Wspomnienia Ireny Ostoja-Lniskiej

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

Piszę teraz artykuł dla ,,Kuriera Kaszubskiego", w którym pracuję - artykuł mający na celu ukazanie ludziom jak mieszkańcy Kaszub pamiętają datę oficjalnego końca wojny. U nas, na pomorzu - w Kartuzach - sercu Kaszub, 10 marca wstąpiła armia czerwona i to zdarzenie jest zdecydowanie bardziej określone od zbliżającej się (9 maja) rocznicy podpisania kapitulacji Niemiec. Sesja wspomnień i rozmów z panią Ireną jest zdecydowanie obszerniejsza niż się spodziewałem i prawdopodobnie nie będę mógł wykorzystać jej w całości, a nie chcę, by jej słowa przepadły.
Poniżej przedstawiam właśnie część jej wspomnień zredagowanych wstępnie przeze mnie.




___________________________________________________________________




[size=99px]J[/size]uż w styczniu 1945 r. Niemcy ewakuowali więźniów ze Stutthofu, prowadząc ich w śniegu - a była wówczas ostra zima - na zachód. Wśród nich był też nasz wujek. Znajomi rolnicy zawiadomili nas, że ta droga śmierci prowadzić będzie przez wieś Pomieczyno. Więźniów, którzy padali ze zmęczenia, po prostu zabijano. Strażnicy zaprowadzili więźniów do kościoła we wsi, wówczas tamtejsi ludzie pomogli wielu z nich uciec z owego kościoła. Wśród tych, którym udało się zbiec, znalazło się kilku powstańców warszawskich, także nasz wujek. Ludzie ze wsi ukryli ich w swoich domach, nakarmili, umyli i przenocowali. Ci, którzy ukryli wujka, powiadomili nas, więc moja 18-letnia siostra wybrała się w towarzystwie dwóch starszych chłopców z samego rana pieszo do Pomieczyna (kilkanaście kilometrów). Wieczorem o godzinie 21-ej przyprowadziła go w przebraniu kolejarza polnymi drogami, brnąc po kolana w śniegu.


Kiedy wujek znalazł się u nas w mieszkaniu, był bardzo wycieńczony (miał biegunkę) i aż do wyzwolenia, do 10 marca, ukrywał się w naszym mieszkaniu, o czym nikt nie wiedział – gdy ktoś pukał do drzwi, wujek chował się za taką szafę z umywalką i wysokim lustrem, siadając na małym stołku. Siostra idąc po wujka, miała ze sobą krzyż misyjny, a w domu wzywaliśmy o pomoc Matkę Bożą Nieustającej Pomocy. W drodze, już na ulicy klasztornej, mijała ich trójka niemieckich żołnierzy z tzw. ,,Sonderkommando”, które wyłapywało dezerterów z wojska. Siostrze serce stanęło w gardle. Dzięki Bogu przeszli szczęśliwie. Do dzisiaj przeżywa ona tę ,,wyprawę” i nie lubi o tym wspominać... Ciągle jest przekonana - że to był prawdziwy cud, że ich uratował też Św. Józef, gdyż wujek miał na imię Józef, ona jest Józefa, a kościół w Pomieczynie był pod wezwaniem Św. Józefa.

Niemcy czuli, że przegrywają tę wojnę, ale byli bardzo okrutni – byłam świadkiem jak na rynku przy kościele św. Kazimierza (dawny kościół ewangelicki) w tym miejscu, gdzie dzisiaj stoi tablica naszego powiatu, zastrzelili trzy osoby (Polaków). Mieli związane ręce i przywiązani byli do słupków. Wtedy pluton niemiecki oddał strzały. Ich ciała osunęły się. Potem podszedł jeden żołnierz, z pistoletu strzelił jeszcze w czoło. To był straszny widok - a tablica z napisem głosiła, że okradli uciekinierów – Niemców, którzy opuszczali Prusy Wschodnie, kierując się na zachód (do Niemiec). Stałam wówczas cała skamieniała. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Niosłam chleb do domu.
Widziałam też, jak prowadzili jeńców wojennych radzieckich obok naszego domu; mieszkaliśmy przy szosie – już wcześniej stanęłam bokiem za drzewem i podałam jednemu z nich pół chleba – to przecież było tak mało. A raz zrobiłam to przy rynku – kupiłam chleb i też podałam – wtedy jakoś nie czułam strachu.

To zaczęło się już w styczniu, kiedy front zbliżał się do miasta – w nocy słyszeliśmy bombardowanie Gdańska i Gdyni przez aliantów. Ale prawdziwe piekło zaczęło się 9 marca – prawdziwa strzelanina. Słychać było przeciwlotnicze działa i wybuchy. Front był coraz bliżej. Jak wspomniałam, mieszkaliśmy przy szosie, którą – od strony Ręboszewa – nadeszło wojsko radzieckie. Wszyscy weszliśmy do piwnicy. Miałyśmy małe uszyte plecaki z paroma rzeczami na wypadek, gdyby przyszło nam opuścić dom. Potem rozległ się straszny huk i z domu wyleciały wszystkie szyby, ale budynek nie ucierpiał. Jak się okazało, ostatni niemieccy żołnierze podpalili duży samochód wojskowy, w którym była jakaś amunicja. Ale we wraku tego samochodu znaleźliśmy worek z kaszą – to uratowało nas od głodu. Rano była kasza na kozim mleku, na obiad kasza z łyżką łoju (to był tłuszcz wołowy) i parę ziemniaków, tzw. krupnik. Na kolację ziemniaki smażone na tłuszczu – te mieliśmy w piwnicy odłożone na zimę.


Nad ranem wkroczyło wojsko radzieckie - kiedy wyjrzałam za drzwi, śnieg i wszystko inne zrobiło się szare od strzelaniny. Kiedy weszli do naszej piwnicy, uradowaliśmy się bardzo. Nareszcie długo oczekiwana wolność. Byli mili, ale ci, którzy przyszli po nich, rewidowali mężczyzn – żądali jakichś dowodów, i w trakcie obszukiwania zabierali im zegarki z ręki. Mój ojciec swój zegarek wcisnął mi w dłoń i tak złoty zegarek na łańcuszku ocalał – dziś otrzymał go na pamiątkę syn. Wówczas jakoś nasza radość zmalała – ale to tak jak na wojnie – są dobrzy i źli ludzie. Potem doszło do nas, że wielu Polaków aresztowano i wywieziono do Rosji. Niektórzy po długim czasie wrócili, część z nich zmarła.

Następnie w naszym domu zamieszkał sztab, a my do piwnicy – spaliśmy na słomie obok węgla i ziemniaków. Przez okno wystawała rura, aby z żelaźniaka wychodził dym. Wśród wojskowych był Polak o imieniu Bolek. Była też kuchnia polowa. Na polu żołnierze zabijali świnie i krowy, które przywozili z okolicznych wsi. Dla mnie to był szok – nigdy wcześniej nie widziałam zabijania zwierząt. Blisko znajdowało się jezioro, więc wrzucali materiał wybuchowy i ogłuszone ryby wypływały na powierzchnię. W naszej piwnicy była duża pralnia – tam magazynowali to, co zbierali ze sklepów. Stała tam skrzynia z rodzynkami, woda kolońska, chleby i inne rzeczy. Tę wodę kolońską niektórzy z nich pili z rodzynkami – trochę to dzisiaj wydaje się śmieszne, ale raz podebrałam im garść tych rodzynek. Czasami dali nam chleb albo świński ryj. Pośród żołnierzy byli tacy bardzo młodzi, w wieku 18 lat. Jeden z nich opowiadał o szkole, a raz nawet zaprosił mnie do wspólnego talerza z obiadem, ale, mimo braku wielu rzeczy, nie umiałam się na to zdobyć.
Później, kiedy wojsko poszło dalej na Gdańsk, wróciliśmy do mieszkań. Ale najpierw trzeba było posprzątać; ze strychu zrobili sobie ubikacje – wody nie było, braliśmy z jeziora i gotowaliśmy ją. Te wszystkie brudy spaliliśmy na polu. Po długim czasie uruchomili piekarnie – czasem dostało się chleb, a czasem nie. Byliśmy często głodni, ale szczęśliwi. Mogliśmy już iść do kościoła. Na szczęście przeżyliśmy, i to dzięki Matce Bożej z Lourdes. Modliliśmy się wszyscy z takiej małej książeczki, którą mamy do dziś. Jej kartki są bardzo pożółkłe – bo są wymodlone. Ale żeby to wszystko zrozumieć – tę całą traumę – trzeba to było przeżyć.
Codziennie modlę się o pokój. I do dnia dzisiejszego nie znoszę salw z okazji uroczystości państwowych, a mam już 81 lat. Nie oglądam żadnych filmów o wojnie i cierpieniu ludzi, a zwłaszcza dzieci. I oby nigdy więcej wojny nie było.




