Strona 1 z 2

Magia słów

: pt 20 sty, 2012
autor: Mariola Kruszewska
- To, co tam leży, to plastry szynki z beczki?
- Nie, z babuni.
Ciekawe, czemu nie z dziadziunia - myślę z przekąsem i bez ceregieli pakuję babunię do siatki. Nienaturalnej i bardzo nieekologicznej.

Domowe wypieki, domowe przetwory, tu zjesz jak w domu, wyroby Tatula, pierogi jak u mamy, przysmak dziadka itd., itp. Epitet domowy (zamiennie z tradycyjny albo swojski) brzmi jak mantra, czaruje zapachem kuchni zapamiętanym z dzieciństwa, pakuje do podświadomości klienta supermarketu dymiącą apetycznie wizję domowego obiadku. W sukurs biegną dodatkowe kuszące informacje typu „z pieca”, „z beczki”, „z komina”, „ze starej wędzarni”. Przy zakupie sugerujemy się głównie nazwą produktu, jego skład pozostaje dla nas zwykle tajemnicą. To, że „domowy” produkt tradycyjnie pęcznieje od E rozmaitej maści wcale nie mniej niż „niedomowy”, nie dociera do naszej świadomości. Magia słów jest potężna, wiedzą o tym spece od reklamy i marketingu, wiedzą o tym producenci towarów opakowanych w coraz to wymyślniejsze i wabiące nazwy, wykorzystujący nasze pozytywne skojarzenia. My zaś bezwiednie poddajemy się tej manipulacji.

Mało kto wie, że „produkt tradycyjny” to produkt chroniony prawem polskim lub prawem UE, wytwarzany z tradycyjnych surowców, posiadający tradycyjny skład lub sposób produkcji, znajdujący się na Liście Produktów Tradycyjnych utworzonej przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na opakowaniu często więc możemy przeczytać nie „produkt tradycyjny”, a „tradycyjnie produkowany”. Niby tak samo, ale nie to samo.

Obok „domowego” silne działanie magnetyczne wykazuje epitet „chłopski”. „Chłop” brzmi swojsko (swój chłop), stabilnie i bezpiecznie. Chłop żywił i bronił. Gdy za komuny sklepy spożywcze straszyły potencjalnych nabywców mięsa hakami, po wałówkę jeździło się do chłopa. Sieć restauracji „Chłopskie jadło” zawdzięcza swój sukces na rynku także nazwie. To dzięki niej (choć w równej mierze dzięki wystrojowi sali, strojom kelnerów, muzyce no i menu) do zgłodniałego klienta dociera obraz pierogów ulepionych dłońmi wielkości bochnów chleba przez sumiastego kucharza w pasiastych spodniach. Jak takiemu nie ufać?

Fantazja producenta nie zna granic. Obok wyrobów „swojskich”, „domowych”, „tradycyjnych” czy „chłopskich” karierę robią produkty „klasztorne”. Króluje wino i nalewka „wg ściśle przestrzeganej od wieków receptury opartej na ziołach”, oczywiście znanej jedynie mnichom tego zakonu, którzy to mnisi zechcieli ją zdradzić jedynie temu producentowi, by mógł on sporządzić ów trunek ku pokrzepieniu Twojego ciała i ducha, Drogi Kliencie. Na etykiecie Drogi Klient może ujrzeć przaśne, rumiane twarze rozweselonych braciszków lub skromne, budzące zaufanie uśmiechy sióstr zakonnych.

Inną kategorię stanowią artykuły opatrzone terminem „ekologiczne”. Żeby posługiwać się tą kuszącą nazwą, producent musi uzyskać specjalny certyfikat unijny. Produkty i wyroby ekologiczne są specjalnie oznakowane (okrągłe logo z kłosem zboża w środku) i pochodzą z pewnych źródeł. Podlegają bardzo szczegółowej kontroli przez specjalnie do tego celu wyznaczone firmy. Ale można sobie radzić i bez certyfikatu! Słowa „ekologiczny” producent nie musi używać, przecież jest sporo zamienników – „zdrowy”, „bio-”, „naturalny”, „zgodny z naturą”. Często „w stu procentach”.

