O samoograniczniu sie poezji - Dariusz Pawlicki

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

Przedruk z tygodnika "Pisarze.pl"



DARIUSZ PAWLICKI

O SAMOOGRANICZENIU SIĘ POEZJI (esej)


Im więcej pojawia się na świecie gadżetów do

robienia hałasu, niwelowania myśli, imitowania

wyobraźni, tym więcej potrzeba poetów. To oni

przywracają składni energię, a słowom

wielowymiarowość: barwę, plastyczność

i walor”.

Zbigniew Bieńkowski



O mniejszej roli poezji we współczesnym świecie mówi się niemało (użycie słów: „mniejszej” i „współczesnym” sugeruje, że kiedyś w tym względzie było lepiej). I mówi się o tym z troską. A jeśli chodzi o to, kto na ten temat zabiera głos, znamienne jest to, że są to przede wszystkim poeci. Niewiele głosów w tej sprawie pada ze strony czytelników. A można by tego oczekiwać. Bo czyż, analogicznie, o stanie dróg nie wypowiadają się najczęściej ci, którzy z nich korzystają. Lecz na tym stwierdzeniu analogia kończy się. Bo o ile kierowcy skazani są na takie drogi, jakie są, to osoby dotąd czytające wiersze, mogą, po prostu, zmienić swoją preferencję. W tym konkretnym przypadku - z poezji na np. filmy określane mianem ambitnych.


Zainteresowanie okazywane ze strony poetów wspomnianemu tematowi, jest najwymowniejszym dowodem na to, że współcześnie głównie ich obchodzi los poezji, czyli tej najbardziej elitarnej ze sztuk operujących słowem (tak, przynajmniej, mówi teoria, w praktyce często jest inaczej). Na koniec tego fragmentu wspomnę, że niezmiernie rzadkie są opinie, iż sytuacja w jakiej znajduje się współczesna poezja jest dobra (osobiście trudno by mi było przytoczyć jakieś, ale zakładam, że takowe są formułowane).

Listy przyczyn ograniczenia pola oddziaływania/obecności poezji, w zależności od tego, jacy poeci są ich autorami, obejmują różne punkty. Ale kilka z nich, przynajmniej na zdecydowanej większości tych list, powtarza się. Są to: konkurencja ze strony prozy, jeśli chodzi o literaturę, jak też innych dziedzin kultury, brak mecenatu ze strony państwa bądź kogokolwiek innego, niewielka uwaga poświęcana poezji w szkołach, jak również jej marginalna obecność w tzw. przestrzeni publicznej.

Przy okazji zwraca się jednak uwagę na fakt, że wciąż bardzo dużo osób, przynajmniej w Polsce, pisze wiersze. Lecz tę konstatację bardzo często opatruje się kąśliwą uwagą, że czytelnikami wierszy są przede wszystkim poeci.



Pogląd, że przyczyny mniejszej roli poezji, leżą poza nią samą, poza poetami, zawiera jednak, moim zdaniem, tylko część prawdy. Za mało bowiem mówi się, że źródłem problemów poezji jest też... sama poezja; przede wszystkim współczesna. Poświęca się temu niewiele uwagi, po pierwsze, dlatego, że nieliczni poeci to dostrzegają, a po drugie, i chyba przede wszystkim, poeci chcą widzieć przyczyny złej sytuacji dziedziny kultury, którą czynnie się zajmują, wyłącznie poza sobą. Dostrzeganie źródła problemów nie w sobie, jest często spotykanym zjawiskiem. Zyskuje się przez to, swoiste, rozgrzeszenie, przez co nieco lżej jest na, przysłowiowej, duszy. Jeśli jednak pisze się o tytułowym samoograniczeniu się poezji, wskazując na przyczyny tkwiące w niej samej, to uwaga zostaje głównie skupiona na języku jakiego używają poeci. Rzecz bowiem w tym, że bywa on niejednokrotnie tak hermetyczny (celują w tym przedstawiciele rozmaitych awangard), że kontakt między autorami wierszy a czytelnikami jest wręcz niemożliwy. Poeci w takich przypadkach stwierdzają, że to nie jest ich problem, ale... czytelników, którzy zatrzymali się na pewnym poziomie i nie chcą uczynić kroku bądź dwóch do przodu. A przecież poezja, tak jak w ogóle literatura, nie może istnieć bez czytelników, ewentualnie słuchaczy (tak, przynajmniej oficjalnie, się twierdzi; choć jest to truizm). Lecz za specyficznym językiem jakiego często używają poeci, kryje się, zresztą nie tylko moim zdaniem, jedynie część problemów współczesnej poezji, spośród tych, które są w niej samej. Problemem jest też to, o czym Adam Zagajewski wspomina w eseju Obrona żarliwości. Jako przykładem posługuje się poezją francuską (nawiasem mówiąc, jak odległe są czasy, gdy właśnie ta poezja była czytana na całym, dosłownie, świecie, a jej przedstawiciele wyznaczali kolejne prądy/kierunki w poezji światowej). A ma na względzie takie oto zjawisko:

„(...) we Francji na przykład (...) od kilkudziesięciu lat liryka pojmuje swoje powołanie jako metodologiczny monolog, jako nieustającą medytację nad pytaniem ‘jak możliwy jest wiersz’. To tak jakby zamyślony krawiec, zamiast szyć ubrania, wciąż się tylko zastanawiał nad pięknym arabskim przysłowiem ‘igła, która ubiera tylu ludzi, sama pozostaje naga’. Ludzie myślący, poszukujący odpowiedzi na istotne pytania, muszą się odwrócić od takiej suchej, narcystycznej, hermetycznej poezji”. Ten sam Zagajewski w tekście Lustro kłamie, na ten temat wyraził się jeszcze lapidarniej:

„(...) przedmiotem poezji jest świat, a nie poezja”.

