Karina (1)

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
NathirPasza
Posty: 1303
Rejestracja: wt 04 sie, 2009
Lokalizacja: Miasto Doznań
Kontakt:

Post autor: NathirPasza »

Ledwie się obudziłem a już wiedziałem, że nie jest dobrze. Pulsujący ból w głowie i dwa trupy w łazience to za dużo nawet jak na mnie. Zmusiłem się do powolnego wstania z podłogi. Mdłości uderzyły jak tsunami. Gdy tylko zwróciłem to co udało mi się zeszłego dnia zjeść, poszukałem Accedo. Pigułki leżały w rogu odartego z tapety pokoju. Drżącymi dłońmi odkręciłem wieczko. – Tylko dwie?- zdziwiłem się. – Ile ja tego wczoraj zżarłem? Połknąłem obie popijając solidnym łykiem wódki, której miałem jeszcze pod dostatkiem. – Przynajmniej odlot będzie dłuższy – pocieszyłem się – ale i tak trzeba skoczyć do apteki. Przymknąłem oczy czekając na efekty narkotyku. Ból w głowie i mięśniach zanikał powoli, w jego miejsce wkradała się zdradliwe przyjemne podniecenie. Przestałem czuć ręce, kolana zrobione z waty ugięły się same pod i tak nieistniejącym ciałem. Siedziałem i czekałem, licząc butelki na podłodze. Czterdzieści pięć. – Za długo tu jestem. – pomyślałem tylko, gdy uderzył ból. Był przeraźliwy, rozchodził się od klatki piersiowej po całym ciele jakby ktoś mnie podpalił, czułem jak ciało odchodzi od kości. Nic już nie widziałem oprócz ciemności przeszywanej piorunami pulsu. Nagle wszystko ucichło. Leżałem jeszcze kilka minut rozkoszując się chwilą. Słyszałem jak pod ścianą przemyka jakiś robak w sąsiednim pokoju. Przez okno docierał nikły zapach spalenizny. Ktoś musiał broić nie dalej niż dwa kilometry stąd. Wstałem. Dopiero teraz otwarłem oczy. Było tak jak zawsze. Pokój w niczym się nie zmienił. Płaty tapety w kolorowe kwiaty zwisającej ze ściany, mały stolik z łuszczącym się lakierem, na którym były resztki mojego wczorajszego posiłku, puste butelki po wódce i kilka opakowań po Accedo. Otrząsnąłem się. Podszedłem do okna żeby sprawdzić działanie narkotyku. Coś niewielkiego buszowało w pobliżu. Skupiłem się. Najpierw usłyszałem skrobanie, później zapach zwierzęcia. Skupiłem się bardziej, wyostrzyłem wzrok. Sto metrów dalej pod wrakiem samochodu siedziała mysz. Mogłem dokładnie przyjrzeć się jej wąsom. Narkotyk działał idealnie. – Przydałoby się trochę wódki, zapas Accedo i ewentualnie jakieś żarcie. Alkohol i narkotyki to pryszcz. Moje zapasy w norze wystarczą jeszcze na długo. Ale sama myśl o polowaniu mnie obrzydziła. Nie znosiłem polować, chociaż narkotyk bardzo ułatwiał sprawę. Odłożyłem polowanie na później. – Zobaczmy kim byli wczorajsi goście – pomyślałem nie bez niechęci. Wszedłem do łazienki. Na podłodze leżał facet z dziurą w głowie. Niezbyt wysoki, blondyn z kozią bródką. Ubrany w długi skórzany płaszcz, z okularami przeciwsłonecznymi. W wannie leżała kobieta. Miała na sobie krótką skórzaną kurtkę, lateksowe mini, rajstopy wyglądające jak pozszywane z sieci rybackich. Rude włosy posklejane przez zaschniętą krew , w której była zanurzona, zakrywały jej twarz. Sprawdziłem oboje dokładnie. Żadnych dokumentów, zdjęć, nośników pamięci. Nic. Mogłem się tego spodziewać. Jak tylko ich wczoraj zobaczyłem, wiedziałem, że będą kłopoty. Wróciłem do pokoju. Pozbierałem broń zabraną wczoraj parze leżącej w łazience, spakowałem plecak, zarzuciłem go na plecy, na ramieniu zawiesiłem karabin z celownikiem optycznym i wyszedłem. Na dół zjechałem po metalowej róże – jedynej pozostałości po schodach. Przez szerokie brązowe drzwi, których jedno skrzydło było urwane wyszedłem na ulice. Wyostrzyłem odpowiednio słuch i węch i zacząłem piąć się w górę tego, co pozostało z miasta. Z budynków w większości pozostały tylko zgliszcza straszące nawet w biały dzień. Gdzie niegdzie walały się wraki samochodów lub szkielety ludzi – pozostałość po ostatnich dniach cywilizacji. Skręciłem koło niewielkiego kościoła, z którego pozostały tylko dwie strony i dzwonnica bez dachu. Nawet trochę mi było szkoda budynku, chociaż tutaj nikt się już nie modlił. Gdy przechodziłem obok ocalałego ironią losu budynku Urzędu Skarbowego, poczułem ten zapach. Czułem go od czterech dni. Połączenie jakiś ziół i smaru do broni palnej. – Ciekawe kim jesteś – pomyślałem przyglądając się budynkowi. Nie było czasu na sprawdzanie, do nory było pół dnia marszu, a okolica nie zaliczała się do bezpiecznych, o czym przekonała się para leżąca teraz w łazience. Na szczęście droga do kryjówki biegła przez las, a Accedo podziała co najmniej do wieczora. Mogłem spokojnie polować, bo dodatkowo w pobliżu było pełno zwierzyny. Sarny, dziki, dzikie psy. Zwierzętom nic się nie stało, a wyginięcie ludzi spowodowało ich spory przyrost liczebny. Pomyślałem, że przydałoby mi się nieco odprężenia, ale nie miałem już prochów. Uśmiechnąłem się krzywo, wyciągnąłem z kieszeni pogniecione fajki. Zapaliłem jedną i wszedłem do lasu. Nie musiałem długo czekać, prawie od razu zobaczyłem psa. Mizerny, wygłodzony i wyliniały owczarek węszył wokół szkieletu ludzkiego. Przyłożyłem karabin do ramienia, wycelowałem i pociągnąłem za spust. Psem szarpnęło i rzuciło o najbliższe drzewo z taką siłą, że usłyszałem pomimo huku wystrzału łamane żebra. Podszedłem bliżej. Zadowolony z idealnego strzału kucnąłem obok ciała psa, który nie miał już łba. Oprawianie zajęło mi niecałe trzydzieści minut. Te kawałki które opłacało się nieść zawinąłem w kawałek materiału. Nie było tego zbyt wiele, ale do jutra starczy. Niebo poszarzało zapowiadając nadchodzący deszcz. – Dzisiaj przyjdzie mi nocować w norze – pomyślałem z przykrością. Nocowanie w norze nie było szczytem luksusu, dochodziło jeszcze do tego ryzyko, że ktoś odkryje moją tajemnicę. Z zamyślenia wyrwał mnie chłód nadciągający ze wschodu i zapach ziół zmieszanego ze smarem. Ktoś mnie śledził. Ktoś bardzo chciał umrzeć.

***

A śmierć w moich rękach bywała nad wyraz szczodra. Odłożyłem plecak na ziemię, przykryłem go suchymi liśćmi z gałęziami i ruszyłem wolno w dół, skąd dochodził zapach. Po pięciu minutach skradania usłyszałem pierwsze dźwięki deptanej ściółki. Zapach stawał się coraz wyraźniejszy. Postanowiłem zasadzić się na tajemniczego nieznajomego, schowany w gęstych krzakach. Wypatrywałem jakiegokolwiek ruchu, w ciemniejącym lesie wszystko było niewyraźne tak, że nawet sporej wielkości zwierzynę można było przeoczyć. Ale człowiek to nie sarna, więc po dłuższej chwili zobaczyłem przed sobą postać, niewysokiego mężczyzny, raczej wątłej budowy ciała. Twarz zasłaniał mu kaptur od zgniłozielonej bluzy, którą miał na sobie. Nieznajomy poruszał się półkołem w stosunku do mnie. To stawiało mnie w doskonałej pozycji do ataku, wystarczyło poczekać aż przejdzie obok i wtedy go grzecznie zapytać, czego szuka sam w lesie. – Albo wyskoczę z krzaków z okrzykiem „niespodzianka” i wtedy przywalę mu w łeb – pomyślałem nie bez satysfakcji. Tymczasem nieznajomy był już bardzo blisko, gdy uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Nieznajomy pachniał ziołami, ale nie czułem zapachu smaru. Przez chwile zwątpiłem w działanie Accedo, ale bez wątpienia działało jeszcze w pełni. Nie zastanawiając się dłużej wyskoczyłem z zarośli i grzmotnąłem gościa w potylicę kolbą karabinu. Runą na poszycie leśne jak lalka, której odcięto sznurki. – O przepraszam, to było niechcący – uśmiechnąłem się krzywo. Ale nadal coś było nie tak. Nagle wraz z nikłym zapachem prochu dotarło do mnie co się dzieje. – Kurwa, to przynęta! – zdążyłem pomyśleć nim pocisk przeleciał mi tuż obok głowy i z głuchym trzaskiem wbił się w pień drzewa. Padłem na ziemię chowając się między paprociami. Drugi pocisk uderzył w ziemię niebezpiecznie blisko mnie. W miejscu w którym się znalazłem, nie miałem większych szans na przeżycie kolejnych trzydziestu sekund. Jedynym wyjściem z tej sytuacji wydawał się zwalony pień dębu leżący parę metrów dalej. Zerwałem się do biegu, omijając drzewa i latające wszędzie pociski dopadłem do gnijącego pnia. Schowany za nim miałem większe szanse. Wyostrzyłem wszystkie zmysły, żeby zlokalizować cel. Facet był amatorem, co osobiście mnie mocno wkurzyło, bo jak już ktoś chce mnie zabić naprawdę, to mógłby chociaż nauczyć się strzelać. Nie wspominając już o tym, że kiepsko się kamuflował. Stał wyprostowany, nie starając się nawet schować za jakiekolwiek drzewo. – Może mu powiem, żeby wyluzował i się schował, bo zabawa szybko się skończy? – pomyślałem i po chwili dodałem – Czemu nie? – Wychyliłem się i strzeliłem z biodra. Mężczyzna padł na ziemię jak rażony piorunem. Ostrożnie zacząłem do niego podchodzić, ale mój przeciwnik najwyraźniej nie miał już ochoty na podchody. Leżał na Kempie mchu i rzęził dławiąc się krwią. Pytanie go o cokolwiek nie miało większego sensu, wolałem od razu pociągnąć za spust. Huk wystrzału poniósł po lesie radosną wieść, o nowym członku Boskiego chórku. Przyjrzałem się mężczyźnie z bliska. Zarośnięty, nieogolony i brudny. Nie mógł być nikim ważnym. Pewnie jakiś drobny bandzior z okolicy. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do tego, którego tylko ogłuszyłem. Mężczyzna wyglądał żałośnie, tym bardziej, że nie był mężczyzną. Zaskoczony stanąłem jak wryty. Przede mną klęczała dziewczyna, nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat. Wsparta na rękach puszczała drugiego pawia - wynik uderzenia w głowę. Miała postrzępione blond włosy sięgające do ramion. Z rękawów brudnej bluzy wystawały blade dłonie przyozdobione kolorowymi sznurkami. Spodnie w kolorze khaki postrzępione u dołu, były przemoczone w kroku. – Nie zdążyłaś do kibelka? – zapytałem z ironią. Nic nie odpowiedziała. Odczekałem chwilę, aż dojdzie do siebie. Gdy tylko oderwała nos od igliwia na ziemi, lufa karabinu dotknęła jej skroni. – A teraz spokojnie i dokładnie wytłumaczysz mi, dlaczego miałbym Cię teraz nie zabić. – Spytałem całkiem spokojnie. Dziewczyna najwidoczniej spanikowała, bo z jej ust popłynęła rzeka słów. – Nie rób mi krzywdy, ja naprawdę nie wiedziałam ,co ten facet chce zrobić, zapłacił mi tylko żebym za Tobą szła. Jestem młoda i mam doświadczenie. Miałam niejednego mężczyznę, mogę ci wszystko wynagrodzić…
