Światła
kiedyś zgasną, dopadnie nas chłód,
więc jeszcze strzemiennego,
zanim przydrożny
frasobliwie zapadnie
w sen zimowy.
------------------------------------------------------------------------------
Już styczeń. Tutaj wciąż jesienna
smuta, mimo wszystko naród tańczy.
Między pierwszym kieliszkiem
a zgonem bywamy
bohaterami. Wystarczy
zabrać flaszkę i ziemia
nasza staje się niczyja,
dzieciom bieleją sny. Grzechy
własne jak cudze, wszystkie
pierworodne. Podobno
jesteśmy na chwilę,
podobno byliśmy na niby.
------------------------------------------------------------------------------
Kiedyś widziałem miasto, było pełne
świateł i chciałem tam zostać,
zanim zgaśnie jak przerwany
sen. Później dorosłem
i bywa mi wszystko jedno. Najlepiej
wychodzi marnowanie czasu, krążąc
wokół myśli nie dbam
o los klecony
naprędce, zapomniany
strach
na wróble.
------------------------------------------------------------------------------
A może to czas mnie marnuje,
dlatego trafiam wierszem
w płot, za którym podobno pierwsze
koty. I kobyłka,
wszak słowo się rzekło
przedwcześnie. I cisza
pod ławą, bo poeta bez siekiery
nic nie znaczy.
------------------------------------------------------------------------------
Kolejna wiosna w zimowym wydaniu,
kurczą się ptaki, na wschodzie
bez zmian, kurczą się ludzie, w lustrach
jesień, brak słów.
stara (się) bieda, grunt
że nowej nie ma, każdy
własny koniec wiąże
z końcem
świata, który mija
nas bokiem. Myślom
po drodze
w zaświaty.
*
Czas na gorączkę w pełni. Temperatura
rośnie, my spadamy, za miedzą
wojny, złota polska
dogasa, listopad
kończy sezon
na powroty.
*
Sporadycznie przylatuje chimera, szczęściarzom
je z ręki, pechowcom rękę.
Pozostali milczą,
każdy ma własny lęk i nóż
w plecach. Światła
kiedyś zgasną, dopadnie nas chłód,
więc jeszcze strzemiennego,
zanim przydrożny
frasobliwie zapadnie
w sen zimowy.
------------------------------------------------------------------------------
Już styczeń. Tutaj wciąż jesienna
smuta, mimo wszystko naród tańczy.
Między pierwszym kieliszkiem
a zgonem bywamy
bohaterami. Wystarczy
zabrać flaszkę i ziemia
nasza staje się niczyja,
dzieciom bieleją sny. Grzechy
własne jak cudze, wszystkie
pierworodne. Podobno
jesteśmy na chwilę,
podobno byliśmy na niby.
------------------------------------------------------------------------------
Kiedyś widziałem miasto, było pełne
świateł i chciałem tam zostać,
zanim zgaśnie jak przerwany
sen. Później dorosłem
i bywa mi wszystko jedno. Najlepiej
wychodzi marnowanie czasu, krążąc
wokół myśli nie dbam
o los klecony
naprędce, zapomniany
strach
na wróble.
------------------------------------------------------------------------------
A może to czas mnie marnuje,
dlatego trafiam wierszem
w płot, za którym podobno pierwsze
koty. I kobyłka,
wszak słowo się rzekło
przedwcześnie. I cisza
pod ławą, bo poeta bez siekiery
nic nie znaczy.
------------------------------------------------------------------------------
Kolejna wiosna w zimowym wydaniu,
kurczą się ptaki, na wschodzie
bez zmian, kurczą się ludzie, w lustrach
jesień, brak słów.
Mimochodem...
- Leon Gutner
- Posty: 7880
- Rejestracja: czw 15 kwie, 2010
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Poczytałem ciekawie.
Ukłony L.G.
Ukłony L.G.
" Każdy dzień to takie małe życie "
Gorzkie to listy, pełne niepokoju i obaw - zupełnie jak rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Wszyscy mamy swoje końce świata, zaświaty. I lęk oswajany z różnym skutkiem.
Ciekawie grają w wierszu słowa. I rozdziały. Bo dla mnie tekst jest podzielony na dwie części: bardziej ogólną (spajają ją pory roku), opisującą kondycję świata i nas w nim, i drugą - osobistą, w której podmiot liryczny w boleśnie szczery sposób mówi o sobie. Pozornie nie ma tu miejsca na nadzieję, na próbę wydobycia światła, odnalezienia wyjścia z patowej sytuacji. Ale to jeszcze nie koniec i nie zaświaty. Dopóki wiąże nas ta strona życia, dopóki podmiot liryczny mówi: bywa mi wszystko jedno (bywa, nie: jest, a to daje szansę na odmianę!) - tli się nadzieja. Choćby i na krańcu świata, nad przepaścią, w mroku - dopóki jesteśmy, walka trwa.
Nie zauważyłam trafiania wierszem w płot. Jedynie w serce.
A po wiośnie przyjdzie lato. Może coś zmieni? Nigdy nie wiadomo. Choć to od siebie musimy zacząć - dopiero wtedy jest szansa, że i świat się zmieni...
Ciekawie grają w wierszu słowa. I rozdziały. Bo dla mnie tekst jest podzielony na dwie części: bardziej ogólną (spajają ją pory roku), opisującą kondycję świata i nas w nim, i drugą - osobistą, w której podmiot liryczny w boleśnie szczery sposób mówi o sobie. Pozornie nie ma tu miejsca na nadzieję, na próbę wydobycia światła, odnalezienia wyjścia z patowej sytuacji. Ale to jeszcze nie koniec i nie zaświaty. Dopóki wiąże nas ta strona życia, dopóki podmiot liryczny mówi: bywa mi wszystko jedno (bywa, nie: jest, a to daje szansę na odmianę!) - tli się nadzieja. Choćby i na krańcu świata, nad przepaścią, w mroku - dopóki jesteśmy, walka trwa.
Nie zauważyłam trafiania wierszem w płot. Jedynie w serce.
A po wiośnie przyjdzie lato. Może coś zmieni? Nigdy nie wiadomo. Choć to od siebie musimy zacząć - dopiero wtedy jest szansa, że i świat się zmieni...
-
- Posty: 832
- Rejestracja: ndz 14 lut, 2016
Bardzo, ale to bardzo dobrze Cię czytać. Twoje wiersze są o czymś, są prawdziwe do bólu. Dobrze tu przystanąć, zamyślić się... Pozdrawiam.
"Każdy człowiek jest jak księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu"