Molekuły utraconej pamięci
: pt 25 lis, 2011
Molekuły utraconej pamięci
Szła szybko, wręcz biegła, co w jej wieku stanowiło dość spory wysiłek. Wiedziała, że zbyt dużo czasu spędziła u fryzjera i w sklepie. Była już pod blokiem, jeszcze tylko kilka kroków. Ściągnęła windę, wyciągając nerwowo klucze z torebki. Z niecierpliwością czekała na dźwięk sygnalizujący przybycie na wskazane piętro. Otworzyła drzwi mieszkania, weszła do pokoju i poczuła ulgę. Wszystko było w porządku, spał. Gdy się uspokoiła, zmęczenie dało o sobie znać. Nigdy nie twierdziła, że jej numer PESEL mógłby tworzyć przeszkodę w podejmowaniu aktywności fizycznej, ale pewne rzeczy stanowiły dla niej już zbyt duży wysiłek, a bieg z zakupami z pewnością się do nich zaliczał. Siedziała zdyszana na krześle w kuchni, patrząc na drzwi od sypialni.
Trwało to już sześć lat. Początkowo były to sporadyczne sytuacje, gdy mężowi zdarzało się czegoś zapomnieć, lecz zwykle po dłuższej chwili wszystko sobie przypominał lub ktoś mu w tym pomagał. Później pojawiły się coraz częstsze problemy z koncentracją, niczym nieuzasadnione zmiany nastroju, co tłumaczyli podeszłym wiekiem. Pamięta, gdy raz wracali z niedzielnego spaceru, a jej mąż nie do końca wiedział, gdzie jest, mimo że chodzili tą drogą wielokrotnie. Jednak nie przywiązywała wówczas do tego większej wagi.
Na wizytę u specjalisty zdecydowała się, gdy małżonek zaczął chować różne przedmioty, a problemy z przywoływaniem zdarzeń pojawiały się coraz częściej. Młody lekarz zdiagnozował początek choroby Alzheimera. Nie wiedziała wtedy zbyt wiele o tej dolegliwości oprócz tego, że ma związek z zaburzeniami pamięci i podłoże neurologiczne. Udzielono jej pewnych informacji, ale nie chciała w nie do końca wierzyć. Miała nadzieję, że w tym przypadku będzie inaczej, lepiej. Z biegiem czasu objawy zaczęły się nasilać. Mąż coraz częściej miewał problemy z orientacją, przywoływaniem niedawnych wydarzeń. Zdarzało się także, ze bezpodstawnie oskarżał ją o zgubienie czegoś, nawet o kradzież. Jak bolesna rana utkwił jej w pamięci pierwszy raz, gdy jej nie poznał.
To był wieczór, przyniosła mu do pokoju kolację. On ze zdziwieniem spojrzał na nią i zapytał „Kim pani jest? I gdzie moja żona?”. Nie wierzyła, że ten moment kiedyś nastąpi. Nie była na to psychicznie przygotowana. Starała się go uspokoić, zapewniała, że Ela niedługo wróci. Próby przekonywania, że to ona jest osobą, której szuka, mijały się z celem. Po kolacji mąż dość szybko zasnął, ale ona tej nocy długo nie zamykała oczu, płakała. Bardzo go kochała i zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jego wina. Opiekowała się nim, utrzymywała w miarę stały porządek dnia, aby ułatwić mu odnalezienie się w sytuacji i dać poczucie bezpieczeństwa. Nie brakowało jej cierpliwości i miłości, co jednak nie zmieniało faktu, że wiele ją to kosztowało i czasem było jej przykro, szczególnie, gdy ukochana osoba nie rozpoznawała jej twarzy.