Czesław Miłosz, w jednym z listów do Thomasa Mertona, tę kwestię podsumował/skomentował równie zwięźle w nst. sposób:

„Jestem za poezją, która karmi się nie samą sobą”.

Z owym żywieniem się poezji samą sobą, łączy się też bezpośrednio to, że wielu poetów nie wie, po prostu, o czym pisać. Powodem tego może być np. to, że życie jakie wiodą nie dostarcza im tematów. Ale równocześnie daje o sobie znać imperatyw pisania wierszy. O takiej konieczności pisania, która jest nie do pokonania, wspomina John Ashbery. Z tym, że miłośnicy jego twórczości (są tacy), nazywają to eksperymentowaniem. On zresztą również. A na ten temat powiedział coś takiego:

„Brałem do ręki amerykańskie czasopismo, na przykład „Esquire”, otwierałem je na chybił trafił, wybierałem jakieś zdanie i od tego zaczynałem pisać własny tekst. Kiedy brakowało mi konceptu, znów zaglądałem do czasopisma. Było to czyste eksperymentowanie”.

O innej jeszcze przyczynie powstawania wierszy wspomniał lord Byron w liście do Johna Hunta. Choć pochodzi on z epoki znacznie wcześniejszej (17 marca 1823 r.):

„Komponuję nadal wiersze dla tej samej przyczyny, dla której jeżdżę konno, czytam, kąpię się czy podróżuję – z nawyku”.



Wypadkową braku tematów i towarzyszącej temu potrzeby pisania utworów poetyckich, jest wiele dziesiątków tomików wydawanych każdego roku. To zaś skutkuje często tym, że po zaznajomieniu się kolejny raz z tego typu zbiorami wierszy, czytelnik (mam na myśli także siebie) nie przejawia już żadnej ochoty na sięgnięcie po następne. Niestety, także wtedy, gdy ma do czynienia z debiutantami. A jeśli już najdzie go chęć na lekturę wierszy, najprawdopodobniej, sięgnie po utwory znane już sobie, sprawdzone. Jeśli zaś będą to utwory nowe – po te, które wyszły spod piór poetyckich znakomitości (kto zostanie zostanie zaliczony do ich grona, to już kwestia indywidualnych preferencji).

Na problemy poezji, które leżą w niej samej, na owe samoograniczenie, zwraca uwagę Joseph Epstein w eseju Kto zabił poezję?. Na ten temat piszę on, między innymi, tak:

„Przyjmując lirykę za swą główną formę wypowiedzi, poezja współczesna narzuciła sobie poważne ograniczenia. Zrezygnowała więc w dużej mierze z tego, co zawsze czyniło z literatury przedsięwzięcie pierwszej wagi; zrezygnowała ze zdolności snucia opowieści, z relacjonowania tego, jak ludzie żyją lub żyli, z dochodzenia wyższych prawd na temat egzystencji (...)”*. To znaczy zaprzestała tworzenia utworów na miarę np. Boskiej Komedii Dantego Alighieriego, będącej nie tylko opisaną językiem poetyckim podróżą po Piekle, Czyśćcu i Raju, ale również zapisem na temat kultury i wiedzy średniowiecznej. Uzupełnionym dodatkowo wątkami zaczerpniętymi z życia politycznego i społecznego współczesnego autorowi, jak i z epok minionych. A przecież epika obejmuje także arcydzieła powstałe na długo przed Boską Komedią, choćby, Iliadę, Eneidę, jak i powstałe później, żeby wspomnieć Raj utracony, Fausta, czy też Pana Tadeusza. Każde z tych dzieł jest czymś więcej niż obszernym zapisem relacji: podmiot liryczny – świat. Natomiast w ostatnich dziesięcioleciach poezja niezmiernie rzadko podejmuje takie wyzwania. Jednym z nich jest, opublikowana po raz pierwszy w 2006 r., Latająca góra Austriaka Christopha Ransmayra – opowieść o dwóch braciach, mieszkańcach małej wyspy w pobliżu Irlandii, którzy wyruszają do Tybetu. Okazuje się więc, że można. Z tym, że prawie wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, iż gdyby Dante tworzył na początku trzeciego tysiąclecia, do przedstawienia swej wyimaginowanej podróży po zaświatach (w towarzystwie Wergiliusza), mając do wyboru poezję i prozę, posłużyłby się tą drugą. (Ale pewnie najchętniej, gdyby miał ku temu możliwości, nakręciłby trzyczęściowy film fabularny w technice 3D na podstawie swojego scenariusza.)

