Pavol Hudák
: ndz 25 cze, 2023
"Brzoskwiniowy zmierzch" (1992)
Czarna komora
Kto o nim wie.
Kto wie cokolwiek
o tym człowieku...
Jest ciepły wrzesień 1777,
na rogu ulicy odwrócił się,
nozdrza mu łaskocze dym,
korzenne zapachy pobliskiej
apteki...
Kto o nim wie,
o jego dwóch córkach,
całkiem ładnych, tylko trochę
bladych,
o martwym synu.
I o nim, o jego skórzanym płaszczu,
mieszczańskim domu, o żonie.
Drogę z miasta
lamują drzewa
pełne wron.
Topola
I mnie chciałaś utopić.
Zielone wodne królestwo
już pokazywało mi
swoje wspaniałe salony.
Utopiony cygan
utopione krowy
pogania do wierzbin.
Fresk
Obrazek
jak z Vivaldiego -
pośrodku sierpnia
napełniamy sianem
wozy.
Powinno nas to zbawić,
trochę podtrzymać,
pracą podobno udobruchasz
czyhającą śmierć.
Sekundy ciągną się
jak krowie śliny.
Ojcowska rola
Spokojny wieczór
jest tu rzadko.
Nad ostatnią
nie zabudowaną parcelą
we wsi
po nocach bieszą się demony,
płaczą wygnani synowie Jeruzalem,
martwy ojciec rozsiewa
jarzące ziarno.
Nie stoi tu biały dom,
nie ma go kto postawić,
mama nie hoduje kurcząt,
nie bawi się tu
z wnuczętami...
Tylko rola
czerwono płonie
w zachodach słońc,
czasami pogłaszcze
chwiejne kroki mamy -
ostatnia nie zabudowana
parcela
we wsi.
* * *
... a propos śmierci. Niebyt.
Spójrz wstecz
poza pofalowany próg światła,
poza pierwszy punkt,
poza pierwszy oddech -
co widzisz
a co słyszysz?
Ani zaledwie znaku
uderzeń martwej fali,
ani ledwie nieokreślona jesień,
tylko cisza niczym
w uszach topielca,
ta trzaskająca cisza...
Naprawdę to tylko to,
gdzie patrzysz?
Do czego stoisz
przymarznięty
plecami?
Przestrzeń
Gdy zacięła się
winda
twoja twarz pobladła
niczym biedna ziemia
twojego dzieciństwa,
twarzą biegły ci
żółtawe cienie
i smutna pieśń
zawyła
w ciszy.
Dotknąłem palcem
twojej półśmierci,
nie wiedziałem,
że cię przeraża
zamknięta przestrzeń,
która by cię zniszczyła, zabiła,
a spójrz, mamo,
ja w niej oddycham,
chodzę, żyję.
Choroba
Kroczę plecami
w przyszłość,
wiem, że się już
nigdy nie odwrócę.
Kroczę plecami
do przodu -
dlatego muszę
na zawsze patrzeć
na przebrodzony śnieg,
ślady w piasku,
kulisy z róż,
dlatego muszę widzieć
zarzęsione morze,
28 listopada 1982,
E. G. w niebieskiej wiatrówce,
rozwiane nie przypadkowe włosy,
łąkę niczym z paranoi,
gasnące oko
matki.
Już trzeci rok kupuję sobie parasol
Już trzeci rok kupuję sobie parasol.
Stale to jednak z jakiegoś powodu odłożę,
zapomnę, wydam pieniądze.
I tak wszystkie jesienie moczą mi głowę.
Czasami mnie przytuli nieznana kobieta,
budka telefoniczna, drzewo.
Ile zbędnych rzeczy
od wtedy zrobiłem, kupiłem,
a parasol wręcz magicznie omijam.
Zmuście mnie, ukradnijcie mi pieniądze
i kupcie mi parasol...
Wszystkie jesienne nieba
spadają na mnie.
Milcz
Twoje oczy
są matką ciemności,
wychodzi z nich,
gdy już czas,
nikt jeszcze tego nie zauważył,
nikt o tym nie wie,
takie gadanie może nas
kosztować wiele, rozum, pozycję,
naprawdę o tym każdy milczy,
ludzie chodzą wokół ciebie,
pracują, poganiają swoje
zwierzęta, a na razie twoje oczy
są matką ciemności,
a ta, jak wiemy, osłania morderstwa
a także płodzenie, ból w niej buzuje
jak gwiazda, dlatego milcz,
dlatego raczej milcz.
Pocałunek
Jeśli ten pocałunek trwał kilka chwil,
będzie mi jego czas doliczony
do życia,
mój zmordowany byt nieco się przedłuży,
śmierć na parę sekund odstąpi,
usiądzie sobie, założy nogę na nogę,
nerwowo będzie słuchać
wiwatujących dzwonów tego dnia.
Noc
To była zła noc.
Psiska wyły mi
do serca,
ktoś mnie od środka
zżerał płaczem
i wołał tego,
który cicho omijał
opuszczony dom.
Powróz w domu wisielca
W domu wisielca mów o powrozie.
Tak, idź tam i powiedz: POWRÓZ.
Gdy wszyscy wybałuszą oczy,
gdy spadnie miska z zupą
powtórz: POWRÓZ! POWRÓZ! POWRÓZ!
Wtedy się złamią, dosiądą do stołu,
podeprą sobie głowy, porozmawiają
o długich, męczących nocach,
o ulewie jego ślin i pięści,
o jego smutnym końcu i o tym,
że nikt ich o to nie pytał,
ledwie ich domu unikali
niczym leprozorium.
O tym wszystkim ci powiedzą, oswobodzeni,
wyzbyci klątwy milczenia,
którą ty
przeciąłeś.
Brzoskwiniowy zmierzch
Poznałem pytania.
Odczułem boleść
z ostatnich kwazarów
aż do tego przedziwnego
pomieszczenia.
Doświadczają tego wilcze ślady
w ulicach miasta,
moja sierść w skrwawionym śniegu.
I delikatny niczym z chińskich malowideł
brzoskwiniowy zmierzch.