Drodzy Klienci, najczęściej jedyną „naturalną”, w stu procentach pewną rzeczą, w jaką wyposażono produkt, jest tradycyjna, swojska, wysoka cena. Chodzi w końcu o to, by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa.

: sob 21 sty, 2012
autor: maybe
To prawda, nazwą można kusić.
Lub odstraszać. Kiedyś źle odczytałam - zamiast szynka z kotła, wyszło mi szynka z kota. Pani ekspedientka długą chwilę przypominała sobie co pisało zamiast rozmazanego tłuszczem "kota", w końcu spytała innej, takiej co wiedziała. Jednak przez chwilę stałam osłupiała i pierwsza ekspedientka też.
Ale produkty z biedronki są świetne. Zwłaszcza w reklamach :-)

: sob 21 sty, 2012
autor: Mariola Kruszewska
Tak, zwłaszcza szynka z biedronki. Reklamy rzeczywiście mają warte uwagi.
U nas w sieci sklepów jest pasztet Zająca (taka firma: Zając). Oczywiście się nabrałam na ślepotę i kupiłam pasztet drobiowy z zająca. A, i jest jeszcze wędlina z Łysych.

: sob 21 sty, 2012
autor: maybe
emde pisze:wędlina z Łysych.
Ooo! Tego jeszcze nie spotkałam :-D

: sob 21 sty, 2012
autor: Monika_S
Co racja, Emde, to racja. Niektóre reklamy są bardzo fajnymi złożeniami językowymi i zawsze oglądam je z uśmiechem :) Prawda jednak, że w supermarketowym labiryncie półek można się nieraz nabrać na "wspaniałe produkty". Wszystko jest skupione na tym, aby sprzedać jak najwięcej. Dlatego używa się chwytliwych nazw, oddziałuje na podświadomość konsumenta, czy to przez słowa, czy przez kolorowe opakowania i kontrastowe kolory, które przyciągają wzrok. Poza tym w reklamach konkretnych produktów często stosuje się te same hasła, najczęściej z krótkim podkładem muzycznym. Na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale jeśli pomyślimy o kilku producentach, czy jakiejś sieci sklepów, to często za chwilę w głowie zabrzmi nam dżingiel wraz z owym hasłem reklamowym.
Inną kwestią są reklamy produktów dla dzieci, które niejednokrotnie odwołują się do silnej potrzeby akceptacji. W końcu "Wszyscy mają Mambę, mam i ja", a w reklamie tylko dziecko z Mambą może się bawić razem z innymi. Skoro nie mam Mamby, zabawki, plecaka z postacią z kreskówki, to nie jestem fajny/fajna, więc biedny rodzic idzie do sklepu i wydaje pieniądze na odpowiedni zeszyt i tornister.
UE wprowadza pewne regulacje i dobrze, choć wiadomo, że wszystko można obejść. Dlatego ważne, żebyśmy przynajmniej trochę orientowali się w tym, za jakimi produktami idzie gwarantowana prawnie jakość. Na przykład jeśli producent użyje nazwy "ser", to jest to gwarancją tego, że istotnie jest to ser. Natomiast sama nazwa Gouda już tego nie gwarantuje.

: sob 21 sty, 2012
autor: Mariola Kruszewska
Monika_S pisze:Na przykład jeśli producent użyje nazwy "ser", to jest to gwarancją tego, że istotnie jest to ser. Natomiast sama nazwa Gouda już tego nie gwarantuje.
O matko... To co ja kupiłam, jeśli nie ser? :shock:

: sob 21 sty, 2012
autor: Monika_S
Możliwe, że kupiłaś tak zwany "ser seropodobny" :P Chyba, że gdzieś na opakowaniu wyraźnie jest użyte słowo "ser", a nie sero coś tam ;-)
Podobnie jest z sokami. Sok prawnie musi zawierać bodajże powyżej 90% soku z owoców lub coś koło tego, w każdym bądź razie sporo. Nektar trochę mniej, a w napoju to już może być cała tablica Mendelejewa ;-)

: sob 21 sty, 2012
autor: Mariola Kruszewska
Napój, sok - to jakoś do mnie przemawia; po prostu więcej lub mniej wody. Ale jak z sera zrobić produkt seropodobny? To co oni tam dodają? Wodę z emulgatorem?