Poezja wycofała się też z teatru. Niezupełnie, oczywiście, gdyż utwory napisane wierszem w wiekach minionych, i uznane za znaczące, nadal są grane. I nikogo to nie dziwi. Lecz prezentowanie na deskach scenicznych współczesnych tragedii i komedii, których bohaterowie mówiliby wierszem, wywołałoby, jestem tego pewien, zdecydowany opór ze strony publiczności. W tym jednak wypadku, za samoograniczeniem się poezji stoją dramaturdzy. To oni, z tylko sobie znanych powodów, kilka pokoleń temu, dokonali takiego właśnie wyboru. Uczynili to zresztą w epoce, gdy poezja nie znajdowała się jeszcze w zupełnym odwrocie.



Odgrywanie przez poezję zdecydowanie mniejszej roli w opisywaniu ogólnych zjawisk światowych, zdarzeń, jak też w ich komentowaniu, ocenianiu, podobne jest, cokolwiek, do zmienionej roli filozofii na przestrzeni jej dziejów. Od opisywania świata i jego tłumaczenia, niemal we wszelkich aspektach/przejawach, co miało miejsce w dawno minionych wiekach, obszar jej funkcjonowania zmniejszał się stopniowo. W rezultacie czego, w XX w. został ograniczony do... filozofii (nie wiemy zresztą, czy proces ten został zakończony). Siłą sprawczą tego procesu było usamodzielnianie się kolejnych nauk dysponujących metodami badawczymi, których filozofia nie miała, bo i mieć nie mogła. Tak więc wspomniane stopniowe ograniczanie pola działania filozofii, spowodowały, że tak się wyrażę, siły wyższe, którym nie sposób było się przeciwstawić. Ich źródła znajdowały się bowiem poza filozofią.

Przez wiele wieków istnienia literatury, jej synonimem była poezja. Bo to ona stanowiła literaturę. Potem oddzielił się dramat, choć język poetycki długo był jego językiem. Później, znacznie później, pojawiła się proza. Właśnie, pojawiła się, a nie oddzieliła od poezji. Nie pochodzi bowiem z jej pnia. I stopniowo, właśnie na jej rzecz, poezja zaczęła rezygnować z epickości. Jako taka nie utraciła bowiem zdolności do prowadzenia naracji, jak i do opisywania z dystansu, w miarę obiektywnie, zdarzeń. Należałoby raczej stwierdzić, że to kilka ostatnich pokoleń poetów utraciło tę zdolność. Ale bez żadnych problemów, i to w sposób płynny, zostali zastąpieni przez prozaików. I tu, moim zdaniem, tkwi główna przyczyna marginalizacji poezji. Dobrowolnie bowiem, przez nikogo „nie nagabywana”, „nie zmuszana” do tego, w zupełnej ciszy, prawie się wycofała z literackiej sceny. Mało tego, można odnieść wrażenie, że jest zadowolona z tak istotnego umniejszenia swej, pierwotnie rozległej i szczytnej roli. A źle czuje się wtedy jedynie, gdy ktoś przypomni jej o tym. Bo sama już o tym nie pamięta, a ściślej mówiąc – mamy do czynienia z niepamięcią tych, którzy winni jej służyć bezpośrednio.

W tym momencie szczególnie chciałbym podkreślić owo „samoograniczenie”, bo jak inaczej nazwać rezygnację z odgrywania roli także w epice, gdy istnieją ku temu potencjalne możliwości?



*



Ale samoograniczenie się poezji, jej dobrowolne ustąpienie pola konkurencji, to jedno. Bo czymś równie istotnym, co odnosi się jednak szczególnie do współczesności, jest i to, że teraźniejsza poezja polska, ta bowiem najbardziej, w tym momencie, mnie interesuje, cierpi na Coś, co można nazwać: pustką intelektualną. Rzecz jasna zdarzają się wiersze, które nie potwierdzają tego mojego stwierdzenia. Ale jak brzmi pewne stare i powszechnie znane przysłowie: wyjątki potwierdzają regułę.



Poeci piszący swój sto pierwszy wiersz o alkoholizowaniu się, i o tym czym to skutkuje (rzecz jasna są to młodzi poeci, gdyż tylko oni mogą być żywić przekonanie, że odkrywają Amerykę) szkodzą poezji w tym samym stopniu, co poetki zapisujące sto pierwszy utwór swego autorstwa mówiący o zachwycie nad pięknem róży. W tym drugim przypadku wiek nie odgrywa żadnej roli, gdyż wspomniany zachwyt najczęściej towarzyszy całemu życiu.



Nie widzę przesłanek do stwierdzenia, że poezja nie ma przed sobą przyszłości. Niewątpliwie ma ją. Ale dalsze istnienie poezji będzie zależne od tego, jak długo nie będzie w stanie Nic z nią konkurować w wyrażenia emocji ściszonym głosem (nawet wtedy, kiedy słowa są opatrzone wykrzyknikami), wręcz w ciszy. Na razie nie sposób wyobrazić sobie, aby Coś mogło w tym względzie zastąpić wiersza lirycznego. Pole działania poezji współczesnej jest wprawdzie niewielkie (można śmiało mówić o poletku), ale jego granice wyznaczone przez lirykę, są wyraźnie widoczne.

Rzecz jednak w tym, że obecnie sytuacja poezji jest bardzo niekorzystna. Jest ona bowiem wręcz przyparta do ściany. Oddycha w miarę swobodnie. Wystarczy jednak nawet niewielki nacisk w kierunku owej ściany, żeby ten oddech stał się nierówny...

Jeśli poezja, tak jak sformułował to William Hazlitt, „nie jest gałęzią literatury, ale samym życiem”, nie powinna być letnia i naskórkowa, jednotematyczna, winna bowiem zająć się kwestią dobra i zła; sferą jej zainteresowania winno być nie tylko profanum, ale i sacrum, którego obecnie nie zauważa, zachwycona wizją Świata bez Boga. Od poezji oczekuję bowiem, podkreślam pierwszą osobę liczby pojedyńczej, sprzeciwu wobec wszechobecnego w naszym życiu relatywizmu i towarzyszącego jemu nihilizmu. Bo oba te zjawiska, ale nie tylko one, sprawiają, że ubożejemy duchowo, sprowadzając się do roli, tylko i wyłącznie, wyznawców scientyzmu, utylitaryzmu, nieczułych na wszelką transcendencję.

Gdy ów proces, jestem pewien, że jest on odwracalny, zostanie zahamowany, najpewniej i ja będę sięgał po poezję (bardzo) współczesną, w tym polską. Przynajmniej tak często, jak czynię to w przypadku utworów poetyckich napisanych w dziesięcioleciach wcześniejszych. Bo czyż nie chwalono poezji polskiej powstałej w owej minionej epoce (minionej, gdyż mamy początek XXI w.)? A wśród chwalących był, między innymi, Josif Brodski, który mawiał i pisał, i to nie raz, nie dwa, że Polska dała najwspanialszą poezję XX w. A jego opinię, zresztą nie odosobnioną, warto brać pod uwagę, choćby była (nieco) przejaskrawiona. Zresztą we wszelkim chwaleniu, Brodski był bardzo powściągliwy. Twórczość polskich poetów ze wspomnianego okresu ceniona jest np. za:

- „frapujące połączenie historycznego rozmachu z drobiazgowym odmalowaniem szczegółu”;

- „poczucie, że ludzkość jest pamięcią, pamięcią historyczną, i że nasza nadzieja w tym, co historyczne”;

- „prezentowała wartości niezmienne w epoce zupełnego relatywizmu. Dała (...) historyczną poezję zapisaną pod znakiem wieczności”.



Rodzaj krótkiej konstatacji

Ograniczywszy zdecydowanie swój udział w wymianie myśli, za czym stali sami poeci i (w mniejszym jednak stopniu) dramaturdzy, poezja odczuwa obecnie efekty tego procesu. Nie był on zresztą bardzo rozciągnięty w czasie. Można powiedzieć, iż dokonał się, mniej więcej, na przełomie XIX i XX w. Cóż to jednak znaczy, gdy spojrzy się na wieki rozwoju/istnienia poezji. A w przypadku poezji greckiej, tych stuleci jest kilkanaście, a chińskiej – aż kilkadziesiąt.

Na przyszłość poezji, parafrazując wypowiedź Josifa Brodskiego, można spojrzeć i tak:

(...) im prędzej poezja sięgnie dna, tym prędzej wypłynie na powierzchnię. I niech ta parafraza stanowi rodzaj pocieszenia. Ale tylko dla tych, którzy lubią bądź chcą być pocieszani.





* „Ameryka” 1991/237; przedruk z „Commentary”, sierpień 1988 r.

_________________________________

Wrocław, czerwiec 2010-czerwiec 2012
Tags:

Esej
Pawlicki
Poezji
Samoograniczeniu


Komentarze

0 # l.ż. 2013-02-12 22:09
Świetny eseik, świetny! Dziękuję Panu za ten tekst. Pod absolutną większością Pana konstatacji podpisuję się. To ważne zwłaszcza na tej witrynie, gdzie dominuje frustracja lokująca wszelkie niepowodzenia współczesnej poezji w mechanizmach rynkowych i polityce kulturalnej państwa. Nie rozgrzeszając tych aspektów, główne powody leżą w tym, co Pan tak celnie tu opisał... Z chęcią widziałbym tu częściej Pańskie konstatacje. Z ukłonami

Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować


0 # Dariusz Pawlicki 2013-02-13 19:37
Dziękuję Panu za miłe słowa! Tym bardziej dziekuję, że podpisuje się Pan pod "absolutną większością" moich konstatacji!
_______________ _______________ _______________ __
Życzę Duzo Dobrego! Dariusz Pawlicki
Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować


0 # piąta klepka 2013-02-14 21:01
Dymitr Szostakowicz, w jednym ze swoich wywiadów, na pytanie czy symfonię należy uznać za gatunek wymarły, odpowiedział, że ten rodzaj muzyki nadal istnieje, ale na razie nie ma kompozytora, który umiałby skomponować dobrą symfonię (Northwestern University, Evanston-1973). Poezja też nie umarła i obwinianie najnowszej technologii, mediów czy państwa o brak zainteresowania poezją nie ma sensu. Państwo obwinić można (czy raczej należy) o upadek szkolnictwa, co niestety, da się natychmiast zauważyć. Coraz częściej pojawiają się ludzie, którzy po skończeniu wyższej uczelni, nie potrafią sklecić poprawnie kilku zdań i w logiczny sposób określić swoje poglądy w konkretnym temacie. Nie wiem też co sądzić o poecie, który nie ma własnych pomysłów na wiersze. Czy to jest poeta ? Może tylko chciałby być poetą, "bo dobrze jest poecie, bo u poety nowy sweter, zamszowe buty piesek seter, i dobrze żyć na świecie" (Bursa). Brakiem zainteresowania poezją w społeczeństwie wcale się nie dziwię. Ponad rok temu zainteresowałem się polską poezją współczesną. Wybrałem tomik poezji i zacząłem czytanie od słowa wstępnego, które do wierszy dołączył jakiś powszechnie szanowany i utytułowany krytyk literacki. Wstęp czytałem prawie pół dnia, z trudem przebijając się przez absurdalną ilość terminów z zakresu filozofii, psychologii, polityki, religioznastwa, nauk ścisłych, luźnych i rozwiązłych. Uff..!! Jakie to mądre ! Ledwo, że coś zrozumiałem, a i to nie wszystko. Teraz wiersze. Przeczytałem cztery, zrozumiałem trzy linijki i na tym zakończyłem spotkanie z poetą. Coż mnie to może obchodzić " że tam komu w uszach strzyka, albo że tam czyj łeb chory". Z uporem Gałkiewicza powtarzałem sobie: "Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca". Dla uspokojenia nerwów przeczytałem fragmenty (dotyczące poezji) "Ziemi Ulro" Miłosza i wróciłem do mojej ulubionej poezji amerykańskiej.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że moje wymagania w stosunku do poezji współczesnej są mocno przesadzone, wygórowane i w efekcie, niestety niedorzeczne. Nie można spodziewać się, że będzemy mieli tysiące poetów obdarzonych genialnym talentem. Nie można też odbierać ludzom piszącym przyjemności pracy twórczej. Zatem ? Dobrze jest, jak jest. Wcześniej czy później doczekamy się nowego Herberta, Szymborskiej i Miłosza. Poeta, jak ktoś to już raz powiedzał, "rodzi się raz na 20 lat" i niech nikt nie próbuje mnie przekonać, że jest inaczej. Mogę ewentualnie ustąpić o 5 czy 10 lat.
Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować


0 # Andrzej Tchórzewski 2013-02-17 20:08
Z zainteresowaiem przeczytałem,Z przywoływanych na okoliczność "autorytetów" zaden mi nie odpowiada,choci az w swoim czasie o 2 z nich pisałem ,kiedy o publicity w Polsce nie mogłi nawet marzyc. Z perspektywy czasu ,zacytowana wypowiedz Zbigniewa Bieńkowskiego,c iekawego poety ale przede wszystkim znakomitego znawcy poezji wydaje sie dość trafną konotacją. Ale...ale. W końcowych partiach szkicu jest jeden poślizg merytoryczny;po ezja liczy sobie nie kilkanaście a ponad 40 stuleci jeśli wezmiemy pod uwagę szumeryjski epos " Gilgamesz",a nie "chińszczyznę " w której najstarsze utwory tzn niektóre napisy na "gadających kościach" pochodzą z X w p.CH. Byc może ,że i to pierwszenstwo "Gilgamesza" i "Enuna Elisz" jest mocno problematyczne, gdy na poważnie zajmiemy się analizą mitów.Mit jako odpowiedz na pytanie/pytania,którego sens dawno sie zatarł jest najstarszą postacią poezji i filozofii . W angielskiej humanistyce od prawie 70 lat funkcjonuje zankomity essay "Before philosophy"(istnieje polski przekład )
stwirdzający,że to mit wyprzedzil filozofię dyskursywną. W tej książce jest też zawarta sugestia, że jeśli mit jest poezją, to poezja u samych swych zródel była filozoficzną.Stąd może wypływał jej prestiż, bo sama funkcja kształtowania Weltanschuung za pośrednictwem poezji odpadła b. wczesnie. O kolejnym odsdawaniu pól przez poezje możnaby długo dyskutowac ale Autor upraszcza niektóre tezy. To teatr zrezygnował z poezji,a właściwie nawet ze wszelkiego słowa, na rzecz plastyki sceny i gestu,Osobną sprawą byłaby satyra, a więc ten "dział",który przyczyniał się po preponderacji poezji na szersza skalę.
Nieodżalowany Zbyszek Bieńkiewski w motccie wspomniał o językotworczej funkcji poezji. To jest i było poza wszelką dyskusją.Dwa przykłady; Dante Alioghieri stworzyl właściwie język włoski ,a Ghalib-urdu.
Dziś,przynajmni ej w Polsce,grafoman i i wierszokleci ,na równi z politykami i specami od reklamy niszcza język polski. Jest demokracja;każd y może wydać co mu się podoba,pojawiaj ą setki,tysiace "tomików" bez rymu,bez rytmu,bez sensu. W potocznym mniemaniu nie ma róznicy między autorem wydającym własnym sumptem swe "poezje" a znanym poetą,ponieważ jeden i drugi należy do SPP/ZLP i właściwie obaj wydają za własne pieniadze lub dzięki wsparciu sponsorów. Przykłady poetów",a raczej poetników zaczynających swa karierę w wieku emerytalnym,mno zą się w postępie geometrycznym. Dochodzi łatwosć pisania w wierszu zwanym "wolnym"(czwartosystemo wym ),który najczęściej jest rozumieny jako tekst całkowicie dowolny,w którym nie obowiązują żadne reguły.W tej wydawniczej kwestii warto się zapoznać z drukowanym tu szkicem śp Andrzeja K. Waśkiewiecza o ksiązce jako produkcie i jako przedmiocie wymiany towarowo-pienięznej.Nadmiar grafomańskich publikacji i lansowany nich język całkowicie degenerują polszczyznę. Po raz piewszy w dziejach mamy się sytuację,że" poeci " nie wzbogacają języka ale go niszczą. TO JEST HORROR KULTUROWY.
Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Awatar użytkownika
Boogie
Posty: 4940
Rejestracja: sob 26 mar, 2011
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Boogie »

