Koniec jesieni
: ndz 13 sty, 2019
Autumn’s End
Light from the
watchman’s cabin
reflected on the tarmac.
Eyes half shut, he
hadn’t slept.
Beyond the fence the
hazel bush lay dormant.
Whilst on the radio
Rhapsody in Blue.
Notes tremble on the
wire fence.
Ballet of rain drops
sings autumns end.
Wind and rain subsides.
Leaving a familiar, cold
damp scent.
The park shall soon be
white.
With cool sparks of
winter moonlight.
Like a broken coin the
moon shall shine.
For those who leave this
time.
And so life goes, just
like autumn.
Frozen leaves on
lifeless branches.
Dark, alone in eternal
sleep.
Into the invisible
landscape.
Koniec jesieni
Po asfalcie płynęło światełko z portierni,
stróż miał oczy przymknięte, ale jeszcze nie spał.
Za płotem, krzew leszczyny milcząco się czernił,
w radio grała rapsodię jazzowa orkiestra.
Drżącą nutą zabrzmiały zardzewiałe druty
ogrodzenia. Baletem spadających kropli
zakończyła się jesień. Gdy wiatr z deszczem ucichł,
w powietrzu został zapach – ciężki i wilgotny.
Tylko patrzeć, a parking pokryje się bielą,
zamarzną w chłodnych iskrach dachy samochodów.
Pół księżyca zaświeci, jak złamany szeląg
darowany na drogę tym, którzy odchodzą.
I tak życie wygasa. Podobne jesieni
stygnącej resztką liści na sztywnych gałęziach.
W ciemności i samotnie, bo wszyscy zasnęli,
bezszelestnie się wtopi w niewidoczny pejzaż.
Autor niniejszego przekładu prosi o konstruktywną krytykę.
Light from the
watchman’s cabin
reflected on the tarmac.
Eyes half shut, he
hadn’t slept.
Beyond the fence the
hazel bush lay dormant.
Whilst on the radio
Rhapsody in Blue.
Notes tremble on the
wire fence.
Ballet of rain drops
sings autumns end.
Wind and rain subsides.
Leaving a familiar, cold
damp scent.
The park shall soon be
white.
With cool sparks of
winter moonlight.
Like a broken coin the
moon shall shine.
For those who leave this
time.
And so life goes, just
like autumn.
Frozen leaves on
lifeless branches.
Dark, alone in eternal
sleep.
Into the invisible
landscape.
Koniec jesieni
Po asfalcie płynęło światełko z portierni,
stróż miał oczy przymknięte, ale jeszcze nie spał.
Za płotem, krzew leszczyny milcząco się czernił,
w radio grała rapsodię jazzowa orkiestra.
Drżącą nutą zabrzmiały zardzewiałe druty
ogrodzenia. Baletem spadających kropli
zakończyła się jesień. Gdy wiatr z deszczem ucichł,
w powietrzu został zapach – ciężki i wilgotny.
Tylko patrzeć, a parking pokryje się bielą,
zamarzną w chłodnych iskrach dachy samochodów.
Pół księżyca zaświeci, jak złamany szeląg
darowany na drogę tym, którzy odchodzą.
I tak życie wygasa. Podobne jesieni
stygnącej resztką liści na sztywnych gałęziach.
W ciemności i samotnie, bo wszyscy zasnęli,
bezszelestnie się wtopi w niewidoczny pejzaż.
Autor niniejszego przekładu prosi o konstruktywną krytykę.