Po tamtym zdarzeniu wróciła do lekarza. Chciała, aby wyjaśnił jej wszystko, nie pomijając szczegółów, od początku do końca, dlaczego tak się dzieje. Mówił coś o zaburzeniach układu cholinergicznego, powstawaniu filamentów tau i nieuporządkowanych mikrotubulach. Nie zapamiętała wszystkiego, ale w pamięci utkwiło jej, że przez te filamenty zaburzony jest transport neuroprzekaźników przez akson, część neuronu, a to właśnie one i połączenia między komórkami nerwowymi odpowiadają za to, co robimy, a także za naszą pamięć. Zdała sobie sprawę z tego, że całe ich wspólne życie i wszystkie wspomnienia są tylko takimi małymi cząsteczkami. Nie chciała w to wierzyć, choć w chwilach zwątpienia niejednokrotnie zastanawiała się nad tym, czy człowiek to istotnie tylko zbiór reakcji, czynności i związków chemicznych - gdy przestaje coś pasować lub czegoś brakuje, to wszystko się sypie. Niektórzy nieudolnie próbowali doszukiwać się zalet w zapominaniu pewnych rzeczy, tłumacząc, że dzięki temu nie pamięta się błędów, porażek, złych chwil. Szybko ucinała dyskusję, przypominając, że traci się także te dobre momenty. Nieraz zadawała sobie pytanie, czy człowiek bez wspomnień i pewnej tożsamości z nimi związanej, nadal jest sobą. Przez chorobę męża sama zaczęła doceniać to, co zdarzyło się w jej życiu, nawet jeśli były to gorsze chwile, o których kiedyś chciała zapomnieć. Dziś pragnęła pamiętać wszystko.
Z pomocą wnuka znalazła w Internecie dane o większości neuroprzekaźników. Acetylocholina, GABA, serotonina, glutaminian, dopamina, glicyna, substancja P… Powtarzała je sobie przed zaśnięciem. Zdołała zapamiętać kilkadziesiąt skomplikowanych nazw. Gdy mąż nie poznawał sąsiadów, członków rodziny, czy też zapominał o różnych rzeczach, obarczała je winą za całą tę sytuację. Nazywała je cząsteczkami pamięci.
Z upływem czasu przyzwyczaiła się do tej choroby, choć nigdy się z nią nie pogodziła. Tłumaczyła wnukom, że dziadek bardzo je kocha, wstawała za każdym razem w środku nocy, gdy mąż ubierał się i chciał wracać do domu, wyzywając ją i przeklinając za to, że nie pozwala mu iść do żony. Niekiedy przez kilka dni wszystko wyglądało normalnie, wręcz bardzo dobrze. Kiedy indziej przez długi czas musiała go uspokajać. Niejednokrotnie mąż z niejasnych przyczyn brał ścierkę i wycierał przez godzinę wciąż tę samą półkę, wykonywał dziwne ruchy i czynności. Przywykła również do powtarzających się raz na jakiś czas oskarżeń o kradzież. Razem szukali rzekomo zaginionego przedmiotu, a gdy się znajdował, pokazywała, że niczego nie brakuje. Coraz częściej pojawiały się także problemy z nazywaniem otaczających go rzeczy i codziennymi czynnościami. Przyzwyczaiła się do wielu sytuacji, ale nie mogła zaakceptować tej choroby i wiedziała, że nigdy to nie nastąpi.
Stan męża wymagał od niej wielkiej siły fizycznej i psychicznej oraz wielu wyrzeczeń. Znajomym mówiła, że wszystko jest w porządku, lecz nawet mimo ich pomocy często czuła się zwyczajnie samotna i bezradna. Wielokrotnie płakała i przeklinała los. Cały swój gniew, żal i rozgoryczenie przenosiła na te prawie sto neuroprzekaźników, których zdołała się nauczyć. Potrzebowała czegoś, co mogła obwiniać za taki stan rzeczy. Pewne zdarzenia, mimo że występowały nie pierwszy raz, zawsze sprawiały jej przykrość. Czasami wszystko było w porządku, jej mąż mówił, że ją kocha, uśmiechał się, a ona wówczas mogła na chwilę się zapomnieć. Czuła się szczęśliwa, choć nigdy nie wiedziała, jak ulotne będzie to szczęście. Wszystko przemijało, gdy czasem po kilku godzinach, czasem po kilku dniach, już jej nie poznawał. Bała się także, że pewnego razu, podczas jej nieobecności, on wyjdzie z domu i zgubi się. Zdawała sobie sprawę z tego, że tak już będzie zawsze, że to się nie zmieni. Te myśli i troski towarzyszyły jej codziennie.