Sorki, dla mnie to bicie piany, ot, jajogłowy gdacze, można to znieść, ale nic się nie wykluje.
outsider najmocniej czuje
że świat to boży spektakl

pomazany
Awatar użytkownika
Gloinnen
Posty: 3650
Rejestracja: śr 09 lut, 2011
Lokalizacja: Lothlórien

Post autor: Gloinnen »

Wybacz, Boogie, ale Twój komentarz jest żenujący. Albo nie przeczytałeś eseju w całości (bo po co?), albo faktycznie, gdzieś się rozminąłeś z poetycką refleksją.
W rzeczy samej, w jakim celu uczestniczyć w debacie literackiej? W jakim celu rozwijać swoją autorską świadomość? W jakim celu słuchać, co mają do powiedzenia inni w dziedzinie, którą uprawiam?

Przypomina mi się tutaj jako żywo pewien wierszyk Tuwima, z którego pozwolę sobie cytować:

(...)Kto by się tam uczył, pytał,
Dowiadywał się i czytał,
Kto by sobie głowę łamał,
Kiedy mogę sama, sama!
- Toś ty taka mądra dama?
A kto głupi jest!
- Ja sama!


Zresztą nie dziwię się, bo akurat Twoje pisanie bardziej przypomina mi właśnie pisanie dla pisania, z którego "nic się nie wykluje" poza zabawą w słowa. Udaną, zmyślną - ale to jedynie zabawa, nic więcej. Do pewnego momentu można się tym nawet ekscytować, ale gdy zostaje postawione pytanie - po co piszę - a jedyna odpowiedź brzmi - "bo lubię", albo "dla zabawy", albo - nie daj boże - "czasami człowiek musi" - to ręce opadają. Dowód, jak bardzo Autor eseju ma rację w tym, że poezja staje się miałka, a tę miałkość, brak pomysłów, brak głębszej refleksji (nad czymkolwiek) przykrywa się werbalną ornamentyką. W tym się z Autorem zgadzam w 100%, zresztą w ogóle zgadzam się z nim co do większości spostrzeżeń, choć co do niektórych - polemizowałabym.
Dariusz Pawlicki pisze:Dostrzeganie źródła problemów nie w sobie, jest często spotykanym zjawiskiem. Zyskuje się przez to, swoiste, rozgrzeszenie, przez co nieco lżej jest na, przysłowiowej, duszy. Jeśli jednak pisze się o tytułowym samoograniczeniu się poezji, wskazując na przyczyny tkwiące w niej samej, to uwaga zostaje głównie skupiona na języku jakiego używają poeci. Rzecz bowiem w tym, że bywa on niejednokrotnie tak hermetyczny (celują w tym przedstawiciele rozmaitych awangard), że kontakt między autorami wierszy a czytelnikami jest wręcz niemożliwy. Poeci w takich przypadkach stwierdzają, że to nie jest ich problem, ale... czytelników, którzy zatrzymali się na pewnym poziomie i nie chcą uczynić kroku bądź dwóch do przodu.
I tak, i nie. W końcu poeta korzysta z licentia poetica. I nie przesadzajmy. Jeżeli ktoś nie chce się wysilać, aby zrozumieć metaforę czy inny środek stylistyczny, to może sięgnąć po niusa w tabloidzie albo instrukcję obsługi tostera. I nie ma co biadolić, poezja to nie marketing i walka o klienta. Relacja autor/czytelnik powinna być partnerska - obydwoje podejmują pewien wysiłek, aby osiągnąć porozumienie.
Wielu współczesnych Autorów zbliża się bardzo w swoim pisaniu do prozy - to zjawisko powszechne - dla mnie tu już nie ma wiersza, nie ma tajemnicy, nie ma tego, co jednak powinno być spełnione obowiązkowo w poezji - wykraczania poza narzucony językowi kod, zabawy semantycznej, przemieszczenia znaczeń i nadawania słowom nowych poprzez unikalny, niepowtarzalny kontekst.