Kiedy w 1946 zaczęło funkcjonować gimnazjum i liceum na ulicy Klasztornej – to z moją młodszą siostrą zdałyśmy egzamin do 3-ciej klasy gimnazjum, gdyż w czasie okupacji uczyła nas starsza siostra, która była po maturze w Kościerzynie – u sióstr Urszulanek. Uczyli nas tam profesorowie z Wilna i Lwowa, wspaniali ludzie i wychowawcy. Z ich uczniów wielu zostało lekarzami, profesorami, kapłanami, inżynierami, a jeden biskupem – obecny biskup włocławski Wiesław Mering. Brakowało wtedy książek, często musiałyśmy szybko notować wiadomości dyktowane przez profesorów. Pamiętam, że przyniosłam pani prof. Baranowicz literaturę polską po starszym rodzeństwie i historię, bo mieliśmy polskie książki ukryte w szopie na podwórzu. Chłonęliśmy tę wiedzę z radością – po długich latach okupacji, kiedy to obowiązywała szkoła niemiecka. Powoli pojawiały się sklepy, piekarnie, pojawiła się woda w kranach, prąd i zaczęło się nowe życie.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Robisz dobrą robotę, Korien. Wspomnienia świadków historii, jeśli są prawdziwe, stanowią nie tylko cenne źródło informacji, ale i jednoczą nas ze sobą.
Właśnie czytam powojenne wspomnienia lwowskie pani Lanckorońskiej, a niedawno przeczytałam wspomnienia mińszczanina - wiele takich samych spostrzeżeń. I to, że zegarki stanowiły cenną "pamiątkę", że dewastowali dom, zwłaszcza gdy nie potrafili skorzystać z dobrodziejstw techniki w łazience albo kuchni, a Lanckorońska podaje, że żony oficerów przyszły do teatru wystrojone w świeżo zakupione koszule nocne. Ja się nie śmieję, ja to rozumiem, ale najbardziej boleję, gdy uświadomię sobie, gdzie byliśmy i jak spadliśmy, przez kogo spadliśmy, gdzie zaś mogliśmy dojść, gdyby nie ów spadek.


Od strony technicznej mam sporo zarzutów. Chyba że to materiał surowy, jeszcze przez Ciebie nieobrobiony.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

To tylko jej wspomnienia - nieobrobione na tamten czas przeze mnie w żaden sposób.
Właśnie ustalam końcowy efekt (zresztą mam wielki dylemat w mnóstwie fragmentów, bo nie chcę ingerować w treść zapisaną przez panią Irenę). Postaram się po wyjściu gazety wkleić tutaj cały artykuł.

Będę też prowadził stałą rubrykę historyczną - rozmowy z zasłużonymi dla pomorza ludźmi, których właśnie zasługi i życie nie do końca zostało docenione, a warto z nimi rozmawiać, póki jeszcze mają odrobinę czasu!
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

[quote=""Korien""]Będę też prowadził stałą rubrykę historyczną - rozmowy z zasłużonymi dla pomorza ludźmi, których właśnie zasługi i życie nie do końca zostało docenione, a warto z nimi rozmawiać, póki jeszcze mają odrobinę czasu![/quote] Takie rozmowy wzruszają i opowiadającego, i słuchacza. Dla nich, dla opowiadających, ważne jest również i to, że mogą porozmawiać, że te ich opowieści znajdują słuchacza, są dla kogoś ważne.
Robisz piękną robotę. Trzymam kciuki za powodzenie Twojego przedsięwzięcia.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[quote=""emde""]Dla nich, dla opowiadających, ważne jest również i to, że mogą porozmawiać, że te ich opowieści znajdują słuchacza, są dla kogoś ważne. [/quote]

Też tak czuję.
Swoją drogą, często dzisiaj obrywa się ,,młodym ludziom" za nieumiejętność słuchania.

Brak pytań automatycznie prowadzi do braku odpowiedzi, a tym samym do braku wiedzy.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
tsm
Posty: 995
Rejestracja: śr 28 paź, 2009
Lokalizacja: kowary

Post autor: tsm »

kamilu jestem calym serduchem z tobą!!! :0q:
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez tsm, łącznie zmieniany 1 raz.
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Ja to się tylko zastanawiam, kiedy masz czas na, powiedzmy, jedzenie? Spanie? Może mało wzniosłe czynności, ale dość istotne dla życia.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

Jutro postaram się wkleić artykuł na temat którego rozmawiamy (nie mam gazety w mieszkaniu), a tymczasem wkleję dwa artykuły z 26 maja. Po lewej kolumna z felietonem o maturze, a reszta to wspólnie, jak podpisano, zrobiony materiał o Dniu Matki.


[img]http://img717.imageshack.us/img717/4840/obraz002fm.th.jpg[/img] (dwa kliknięcia - żeby czytać - i drugie najkorzystniej w tę lupę z plusem pod zdjęciem!)



Marcinie, wyśpimy się po śmierci.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.