- No pięknie! – przerwałem jej, - Nie dość, że niedoszła morderczyni, to jeszcze nastoletnia kurwa. Skąd się wzięłaś i co to za facet?
- Spotkałam go w mieście na południu, stamtąd jestem. Ja naprawdę…
- Zamknij się bo mi palec drży. – przerwałem jej ponownie. – Przyjmijmy za oczywistą prawdę to, że ja zadaje pytania, a ty nie mówisz nie pytana.
Zamilkła i spuściła głowę. Spostrzegła plamę na swoich spodniach i niezręcznie próbowała ją zakryć.
- Co to za facet?
- Nie wiem. Przedstawił się jako Anton. Mówił, że musi kogoś odszukać i że dobrze zapłaci za pomoc.
- Tak powiedział? – skrzywiłem się – A nie przyszło Ci do głowy, że rozwali Cię zaraz po tym jak mnie znajdziecie?
- Płacił z góry…
- No tak, to już gwarancja nietykalności. Wszystkie dziwki są takie głupie, czy tylko Ty?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, położyła rękę na moim kolanie i zaczęła piąć się w górę.
- Wynagrodzę Ci to jak tylko chcesz. – uśmiechnęła się zalotnie.
- Skoro już klęczy… - pomyślałem przelotnie, ale widok obrzyganej i opszczanej prostytutki wydawał się najwyżej żałosny.
- Jak masz na imię? – spytałem odpychając jej rękę.
- A jak lubisz? – nie dawała za wygraną.
- Lubię patrzeć jak głupie lafiryndy się wykrwawiają. Jak masz na imię?
- Karina. Ale wszyscy mówią na mnie Kalinka, albo Kari.
- Tak. To rzeczywiście oryginalne.
Dziewczyna ponownie się speszyła. W rzeczy samej peszyła się nieznośnie często jak na damę lekkich obyczajów. Chyba jednak nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w wykonywanym fachu. W końcu gniew przeszedł i zrobiło mi się jej nawet żal. Miała szczęście, że wzięli ją do burdelu. Mogła skończyć gorzej, wystarczyło żeby wpadła w łapy handlarzy niewolników, albo organów do przeszczepu. Miłą alternatywą byli jeszcze kanibale z zachodniego wybrzeża, ale to wiele dni drogi stąd. Jej obecność nagle zaczęła mi niezmiernie ciążyć. Organizm wypłukiwał Accedo z żył systematycznie, a ja nie miałem żadnych zapasów. Robiło się już późno, jeszcze dwie godziny i zapadnie zmrok, a w nocy nie było tu bezpieczniej niż w dzień.
- Masz więcej szczęścia niż rozumu mała. – powiedziałem znużony – Oddaj pukawkę i zmiataj.
- Jaką pukawkę? – doskonale udawała zdziwienie.
- Tą którą masz pod bluzą. Nie jestem głupszy od Ciebie.
- Skąd wiedziałeś? – spytała wyjmując niewielki damski pistolecik spod zgniłozielonego materiału.
- Nie Twój interes. A teraz spadaj.
- Dokąd mam iść?
- Tam skąd przyszłaś.
- Nie wiem jak mam wrócić.
- Idź w stronę słońca, to na pewno trafisz.
- Nie mogę się zabrać z Tobą? – spytała płaczliwie.
Osłupiałem ponownie. Omal przez dziewczynę nie zginąłem, a teraz jeszcze miałbym ją zabrać do nory? Nic z tego!
- Nic z tego! – powiedziałem powoli ale dosadnie. Ty idziesz w przeciwną stronę. No już!
Wstała wyraźnie się ociągając. Chciała jeszcze zaprotestować, ale najwyraźniej zniechęciła ją moja mina. Uśmiechnęła się jeszcze smutno i ruszyła przed siebie.
- Tylko nie próbuj za mną iść! – krzyknąłem za nią – Raz Ci darowałem, ale drugi raz możesz nie mieć tyle szczęścia!
Nic nie odpowiedziała. Patrzyłem z ulgą jak znika w zaroślach lasu. - Mogłem jej zostawić tą zabawkę. – pomyślałem patrząc na pistolecik w mojej ręce, pachnący prochem, perfumami i ciałem piętnastoletniej prostytutki. – Oddam przy okazji. – Uśmiechnąłem się do siebie. Odnalazłem plecak tam gdzie go zostawiłem, schowałem pistolet i ruszyłem w kierunku nory, czując pod skórą jak narkotyk przestaje działać. - Za chwilę zapadnie noc, a ja będę głuchy i ślepy. – skrzywiłem się przyspieszając kroku.

