Strona 1 z 1

Tradycja

: pn 22 gru, 2008
autor: Mariola Kruszewska
Pewnego razu stanęłam w progu Bożego Narodzenia i nabrawszy głęboko powietrza, oznajmiłam nietęgim głosem:
- Mamo, tato, zaprosiłam do nas na Wigilię moich przyszłych teściów. W celu integracji.
Piorun reakcji zatoczył ze świstem szerokie koło i zawisł ciężko w powietrzu.
- Jaktopocodlaczego? – sypnęli pytaniami z prędkością kałasznikowa, pierwszy raz zadziwiając mnie małżeńską zgodnością.
- Stało się. – stwierdziłam tonem zamykającym jakąkolwiek próbę odwrotu. – Nie martw się, mamo. Pomogę ci przygotować kolację. Nie stresuj się, będzie dobrze.
- No to pięknie. Gorzej to tylko przed plutonem egzekucyjnym. I co ja im mam podać na stół? Jaka to ma być kolacja?
- Jak to, jaka? Normalna. Tradycyjna.
Matce teatralnie opadły ręce wraz z teatralnym jękiem.
- O Boże... Tradycyjna! Dla kogo tradycyjna? Mam im dać ziemniaki z olejem?
Ojciec, do tej pory dyplomatycznie milczący, w tym momencie uniósł gwałtownie palec, wiercąc dziurę w suficie.
- O co to, to nie! Stanowczo protestuję przeciwko jakimkolwiek próbom relegowania ziemniaków z wigilijnego stołu! To zamach na tradycję!
- Czyś ty oszalał? Kto dziś jada takie rzeczy! Może ci jeszcze kapustę kwaszoną zaserwować, jak u ciebie na wsi bywało?
- Znalazła się miastowa! Śledź i cebula!
- Może jeszcze snopek do chałupy przynieść?!
- Nie musisz daleko chodzić, sięgnij do butów!
- I w tym roku zapomnij o naleweczce!
Piorun reakcji jarzył się niczym sylwestrowe fajerwerki. Ręce rozgarniały powietrze z prędkością śmigła, a bombki niebezpiecznie drżały od decybeli, grożąc wybuchem. Wstałam unosząc ręce jak Skarga u Matejki:
- Pax między domowniki!
Dwie postacie znieruchomiały i klapnęły na kanapę. Drugi raz w życiu zdziwiłam się małżeńską zgodnością. Pojednawczo zaproponowałam:
- Mamo, ostatecznie mogę wszystkie dania zamówić w jakiejś restauracji.
Kończąc wymawianie tej złotej myśli, żałowałam, że ją zaczęłam.
- No jeszcze czego! Ładnie by mnie twoja teściowa podsumowała! A co ja, gorsza? Też potrafię przygotować tradycyjną Wigilię! Niech sobie nie myśli! Jeszcze się zdziwicie!
I fuknąwszy coś pod nosem, podeszła do półki z książkami. Resztę wieczoru spędziła na wertowaniu „Staropolskiej Wigilii u Kowalskich”. Raz tylko oderwała się pytając, co to jest szafran.

***

Nerwowość oczekiwania na przybycie gości udzieliła się nawet flegmatycznemu zwykle psu. Ojciec z ukosa zerkał na stół, który uginał się od wykwintnie udekorowanych półmisków z tajemniczą zawartością. Sianko pachniało, galarety dygotały, sztućce lśniły i tylko płomień świecy nierówno chwiał się na knocie. Dzwonek zabrzmiał jak na okręcie. Teściowie i mój przyszły mąż wtargali pokaźnych rozmiarów paczki. Połowa z nich okazała się prezentami. Reszta – wigilijnymi daniami. Teściowa wyraźnie zmieszana podała mamie talerze wyładowane po brzegi smażoną rybą, śledziami i makowcem:
- Och, Elu, nie wiedziałam, co przynieść, więc tak tylko trochę... tradycyjnie że tak powiem... na spróbowanie...
Obie panie nieco zakłopotane stały jak dwie gracje z uniesionymi ku górze dłońmi. Tata stanął zaś na wysokości zadania:
- Usiądźmy!
Był opłatek i życzenia. Uśmiechy maskujące, ale szczere. Trzeba przyznać, że uszka i barszcz smakowały wyśmienicie. Tylko tata o mało nie złamał siekacza, natknąwszy się niespodziewanie na ukryty migdał.
- Co to? – spytał, wyjmując go mało elegancko z ust.
- Kochanie, przecież to taka tradycja. Będziesz miał szczęście.
- Szczęście to już miałem. Ząb cały.
Tego wieczoru tata miał więcej szczęścia, niż mógł przypuszczać. Nie udławił się ością, choć zmuszony został do opuszczenia na chwilę gości i przeprowadzenia w łazience operacji za pomocą palców i lustra. Uniknął również maminego obcasa pod stołem, gdy porzuciwszy dobre maniery stanowczo oświadczył, że trudno, przeboleje mak, ale pszenicę wrzuci wróblom do karmnika. I że ma w nosie tradycyjne próbowanie tradycyjnych dwunastu potraw, a mleka na pewno pić nie będzie. Mlekiem okazała się zupa migdałowa. Nikt jej nigdy wcześniej nie kosztował, nie miał więc pojęcia, czy właściwie smakowała. Teściowie jedli i chwalili. Mąż podtrzymywał pod pachy dobrego ducha konwersacji.
Atmosfera rozluźniła sznurki dopiero przy prezentach, kawie i makowcu. Tata, ignorując błyskawice w oczach mamy, polał obficie nalewki. Może to ona sprawiła, że teściowej wykwitł rumieniec i nieśmiało zwierzyła się:
- Wiesz, Elu, pierwszy raz jedliśmy tak tradycyjną wieczerzę wigilijną. My pochodzimy ze wsi, tam trudno o rarytasy, bieda raczej, więc u nas to ziemniaki z olejem się podawało, kapustę, cebulę, pierogi. Jakaś smażona ryba, ale taka zwykła, nie to, co u was. I tak tradycyjnie jadamy do dziś.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była tak dojmująca, że moi rodzice nagle w duecie zaintonowali „Cichą noc”, po raz trzeci zadziwiając mnie małżeńską zgodnością.

