bez ograniczeń
: ndz 11 paź, 2009
gorzknieją poranki w butelce po dębowym
zatoczył się wrzesień na podrzędnej stacyjce
zlisił rudo kradnąc nadzieję na nieskończoną
miłosną grę w łapki z nocą
dzień skrócił długie włosy i przekornie każe
nosić wiersze podszyte prozą za pazuchą
choć Eliot z uporem dowodzi
że najokrutniejszy miesiąc to kwiecień
i wzywa umarłych na świadków
gdy rodzą się przedwcześnie dzieci
a konsumenci doczesności zderzają hadrony
przekonując że każda tajemnica jest prostsza
niż odkrycie teorii względności
wieczorami szczypią w oczy
niewypowiedziane uczucia
marszczą zmęczeniem usta
puchnie cisza w kątach
choć w twoich źrenicach
wciąż wyglądam jak Marlin Monroe jednak
nie śpiewam seksownym głosem happy birthday
mr president lecz bandażuję stopę
którą zwichnąłeś sięgając z drabiny po kawałek
powszedniego szczęścia we dwoje
lekko odpychamy spod stóp ziemię
by odradzać się na przekór rządom jesieni
wygwizdujemy ze szpakami niebo
bezkarnie oddając pocałunki
za przekroczenie intensywności uczuć
zatoczył się wrzesień na podrzędnej stacyjce
zlisił rudo kradnąc nadzieję na nieskończoną
miłosną grę w łapki z nocą
dzień skrócił długie włosy i przekornie każe
nosić wiersze podszyte prozą za pazuchą
choć Eliot z uporem dowodzi
że najokrutniejszy miesiąc to kwiecień
i wzywa umarłych na świadków
gdy rodzą się przedwcześnie dzieci
a konsumenci doczesności zderzają hadrony
przekonując że każda tajemnica jest prostsza
niż odkrycie teorii względności
wieczorami szczypią w oczy
niewypowiedziane uczucia
marszczą zmęczeniem usta
puchnie cisza w kątach
choć w twoich źrenicach
wciąż wyglądam jak Marlin Monroe jednak
nie śpiewam seksownym głosem happy birthday
mr president lecz bandażuję stopę
którą zwichnąłeś sięgając z drabiny po kawałek
powszedniego szczęścia we dwoje
lekko odpychamy spod stóp ziemię
by odradzać się na przekór rządom jesieni
wygwizdujemy ze szpakami niebo
bezkarnie oddając pocałunki
za przekroczenie intensywności uczuć