***

Do nory dotarłem nieco przed zmrokiem. Całe szczęście, bo po zmroku nawet mnie ciężko byłoby znaleźć kryjówkę. Swego czasu sporo się namęczyłem żeby ukryć wrak tak, żeby nie można go było odnaleźć. Wśród gałęzi namacałem dłonią zasuwę włazu. Szarpnąłem, zawiasy nie chciały puścić. Szarpnąłem ponownie, tym razem mocniej. Zawiasy w końcu puściły, właz otwarł się szeroko, w głowie poczułem mocne tąpnięcie a zaraz po nim, rozlewający się po żyłach płynny lód. Nie miałem zbyt wiele czasu, zanim strumień dotrze do serca i zamieni mnie w żywą galaretę. Rzuciłem plecak w kąt, zapaliłem latarkę zostawioną ostatnim razem przy włazie. Odnalezienie właściwego kartonu w całej stercie nie byłoby trudne, gdyby nie polowa kuchenka o którą się potknąłem. – Będzie guz. – pomyślałem podnosząc się z ziemi. Lód był niebezpiecznie blisko pompy w mojej klatce piersiowej. Zacząłem przerzucać pudła z jednej sterty na drugą. Wreszcie natrafiłem na czerwony sześcian z mnóstwem oznaczeń, także tych z czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami. Rozerwałem karton, wyjąłem plastikowy niewielki walec zwężający się u góry, odkręciłem wieczko i połknąłem dwie zielono – niebieskie tabletki. Odczekałem pięć minut oparty o metalową ścianę kryjówki. Lód powoli cofał się w kierunku głowy, zamieniając się stopniowo w ciepłe dreszcze spływające do podbrzusza. Uśmiechnąłem się błogo, rozglądając po norze. Koliste, metalowe sklepienie z żebrami wspierającymi konstrukcję zawalone było różnościami. Poszedłem w głąb pieczary zapalając po drodze lampy naftowe. Mogłem wysilić się i włączyć agregat, ale byłem zbyt zmęczony, było już późno, no a benzyna była bardzo deficytowym towarem. Gdy wnętrze kryjówki było już rozświetlone odpowiednio, zająłem się szukaniem potrzebnych na wieczór rzeczy. Znalazłem kilka konserw i sproszkowaną zupę, którą odgrzałem na polowej kuchence. Odnalazłem nawet zaginiony ostatnio karton wypchany butelkami z Johnnie Walker’em Blue, ponadto karton fajek i kilka dodatkowych specyfików mogących o tyle urozmaicić życie, co je uratować. Po kolacji złożonej z zupy, konserwy wieprzowej i resztek psa upolowanego wcześniej, wyszedłem na zewnątrz zabezpieczyć wejście do nory. Jak wcześniej sądziłem rozpadało się na poważnie. Przykryłem wejście do kryjówki gałęziami i zamknąłem za sobą właz, zostawiając na zewnątrz moknący w ciemności las. Whisky pachniała znakomicie, smakowała jeszcze lepiej. W zadymionym i zaciemnionym pomieszczeniu słychać było tylko szum wiatru na zewnątrz. Otwarłem pudełko na którym było coś napisane cyrylicą. Połknąłem trzy, popijając szklanką złocistego płynu. Włożyłem ulubiony winyl na gramofon, nakręciłem sprężynę i położyłem się na łóżku. Z ucha urządzenia popłynęła spokojna, kojąca muzyka. Ściany zaczęły delikatnie falować, po moim ciele rozeszło się ciepło odprężające wszystkie mięśnie. Na karton obok łóżka wdrapał się szczur. Nie był to zwykły gryzoń, jak cała reszta jego braci i sióstr. Ten szczur był nieco większy, kołysał się w rytm muzyki i śpiewał „What a Wonderful World” głosem Johna Lennona. To było najwspanialsze wykonanie tego utworu, jakie kiedykolwiek słyszałem. Szczur machał ogonkiem, przy refrenie stanął na tylnich łapkach, przednie przykładając do futrzanej klatki. Zacząłem mu wtórować mrucząc melodię pod nosem. Przy fragmencie „I hear babies crying”, poczułem chłodny powiew powietrza. Stała w przejściu jak zawsze piękna. Jej długie kasztanowe włosy spływały do pępka zakrywając jędrne piersi, nie zasłaniając zaś tego, co wydawało się istotniejsze i było niżej. Jej migdałowe, spokojne oczy uśmiechały się do mnie. Chciało mi się płakać, chciałem coś powiedzieć, jak mi przykro i jak się cieszę. Ale ona tylko przyłożyła palec do ust, podeszła bliżej usiadła koło mnie i pocałowała mnie delikatnie w usta.
- Nie martw się. – wyszeptała łagodnie mi do ucha – Jestem przy tobie.
Zatraciliśmy się. Jej delikatna, miękka skóra stykała się z moją. Błądziła ustami po moim ciele, coraz niżej i zachłanniej, chłodnymi piersiami ocierając mi się o biodra. Czułem radość, że przyszła, że nie chciała mnie opuścić do końca. Kochaliśmy się jak wtedy, gdy po raz pierwszy odkryliśmy nasze ciała. Szczur śpiewał „Everything is ended”, światło powoli gasło.


* * *


Stałem na łące pełnej polnych kwiatów. Czerwone maki, wymieszane z ciemnobłękitnymi Chabrami tworzyły puszysty dywan zapachów. Słońce przyjemnie ogrzewało ciało, nie nękany żadnym złym przeczuciem patrzyłem na zbierające się daleko przede mną nad ciemnym lasem, burzowe chmury. Ashka stała obok wtulona w moje ramię. Głaskałem ją po delikatnej jasnej dłoni, uśmiechając się w duchu. Nagle wszystko przerwał ryk silnika w oddali.


