Wspólnymi siłami, czyli którędy pójdzie taki wiersz?
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku warto się przyjrzeć,
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku warto się przyjrzeć,
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
.
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,
- Mariola Kruszewska
- Posty: 12383
- Rejestracja: czw 24 lip, 2008
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate
Ostatnio zmieniony śr 04 sty, 2012 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
.
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Wiem wystarczająco dużo, żeby wiedzieć jak mało wiem.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Widzicie? Ile spraw ważnych
Kiedy wychodzi się z domu
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Widzicie? Ile spraw ważnych
Kiedy wychodzi się z domu
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Wychodząc z domu patrzę na zmęczony zegar
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Widzicie? Ile spraw ważnych
Kiedy wychodzi się z domu.
Kawalerowie i panny
Wychodźcie z ciepłych kokonów
Nawet kukułka żegna mnie
w imię Ojca I Syna dokąd mnie gna (?)
Nie wiem czy dobrze i nie wiem czy źle.
Ale idę przed siebie, niech się dzieje co chce.
W końcu jedno mam życie
Choć kowal nie pyta o zdanie
Dzielę się swoim odkryciem
Chyba Kolumbem się stanę
Lub się rozpłynę w nirvanie.
Nie. To byłoby zbyt proste.
Idę. Przejdę i spalonym mostem.
Choć to wcale niełatwe, nieproste,
Poskładam splątane emocje
Posklejam przedarte wieczory
Plewy od ziarna rozdzielę
Odrzucę kąkol i sporysz.
Otwartą na przestrzał źrenicą
Patrzę daleko poza granice
I może tę nić uchwycę
A przy okazji Bóg wi co.
Mrok rozjaśnię świcą
Biednemu zawsze wiatr w oczy
Szczęśliwy kto ma nadzieję
Na przekór pokonam trudności
w ich miejsce optymizm zasieję
Szukam sukcesów nijakich
do tych istotnych nie sięgam
Ot, czasem dla niepoznaki
Bez sensu sobie coś gęgam.
Jeden poeta zrozumie
co innym pojąć nie sposób
że czasem muszę opisać
bo wirus chrypa brak głosu
A słowa cisną jak buty
próbują się z wnętrza wydostać
dlatego idę jak struty
Z jednego napisać "posta".
A co tam jednego, ze cztery
Choć może i więcej by trzeba
by upchnąć entuzjazm mój szczery
Że rychło pójdę do nieba.
Do nieba? Lecz czy tam nie nudno?
A posty? Pozwolą wysyłać?
Z tym jakaś może być trudność,
niebiańska łączność zawiła.
A może ciuteczkę by niżej?
Bo dosyć bujania w obłokach,
Piekiełku też warto się przyjrzeć,
I diabłom tańczącym w podskokach.
Diablice też godne uwagi,
Choć nogi ich nieco włochate,
nie oprze się żaden im diablik,
Zazwyczaj pięknieją tez latem.
A zwłaszcza kiedy ku słońcu
Wystawią ponętność swych kształtów
Przybiorą postać aniołków
i niebo na ziemi jak w banku
Widzicie? Ile spraw ważnych
Kiedy wychodzi się z domu.
Kawalerowie i panny
Wychodźcie z ciepłych kokonów
wiem, że nic nie wiem, ale staram się dowiedzieć,