Nowomowa, czyli nomen omen 2

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Nowomowa, czyli nomen omen 2


Zapraszam do przeczytania drugiej części mojego felietonu poświęconego przemianom zachodzącym w języku polskim. Już na wstępie zawahałam się przy użyciu słowa „część” – wyraz ten prezentuje się bowiem tak non trendy jak prochowiec z ortalionu w oparach naftaliny.

W modzie panuje od pewnego czasu tendencja używania słów brzmiących anglojęzycznie. Cóż, większość technicznych nowinek przybywa do nas z Zachodu wraz z całym dobrodziejstwem słownego inwentarza. Ponadto spora grupa społeczeństwa (najczęściej ta poniżej czterdziestki) włada swobodnie językiem angielskim, wplatając pojedyncze słowa w polskie zdania. Z Hollywood, czyli też z Zachodu, przyplątał się trend na sezony (ang. seasons) filmowe, które wyparły rodowite określenie „seria”. Mamy więc sezon na ogórki i 4. sezon „Dr. House’a”.

Wśród ludzi sztuki język przeszedł ciekawą, rzekłabym karkołomną metamorfozę. Nie ma się czemu dziwić, artyści to w końcu oryginały, więc i język, jakim się posługują, musi być niecodzienny. Artyści doskonale wiedzą, czym jest sztuka kontekstualna, performatywna, zgodna z wytycznymi street art-chaosu reinterpretująca nadprodukcję symboli medialnej egzystencji, pozycjonująca nową wizję antymerkantylizmu niemieszczącą się w paradygmacie skoncentrowanym na awangardowym performance, np. interdyscyplinarnego projektu efemerycznej instalacji ze szkła, najbardziej kreatywnej formy kontestacji. Proszę się nie martwić, też nic z tego nie rozumiem. Dużo więcej „czaję” z żargonu młodzieżowego – „Żeby skumać klimat, najlepiej przybakać albo wziąć speeda. Wtedy jest cool, totalna zlewka na wszystko – jazda na maksa. Można się też pobujać furą po mieście i poobczajać towary. Jak masz flotę, to walisz na dżamprezę do klubu albo do kogoś na hawirę. Wtedy są akcje. Dostajesz korby i jest masakra.” To, że rozumiem, jest zasługą mojej nastoletniej tłumaczki z ichniego na nasze.

Zjawisko nowomowy ma też i groźniejsze oblicze. Pisałam już o zalewie eufemizmów zastępujących zwyczajne, znane nam od lat „normalne” określenia z uwagi na obowiązującą poprawność polityczno – obyczajową. Na najbardziej skrajne nadużywanie neutralizacji znaczeń leksykalnych, na ewidentne omijanie pewnych określeń natknęłam się, zwiedzając niedawno obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Przewodniczka (Polka, rzecz jasna) przez ponad dwie godziny oprowadzania i opowiadania nie użyła ani razu epitetu „niemiecki” w kontekście odpowiedzialności za Auschwitz. Padały przeróżne określenia - hitlerowcy, naziści, esesmani, zbrodniarze, a ja się pytam, czy istnieje państwo o nazwie Faszyzm albo Zjednoczone Królestwo Nazizmu? Czy istnieje naród esesmański czy nazistowski? Istnieje naród niemiecki, w ogromnym stopniu odpowiedzialny za zbrodnie dokonane m.in. na narodzie polskim. Czemu tak bardzo unikamy nazywania rzeczy po imieniu? Walczymy jako państwo o to, by nie kojarzono obozów koncentracyjnych zbudowanych na ziemiach polskich takich jak w Oświęcimiu z narodem polskim, a sami prowokujemy taki odbiór za granicą, ulegając tzw. poprawności politycznej (a może jest to działanie celowe inspirowane przez zwolenników Europy bez narodów?). Walczymy z dziennikarzami używającymi nazwy „polskie obozy zagłady”, sami zaś prowokujemy na własnym podwórku rozprzestrzenianie fałszujących niedopowiedzeń.

Czy to takie trudne, by – cytując Mistrza – „odpowiednie dać rzeczy - słowo”?
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde