Lost in Dark (Nowa odsłona)

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Al Maretta
Posty: 6
Rejestracja: wt 03 sty, 2012

Post autor: Al Maretta »

Zapewne pamiętacie kiedyś tandetne opowiadanie o Łuczniku i paru innych gościach którzy cały czas się nawalali. Tak więc powracam w nowej odsłonie mam nadzieję lepszej. Także oceniajcie i wytykajcie błędy. dla niezorientowanych CZ. I

PROLOG


Elefrez przechodząc się po lesie ze swym kuzynem Odenem. Ujrzał zwiadowcę króla. Niepostrzeżenie przemykał między drzewami niczym duch lub cień ,lecz wprawne oko Elefreza dostrzegło ruch. Wraz z kuzynem zawsze marzyli by dołączyć do sił Eterani i walczyć ze złem.
Gdy słońce powoli opadało za horyzont zaczęli wracać do wioski. Las w nocy był bardzo niebezpieczny ,a zapuszczanie się tam po zachodzie było co najmniej nierozważne. Spokojnym truchtem wracali do wioski. Z oddali ujrzeli dym. Widać było ,iż w wiosce panuje chaos. Kobiety z dziećmi uciekały do schronów mężczyźni dobywali broni i chowali się między chatkami. Pierwsze zapalające strzały zostały wystrzelone ,a chaty pokryte strzechą szybko się zajęły. Z lasu wypełzli bandyci. Na oko było ich trzy razy więcej niż obrońców wioski. Elefrez i Oden biegli pędem by wspomóc obrońców wioski. Napastnicy nie widząc oporu wbiegli do wioski. Wtem zza budynków wybiegli obrońcy. Odrąbując ,rozcinając i siekąc obrońcy wyrównywali szanse. Lecz wtem większość napastników zorientowała się jakie poniosły straty więc podnieśli ciężkie łuki ,napięli i wystrzelili. Elefrez który był tuż przy zbrojowni szybko skoczył po łuk i kołczan ,a jego kuzyn złapał jednoręczny ,lekki topór bojowy. Obaj wypadli na pole bitwy ,lecz prawie wszyscy obrońcy leżeli martwi lub konający. Tylko mała grupka broniła się zawzięcie. W tej grupie Elefrez ujrzał swego ojca. Podszedł na mniejszą odległość i napiął łuk. Pierwszy raz w życiu od trzech lat miał do czynienia z tą bronią. Ledwo co napiął cięciwę i z problemami odpowiednio wycelował. Miał czysty strzał. Grot przebił gardło jednego z napastników. Lecz wtem potężny barbarzyńca wyciął sobie drogę i ugodził ojca chłopaka w brzuch. Rana wydawała się groźna. Elefrez szybko położył jeszcze paru ,lecz nie strzelał tak celnie jak kiedyś. Wtem wydarzyło się coś co najmniej dziwnego. Bandyci wycofali się do lasu. Paru z nich w odwrocie legło pod grotami strzał o białych lotkach. Elefrez podbiegł do konającego ojca. Rzekł załamanym głosem:
- Ojcze… - Lecz ojciec uciszył go palcem.
-Nie martw się mną. Jesteś mądry dasz sobie radę.-Po tych słowach z uśmiechem na twarzy umarł. Młodzieniec przypadł do niego i zaczął szlochać ,lecz wtem ktoś złapał go za ramię i odciągnął od martwego ojca. Elefrez obrócił się i prędko pobiegł w stronę schronu ,gdzie powinna przebywać jego matka. Lecz gdy otworzył drzwi ujrzał tylko smutek. Pomieszczenie było całe puste. Gdy się odwrócił ujrzał stos trupów leżących przy jednym z budynków. Wśród nich znajdowała się jego matka. Klnąc, wrzeszcząc i jęcząc podbiegł do jednego z jego wybawców. Twarz miał zasłoniętą kapturem ,lecz oczy wiecznie były czujne i otwarte. Wtem na jego przedramieniu ujrzał różę-symbol Króla. Zorientował się ,że to królewscy zwiadowcy są jego wybawcami. Skłonił się nisko po czym odszedł w milczeniu. W zamęcie walki zupełnie zapomniał o swym kuzynie. Zaczął go szukać. Na głowę przychodziły mu czarne myśli o tym co mogło się z nim stać. Ujrzał małą grupkę zwiadowców idących w stronę lasu. O dziwo znajdował się w niej jego kuzyn. Obaj zaczęli się nawoływać ,lecz gdy Elefrez próbował do niego biec zwiadowca złapał go za nadgarstek.
-To dla twojego dobra chłopcze.-Rzekł zwiadowca.
-Wolisz zostać i sprawować władzę nad niedobitkami czy wyruszysz ze mną i z mymi towarzyszami na południe kraju?
-Teraz gdy straciłem ojca i matkę nic mnie tu nie łączy.-Rzekł smutnym głosem.
