manifest populistyczny w sprawie języka polskiego
: sob 30 kwie, 2011
Język polski nie jest gotowy na swoich Rimbaudów i Morrisonów. To byłby dla niego za
duży przeskok. Dla starego ojca, nie ma ratunku w obecnym kształcie. Umęczony przez
własnych pisarzy woli wierzyć w małe konkretne państwo, gdzie wystawia się swój dom
"na pośmiewisko" i dba o otwarcie bezpiecznego schowka aby naiwne pamiętniki spaliło
wschodzące światło. Osobiste rozliczenie z obłudą poświęcającą martwe zwyczaje. Manifest
niezależności, niezbędny w trosce o żywe pióro na jutrzejszy dzień. To mu z pewnością służy.
Jak polska literatura (ogółem)- to góra lodu (a dokładniej się przypatrzeć- góra papieru),
nadającą się na kartkówki dla gimnazjalistów. Takiego odpadu nie wymyślono od czasów
przekładania francuskich romansów na język angielski (i odwrotnie) i nazywania tego
"arcydziełem literackiego przekładu"- ludzi upierdliwych i zgwałconych tam odnajduję-
skazanych na autodestrukcję. Nie naśladujcie ich, bo wasze skrzydła osiądą ołowiem.
Widzę polskich pisarzy. Poznacie ich łatwo- mówią nieustannie o niemocy. Siedzą w
kącie. Małość się za nimi kryje. Każdy z workiem na głowie i z prywatnym krzyżem na
piersi. Obywatele "Gdzieśtam". Zdolni do wypruwania sobie flaków za "polską sprawę".
Chcę niewielką zmianą, (w tym co istnieje) wprowadzić nową moralność pisania.
Aby nieuzasadnione wzruszenie szpeciło wiersze i dyskredytowało autora.
Wtedy takich romantyków skojarzę z nazistami a z nazistami należy rozprawiać się w
nazistowski sposób. Bezwzględnie należy to pisanie strącić w zapomnienie. Odrzucam
możliwość organizowania publicznych egzekucji ich ksiąg, byłyby widowiskowe i przez
to- ryzykowne i nieskuteczne.
Chodzi raczej o małą zasadzkę. O niegłośny bunt gorzkich słów. O przekręcenie znaczeń.
duży przeskok. Dla starego ojca, nie ma ratunku w obecnym kształcie. Umęczony przez
własnych pisarzy woli wierzyć w małe konkretne państwo, gdzie wystawia się swój dom
"na pośmiewisko" i dba o otwarcie bezpiecznego schowka aby naiwne pamiętniki spaliło
wschodzące światło. Osobiste rozliczenie z obłudą poświęcającą martwe zwyczaje. Manifest
niezależności, niezbędny w trosce o żywe pióro na jutrzejszy dzień. To mu z pewnością służy.
Jak polska literatura (ogółem)- to góra lodu (a dokładniej się przypatrzeć- góra papieru),
nadającą się na kartkówki dla gimnazjalistów. Takiego odpadu nie wymyślono od czasów
przekładania francuskich romansów na język angielski (i odwrotnie) i nazywania tego
"arcydziełem literackiego przekładu"- ludzi upierdliwych i zgwałconych tam odnajduję-
skazanych na autodestrukcję. Nie naśladujcie ich, bo wasze skrzydła osiądą ołowiem.
Widzę polskich pisarzy. Poznacie ich łatwo- mówią nieustannie o niemocy. Siedzą w
kącie. Małość się za nimi kryje. Każdy z workiem na głowie i z prywatnym krzyżem na
piersi. Obywatele "Gdzieśtam". Zdolni do wypruwania sobie flaków za "polską sprawę".
Chcę niewielką zmianą, (w tym co istnieje) wprowadzić nową moralność pisania.
Aby nieuzasadnione wzruszenie szpeciło wiersze i dyskredytowało autora.
Wtedy takich romantyków skojarzę z nazistami a z nazistami należy rozprawiać się w
nazistowski sposób. Bezwzględnie należy to pisanie strącić w zapomnienie. Odrzucam
możliwość organizowania publicznych egzekucji ich ksiąg, byłyby widowiskowe i przez
to- ryzykowne i nieskuteczne.
Chodzi raczej o małą zasadzkę. O niegłośny bunt gorzkich słów. O przekręcenie znaczeń.