Jeżeli to odbierzemy poezji, to wówczas ona w ogóle obumrze, albo stanie się jakąś wynaturzoną formą prozy.

Problem zawierzenia czytelnikowi jest moim zdaniem wyjątkowo ryzykowny, ale o tym w dalszej części. Biorąc jednak pod uwagę przypisywaną poezji ambitną rolę "misyjną" - mocno wątpliwe jest trafienie do mas.
Dariusz Pawlicki pisze:Z owym żywieniem się poezji samą sobą, łączy się też bezpośrednio to, że wielu poetów nie wie, po prostu, o czym pisać. Powodem tego może być np. to, że życie jakie wiodą nie dostarcza im tematów.
Też tak sądzę. Obserwując fora literackie, można stworzyć nawet katalog "dyżurnych tematów":
- nieszczęśliwa miłość doprowadzająca duszę do jęków rozpaczy, serce zanurzająca w rozterce, każąca wylewać hektolitry łez i pogrążająca peela w bezdennej pustce;
- chlanie, ćpanie i pierdolenie - przedstawione jako najwyższy stopień inicjacji w ludzką egzystencję, tudzież jako jedyną formę sprzeciwu wobec podłości świata,
- własna niemoc twórcza,
- "pierdy motylka" - jak ja to ironicznie nazywam - czyli słodkie, ulotne, kiczowate do bólu impresje, jak to ślicznie świeci słoneczko w ogródku, a peel(ka) siedzi sobie na ławeczce, najczęściej w towarzystwie ukochanego kotka lub pieska (a jakże) i w infantylny sposób cieszy się życiem, otulony(a) powiewami wiosennego wiatru,
- banalne reminiscencje (wracam do domu sprzed lat, ach, wszystko przemija, witają mnie tylko cienie i szepty, i dalej w tym stylu, aż mdli),
- turpistyczne prowokacje - dotyczy zwłaszcza erotyki, ale nie tylko - przypominające zawody w tym, kto więcej wulgaryzmów i fizjologicznych szczegółów upchnie w tekst (z prymatem czynności wydalniczych i defekacyjnych),
- literackie widokówki - Autor zwiedził Paryż, Londyn, Pragę, Nowy Jork - więc ma parcie na opisanie tego mową wiązaną - i pisze o prześlicznych zaułkach, klimatycznych kafejeczkach, strzelistych drapaczach chmur, Wieży Eiffla, Big Benie, itp. Również tandeta, choć sama konwencja ma w sobie potencjał. Tu różnica dobry wiersz/zły wiersz jest mniej więcej taka, jak między pocztówką a fotografią artystyczną z prawdziwego zdarzenia;
- brak tematu - wiersz jest jedynie popisem słowotwórstwa, ewentualnie zabaw słownych, z których kompletnie nic nie wynika, natomiast czytelnik ma wrażenie, że jest widzem aktu werbalnej masturbacji.
Dariusz Pawlicki pisze:wielu poetów nie wie, po prostu, o czym pisać. Powodem tego może być np. to, że życie jakie wiodą nie dostarcza im tematów.
To akurat dziwi. Żyjemy w czasach, gdy ciekawe tematy wpadają poecie niemal same do ręki.
Inna sprawa, że właśnie tutaj pojawia się problem odbioru i odbiorcy. Nieraz podejmowałam w swoich wierszach tematy trudne - np. rozliczenia historyczne, politykę, itp. i spotykałam się z zarzutem - po co ty o tym piszesz? Po co zasmucać czytelnika? Po co grzebać w moralnych/społecznych/historycznych/światopoglądowych brudach? Czyli wniosek - czytelnik jednak woli te "pierdy motylka" lub kiczowate impresyjki, miałkość, powierzchowność, za szczyt prowokacji uważając użycie słowa "kurwa" w tekście, niż wiersze wpisujące się w tradycję herbertowską, chociażby. Gdyby więc brać pod uwagę jedynie opinię odbiorców, to powinno się w zasadzie wszystko zinfantylizować, od języka poczynając, na przekazie, refleksji kończąc. A już grzechem niewybaczalnym jest uderzenie w jakąś grupę interesów (np. zwolennicy określonej partii, antyklerykałowie, lemingi, itp.) Lepiej więc pisać o niczym, owijając pustkę w niezrozumiałe dla innych obrazy, albo lukrując ile wlezie (na wszystkich poletkach), bo tak bezpieczniej.
Dariusz Pawlicki pisze:Poeci piszący swój sto pierwszy wiersz o alkoholizowaniu się, i o tym czym to skutkuje (rzecz jasna są to młodzi poeci, gdyż tylko oni mogą być żywić przekonanie, że odkrywają Amerykę) szkodzą poezji w tym samym stopniu, co poetki zapisujące sto pierwszy utwór swego autorstwa mówiący o zachwycie nad pięknem róży. W tym drugim przypadku wiek nie odgrywa żadnej roli, gdyż wspomniany zachwyt najczęściej towarzyszy całemu życiu.
O to to!
Dariusz Pawlicki pisze:Jeśli poezja, tak jak sformułował to William Hazlitt, „nie jest gałęzią literatury, ale samym życiem”, nie powinna być letnia i naskórkowa, jednotematyczna, winna bowiem zająć się kwestią dobra i zła; sferą jej zainteresowania winno być nie tylko profanum, ale i sacrum, którego obecnie nie zauważa, zachwycona wizją Świata bez Boga. Od poezji oczekuję bowiem, podkreślam pierwszą osobę liczby pojedyńczej, sprzeciwu wobec wszechobecnego w naszym życiu relatywizmu i towarzyszącego jemu nihilizmu. Bo oba te zjawiska, ale nie tylko one, sprawiają, że ubożejemy duchowo, sprowadzając się do roli, tylko i wyłącznie, wyznawców scientyzmu, utylitaryzmu, nieczułych na wszelką transcendencję.
Brawo!
Podpisuję się pod tym wszystkimi czterema łapami i ogonem też!
Zresztą podobną rolę poezji przypisywał również jeden z moich autorytetów w tej dziedzinie - Stanisław Barańczak. Niestety jednak, poezja przestaje powoli być nośnikiem treści intelektualnych, etycznych, kulturowych, religijnych, ogólnoludzkich, przestaje być zadumą nad światem, kondycją ludzką, nad problemami współczesności. Jest raczej bardzo "wsobna". Chyba dlatego, że w ogóle dziś ludzie, uwikłani w wyścig szczurów, zagubieni w pędzącym coraz prędzej świecie, nie mają czasu na pogłębione przemyślenia nad czymkolwiek. I ta płycizna wcale im nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - wszechogarniająca i wszechdominująca kultura masowa to raczej sankcjonuje. Wolimy obejrzeć kolejny odcinek telenoweli albo "Tańca z gwiazdami", niż podumać nad ważkimi kwestiami filozoficznymi. Bo po kiego grzyba? I kogo to w ogóle obchodzi?
Kultura internetu, gdzie właściwie wszelka refleksja sprowadzona zostaje do płyciuchnych wpisów na forach dyskusyjnych/czatach/portalach społecznościowych lub do debilnych komentarzy pod lakonicznymi niusami - też współuczestniczy w rozpowszechnianiu intelektualnego badziewia i spłycaniu człowieczej mentalności. Środowiska opiniotwórcze uległy degeneracji, więc i myślenie ludzkie, postrzeganie świata i jego problemów zostało mocno ograniczone.