Usłyszała ruch za drzwiami sypialni. Wstała z krzesła i nacisnęła klamkę. Na kanapie siedział jej mąż. Uśmiechnął się do niej, poznał ją. To wystarczyło do poczucia radości. Mimo że sama niejednokrotnie nie miała już sił, cierpliwości i czuła się osamotniona, to wiedziała, że on jest jeszcze bardziej samotny. Lekarz porównał tę chorobę do przebywania w chińskim miasteczku, gdzie nie można niczego zrozumieć, przeczytać, wszyscy są obcy. Czasem wspólnie przemierzali te nieprzyjazne ulice, a niekiedy ona szła z tyłu, czuwając nad nim. Trwała przy nim, aby nie zgubił się w mieście tej choroby i aby ona także nie zginęła. Kochała go i wiedziała, że on również ją kocha. Utracone molekuły pamięci mogły zawierać obraz jej twarzy, wspomnienia wczorajszego dnia, ale ich miłość była dla niej czymś więcej niż tylko zbiorem chemicznych substancji. Przede wszystkim dawała jej siłę, której niejednokrotnie tak bardzo potrzebowała. Codziennie stawała do walki z samą sobą i chorobą, która kosztowała ją i zabierała jej tak wiele. Ale wiedziała, że nie może zabrać wszystkiego. Bo jej mąż był kimś więcej niż tylko mieszaniną chemii i fizjologii. Stanowił także część niej samej, którą ona zamierzała ocalić od zapomnienia.
Szła szybko, wręcz biegła, co w jej wieku stanowiło dość spory wysiłek. Wiedziała, że zbyt dużo czasu spędziła u fryzjera i w sklepie. Była już pod blokiem, jeszcze tylko kilka kroków. Ściągnęła windę, wyciągając nerwowo klucze z torebki. Z niecierpliwością czekała na dźwięk sygnalizujący przybycie na wskazane piętro. Otworzyła drzwi mieszkania, weszła do pokoju i poczuła ulgę. Wszystko było w porządku, spał. Gdy się uspokoiła, zmęczenie dało o sobie znać. Nigdy nie twierdziła, że jej numer PESEL mógłby tworzyć przeszkodę w podejmowaniu aktywności fizycznej, ale pewne rzeczy stanowiły dla niej już zbyt duży wysiłek, a bieg z zakupami z pewnością się do nich zaliczał. Siedziała zdyszana na krześle w kuchni, patrząc na drzwi od sypialni.
Trwało to już sześć lat. Początkowo były to sporadyczne sytuacje, gdy mężowi zdarzało się czegoś zapomnieć, lecz zwykle po dłuższej chwili wszystko sobie przypominał lub ktoś mu w tym pomagał. Później pojawiły się coraz częstsze problemy z koncentracją, niczym nieuzasadnione zmiany nastroju, co tłumaczyli podeszłym wiekiem. Pamięta, gdy raz wracali z niedzielnego spaceru, a jej mąż nie do końca wiedział, gdzie jest, mimo że chodzili tą drogą wielokrotnie. Jednak nie przywiązywała wówczas do tego większej wagi.