* * *


Pobudka była ciężka. Wiedziałem, że poprzedni wieczór, to były jedynie halucynacje spowodowane środkami odurzającymi. Wiedziałem, że nigdy jej tu nie było i że, choćbym nie wiem jak tego pragnął, nigdy już jej nie będzie. Tak samo jak śpiewających szczurów. Wstałem z łóżka, obmyłem twarz, wyszczotkowałem zęby, zażyłem Accedo, popijając wyciągniętą poprzedniego dnia whiski. I wtedy poczułem zapach dymu. Zerwałem się, porwałem broń i wypadłem na zewnątrz. Przy ognisku rozpalonym przed wejściem siedziała ta sama dziewczyna, której wczoraj darowałem życie. Miała na sobie jedynie skąpą bieliznę. Najwidoczniej usłyszała ruch, bo odwróciła się do mnie i z uśmiechem powiedziała
- Witaj. Piękny mamy dzień. – odwracając się przodem do ogniska dodała - To bodajże ostatni tak ciepły w tym roku.
- Ale skąd? - byłem tak zdziwiony, że zapomniałem się rozzłościć – Jak?
- Nie posłuchałam i poszłam za tobą. – rzuciła nie odwracając się od płomieni – Chodź, usiądź, przygotowałam nam śniadanie.
- Co Ty tu do kurwy nędzy robisz!? – tym razem więcej było we mnie gniewu niż zdziwienia.
- Jak to, co? Siedzę przy ognisku, przecież widzisz. – tym razem Karina była zdziwiona.
- Wynoś się! Natychmiast! I dziękuj swoim bogom, że nie rozwaliłem Ci tej ładnej buźki! – wrzeszczałem jak opętany. – I na miłość boską, ubierz się jakoś!
- Nie wrzeszcz. Po pierwsze wczoraj byłeś o wiele milszy, po drugie sam nie jesteś lepiej ubrany.
Dopiero teraz przypomniało mi się, że stoję przed nią całkiem nago. Do tego całkiem w formie. Z mętlikiem w głowie wbiegłem do nory, włożyłem spodnie i wybiegłem z powrotem na zewnątrz. Karina właśnie ubierała bluzkę. Reszta jej rzeczy wisiała na prowizorycznej suszarce z dwóch kijków wbitych przy ognisku.
- Co to znaczy, że byłem wczoraj milszy? – zapytałem bez pardonu.
- No tak, byłeś w takim stanie, że możesz nie pamiętać. – uśmiechnęła się bez cienia radości. – Uprawialiśmy wczoraj seks, chociaż ja powiedziałabym raczej, że się kochaliśmy. Byłeś taki delikatny i czuły, że…
- Co robiliśmy? – zdębiałem.
- Kochaliśmy się.
Musiałem usiąść z wrażenia. Zostałem wykorzystany przez piętnastoletnią prostytutkę. Tego było już za wiele. Wsparłem głowę o dłonie i zacząłem się zastanawiać co dalej robić. Nie chciałem jej zabijać, z drugiej strony chciałem, żeby to miejsce zostało nie odkryte przez innych, a dziewczyna znała jego położenie.
- Nie martw się, nikomu nie powiem co tu się znajduje. – dziewczyna najwyraźniej domyśliła się co mnie trapi. – Poza tym, mam dla Ciebie propozycję, która może Cię zainteresować.
Spojrzałem na nią. Nie wyglądała żałośnie, tak jak wczoraj. Miała w sobie więcej pewności siebie i jakiś dziwny spokój w głosie.
- Zanim odmówisz posłuchaj co chcę Ci powiedzieć. – uśmiechnęła się.
- Słucham. – A co miałem zrobić?
- Muszę się dostać do Okazji, to miasto niedawno odbudowane przez wskrzesicieli. Tam mieszka moja siostra, ona się mną zajmie, a ty otrzymasz zapłatę za opiekę nade mną. Okazja leży kilkanaście dni drogi stąd, na południowy wschód, moja siostra ma zamożnego męża, który z pewnością okaże wdzięczność temu, kto opiekował się siostrą jego ukochanej. Co ty na to? – uniosła wysoko brwi, czekając na moją reakcję.
Było wiele powodów, dla których powinienem odmówić. Tereny przez które miałem ją przeprowadzić były niebezpieczne. Roiło się na nich od świrów takich jak bandyci, technokraci, łowcy ludzi, czy wskrzeszeni. No i miasto. Byłem w kilku domenach skurwysynów, którzy sami nazywali siebie wskrzesicielami. Za każdym razem, pod pozorem prawa, porządku i potrzeby odbudowy cywilizacji tworzyli mini rządy z policją, której członkowie nazywali się Szeryfami. Szeryfowie nie mieli utrzymywać porządku, tylko zabijać nieposłusznych woli wskrzesicieli, którzy doili poddanych na każdym kroku. Był jeszcze problem związany z tym co mówi dziewczyna. Miałem przeczucie, że coś przede mną ukrywa. Tak. Było mnóstwo powodów, żeby odmówić.
- Zgoda. – odparłem ku uciesze dziewczyny – Ale dlaczego ja?
- Bo mnie nie zabiłeś chociaż mogłeś. Nie chciałeś mnie wykorzystać, chociaż miałeś przewagę. – wzięła głęboki wdech. – Wiem też, że potrafisz zabijać bez wahania. A to przydatna umiejętność, gdy szuka się opiekuna, tak jak ja.
- Może masz rację. – spojrzałem w górę. – Dzisiaj jest już za późno, żeby wyruszyć. Spakujemy potrzebne rzeczy i wyruszymy o świcie. Po drodze masz się mnie słuchać. Jeśli niepotrzebnie narazisz moje życie na ryzyko, zdradzisz mnie lub oszukasz, to znajdę Cię wszędzie. I będziesz się modlić, żebym cię zabił jak najszybciej. To są moje warunki.
Dziewczyna spoważniała. Wstała z ziemi otrzepała postrzępione spodnie i podeszła do mnie wyciągając rękę.
- Umowa? – spytała wyczekując.
- Umowa. – uścisnąłem jej rękę uśmiechając się. – A po drodze opowiesz mi dokładnie, jak się tu znalazłaś i kim jest mąż Twojej siostry.
- W porządku. – Teraz Karina się uśmiechała.
Było co prawda dopiero po południu, ale nie mogliśmy wyruszyć bez przygotowania. Pakowanie zajęło nam pół dnia. Dałem Karinie swój zapasowy plecak i parę jeansów, które o dziwo świetnie na nią pasowały. Zabraliśmy trochę jedzenia, ale nie za dużo – wolę już polować na świeże jedzenie. Znacznie więcej miejsca zajęła broń, amunicja i wielotygodniowy zapas tabletek najróżniejszej maści. Nie zapomniałem też o napojach wyskokowych – jak to na imprezę. Wieczorem, po złożeniu przez Karinę uroczystej przysięgi, że nie będzie próbowała się więcej ze mną kochać, upiliśmy się przy dźwiękach wesołej muzyki płynącej z gramofonu. Mała wykazała się niezłym poczuciem humoru i gadatliwością, co sprawiło, że jeszcze bardziej ją polubiłem. Położyliśmy się spać po dwudziestej drugiej, gdy na zewnątrz słychać było tylko pohukiwanie sowy. Rano mieliśmy wstać o świcie i ruszyć do Okazji, gdzie czekała jaj rodzina i moja zapłata. Tym razem ruskie pigułki zostawiłem w spokoju.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez NathirPasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Biegłem. Biegłem aż moje mięśnie zaczęły palić, a w moich żyłach począł płynąć kwas. A potem pobiegłem jeszcze trochę.
Fraa

