WIERSZE RYMOWANE 2012

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Modlitwa o raj
jeśli można reaktywować
ulotność z nadzieją na raj
pozwól Panie grać na lutni
i – niech się dzieje – rozkaz daj

by potęgą mocy świat
się rozuśmiechnął
kolorami wszystkich tęcz nawet
przy blasku świec w zakamarkach
strzech

a na weekend ozłoć losy jak dorodne zboże
by mógł człowiek jeśli zechce – w Bieszczady
nad morze

błogo sławić wtedy zacznie każdą szczęsną
chwilę łapiąc siły nowe w dłonie
czując moc i miłość



Sen z dziewiętnastego wieku

jesteś szczęśliwcem tu się urodziłeś
wszystko w porządku bez żadnych zakłóceń
nawet gdy susza czy też dni powodzi
to i tak rozpacz tutaj trwa najkrócej

gdy wokół ciebie fala niesie głosy
i ty rozumiesz - każdy szmer jest polski
w połowie maja Zosia o kłos prosi
by za czas jakiś ubogacić wioski

jeśli Zofija przydarzy się zimna
nakazem z góry kłosów nie rozwinie
wtedy litania błagalna maryjna
śpiewem przy-gromkim spod figury płynie

a kiedy żniwa ku końcowi idą
wieniec gotowy dożynki czas zacząć
stangret z karetą słany po Norwida
by w dostojeństwie władz tutejszych stanął

mówi – że nie ma tylko pamięć o nim
siedzi cichutko gdzieś na klapie strojów
gdy kromka chleba spadnie - proszę wspomnij
podnosząc z ziemi szacunek dla znoju

On to utrwalił owo szanowanie
zapisał w strofie na wieczny testament
w tęsknocie wielkiej wołał Panie Panie
kocham kraj ten bardzo...

-...i kochał po Amen






Echo po-Norwidowskie

byłaś dla mnie Polsko daleka nieznana
odkąd pamięć sięga w tamto tysiąclecie
jednak co dzień z rana jako małe dziecię
pacierz odmawiając (zdrowaśki z ojczenasz)
za zdrowie najbliższych i twoje – bo nie masz
pełni szczęścia mimo że wojna wygrana

rozmyślając głośno nad przypadkiem losu
czy ujrzę cię kiedyś czy będzie mi dane
powiedzieć bez obaw - kraju mój kochany
ja cię w sercu noszę i też talizmany
ukrywam przed okiem mundurowych panów
wiedząc jak ważny skarb na piersi niosę

chyba Boże byłeś u mnie na podsłuchu
marzenia spełniłeś rzucając nas tutaj
gdzie swojskie „dzień dobry” albo ciepłe „witaj”
niczym fala miodna wpada mi do ucha

za to Ci dziękować nie przestanę Panie
że chleb sól i woda teraz ma smak wiosny
a gdy kromka spadnie podniosę pokornie
ucałuję szczerze wraz z przeprosinami

bowiem dary Nieba i Twoja łaskawość
w obecnych granicach szanowane prawem




Bajka o rzodkiewce
a ja o rzodkiewce bajkę wam opowiem
jak się wam spodoba zabierzcie ją sobie


rzodkiewka jak wiecie przeważnie czerwona
nie jest wcale słodka i w ziemi się chowa

kiedy na powierzchnię pokazała listki
ślimak ją zapytał czy lubi dentystkę

pomyślała sobie już straszyć zaczyna
jeszcze nie zakwitłam a tu rogiem ścina

ząbki ja mam białe przemiły ślimaku
i panią dentystką ty mnie nie atakuj

lepiej schowaj różki bo się chcę rozejrzeć
czego tu brakuje żeby lepiej wesprzeć

babciny ogródek ma mieć smaków wiele
o to zadbać chciałam drodzy przyjaciele

marchew i buraki coś z czerwieni mają
słodycz noszą w sobie z dumy wręcz pękają

ogórek zielony robi dziwne miny
że jest wciąż krojony choć nie ma w nim winy

sałata szczypiorek też w zielonych sukniach
mnóstwo witaminy mają w swoich włóknach

a papryka proszę – tak jak kameleon
czerwień zieleń żółto – wciąż sukienki zmienia

pietruszka i seler włos zielony mają
lecz tam głębiej w ziemi nie wiem co chowają

pora kusi krzepą i smaczkiem cebuli
biel przechodząc w zieleń blisko liście tuli

jeszcze pan pomidor czerwień i malina
oraz rzepa czarna tu się dopomina

wiem już co mam robić – pomyślała sobie
rzodkieweczka mała we własnej osobie

skórkę na czerwono miąższ biały zostawię
liściom szorstką zieleń i będzie po sprawie
nikt nie ruszy listka bo szorstkość kaleczy
jak dojrzeję w ziemi niech mnie zjedzą dzieci



