Listy do Ciebie
: wt 01 mar, 2011
Listy do Ciebie
01.08. 1999 r
Miałam dobry sen. Łąka kwiatów aż po błękit. My w korowodzie tańca pośród gitar, fletów i gorącego śpiewu.
Dałeś mi zielone szkiełko z potłuczonej butelki. Leżąc w trawie, patrzeliśmy przez nie w słońce, które buchnęło tęczą nieziemskich barw.
Zieleń w snach dobrze mi wróży.
Szalone, dzikie serca, gotowe pójść na koniec świata. Zachłanni - braliśmy życie garściami, jak dzieci pierwsze truskawki. Chcieliśmy być słońcem lub choćby stanąć z nim twarzą w twarz. Promieniować miłością i stać się nią. Czyste twarze i dłonie, bo umyte w rosie. Aniołowie w niebieskich dżinsach, ze skrzydłami z kraciastej flaneli. Autostopem do nieba przed trzydziestką. Koraliki piękne jak marzenia, co nigdy nie miały się ziścić. Naiwni i bezbronni jak pisklęta. Za dnia, niczym oczy cherubinów chroniły ich chabry we włosach. Nocą - ciepłe iskierki gwiazd, otulające stogi siana.
Przez dno strzykawek bezwstydnie zaglądaliśmy w oczy Boga i jak Ikar upadaliśmy rażeni słońcem. Czasem, ludzie, przemykający ulicami pośród zgiełku dnia stają nagle - nie wiedząc dlaczego - patrzą w górę, słyszą nieziemskie gitary i śpiew.
To dusze pozostawione w mlecznych barach, na placach, chodnikach, piwnicach proszą o modlitwę.
Uratowało mnie zielone szkiełko od Ciebie.
01.08. 1999 r
Miałam dobry sen. Łąka kwiatów aż po błękit. My w korowodzie tańca pośród gitar, fletów i gorącego śpiewu.
Dałeś mi zielone szkiełko z potłuczonej butelki. Leżąc w trawie, patrzeliśmy przez nie w słońce, które buchnęło tęczą nieziemskich barw.
Zieleń w snach dobrze mi wróży.
Szalone, dzikie serca, gotowe pójść na koniec świata. Zachłanni - braliśmy życie garściami, jak dzieci pierwsze truskawki. Chcieliśmy być słońcem lub choćby stanąć z nim twarzą w twarz. Promieniować miłością i stać się nią. Czyste twarze i dłonie, bo umyte w rosie. Aniołowie w niebieskich dżinsach, ze skrzydłami z kraciastej flaneli. Autostopem do nieba przed trzydziestką. Koraliki piękne jak marzenia, co nigdy nie miały się ziścić. Naiwni i bezbronni jak pisklęta. Za dnia, niczym oczy cherubinów chroniły ich chabry we włosach. Nocą - ciepłe iskierki gwiazd, otulające stogi siana.
Przez dno strzykawek bezwstydnie zaglądaliśmy w oczy Boga i jak Ikar upadaliśmy rażeni słońcem. Czasem, ludzie, przemykający ulicami pośród zgiełku dnia stają nagle - nie wiedząc dlaczego - patrzą w górę, słyszą nieziemskie gitary i śpiew.
To dusze pozostawione w mlecznych barach, na placach, chodnikach, piwnicach proszą o modlitwę.
Uratowało mnie zielone szkiełko od Ciebie.