-Dobrze niech tak będzie. Lecz najpierw musimy sprawdzić kto jest sprawcą tego bluźnierstwa.- Podszedł do jednego z martwych napastników. Miał on gęstą brodę i mroczne ciemne oczy spoglądające pusto. Nawet Elefrez poznałby skąd pochodzi. Był to przybysz z Selentin. Było to lenno ,które wyrzekło się wierności. Król Aleth ,który był ojcem Elethy, przeklął ludność tego lenna które do dziś gnębi tutejsze wioski. Elefrez ,który po śmierci swego ojca objął władzę nad tą wioską wyszedł na dziedziniec i krzyknął:
-Moi podwładni! Dziś ponieśliśmy nie lada stratę ,lecz obiecuję wam ,iż ludność Selentinu nam za to zapłaci. Może nadejdzie dzień w ,którym będzie nakazane nam zginąć ,lecz wiedzcie że to nie jest ten dzień. Kiedyś ta wioska kwitła dorodnością i obfitością. Lecz lud Selentinu zachwiał tą równowagę. Odbudujcie to co było wam cenne odnajdźcie to co zostało zagubione. Gdy kiedyś powrócę pójdziemy razem na lud Selentinu!- Podczas tej przemowy jego jasne włosy spływające do ramion zatrzepotały na wietrze ,a brązowe oczy zabłysły blaskiem. Nawet większość zwiadowców siedziała zdumiona jego dostojnością i poczuciem obowiązku. Podszedł do niego jeden z nich.
-Panie, czas wyruszyć.- Nie widział przed sobą zwykłego chłopca. Widział potężnego księcia znad Żelaznej Rzeki.
-Wyruszę jeśli zagwarantujecie mi ,że memu kuzynowi nic się nie stanie.
-Oczywiście jest on pod opieką naszych najlepszych ludzi.
-Dobrze zatem. Ruszajmy.
Prowadzony krętymi ścieżkami Oden stracił orientację i poczucie czasu. Zwiadowcy byli milczący i lekko zaniepokojeni. Wiedzieli ,że większości barbarzyńców udało się uciec. Oden ze swym toporkiem u boku szedł po środku karawany. Domyślał się czemu zostali rozdzieleni. Obaj byli dziedzicami jednego z lenn. Wiedział jakie grozi im niebezpieczeństwo więc najprawdopodobniej zostali rozdzieleni ,aby przynajmniej jeden z nich przeżył. Było to smutne ,lecz wiedział ,że nie zmieni swego przeznaczenia. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch uznał to za jakieś zwierzę i zlekceważył. Przez całą noc nie mógł zmrużyć oka wyczuwał niebezpieczeństwo. Postanowił podejść do wartownik. Szybko opisał mu jak wyglądało owe „zwierzę” i jak się przemieszczało.
-Tak to oni. Uciekają. Lecz myślę ,że odważą się na atak.
-Nie lepiej obudzić pozostałych ?
-Od dawna nie śpią. Cały czas czuwają z mieczami u boku. Teraz idź spać jutro czeka nas długa droga.- Reszta nocy minęła spokojnie nie licząc paru innych barbarzyńców ,którzy przebiegali niedaleko obozowiska.
Po paru godzinach mozolnej wędrówki postanowili odpocząć. Oden zapytał jednego ze zwiadowców.
-Dokąd tak właściwie zmierzamy ?
-Jak najdalej od domu twojego wuja. Musimy cię gdzieś ukryć.-Odpowiedział.
-Chodzi o to by lenno miało prawowitego władcę prawda ? Mój wuj i ojciec nie żyją ,matka uciekła za granicę. Tylko ja i Elefrez możemy sprawować władzę nad lennem.
-Tak musimy was oddzielić by zmniejszyć szanse wroga na odnalezienie któregoś z was.-Zwiadowca przerwał i bacznie nasłuchiwał. W oddali usłyszał szelest i szybko zamilkł. To samo zrobili jego towarzysze. Nakazał Odenowi leżeć na ziemi w bezruchu. Wtem nadleciały pierwsze strzały ,a kilku zwiadowców również wystrzeliło. Oden szukał po omacku swego toporka ,lecz go nie znalazł. Obok niego leżała włócznia. Zaklął cicho pod nosem. Od najmłodszych lat nienawidził włóczni ,nigdy nie potrafił pojąć jak należy nią walczyć. Mimo to dobył jej i wbrew nakazom zwiadowcy podbiegł do najgrubszego drzewa ,a następnie wcisnął się w pień. Nie minęło wiele czasu jak barbarzyńcy przedostali się do obozowiska. Wtem zwiadowcy zostali zmiażdżeni. Nikt nie przeżył. Wojownicy Selentinu wycofali się podczas gdy trzech przeszukiwało truchła. Gdy doszli do wartownika z ,którym Oden zdążył się zaprzyjaźnić chłopak wyskoczył zza pnia i dźgnął potężnie jednego w brzuch. Wojownik padł martwy nim jeden zdążył się zorientować co się stało drugi już leżał martwy. Lecz wtem ostatni dobył miecza i rozciął Odenowi brzuch. Młodzieniec padł na ziemię ,a barbarzyńca wycofał się do reszty swojej drużyny. Jakieś dwie godziny później chłopak jakby we mgle widział postać mężczyzny w podeszłym wieku z gęstą czarną brodą. Mężczyzna uśmiechnął się po czym podniósł go i wziął ze sobą. Oczy zaszły mu czernią i odpłynął daleko od rzeczywistości.