Na wizytę u specjalisty zdecydowała się, gdy małżonek zaczął chować różne przedmioty, a problemy z przywoływaniem zdarzeń pojawiały się coraz częściej. Młody lekarz zdiagnozował początek choroby Alzheimera. Nie wiedziała wtedy zbyt wiele o tej dolegliwości oprócz tego, że ma związek z zaburzeniami pamięci i podłoże neurologiczne. Udzielono jej pewnych informacji, ale nie chciała w nie do końca wierzyć. Miała nadzieję, że w tym przypadku będzie inaczej, lepiej. Z biegiem czasu objawy zaczęły się nasilać. Mąż coraz częściej miewał problemy z orientacją, przywoływaniem niedawnych wydarzeń. Zdarzało się także, ze bezpodstawnie oskarżał ją o zgubienie czegoś, nawet o kradzież. Jak bolesna rana utkwił jej w pamięci pierwszy raz, gdy jej nie poznał.
To był wieczór, przyniosła mu do pokoju kolację. On ze zdziwieniem spojrzał na nią i zapytał „Kim pani jest? I gdzie moja żona?”. Nie wierzyła, że ten moment kiedyś nastąpi. Nie była na to psychicznie przygotowana. Starała się go uspokoić, zapewniała, że Ela niedługo wróci. Próby przekonywania, że to ona jest osobą, której szuka, mijały się z celem. Po kolacji mąż dość szybko zasnął, ale ona tej nocy długo nie zamykała oczu, płakała. Bardzo go kochała i zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jego wina. Opiekowała się nim, utrzymywała w miarę stały porządek dnia, aby ułatwić mu odnalezienie się w sytuacji i dać poczucie bezpieczeństwa. Nie brakowało jej cierpliwości i miłości, co jednak nie zmieniało faktu, że wiele ją to kosztowało i czasem było jej przykro, szczególnie, gdy ukochana osoba nie rozpoznawała jej twarzy.
Po tamtym zdarzeniu wróciła do lekarza. Chciała, aby wyjaśnił jej wszystko, nie pomijając szczegółów, od początku do końca, dlaczego tak się dzieje. Mówił coś o zaburzeniach układu cholinergicznego, powstawaniu filamentów tau i nieuporządkowanych mikrotubulach. Nie zapamiętała wszystkiego, ale w pamięci utkwiło jej, że przez te filamenty zaburzony jest transport neuroprzekaźników przez akson, część neuronu, a to właśnie one i połączenia między komórkami nerwowymi odpowiadają za to, co robimy, a także za naszą pamięć. Zdała sobie sprawę z tego, że całe ich wspólne życie i wszystkie wspomnienia są tylko takimi małymi cząsteczkami. Nie chciała w to wierzyć, choć w chwilach zwątpienia niejednokrotnie zastanawiała się nad tym, czy człowiek to istotnie tylko zbiór reakcji, czynności i związków chemicznych - gdy przestaje coś pasować lub czegoś brakuje, to wszystko się sypie. Niektórzy nieudolnie próbowali doszukiwać się zalet w zapominaniu pewnych rzeczy, tłumacząc, że dzięki temu nie pamięta się błędów, porażek, złych chwil. Szybko ucinała dyskusję, przypominając, że traci się także te dobre momenty. Nieraz zadawała sobie pytanie, czy człowiek bez wspomnień i pewnej tożsamości z nimi związanej, nadal jest sobą. Przez chorobę męża sama zaczęła doceniać to, co zdarzyło się w jej życiu, nawet jeśli były to gorsze chwile, o których kiedyś chciała zapomnieć. Dziś pragnęła pamiętać wszystko.
Z pomocą wnuka znalazła w Internecie dane o większości neuroprzekaźników. Acetylocholina, GABA, serotonina, glutaminian, dopamina, glicyna, substancja P… Powtarzała je sobie przed zaśnięciem. Zdołała zapamiętać kilkadziesiąt skomplikowanych nazw. Gdy mąż nie poznawał sąsiadów, członków rodziny, czy też zapominał o różnych rzeczach, obarczała je winą za całą tę sytuację. Nazywała je cząsteczkami pamięci.