: ndz 22 sty, 2012
autor: Monika_S
Generalnie ser produkowany jest tylko z mleka oraz podpuszczki i musi odpowiednio dojrzeć. Jeśli zaś chodzi o wyroby seropodobne, to są one produkowane najczęściej z mieszaniny tłuszczów roślinnych oraz mleka, czasami jeszcze skrobii. Niekiedy z kolei nawet prawdziwego mleka nie mamy co szukać, bo używają mleka w proszku :/

Krótki artykuł, ale chyba wyjaśnia wątpliwości:
http://jejkuchnia.pl/uwaga-produkt-seropodobny

: ndz 22 sty, 2012
autor: Mariola Kruszewska
Przeczytałam, dzięki. Jestem zdruzgotana umiejętnością manipulacji i nieuczciwością. Prawdę rzekli w artykule, że przecież można być "fanem" seropodobnych, jadalnych, tańszych produktów, tylko dajcie ludziom uczciwie możliwość wyboru, nie oszukujcie ich!

: pn 23 sty, 2012
autor: Maria
Więc nie dziwmy się, jeśli nagle w szkole kilkanaście dzieci wymiotuje czy dostaje gorączki. Wkracza Sanepid. Mamy wyniki. Lecz rzadko się zdarza, by ktoś odczuł skutki - konsekwencje tego zatrucia. Ważny jest biznes.

: wt 24 sty, 2012
autor: Jan Stanisław Kiczor
Zakupów nie powinno się robić "w ostatniej chwili".

Na zakupy człowiek winien iść najedzony, napojony. Stan sytości ogranicza "pożądanie" wszystkiego.

Nadto, osobiście chadzam z lupą i czytam to, co drobnym maczkiem.

Ale i tak nie uniknie się wszystkiego złego. Można, co najwyżej, ograniczyć...

: śr 25 sty, 2012
autor: Maria
emde pisze:Przeczytałam, dzięki. Jestem zdruzgotana umiejętnością manipulacji i nieuczciwością. Prawdę rzekli w artykule, że przecież można być "fanem" seropodobnych, jadalnych, tańszych produktów, tylko dajcie ludziom uczciwie możliwość wyboru, nie oszukujcie ich!
...Albo dajcie ludziom zarobić, by mogli kupić tam, gdzie mają na to ochotę, a nie tam gdzie muszą, bo tylko tu ich stać. :?

: czw 26 sty, 2012
autor: Monika_S
Jan Stanisław Kiczor pisze:Zakupów nie powinno się robić "w ostatniej chwili".

Na zakupy człowiek winien iść najedzony, napojony. Stan sytości ogranicza "pożądanie" wszystkiego.
To prawda. Jak idę głodna prosto z uczelni na zakupy, to zawsze kupię więcej niż zakładałam.
Maria pisze:.Albo dajcie ludziom zarobić, by mogli kupić tam, gdzie mają na to ochotę, a nie tam gdzie muszą, bo tylko tu ich stać.
Tam, gdzie mają ochotę i to, na co mają ochotę.

Pozdrawiam :rozyczka:

: ndz 29 sty, 2012
autor: Colett
Pamiętam jak w jednym ( póki co ) przypadku sama stałam się swoją"ofiarą"
przy okazji zakupu wędliny w pobliskim sklepiku. Dlaczego swoją ofiarą?

Oto co przeczytałam na etykiecie wetkniętej w piękny kawałek szynki
"szynka z hajuszkiem"

Hmm.....

Pani ekspedientka zdziwiła się gdy zapytałam o datę dostawy,
ciekawiło mnie również niezmiernie, co to takiego ów hajuszek.
Zdumienie wywołane wskazaniem towaru błyskawicznie zostało
zastąpione serdecznym wybuchem śmiechu - jako ze to sklepik,
w którym od ponad 15 lat robię zakupy, nie poczułam się urażona
- wyjaśnienie okazało się banalne

nie szynka z hajuszkiem lecz szynka z tłuszczykiem.

:-) Czasem samo E...nie wystarczy by ironizować :-D
PS. Pomijam atrakcyjny chociaż i porażający dysortografią "renament"