Post autor: Fraa »

Witam. :)

Mój pierwszy komentarz ? jest (jak na mnie) bardzo wczesna godzina, więc nie wykluczam, że coś przegapię. Ale będę próbować. ^^
Ledwie się obudziłem, a już wiedziałem, że nie jest dobrze. (?) Gdy tylko zwróciłem to, co udało mi się zeszłego dnia zjeść, poszukałem Accedo. (?) czułem, jak ciało odchodzi od kości. (?) Słyszałem, jak pod ścianą przemyka jakiś robak w sąsiednim pokoju.
Piszę o tym tylko tutaj, ale ten błąd się powtarza ? brakuje Ci przecinków przy zdaniach złożonych. Jeśli a zastępuje i lub występuje w zdaniu typu Wódka a sprawa polska, to w istocie nie stawia się przecinka. Ale jeśli łączy zdania, to już się stawia.
Albo drugie zdanie: zwróciłem to, potem winien być przecinek, bo co udało mi się zeszłego dnia zjeść to zdanie podrzędne. Czułem, słyszałem - co? Jak coś tam się działo. Znów zdanie podrzędne i znów należy je wydzielić przecinkiem.
Analogicznie trzeba by cały tekst przejrzeć pod kątem zjedzonych przecinków przy zdaniach złożonych. :)
Drżącymi dłońmi odkręciłem wieczko. ? Tylko dwie?- zdziwiłem się. ? Ile ja tego wczoraj zżarłem? Połknąłem obie popijając solidnym łykiem wódki, której miałem jeszcze pod dostatkiem. ? Przynajmniej odlot będzie dłuższy ? pocieszyłem się ? ale i tak trzeba skoczyć do apteki. Przymknąłem oczy czekając na efekty narkotyku.
Myślę, że wypadałoby zwiększyć jakoś czytelność tego fragmentu. Obecnie myśli bohatera są odróżnione od narracji myślnikami, ale nie są od nowych wersów. Okej, przyjęłam taki zapis, bo narracja pierwszoosobowa i to się może trochę zazębiać. Ale ostatnia część tej refleksji bohatera już nie jest w żaden sposób oddzielona od narracji ? myśl o skoczeniu do apteki stanowi ciąg z przymykaniem oczu. Wydaje mi się, że to zaciemnia obraz. Należałoby albo dodać myślnik, albo zapisać to w normalny ?dialogowy? sposób, czyli nowe akapity dla słów bohatera i nowe dla słów narratora (nawet jeśli to ten sam gość, bo narracja jest pierwszoosobowa ;) ).
Ból w głowie i mięśniach zanikał powoli, w jego miejsce wkradała się zdradliwe przyjemne podniecenie.
Jeśli podniecenie, to wkradało się. No i czegoś zabrakło między zdradliwe a przyjemne ? przecinka? Spójnika?
Podszedłem do okna żeby sprawdzić działanie narkotyku. Coś niewielkiego buszowało w pobliżu. Skupiłem się. Najpierw usłyszałem skrobanie, później zapach zwierzęcia. Skupiłem się bardziej, wyostrzyłem wzrok. Sto metrów dalej pod wrakiem samochodu siedziała mysz. Mogłem dokładnie przyjrzeć się jej wąsom. Narkotyk działał idealnie. ? Przydałoby się trochę wódki, zapas Accedo i ewentualnie jakieś żarcie. Alkohol i narkotyki to pryszcz. Moje zapasy w norze wystarczą jeszcze na długo. Ale sama myśl o polowaniu mnie obrzydziła. Nie znosiłem polować, chociaż narkotyk bardzo ułatwiał sprawę.
Niby nie są to powtórzenia, ale mimo wszystko tak częste użycie słowa ?narkotyk? w jednym akapicie trochę razi. Ciągle tylko ten narkotyk i narkotyk, jakby innych słów nie było. ;) A przecież na progu leżały pigułki, o ile pamiętam ? czemu więc z nich nie skorzystasz w dalszej narracji?
Rude włosy posklejane przez zaschniętą krew , w której była zanurzona, zakrywały jej twarz.
Spacja przed przecinkiem zbędna. ;) Ale ja nie o tym miałam?
Chodzi mi o to zanurzenie w zaschniętej krwi ? jakoś mi to nie brzmi. Na logikę ? nie można być zanurzonym w czymś, co jest zaschnięte. No tak, mogła być zanurzona zanim krew zaschła (i zapewne o to chodzi), ale to chyba jednak wymagałoby innej konstrukcji zdania.
Na dół zjechałem po metalowej róże ? jedynej pozostałości po schodach.
Po ?róże??? ;> Jeśli już, to po ?róży? chyba. xD A i tak wątpię, żeby chodziło Ci o kwiatek, przecież to by było bolesne. ^^
[img]http://img135.imageshack.us/img135/3031/naroze.jpg[/img]
Przez szerokie brązowe drzwi, których jedno skrzydło było urwane, wyszedłem na ulice.
?których jedno skrzydło było urwane? to zdanie wtrącone ? należy je więc wydzielić przecinkami z obu stron.
I myślę, że bohater wyszedł na ulicę, a nie na wiele ulic naraz.
Wyostrzyłem odpowiednio słuch i węch i zacząłem piąć się w górę tego, co pozostało z miasta. Z budynków w większości pozostały tylko zgliszcza straszące nawet w biały dzień.
Powtórzenie, które trudno traktować mi jako celowe ? nie wygląda fajnie. ;]
Gdzie niegdzie walały się wraki samochodów (?)
Jestem na 99% pewna, że gdzieniegdzie pisze się łącznie. Głowy nie dam, bo zaskoczył mnie Twój zapis na tyle, że jestem skonfundowana. ;|
Skręciłem koło niewielkiego kościoła, z którego pozostały tylko dwie strony i dzwonnica bez dachu.
Te ?strony? jakoś dziwnie brzmią. Może ?dwie ściany? prędzej? Strony jako takie przecież są nadal, wciąż ? stojąc w obrębie murów ? można iść w lewo, w prawo, w przód i w tył.
Połączenie jakiś ziół i smaru do broni palnej.
