W drodze
: wt 03 sie, 2010
W drodze
Nie wiem co jest naprawdę z drugiej strony oczu
I czy trzeba oślepnąć by zobaczyć więcej,
Świat się zwęża ku nocy jakby właśnie poczuł,
Zapadanie w martwotę swoich własnych chęci.
Choć kaleki, a idę, ledwie szepcząc z cicha,
Wszystko widzę, choć drogę wymacam kosturem,
W czerń słońca bez zmrużenia patrzę, wciąż oddycham,
Wygrzebuję z pamięci myśli poniektóre.
W tak zawiłej czułości, która się nie ziści,
Rozmodleniem wzdłuż biegną nieznane pacierze,
Świat w moim bezwidzeniu fasady oczyścił,
A ziemia spochmurniała od nadmiaru wierzeń.
Idę własną zielenią, na przekór i w poprzek,
Nienazwane nazywam, co krok to przybytek,
Czasem noga niemrawo o krawędź się otrze,
Rozpadliny jak groby nigdy nie zakryte.
-
Nie wiem co jest naprawdę z drugiej strony oczu
I czy trzeba oślepnąć by zobaczyć więcej,
Świat się zwęża ku nocy jakby właśnie poczuł,
Zapadanie w martwotę swoich własnych chęci.
Choć kaleki, a idę, ledwie szepcząc z cicha,
Wszystko widzę, choć drogę wymacam kosturem,
W czerń słońca bez zmrużenia patrzę, wciąż oddycham,
Wygrzebuję z pamięci myśli poniektóre.
W tak zawiłej czułości, która się nie ziści,
Rozmodleniem wzdłuż biegną nieznane pacierze,
Świat w moim bezwidzeniu fasady oczyścił,
A ziemia spochmurniała od nadmiaru wierzeń.
Idę własną zielenią, na przekór i w poprzek,
Nienazwane nazywam, co krok to przybytek,
Czasem noga niemrawo o krawędź się otrze,
Rozpadliny jak groby nigdy nie zakryte.
-