Flamboyant
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Flamboyant
Wynajęliśmy ulice - jak martwe miasto,
w którym ludzie się gnieżdżą, nie mogąc zasnąć.
Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy,
na których róż kwitnie i przyjemny nawyk.
Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry,
wyglądamy ładnie – zamiast twarzy nosimy maswerki,
bogato rzeźbione kości policzków, nosa, wyobraźni.
Ta ostatnia rodzi diamentowe chrząstki,
które rozpić jest dużo prościej niż zgnieść.
Ta ostatnia wybiela nasze uda, rozszerza źrenice
i w ciało wprowadza dodatkowe krwiobiegi.
Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki,
krzesła z godzin, łąki z betonowych kafli. Bolą
liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe.
Rzeźbimy koronę, kiedy tylko moment, by zawładnąć
krawężnikiem i napluć na nocnych przechodniów, którzy
i tak się nie odwrócą - męczą swoje postacie, a my tylko
wątrobę. Im dnia potrzeba, nam sennych doktorów.
Mówisz: mam białych przyjaciół i ich chłodne wargi,
które kształtują przyjazne prawo: opuść, poluźnij,
ściągnij mięśnie, załóż majtki. Nie bywam zazdrosny.
Jesteś jak kompas z wygiętą igłą. Wskazujesz niebo,
najczęściej ręką, odsłaniasz rozstępy ramion, marzysz.
Dlaczego zawsze śmieję się z twoich marzeń? Z tej
dziewczęcości, którą nie sposób urazić, śmiesznych
gestów - rodem z mistyki, i z bladych podniet, kiedy
ścinamy gwałtem miłosne białko. Nie ma tu miejsca
na chemiczne związki. Wolno się tylko spotkać
przypadkiem, w przypadkowych słowach przywitać
ukradkiem. Dlaczego zawsze śmiechem wszystko
powiedzieć można. Dlaczego nasza zgoda jest śmieszna
tylko dlatego, że nocna.
Choroba nas zżera, a miasto w skurczach wypluwa,
każe jeszcze raz: usta, przełyk, żołądek, jelita.
Wynajęliśmy skrzyżowanie, by się pożegnać,
jednak nocą demony remontują dłonie,
więc możemy tylko w przód i w tył –
a z tyłu przecież już koniec.
Wynajęliśmy ulice - jak martwe miasto,
w którym ludzie się gnieżdżą, nie mogąc zasnąć.
Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy,
na których róż kwitnie i przyjemny nawyk.
Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry,
wyglądamy ładnie – zamiast twarzy nosimy maswerki,
bogato rzeźbione kości policzków, nosa, wyobraźni.
Ta ostatnia rodzi diamentowe chrząstki,
które rozpić jest dużo prościej niż zgnieść.
Ta ostatnia wybiela nasze uda, rozszerza źrenice
i w ciało wprowadza dodatkowe krwiobiegi.
Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki,
krzesła z godzin, łąki z betonowych kafli. Bolą
liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe.
Rzeźbimy koronę, kiedy tylko moment, by zawładnąć
krawężnikiem i napluć na nocnych przechodniów, którzy
i tak się nie odwrócą - męczą swoje postacie, a my tylko
wątrobę. Im dnia potrzeba, nam sennych doktorów.
Mówisz: mam białych przyjaciół i ich chłodne wargi,
które kształtują przyjazne prawo: opuść, poluźnij,
ściągnij mięśnie, załóż majtki. Nie bywam zazdrosny.
Jesteś jak kompas z wygiętą igłą. Wskazujesz niebo,
najczęściej ręką, odsłaniasz rozstępy ramion, marzysz.
Dlaczego zawsze śmieję się z twoich marzeń? Z tej
dziewczęcości, którą nie sposób urazić, śmiesznych
gestów - rodem z mistyki, i z bladych podniet, kiedy
ścinamy gwałtem miłosne białko. Nie ma tu miejsca
na chemiczne związki. Wolno się tylko spotkać
przypadkiem, w przypadkowych słowach przywitać
ukradkiem. Dlaczego zawsze śmiechem wszystko
powiedzieć można. Dlaczego nasza zgoda jest śmieszna
tylko dlatego, że nocna.
Choroba nas zżera, a miasto w skurczach wypluwa,
każe jeszcze raz: usta, przełyk, żołądek, jelita.
Wynajęliśmy skrzyżowanie, by się pożegnać,
jednak nocą demony remontują dłonie,
więc możemy tylko w przód i w tył –
a z tyłu przecież już koniec.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
czytałam już. dalej mam tak samo:
krzykliwie. pet shop boys. i witraże. Flamboyant .
ażesz. mocne.
krzykliwie. pet shop boys. i witraże. Flamboyant .
ażesz. mocne.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez nancy, łącznie zmieniany 1 raz.
Dziwnie mi się tytuł skojarzył <img>
Początek na mój gust troszkę przekombinowany, w środkowej części wiersza zdarza mi się zgubić, ale poza tym jest dobrze, nawet bardzo.
Zastanawiam mnie obecność rymu i kryterium jego używania <img>
Początek na mój gust troszkę przekombinowany, w środkowej części wiersza zdarza mi się zgubić, ale poza tym jest dobrze, nawet bardzo.