?jakichś? ? jakiś to liczba pojedyncza dla rodzaju męskiego w mianowniku.
Odłożyłem plecak na ziemię, przykryłem go suchymi liśćmi z gałęziami i ruszyłem wolno w dół, skąd dochodził zapach.
?z? wygląda tu niefortunnie ? znaczy że co? Liście miały gałęzie? Gałęzie były przyczepione do liści? xD Mogę się mylić, ale zazwyczaj jest odwrotnie. ;) Tutaj chyba najlepiej sprawdziłby się spójnik w stylu i.
Po pięciu minutach skradania usłyszałem pierwsze dźwięki deptanej ściółki.
Pięciu. Ni mniej ni więcej? Pierwsze dźwięki starannie czekały, aż bohater poskrada się określony czas, po czym dały się słyszeć? ;>
W takich sytuacjach precyzyjne odmierzanie czasu jest bez sensu. Dużo naturalniej wygląda coś w rodzaju ?po paru minutach?.
Twarz zasłaniał mu kaptur od zgniłozielonej bluzy, którą miał na sobie.
Nah, to mi się wydaje naciągane. Ciemniejący las, można przeoczyć dużego zwierza (czyli wnioskuję, że solidnie ciemniejący), a da się określić kolor bluzy? E-ee, naprawdę nie sądzę.
Nieznajomy poruszał się półkołem w stosunku do mnie. To stawiało mnie w doskonałej pozycji do ataku, wystarczyło poczekać aż przejdzie obok i wtedy go grzecznie zapytać, czego szuka sam w lesie. ? Albo wyskoczę z krzaków z okrzykiem ?niespodzianka? i wtedy przywalę mu w łeb ? pomyślałem nie bez satysfakcji. Tymczasem nieznajomy był już bardzo blisko, gdy uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Nieznajomy pachniał ziołami, ale nie czułem zapachu smaru.
Synonimy nie bolą. :P
Przez chwile zwątpiłem w działanie Accedo, ale bez wątpienia działało jeszcze w pełni.
Synonimy nie bolą (x2). ;]
Runą na poszycie leśne jak lalka, której odcięto sznurki.
runą[/b]ł[/b]
Leżał na Kempie mchu i rzęził dławiąc się krwią.
Leżał na Kempie, powiadasz?? ^^
[img]http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/0 ... 629985.jpg[/img]
Wsparta na rękach puszczała drugiego pawia - wynik uderzenia w głowę.
A kiedy puściła pierwszego? oO
Miała postrzępione blond włosy sięgające do ramion. Z rękawów brudnej bluzy wystawały blade dłonie przyozdobione kolorowymi sznurkami. Spodnie w kolorze khaki postrzępione u dołu, były przemoczone w kroku.
Synonimy nie bolą (x3).
Gdy tylko oderwała nos od igliwia na ziemi, lufa karabinu dotknęła jej skroni.
Przecież wymiotowała wsparta na rękach ? skąd więc ten nos w igliwiu?
? A teraz spokojnie i dokładnie wytłumaczysz mi, dlaczego miałbym C teraz nie zabić.
Dopóki nie przytaczasz w opowiadaniu listu, zaimki zapisujemy od małej litery. Wszystkie wielkie ?Cię?, ?Ci?, ?Ty?, ?Tobą? itepe masz do przeróbki na małe. Chyba że będzie na początku zdania. ;]
Dziewczyna najwidoczniej spanikowała, bo z jej ust popłynęła rzeka słów. ? Nie rób mi krzywdy, ja naprawdę nie wiedziałam ,co ten facet chce zrobić, zapłacił mi tylko żebym za Tobą szła. Jestem młoda i mam doświadczenie. Miałam niejednego mężczyznę, mogę ci wszystko wynagrodzić?
Ale tu już jest ewidentny, normalny dialog, a więc wypowiedź dziouszki od nowego akapitu.
- Skoro już klęczy? - pomyślałem przelotnie, ale widok obrzyganej i opszczanej prostytutki wydawał się najwyżej żałosny.
Byki ortograficzne dają Ci póki co -18 do lansu. ;>
Mogłem jej zostawić tą zabawkę.
Gdyby nie to, że narracja jest pierwszoosobowa i narrator może mieć ograniczoną wiedzę w zakresie gramatyki, zagryzłabym za ?tą? zamiast ?tę?. Tylko ostrzegam. ;]
Swego czasu sporo się namęczyłem żeby ukryć wrak tak, żeby nie można go było odnaleźć.
Nieładne powtórzenie. Co ciekawe, przecinek przed jednym ?żeby? jest, a przed drugim ? już nie. Czyżby interpunkcja była u Ciebie dziełem przypadku? ;>
Szarpnąłem, zawiasy nie chciały puścić. Szarpnąłem ponownie, tym razem mocniej. Zawiasy w końcu puściły, właz otwarł się szeroko (?)
Celowe powtórzenia muszą mieć jakiś? no właśnie: cel. O ile Szarpnąłem jest dość ewidentną anaforą, o tyle pozostałe powtórzone wyrazy już tylko rażą.
Odnalazłem nawet zaginiony ostatnio karton wypchany butelkami z Johnnie Walker?em Blue (?)
Praca domowa: zapoznać się z odmianą obcojęzycznych słów. Zauważyłam ostatnio dziwną tendencję do wciskania wszędzie apostrofów ? tego tak się nie robi.
(?) wyszedłem na zewnątrz zabezpieczyć wejście do nory. Jak wcześniej sądziłem rozpadało się na poważnie. Przykryłem wejście do kryjówki gałęziami i zamknąłem za sobą właz (?)
Zaczynam dostrzegać Twój największy problem?
Otwarłem pudełko na którym było coś napisane cyrylicą. Połknąłem trzy, popijając szklanką złocistego płynu.
Bohater połknął trzy co? Trzy pudełka? Ewidentnie brakuje tu jakiejś informacji.
*stara się nie zwracać uwagi na parszywą formę ?otwarłem?*
Zabraliśmy trochę jedzenia, ale nie za dużo ? wolę już polować na świeże jedzenie.
Powtórzenie. Znowu.
Rano mieliśmy wstać o świcie i ruszyć do Okazji, gdzie czekała jaj rodzina i moja zapłata.
I literówka na miłe zakończenie dnia. ;)