Erotyczne problemy mamci
ślusarz czy doktorek dla mojej dziewuszki
który będzie lepszy kandydat do uszka
ten co tworzy strugiem i dokręca śruby
czy ten co na brzuszku tatuaże gubi

ślusarz czy doktorek dla mojej córeńki
który będzie pisał piękniejsze piosenki
i przygrywać w cymbał albo na organkach
tak by czuła zawsze aromat poranka

uszko tak jak łóżko wrażliwe na dotyk
a ten
żeby nigdy córuni nie ostygł



de facto
twoja miłość jest tak postępowa
jak tlen i żelazo przy styku
przeżarte serce w dziurawą kieszeń
kładziesz przy każdym kielichu

a jeśli myślisz to ściany słyszą
są du py ta nie w kość a nie

i nadal nie wiem czy liczysz drzewa
czy też marzenie kurewek w cenie

a może Kościan i sąd nad mewą
de facto - zawsze ci miłe wspomnienie??


Trudne myśli
siano wonne kłos pszeniczny
i kwiecista łąka
- symbol dostatku uśmiechniętej wsi

dlaczego zatem
smutna myśl się błąka
iż ostatnio szkołę zlikwidowano ci

wiejska dziecino

to nie twoja wina
że pada deszcz i śnieg
autobus się spóźnia
dmie siarczyście wiatr

cóż jest człowiek wart
jeśli skutki (katar z grypą)
jak grzech cudzy
masz w tornistrze TY


a mało kto wie
(bo nie mówi radio ESKA)
że nie ma dziś panów

jest tylko pointa kiepska



Carpe diem
Patrząc na ów widok, znam zwycięstwo mrozu,
mimo to, że kiedyś byłaś bystra rwąca
i niejeden frajer tam na Żoliborzu
w twoim blasku widział zachodzące słońce.

Jednak przyszedł moment, że zaniemówiłam,
szronem zabieliło gałązki bez liści;
chociaż brzegi bliżej i wciąż sercu miła,
to sen - coraz rzadziej myślę, że się ziści.

Zatem czas w plecaku, biegnę w każdy dzień.
Dominantą dla mnie od dziś - carpe diem.

-----------------------------------------
II wersja

Gdy na ciebie patrzę mróz zwycięża marsem
mimo to iż wczoraj iskrą lustra byłaś
wiesz że tragifarsą dystynkcje monarsze
z blaskiem przecież słońca przymierza nie trzymasz.

Żeby fale posiąść wystarczy uwierzyć
w szronie skryć tęsknoty do wczoraj bez sensu
marzeniem potrząsnąć i żegnając reżim
chwytać morskie kraby na Morzu Barentsa.

Jeszcze zaniemówisz przy momencie wspólnym
iloczynem siły i ramieniem mocy
swoje utęsknienie rozwiniesz przytulnie
szczęście perląc w oku biegiem zdarzeń nocnych.

Zatem nie trać czasu, biegnij w każdy dzień
dominantą twoją zawsze carpe diem.



W jesiennym parku

Kogel-mogel bielą tutaj się rozgościł,
dzikie kaczki kluczem tną ciągle pomiędzy;
cienie podwieczorkiem stoją w dwuszeregu,
a ten biedny żuczek wciąż szuka pieniędzy.

Na ławeczce tuli w giętkość ramion uszy,
czasem liście klonu spadną w srebro wieku;
kropla mgły osiądzie – zapyta – człowieku
noc się zbliża - śpisz już, czy życia się uczysz?
Nie odpowie słowem, tylko sercem załka -
w kieszeni namaca ostatnią zapałkę.
Ostatnio zmieniony sob 08 wrz, 2012 przez Maria, łącznie zmieniany 14 razy.