: pn 22 gru, 2008
autor: Tomasz Kowalczyk
Ciepły uśmiech Marioli pod choinkę.
Uśmiech z językiem wykwintnym i elokwentnym... :-D

Pozdrawiam świątecznie

Tomek

: pn 22 gru, 2008
autor: Irena
[quote=""emde""]Mąż podtrzymywał pod pachy dobrego ducha konwersacji. [/quote]

niejeden w świąteczne zmagania , nie tylko z teściami, będzie podtrzymywał...
Poprawiłaś mi nastrój, nawet głowa mniej boli... :-D


Serdecznie....Ir

: wt 23 gru, 2008
autor: Mariola Kruszewska
O, uśmiechy! Znaczy - spełniło zadanie! Dzięki.

: wt 23 gru, 2008
autor: skaranie boskie
Zabawna historyjka :-/

: wt 23 gru, 2008
autor: Mariola Kruszewska
[quote=""skaranie boskie""]Ale i tak nie lubię świąt!
[/quote]To jest nas dwoje.
A historyjka powstała na faktach. Cieszę się, że bawi. :-D

: wt 23 gru, 2008
autor: Irena
[quote=""emde""]To jest nas dwoje.[/quote]


:cha cha: :cha cha: :cha cha: nie wiem czy lubisz tłok, bo już troje <img>

: wt 23 gru, 2008
autor: Mariola Kruszewska
:-D

: pn 29 gru, 2008
autor: Hanna Dikta
Naprawdę zgrabny tekst. Masz talent. :) To część jakiejś większej całości? Piszesz powieść? Pozdrawiam :)

: pn 29 gru, 2008
autor: Mariola Kruszewska
[quote=""Hanna Dikta""]Piszesz powieść? [/quote] Za cienka jestem i zbyt nerwowa. To opowiadanko jest pierwszym, jakie w życiu napisałam (nie licząc wypracowań szkolnych), a wynikło jako poplon autentycznej historii rodzinnej (nie mojej).

: wt 12 sty, 2010
autor: Monika_S
Bardzo dobra i zabawna historia. Przyjemnie się czyta :) Podoba mi się szczególnie jeden fragment:
"- Mamo, ostatecznie mogę wszystkie dania zamówić w jakiejś restauracji.
Kończąc wymawianie tej złotej myśli, żałowałam, że ją zaczęłam.
- No jeszcze czego! Ładnie by mnie twoja teściowa podsumowała! A co ja, gorsza? Też potrafię przygotować tradycyjną Wigilię! Niech sobie nie myśli! Jeszcze się zdziwicie! "


Nierzadko nie ma nic bardziej motywującego dla kobiety niż opinia jaką może jej wystawić inna kobieta ;) Każda gdzieś głęboko, świadomie lub nie, chce być zawsze choć trochę lepsza lub przynajmniej nie gorsza od tej drugiej ;)

Ogólnie bardzo mi się podoba, przeczytałam z dużym uśmiechem :)

: wt 12 sty, 2010
autor: Mariola Kruszewska
Dziękuję! Zupełnie zapomniałam o tym wykopalisku.

: wt 12 sty, 2010
autor: Monika_S
Patrząc na datę utworzenia tematu, to faktycznie trochę czasu minęło ;) Z racji tego, że jestem tu nowa, to pobawię się trochę w swego rodzaju forumowego archeologa, bo chciałabym się trochę bliżej przyjrzeć temu ogrodowi i zapoznać zarówno z ogrodnikami, jak i ich kwiatami ;)

: wt 12 sty, 2010
autor: Mariola Kruszewska
Rozumiem - zaczynasz od korzeni. <img>