Teraz coś bardziej ogólnego:
  • Warsztat: nie jest zbyt dobrze, nie ma co ukrywać. To znaczy zdania w większości mają ładną konstrukcję, opisy plastyczne, ale wpadasz na detalach. Okropnie dużo powtórzeń, drażni ten konsekwentny brak przecinków przy zdaniach złożonych, no a buble ortograficzne dopełniają nieprzyjemnego wrażenia. Musisz chyba więcej razy czytać swoje teksty przed udostępnieniem czytelnikom ? część tego na pewno samodzielnie wyłapiesz. Były też jakieś zagubione spacje, literówki czy przypadkowe wielkie litery, ale takich pojedynczych rzeczy nie wypisywałam - wybacz, lenistwo. ;)
  • Bohaterowie: przyznam, że na razie zapowiadają się dość sztampowo. Bohater wygląda na bardzo typowego amerikan hiroł, taki twardziel, ale jednak z sercem, od czasu do czasu się uśmiechnie krzywo albo rzuci jakąś ironiczną, ciętą ripostę? Która to riposta też jest banalna, ale to już szczegół. Na razie ten facet nie wzbudził ani mojej sympatii, ani wręcz przeciwnie. Jego los jest mi obojętny, a tekst czytałam z zupełnie innego powodu (o tym za chwilę). O Katrinie trudno na razie coś więcej powiedzieć, więc? więc nie mówię. :)
  • Fabuła: jak wspomniałam, przygody bohatera mi wiszą i powiewają. :P Czytam ze względu na interesującą otoczkę. Wyczuwam w powietrzu nutkę postapokalipsy, tekst ma fajny klimat. Ale można by to jeszcze rozwinąć. U Ciebie gdzieś pod koniec jest nieśmiała próba pokazania świata (w tym akapicie o wskrzesicielach, Szeryfach itepe), ale ? dla mnie przynajmniej ? to mało. Ja bym chciała wiedzieć co, dlaczego, kiedy, o co chodzi. I to łaknąc tej wiedzy czytałam ten tekst. :) Nie bój się wprowadzić czytelnika do świata. ^^
To by było na tyle. Trudno napisać coś więcej, bo tak naprawdę fragment fabularnie przedstawia się dość prosto i domyślam się, że właściwa akcja miała dopiero się zacząć.