Kiedy ziemia wykorzenia krzyże
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Wstałam skoro świt, a mogłam leniuchować do dziewiątej, ale gdzie tam, moja rozczochrana mózgownica budzi się znacznie wcześniej. Dzisiaj pracuję czterdzieści kilometrów od miejsca zamieszkania, nie lubię takich sytuacji. Za oknem Jasz leje lawę z nieba, a ja muszę działać. Klimatyzacja rozwiązuje problem w jednej minucie, chwała Bogu, inaczej przyszłoby się roztopić. Kierowca wyluzowany, jedziemy, od czasu co czasu zwalniając tempo, zgodnie ze wskazaniem znaków drogowych. Na miejscu jestem jak zwykle w ostatniej chwili.
Czeka nas bardzo ważna misja, hmm… dla mnie nie pierwsza, dla innych może okazać się ostatnią, ale nie będę wyrocznią. Jesteśmy w pełnym składzie: dwie panie z Sanepidu, kilka osób z Nadleśnictwa, wojskowi, przedstawiciele Fundacji „Pamięć’, oraz firma, która będzie nurkować pod drzewami na byłym cmentarzysku usytuowanym w lesie i inni.
Sala narad szczelnie wypełniona kolorem khaki, cóż, jaka formacja, takie barwy. Po krótkiej debacie kawalkadą samochodów wyruszamy z miasta do lasu. Nadleśniczy informuje, że niedaleko, jakieś siedemset metrów od ronda, ale ja nie wierzę. Faktycznie, wyboistą drogą przez las jechaliśmy chyba ze dwa kilometry. W pewnym momencie samochód leśniczego zatrzymuję się na skraju drogi, a za nim posłusznie wszystkie uczestniczące w akcji pojazdy. Wychodzimy na drogę, krótka instrukcja i "ogary poszły w las". Moje stopy w szpilkach lądują po samą podeszwę w leśnej ściółce. Oczywiście bagatelizuję ten fakt, jedynie donośnym głosem pytam "czy aby tutaj ucztują kleszcze?"
Ktoś odpowiada, że nie wie, ale lepiej uważać w gęstwinie, bo prawdopodobnie niedźwiedź, oczywiście przypadkiem, może zmienić menu na śniadanie. Całe stado mrówek przebiegło po plecach, jakoś nagle buty zaczęły mnie uwierać. W środku sosnowego lasu, który jak obliczyliśmy rośnie w tym miejscu ponad sześćdziesiąt lat, pokazały się wysmukłe, białe jak panny młode - brzozy.
Ponad pół wieku wstecz, w czasach II wojny światowej pod drzewami zostali pochowani niemieccy żołnierze. Na zlecenie Fundacji „Pamięć " działającej w imieniu Volksbund Deutsche
Kriegsggraberfursorge, realizującej zadania na zlecenie, wynikające z umowy międzyrządowej będzie dokonana ekshumacja szczątków. Niektórzy zafascynowani miejscem i sytuacją z ciekawością dopytują o ewentualny finał poszukiwań. Szef firmy "a la Grzeboland" odpowiada, że proces może potrwać nawet kilkanaście dni, instruuje także ciekawskich co można znaleźć, otóż – kości, nieśmiertelniki, broń, obrączki, złote zęby itp. Stoimy, zaskoczeni odpowiedzią.
Powoli wycofuję się na drogę, zostawiam namiary do siebie, przecież muszę podpisać protokół na zakończenie ekshumacji – odjeżdżamy, niech debatują inni, mam na godzinę jedenastą umówione spotkanie z ludźmi spod ukraińskiej granicy. Dojeżdżamy do celu, po drodze z zadumy nad ...życiem po życiu... wybija mnie sygnał telefonu pracownika salonu meblowego, rozstroił mi doszczętnie organizm. Emocjonalna konwersacja momentami podgrzewa i tak już rozpaloną atmosferę, ale siła perswazji zwycięża, ostatecznie osiągamy kompromis.
Pięć kilometrów od miejsca pracy spotykam się z rodziną z Wołynia. Sympatyczni młodzi ludzie, których zobaczyłam po raz pierwszy w życiu. Mamy bardzo mało czasu, tylko dwie godziny na zapoznanie się i omówienie spraw z całego życia. Po godzinnej wymianie zdań, spostrzegam pewne podobieństwa, o zgrozo, nie do mojej rodziny, a zupełnie obcych mi osób - i tak: Sławek – odbicie wokalisty zespołu Ira, Ania, abstrakcyjne połączenie dziwnych ras z niedoborem melatoniny. Wspomnę jeszcze o ich córkach, które toczka w toczkę wyglądały jak peruwiańskie dziewczyny. Mix totalny. Babcia Teresa na sto procent za swoich przodków miała ufoludki, nie dość, że długa jak miesiąc i cienka jak wypłata, jeszcze te zielone paznokcie, które jednoznacznie sugerują miejsce pochodzenia.
Ekshumacja w toku. Pożyjemy, zobaczymy czy niemieccy żołnierze odfruną w inny świat na wojenny cmentarz, by wśród swoich złożyć kości, chociaż nie powiem, tutaj mieli wyśmienite klimaty i szum efektownie zdobionych w biało-czarne mereżki bieszczadzkich brzóz.