Zastanawiam mnie obecność rymu i kryterium jego używania <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Chodzi tu o architektoniczną, czyli tę najpopularniejszą definicję, wyrazu flamboyant :-P
K.
K.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
[quote=""Korien""]Chodzi tu o architektoniczną, czyli tę najpopularniejszą definicję, wyrazu flamboyant [/quote]
No ja wiem, wywnioskowałem to sobie z wiersza, ale pierwsze skojarzenie było całkiem odmienne, nieważne <img>
[quote=""Korien""]Powiem takim brzydkim tonem: nie obawiaj się powiedzieć wprost, co myślisz. Jeśli komentujesz, to zawsze staraj się wskazać konkretne punkty, jeśli takowe widzisz :) - nawet jeśli są to zwykłe przebłyski, przesłanki wrażenia. Ogólniki stawiają nas obydwu w złym świetle. [/quote]
No dobrze, napisze trochę więcej swoich odczuć. Od razu zaznaczam, że to czysty subiektywizm, co zaraz zresztą pokażę.
[quote=""Korien""]Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry,[/quote]
Ja mam chyba staroświeckie poczucie estetyki i to porównanie, choć uważam je za bardzo obrazowe, nie trafia we mnie zupełnie.
[quote=""Korien""]Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki,
krzesła z godzin[/quote]
Bardzo ciekawa wyliczanka, którą jednak bym zakończył w tym miejscu, bo ten fragment
[quote=""Korien""]łąki z betonowych kafli. Bolą
liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe.[/quote]
Nastrój jest miejski, zupełnie mi nie pasuje ten motyw roślinny, tu właśnie się gubię, nie umiem tego płynnie łączyć z resztą utworu.
Dalej jest już ciekawie, zwrotka o marzeniach i dziewczęcości najmocniejsza, poza tym wstępem z kursywą.
Jest miasto, które nas wypluwa, jest tam gdzieś noc, alkohol i kobieta. Czego chcieć więcej? <img>
No ja wiem, wywnioskowałem to sobie z wiersza, ale pierwsze skojarzenie było całkiem odmienne, nieważne <img>
[quote=""Korien""]Powiem takim brzydkim tonem: nie obawiaj się powiedzieć wprost, co myślisz. Jeśli komentujesz, to zawsze staraj się wskazać konkretne punkty, jeśli takowe widzisz :) - nawet jeśli są to zwykłe przebłyski, przesłanki wrażenia. Ogólniki stawiają nas obydwu w złym świetle. [/quote]
No dobrze, napisze trochę więcej swoich odczuć. Od razu zaznaczam, że to czysty subiektywizm, co zaraz zresztą pokażę.
[quote=""Korien""]Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry,[/quote]
Ja mam chyba staroświeckie poczucie estetyki i to porównanie, choć uważam je za bardzo obrazowe, nie trafia we mnie zupełnie.
[quote=""Korien""]Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki,
krzesła z godzin[/quote]
Bardzo ciekawa wyliczanka, którą jednak bym zakończył w tym miejscu, bo ten fragment
[quote=""Korien""]łąki z betonowych kafli. Bolą
liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe.[/quote]
Nastrój jest miejski, zupełnie mi nie pasuje ten motyw roślinny, tu właśnie się gubię, nie umiem tego płynnie łączyć z resztą utworu.
Dalej jest już ciekawie, zwrotka o marzeniach i dziewczęcości najmocniejsza, poza tym wstępem z kursywą.
Jest miasto, które nas wypluwa, jest tam gdzieś noc, alkohol i kobieta. Czego chcieć więcej? <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
[quote=""Korien""]Wynajęliśmy ulice - jak martwe miasto,
w którym ludzie się gnieżdżą, nie mogąc zasnąć.
Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy,
na których róż kwitnie i przyjemny nawyk. [/quote]
jakby się skupić chociażby na tym czterowersie: zaczyna się pozornie spokojnie, bo niby to wynajmowanie, takie ugodowe, miasto martwe to też huraganem nie straszy. ale pod tym wszystkim coś się zaczyna dziać - ludzie się gnieżdżą, a jak ludzie mają mało miejsca, jeden na drugiego wchodzi jak robak, to zaczynają tworzyć się spory. tu wchodzi moment agresywny - wydarcie. wyjście z ciasnych domów, gdzie działamy sobie na nerwy, przestrzeń uspokaja, kwitnie róż, przyjemna poświata senności.
[co nie znaczy, że wcześniej nie czytałam całości!]
w którym ludzie się gnieżdżą, nie mogąc zasnąć.
Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy,
na których róż kwitnie i przyjemny nawyk. [/quote]
jakby się skupić chociażby na tym czterowersie: zaczyna się pozornie spokojnie, bo niby to wynajmowanie, takie ugodowe, miasto martwe to też huraganem nie straszy. ale pod tym wszystkim coś się zaczyna dziać - ludzie się gnieżdżą, a jak ludzie mają mało miejsca, jeden na drugiego wchodzi jak robak, to zaczynają tworzyć się spory. tu wchodzi moment agresywny - wydarcie. wyjście z ciasnych domów, gdzie działamy sobie na nerwy, przestrzeń uspokaja, kwitnie róż, przyjemna poświata senności.
[co nie znaczy, że wcześniej nie czytałam całości!]
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Fajny nóż! <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.