Zgadzam się też ze świetnym komentarzem pana Andrzeja Tchórzewskiego:
Andrzej Tchórzewski pisze:Dziś,przynajmni ej w Polsce,grafoman i i wierszokleci ,na równi z politykami i specami od reklamy niszcza język polski. Jest demokracja;każd y może wydać co mu się podoba,pojawiaj ą setki,tysiace "tomików" bez rymu,bez rytmu,bez sensu. W potocznym mniemaniu nie ma róznicy między autorem wydającym własnym sumptem swe "poezje" a znanym poetą,ponieważ jeden i drugi należy do SPP/ZLP i właściwie obaj wydają za własne pieniadze lub dzięki wsparciu sponsorów. Przykłady poetów",a raczej poetników zaczynających swa karierę w wieku emerytalnym,mno zą się w postępie geometrycznym. Dochodzi łatwosć pisania w wierszu zwanym "wolnym"(czwartosystemo wym ),który najczęściej jest rozumieny jako tekst całkowicie dowolny,w którym nie obowiązują żadne reguły.W tej wydawniczej kwestii warto się zapoznać z drukowanym tu szkicem śp Andrzeja K. Waśkiewiecza o ksiązce jako produkcie i jako przedmiocie wymiany towarowo-pienięznej.Nadmiar grafomańskich publikacji i lansowany nich język całkowicie degenerują polszczyznę. Po raz piewszy w dziejach mamy się sytuację,że" poeci " nie wzbogacają języka ale go niszczą. TO JEST HORROR KULTUROWY.
Nic dodać, nic ująć.

Pozdrawiam, przepraszając jednocześnie wszystkich poetyckich wolnomyślicieli za dalsze bicie piany w temacie.

Gloinnen.
Ostatnio zmieniony wt 19 lut, 2013 przez Gloinnen, łącznie zmieniany 6 razy.
Dobro i zło należy pamiętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem.
/M. Gogol
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

Dla mnie jest to ważny tekst, dlatego przytoczyłem go w całości, z komentarzami.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Awatar użytkownika
Boogie
Posty: 4940
Rejestracja: sob 26 mar, 2011
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Boogie »

Glo - cytuj sobie Tuwima, podpisuj się czym chcesz, mógłbym odbija piłeczkę, również cytowac, tylko po co? Swoje powiedziałem i zdania nie zmieniam. Ale pozdrawiam :rozyczka: :rozyczka: :rozyczka:
outsider najmocniej czuje
że świat to boży spektakl

pomazany
Awatar użytkownika
maybe
Posty: 5330
Rejestracja: pt 06 maja, 2011

Post autor: maybe »

Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem. Dobrze Janie, że wkleiłeś ten tekst. Mnóstwo słusznych spostrzeżeń i warto nad nimi pomyśleć.
Wiem wystarczająco dużo, żeby wiedzieć jak mało wiem.