Zygmunt czyli historia żółtego piórka (część pierwsza)

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
alos
Posty: 851
Rejestracja: śr 09 cze, 2010

Post autor: alos »

Zygmunt tak mówi, że to nic dziwnego, jak wszystko pamięta się w najdrobniejszych szczegółach, chociaż w rzeczywistości, jakby tak trochę niejasno. Takie na przykład narodziny: człowiek czuje jak wylewa się ze zlewu przez jakiś mały otwór, ale nie wie w zasadzie co to jest otwór i co to jest zlew, tylko myśli bardziej abstrakcyjnie. Bo po prawdzie mówiąc, jak tak człowiek wychodzi głową do przodu to nigdy nie może być pewien: rodzi się czy umiera, a nawet przecież zwykłe wędrowanie, dla takiego co to pierwszy raz, to nie jest zupełnie pewna sprawa. Zygmunt zresztą uważa, że takie dziwności jak rodzenie się i umieranie to nawet dla starego zbyt mało konkretne rzeczy, bo w rzeczywistości to tylko jakby człowiek przechodził z jednego pokoju do drugiego a po drodze miał skrupulatną kontrolę osobistą, tak żeby nie zabierał ze sobą uciążliwych drobiazgów. No bo po co obciążać się niepotrzebnie, to i to trzeba zostawić i już - irytuje się Zygmunt - potem i tak wszystko pójdzie do pralni i nada się jeszcze dla następnego gościa, a w ogóle to co to by był za hotel żeby nie miał ręczników i mydełek gratis. To nie hotel tylko zwyczajny zamtuz - mówi Zygmunt - i trochę się denerwuje, zresztą na ten przykład naszemu światu przyznaje tylko trzy gwiazdki i to wyłącznie za udaną część rozrywkową. A co do tych narodzin i śmierci to Zygmunt ma jednak ukryte pretensje, czemu ludzie nadali im takie okrutne nazwy.On to nazwałby je najchętniej jak jakieś egzotyczne, zimozielone rośliny, bo szczerze mówiąc to nic się tak delikatnie nie nazywa jak eleganckie rośliny i to najlepiej po łacinie żeby za bardzo nie rzucało się w oczy. Zygmunt się na tym zna i dlatego ma pretensje, bo dajmy na to rozmawia z kimś i mówi, że komuś tam przydarzyła się brassia longissima i po kilku już zdaniach musi wyjaśniać, że tak właściwie chodziło mu o zwykłą śmierć, no i gotowe: Zygmunt zostaje spalony towarzysko jako najzwyklejszy wariat, a przecież w zasadzie chciał mieć tylko melodyjny głos. No bo jak jest ładnie - mawia Zygmunt - to rzeczy się bardziej słuchają i przechodzi im nawet ta codzienna uprzykrzona chrypka, tak jak z tym żółtym piórkiem, które samo obraca mu się w ręce, ale o piórku to Zygmunt jeszcze opowie nie raz.