Jedna sprawa przykuła moją uwagę… przybyli nieznajomi...
Czeka nas bardzo ważna misja, hmm… dla mnie nie pierwsza, dla innych może okazać się ostatnią, ale nie będę wyrocznią. Jesteśmy w pełnym składzie: dwie panie z Sanepidu, kilka osób z Nadleśnictwa, wojskowi, przedstawiciele Fundacji „Pamięć’, oraz firma, która będzie nurkować pod drzewami na byłym cmentarzysku usytuowanym w lesie i inni.
Sala narad szczelnie wypełniona kolorem khaki, cóż, jaka formacja, takie barwy. Po krótkiej debacie kawalkadą samochodów wyruszamy z miasta do lasu. Nadleśniczy informuje, że niedaleko, jakieś siedemset metrów od ronda, ale ja nie wierzę. Faktycznie, wyboistą drogą przez las jechaliśmy chyba ze dwa kilometry. W pewnym momencie samochód leśniczego zatrzymuję się na skraju drogi, a za nim posłusznie wszystkie uczestniczące w akcji pojazdy. Wychodzimy na drogę, krótka instrukcja i "ogary poszły w las". Moje stopy w szpilkach lądują po samą podeszwę w leśnej ściółce. Oczywiście bagatelizuję ten fakt, jedynie donośnym głosem pytam "czy aby tutaj ucztują kleszcze?"
Ktoś odpowiada, że nie wie, ale lepiej uważać w gęstwinie, bo prawdopodobnie niedźwiedź, oczywiście przypadkiem, może zmienić menu na śniadanie. Całe stado mrówek przebiegło po plecach, jakoś nagle buty zaczęły mnie uwierać. W środku sosnowego lasu, który jak obliczyliśmy rośnie w tym miejscu ponad sześćdziesiąt lat, pokazały się wysmukłe, białe jak panny młode - brzozy.
Ponad pół wieku wstecz, w czasach II wojny światowej pod drzewami zostali pochowani niemieccy żołnierze. Na zlecenie Fundacji „Pamięć " działającej w imieniu Volksbund Deutsche
Kriegsggraberfursorge, realizującej zadania na zlecenie, wynikające z umowy międzyrządowej będzie dokonana ekshumacja szczątków. Niektórzy zafascynowani miejscem i sytuacją z ciekawością dopytują o ewentualny finał poszukiwań. Szef firmy "a la Grzeboland" odpowiada, że proces może potrwać nawet kilkanaście dni, instruuje także ciekawskich co można znaleźć, otóż – kości, nieśmiertelniki, broń, obrączki, złote zęby itp. Stoimy, zaskoczeni odpowiedzią.
Powoli wycofuję się na drogę, zostawiam namiary do siebie, przecież muszę podpisać protokół na zakończenie ekshumacji – odjeżdżamy, niech debatują inni, mam na godzinę jedenastą umówione spotkanie z ludźmi spod ukraińskiej granicy. Dojeżdżamy do celu, po drodze z zadumy nad ...życiem po życiu... wybija mnie sygnał telefonu pracownika salonu meblowego, rozstroił mi doszczętnie organizm. Emocjonalna konwersacja momentami podgrzewa i tak już rozpaloną atmosferę, ale siła perswazji zwycięża, ostatecznie osiągamy kompromis.
Pięć kilometrów od miejsca pracy spotykam się z rodziną z Wołynia. Sympatyczni młodzi ludzie, których zobaczyłam po raz pierwszy w życiu. Mamy bardzo mało czasu, tylko dwie godziny na zapoznanie się i omówienie spraw z całego życia. Po godzinnej wymianie zdań, spostrzegam pewne podobieństwa, o zgrozo, nie do mojej rodziny, a zupełnie obcych mi osób - i tak: Sławek – odbicie wokalisty zespołu Ira, Ania, abstrakcyjne połączenie dziwnych ras z niedoborem melatoniny. Wspomnę jeszcze o ich córkach, które toczka w toczkę wyglądały jak peruwiańskie dziewczyny. Mix totalny. Babcia Teresa na sto procent za swoich przodków miała ufoludki, nie dość, że długa jak miesiąc i cienka jak wypłata, jeszcze te zielone paznokcie, które jednoznacznie sugerują miejsce pochodzenia.
Ekshumacja w toku. Pożyjemy, zobaczymy czy niemieccy żołnierze odfruną w inny świat na wojenny cmentarz, by wśród swoich złożyć kości, chociaż nie powiem, tutaj mieli wyśmienite klimaty i szum efektownie zdobionych w biało-czarne mereżki bieszczadzkich brzóz.
Jedna sprawa przykuła moją uwagę… przybyli nieznajomi...
Tak zdecydowanie masz rację, styl miejscami nawet frywolny, ale jak pomyślę jaki los zgotowali Niemcy naszym rodzinom, nie potrafię inaczej. Wiem przemawia przeze mnie sarkazm, niestety nie umiem inaczej. Generalnie nie piszę prozy (pomijając jakieś małe epizody w lokalnej prasie) a i z wierszami też nie jest mi po drodze. Tak dla zabicia czasu w necie czasem sobie coś skrobnę. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)