[ Dodano: Wto 22 Maj, 2012 ]
Pracuję nad pierwszym rozdziałem rozpisany będzie na około 15 stron A5 ,ale proszę was o odpowiednie motywowanie ostatnim razem po paru dniach ciężkiej pracy się wycofałem :oops:
Ostatnio zmieniony wt 22 maja, 2012 przez Al Maretta, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Boogie
Posty: 4940
Rejestracja: sob 26 mar, 2011
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Boogie »

Całkiem ciekawe... Końcowe zdanie wprowadza (moim zdaniem) nieco niezamierzony uśmiech. Chodzi mi o oczy zaszłe czernią. Od brody niosącego? ;-) . Wybacz, efekt czapy. Poza tym wciągnęło mnie, mam nadzieję, że Odeon przeżył. Pozdrawiam :piwko: :piwko: :piwko:
outsider najmocniej czuje
że świat to boży spektakl

pomazany
Al Maretta
Posty: 6
Rejestracja: wt 03 sty, 2012

Post autor: Al Maretta »

Miło jutro pierwszy rozdział postaram wrzucić. PS: chodzi o oczy Odena.

Mam nadzieję ,że nie popełniłem wielu błędów.

[ Dodano: Nie 27 Maj, 2012 ]
Rozdział I
Dziesięć lat później
Strzały kolejno wbijały się w krągłą tarczę zawieszoną na odległym drzewie. Dzień w dzień Elefrez ćwiczył w ten sposób. Kunszt łucznictwa opanował do perfekcji. Każda strzała wbijała się w środek tarczy lub tuż przy nim. Większość królestwa mówiła tylko o nim. Ludzie opowiadali o niesamowitym łuczniku zdolnym obronić całe królestwo przed bandą szalejących Aranijczyków. Elefrez wyrobił sobie bardzo dobrą opinię wśród mieszkańców. Wszyscy żywili do niego szacunek ,lecz nie wiedzieli kim tak naprawdę jest ,ani jakie jest jego przeznaczenie. Był on uznawany za niezwykle utalentowanego wieśniaka.
Dwudziesto dwu letni Elefrez cały czas rozmyślał o swym kuzynie ,który został od niego odizolowany. Przez dziesięć lat w kraju nastąpiły wielkie zmiany. Na tronie zasiadł Kelath ,syn Elethy i wnuk Aletha. Był on władcą prawym i mądrym ,który uzyskał u ludzi wielki szacunek. Uzdolniony dyplomata ,lecz gdy nadejdzie potrzeba doskonały strateg. Podczas ,gdy królestwo Eterani rozrastało się Selentin i jego lud również rósł w siłę. Kelath wiedział ,że niedługo spróbują otwartej wojny. Patrole zwiadowców dalej przemierzały północne puszcze przy Żelaznej Rzece broniąc osamotnione wsie i osady. Od lat mieli również inny tajny cel ,odnaleźć Odena. Przez dziesięć pełnych lat dzień w dzień przeszukiwali puszcze ,lecz nic nie znaleźli. Chłopak rozpłynął się i nikt nie potrafił go znaleźć.
Pewnego dnia Król Kelath wezwał do siebie Elefreza. Elefrez od dawna nie widział się z królem. Król dosłownie tonął w papierach. Wyroki do podpisania, listy od zarządców wiosek ,lecz król miał teraz inne sprawy na głowie. Selentin zaatakował większe miasto na północy kraju mianowicie Greyholm. Było to miasto zbudowane z całości z szarej cegły i leżało na wysokim wzgórzu czemu zawdzięczało swą nazwę. Miasto było doskonałą warownią. Żołnierze przemieszczali się podziemnymi kanałami co dawało możliwość zajścia wroga od tyłu. Król był pewien ,że miasto się utrzyma niepokoiło go coś więcej. Coś czego nie potrafił dostrzec. Gwardia zaszła Elefrezowi drogę ,gdy stanął przy drzwiach do królewskiej komnaty. Gwardzista już zaczynał wygłaszać stałą formułkę na temat tego ,iż bez zezwolenia króla ludzie nie mogą się z nim widzieć. Po czym jak na zawołanie z komnaty rozległ się głos króla:
-Rzecz w tym ,iż on ma pozwolenie.-Gwardzista zaczerwienił się po czym spiesznie otworzył Elefrezowi drzwi. Komnata była dużym pomieszczeniem pełnych biblioteczek i półek z książkami ,na ścianie wisiała żelazna rzeźbiona róża ,symbol króla. Król przywitał Elefreza po czym odszedł za swój stół i usiadł w fotelu.
-Zapewne zastanawiasz się po co cię tu sprowadziłem. Otóż chodzi o lud Selentinu zaatakowali miasto Greyholm. Wiem ,że wiele przez nich wycierpiałeś i szczerze ich nienawidzisz.-Elefrez odpowiedział skinieniem głowy. -Podejrzewam ,iż ich głównym celem nie jest zdobycie miasta tylko ty i twój kuzyn. Elefrezie ,synu Alafra ,wiernie walczyłeś i stałeś przy mnie gdy tego potrzebowałem. Przydzielam ci więc oddział mych zwiadowców byś wybadał jakie wobec naszego kraju Selentin ma zamiary. Wyruszcie czym prędzej ,lecz proszę cię byś na siebie uważał.-Elefrez kompletnie zaskoczony ukłonił się nisko i wyszedł z komnaty.
Następnego dnia łucznik obudził się i wstał pospiesznie. Wszystkie jego rzeczy spakowane były w tobołki mniejszych i większych rozmiarów, znajdowały się tam różne zapasowe części w razie awarii łuku, były tam również dwa kołczany pełne strzał. Elefrez i jego drużyna miała wyruszyć o zmierzchu ,lecz on nie mógł ustać na nogach i wstał o wschodzie słońca. Spokojnym truchtem poszedł do zbrojowni by odziać się w kolczugę ,lecz na miejscu gdzie zazwyczaj odkłada swą zbroję leżało zawiniątko ,a na nim list. Elefrez podniósł i zaczął czytać list:

Drogi Elefrezie!
W sprawie państwa musiałem wyjechać na zachód kraju. Nie zdążywszy się z Tobą pożegnać zostawiam ci ów list oraz kolczugę z Menelindu najtrwalszego metalu jaki udało mi się zdobyć. Mam nadzieję ,iż w trudnych chwilach cię nie zawiedzie.
Z poważaniem, Król Kelath.

Tak oto wkleiłem pierwszą część rozdziału. Druga prawdopodobnie wejdzie jutro bądź dziś wieczór.
Ostatnio zmieniony pn 28 maja, 2012 przez Al Maretta, łącznie zmieniany 3 razy.
Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 5397
Rejestracja: śr 01 wrz, 2010
Lokalizacja: Sosnowiec
Kontakt:

Post autor: Bożena »

Al Maretta pisze:Napastnicy nie widząc oporu wbiegli do wioski. Wtem zza budynków wybiegli obrońcy.
- może ten wers- zastąpić- Wtem zza budynków ujrzeli obrońców.
Al Maretta pisze: Ledwo co napiął cięciwę i z problemami odpowiednio wycelował.
- ten wers mi się wydaje dziwny- może- Z problemami napiął cięciwę i wycelował.
Al Maretta pisze:Na głowę przychodziły mu czarne myśli o tym co mogło się z nim stać.
- do głowy...
Al Maretta pisze: Był to przybysz z Selentin. Było to lenno
- może połączyć w jedno
Al Maretta pisze:Lecz lud Selentinu zachwiał równowagę
- tę
Al Maretta pisze: Kątem oka dostrzegł jakiś ruch uznał to za jakieś zwierzę i zlekceważył.
- jedno- jakieś- wyrzuć
Al Maretta pisze:Postanowił podejść do wartownik.
- wartownika

tyle w I częsći dostrzegłam- mozna p[oprawić dla płynności- do drugiej zajrzę później :rozyczka: :rozyczka: :rozyczka:
Ostatnio zmieniony pn 28 maja, 2012 przez Bożena, łącznie zmieniany 1 raz.
Miłość - to wariactwo. Lecz tylko idioci nie wariują.