Z upływem czasu przyzwyczaiła się do tej choroby, choć nigdy się z nią nie pogodziła. Tłumaczyła wnukom, że dziadek bardzo je kocha, wstawała za każdym razem w środku nocy, gdy mąż ubierał się i chciał wracać do domu, wyzywając ją i przeklinając za to, że nie pozwala mu iść do żony. Niekiedy przez kilka dni wszystko wyglądało normalnie, wręcz bardzo dobrze. Kiedy indziej przez długi czas musiała go uspokajać. Niejednokrotnie mąż z niejasnych przyczyn brał ścierkę i wycierał przez godzinę wciąż tę samą półkę, wykonywał dziwne ruchy i czynności. Przywykła również do powtarzających się raz na jakiś czas oskarżeń o kradzież. Razem szukali rzekomo zaginionego przedmiotu, a gdy się znajdował, pokazywała, że niczego nie brakuje. Coraz częściej pojawiały się także problemy z nazywaniem otaczających go rzeczy i codziennymi czynnościami. Przyzwyczaiła się do wielu sytuacji, ale nie mogła zaakceptować tej choroby i wiedziała, że nigdy to nie nastąpi.
Stan męża wymagał od niej wielkiej siły fizycznej i psychicznej oraz wielu wyrzeczeń. Znajomym mówiła, że wszystko jest w porządku, lecz nawet mimo ich pomocy często czuła się zwyczajnie samotna i bezradna. Wielokrotnie płakała i przeklinała los. Cały swój gniew, żal i rozgoryczenie przenosiła na te prawie sto neuroprzekaźników, których zdołała się nauczyć. Potrzebowała czegoś, co mogła obwiniać za taki stan rzeczy. Pewne zdarzenia, mimo że występowały nie pierwszy raz, zawsze sprawiały jej przykrość. Czasami wszystko było w porządku, jej mąż mówił, że ją kocha, uśmiechał się, a ona wówczas mogła na chwilę się zapomnieć. Czuła się szczęśliwa, choć nigdy nie wiedziała, jak ulotne będzie to szczęście. Wszystko przemijało, gdy czasem po kilku godzinach, czasem po kilku dniach, już jej nie poznawał. Bała się także, że pewnego razu, podczas jej nieobecności, on wyjdzie z domu i zgubi się. Zdawała sobie sprawę z tego, że tak już będzie zawsze, że to się nie zmieni. Te myśli i troski towarzyszyły jej codziennie.
Usłyszała ruch za drzwiami sypialni. Wstała z krzesła i nacisnęła klamkę. Na kanapie siedział jej mąż. Uśmiechnął się do niej, poznał ją. To wystarczyło do poczucia radości. Mimo że sama niejednokrotnie nie miała już sił, cierpliwości i czuła się osamotniona, to wiedziała, że on jest jeszcze bardziej samotny. Lekarz porównał tę chorobę do przebywania w chińskim miasteczku, gdzie nie można niczego zrozumieć, przeczytać, wszyscy są obcy. Czasem wspólnie przemierzali te nieprzyjazne ulice, a niekiedy ona szła z tyłu, czuwając nad nim. Trwała przy nim, aby nie zgubił się w mieście tej choroby i aby ona także nie zginęła. Kochała go i wiedziała, że on również ją kocha. Utracone molekuły pamięci mogły zawierać obraz jej twarzy, wspomnienia wczorajszego dnia, ale ich miłość była dla niej czymś więcej niż tylko zbiorem chemicznych substancji. Przede wszystkim dawała jej siłę, której niejednokrotnie tak bardzo potrzebowała. Codziennie stawała do walki z samą sobą i chorobą, która kosztowała ją i zabierała jej tak wiele. Ale wiedziała, że nie może zabrać wszystkiego. Bo jej mąż był kimś więcej niż tylko mieszaniną chemii i fizjologii. Stanowił także część niej samej, którą ona zamierzała ocalić od zapomnienia.