a psy ujadają II
: sob 31 mar, 2012
III
lato przychodziło gwarem ptaków niczyich. szumem wiatru w sitowiach nad stawem nadziei. topiło wianki w wodzie. rozpalonymi oczyma gasło w matczynych konfiturach. jesień nadciągała spóźniona. głogami wiła się po ścierniskach skrzętnie zbierając do fartucha ślepe myszy. układała je na runie leśnym śpiewając kołysanki. a kiedy nadchodziły jesienne deszcze wtulała je w gniazda nietoperz. nad wodami siedziały panny wodne prały spódnice suszyły na złotych liściach. we włosy wpinały rzepy i piekły ostatnie ziemniaki z pól. płynęły rzekami do ciepłych krajów zanim skuje je lód.
IV
zima zapowiadała swoje nadejście odlotem ptaków na stacyjkach podniebnych odlotów. bałwany w czarno-białych strojach ujeżdżały sine konie. w białych liberiach przychodziły wrony stukały w okna karmników. chodziły drogami pod kościoły zbierały okruchy z tacy pani zimy. a kiedy dzwonki dzwoniły przy saniach konie pełne grzyw parskały rozgrzebując kopytami biały śnieg. ty wtulony w cisze pól patrzyłeś w moje oczy należące do świata. teraz po latach z rozrzewnieniem czytam wiersz napisany dla ciebie. na pustych polach po których teraz hula zimny wiatr widzę twoje oczy dzikie nieprzejednane wierne aż do zatracenia. wyjechałam. w gałęziach drzew pozostał tylko śpiew:
jesień suknie kładzie na samotne drzewa
idzie idzie jesień wiatr szalony śpiewa
nic tu nie zostanie kiedy przyjdzie jesień
tylko puste pola bo wiatr liście niesie
potem mgła wokoło drogi szlak przesłoni
ty nie przyjdziesz do mnie z mgły się nie wyłonisz
tylko wiatr zawodzi wiatr tak w sadzie płacze
nikt nie kocha mroku kiedy cie zobaczę.
lato przychodziło gwarem ptaków niczyich. szumem wiatru w sitowiach nad stawem nadziei. topiło wianki w wodzie. rozpalonymi oczyma gasło w matczynych konfiturach. jesień nadciągała spóźniona. głogami wiła się po ścierniskach skrzętnie zbierając do fartucha ślepe myszy. układała je na runie leśnym śpiewając kołysanki. a kiedy nadchodziły jesienne deszcze wtulała je w gniazda nietoperz. nad wodami siedziały panny wodne prały spódnice suszyły na złotych liściach. we włosy wpinały rzepy i piekły ostatnie ziemniaki z pól. płynęły rzekami do ciepłych krajów zanim skuje je lód.
IV
zima zapowiadała swoje nadejście odlotem ptaków na stacyjkach podniebnych odlotów. bałwany w czarno-białych strojach ujeżdżały sine konie. w białych liberiach przychodziły wrony stukały w okna karmników. chodziły drogami pod kościoły zbierały okruchy z tacy pani zimy. a kiedy dzwonki dzwoniły przy saniach konie pełne grzyw parskały rozgrzebując kopytami biały śnieg. ty wtulony w cisze pól patrzyłeś w moje oczy należące do świata. teraz po latach z rozrzewnieniem czytam wiersz napisany dla ciebie. na pustych polach po których teraz hula zimny wiatr widzę twoje oczy dzikie nieprzejednane wierne aż do zatracenia. wyjechałam. w gałęziach drzew pozostał tylko śpiew:
jesień suknie kładzie na samotne drzewa
idzie idzie jesień wiatr szalony śpiewa
nic tu nie zostanie kiedy przyjdzie jesień
tylko puste pola bo wiatr liście niesie
potem mgła wokoło drogi szlak przesłoni
ty nie przyjdziesz do mnie z mgły się nie wyłonisz
tylko wiatr zawodzi wiatr tak w sadzie płacze
nikt nie kocha mroku kiedy cie zobaczę.