O interesownych przyjaźniach. Także literackich.

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Lidia
Posty: 1117
Rejestracja: czw 14 lis, 2013

Post autor: Lidia »

Nie chcę już zaśmiecać pod wymienionym wierszem, jednak z uwagi na fakt, że nie wszystkie komentarze bezpośrednio dotyczą samego tematu, poniżej pozwalam sobie wkleić przekopiowane fragmenty tekstu z innego Forum, gdzie opisałam własne przejścia, nader podobne do historii obu aktualnie komentujących Pań. Tytuł mojego szkicu, to:

Danusia albo epilog interesownej przyjaźni

Na razie jesteśmy w 1955 roku. Koniec czerwca, początek wakacji. Siostra Sąsiadki, pani Marcjanna, która zawsze wtedy, gdy nie prowadziła gospodarstwa mieszkającemu w stolicy synowi przychodziła pomagać swej wielickiej rodzinie, w ostatni piątek czerwca zakomunikowała mi rozradowana, że właśnie zaprosiła do Wieliczki swą sześcioletnią wnuczkę Danusię, która wprost nie może się doczekać, aby ze mną się bawić.
Jakoś nie przyjęłam tej wiadomości z entuzjazmem. Miałam bowiem trzy podwórkowe przyjaciółki w osobach Zośki, Krysi i Maryli, dlatego perspektywa nowej znajomości nie za bardzo [tu w okolicy serducha zapikała intuicja] przypadła mi do gustu.

„Ty Lidusiu – trajkotała pani Marcjanna – jesteś taką miłą, grzeczną, doskonale wychowaną dziewuszką, a Danusia też do ciebie podobna, więc na pewno przypadniecie sobie do gustu”.

Nie wiem, czy ja do tego gustu Danusi przypadłam, w każdym razie, obrzydliwe dziewuszysko, zaraz na następny dzień po przyjeździe, rozpoczęło na tymże podwórku zaprowadzać autorytarne porządki.

A tak zapowiadało się i niewinnie, i promiennie. Najpierw Danusia złożyła u mnie kurtuazyjną wizytę. Wypiła kakao z pianką, zjadła kawałek drożdżowego ciasta, wcześniej wręczywszy mojej Mamie wiązeczkę pachnących groszków, mnie natomiast tabliczkę mlecznej czekolady.

W poniedziałek, niczego złego nie przeczuwając, zwyczajowo popędziłam na podwórko. Tymczasem Danka rozsiadłszy się na kocu Zośki zawzięcie perorowała, natomiast zbite w kupkę dziewczynki bardzo pokornie tego czegoś słuchały. Gdy pojawiłam się cała szczęśliwa, to moje koleżanki natychmiast zaczęły mościć mi miejsce. Danusia jednak ze złym błyskiem w czarnym oku nieprzyjaźnie wrzasnęła:

„Co tu robisz? Nie przeszkadzaj! Nie widzisz, że jesteśmy zajęte?”

Konsternacja. Nie rozumiem, przecież kilkanaście godzin temu rozstawałyśmy się w najlepszej zgodzie; umawiałyśmy się na jutro; miałyśmy się bawić?
Usiłowałam coś powiedzieć; nie dała dojść do głosu. Zaczęłam płakać, co ją jeszcze bardziej rozeźliło. Chciały tłumaczyć koleżanki; zgromiła je wzrokiem, bowiem według Danusinego życzenia, „miałam stąd sobie pójść, i już!”.

Wstyd wracać do domu; łyso nie wiadomo komu się poskarżyć [„jaka Danusia sympatyczna”, wczorajszym wieczorem rozpływała się Mama]; co powiedzieć babci Marcjannie i w ogóle dokąd się udać, skoro musiałam kręcić się w zasięgu maminego wołania?
Klnąc po swojemu, zaszyta w głębi starego żupnego sadu, mamrałam w myślach: „No tak, teraz całe wakacje do dupy; po jaką cholerę tę gówniarę tu przyniosło, a wszystko przez starą idiotkę Stasiakową, której akurat zachciało się przyjeżdżać na lato do Wieliczki?”
Na dodatek wciąż trzeba było udawać, że wszystko w porządku oraz głupawo uśmiechając, w najlepsze potakiwać roześmianej jednym zębem Stasiakowej na temat wspaniałej [czytaj: zasranej] przyjaźni z jej wnuczką [choć gdyby „trafił ją na przykład szlag”, też nie miałabym nic przeciwko temu].

Lecz Danusia nie zawsze rządziła moimi koleżankami, bo kiedy znudziło się jej ich towarzystwo, bezbłędnie wyszukiwała okazję, aby sobą mnie zająć i najchętniej tkwić u mnie w domu, gdzie – niejednokrotnie przeczekując babcine furie - całymi godzinami przesiadywała na naszym balkonie, aż Rodzice nieraz delikatnie musieli ją wypraszać.
Niemniej, że „moje je moje”, więc gdy ponownie usiłowałam dołączyć do podwórkowego koleżeństwa, Danusia natychmiast mnie pędziła. „W czorty”, rzucała za mną skądś zasłyszane.

Po prawie czterech tygodniach idiotycznego udawania oraz łgania, pewnego razu wracałam z miasta z moją prawie-dwudziestoletnią-Siostrą. Ta odczekawszy uniżone, wraz z zanikiem na jej kredowobiałej facjatce fałszywego uśmiechu, dygnięcie Danusi, zapytała ją groźnie i bez ogródek:

„Jakim prawem przepędzasz od koleżanek Lidkę i kto ci na to pozwolił? A w ogóle, co ty masz tutaj do gadania i rządzenia? Wio, do swojej Warszawy i na swoje podwórze i tam się kokoś!”

Zawsze blada Danusia nagle spąsowiała i przytkała. Ula jednak nie dawała za wygraną:

„Myślisz, że nie widzę, jak moja mała siostra cierpi? Kto ci pozwolił, smarku jeden, tak nią poniewierać? To, że Lidka do niczego się nie przyznaje, wcale nie znaczy, że ja tego nie widzę?”

„Ależ, nie… Przecież my tu wszystkie Lidzię bardzo lubimy…”

„Nie kłam, wredna dziewucho! Jak się to nie zmieni, sama z tym zrobię porządek!”

Zachwycone koleżeństwo od razu pod trzepakiem zrobiło mi wygodne miejsce; w samym środku: na najmiększej kępce trawy.
Nie skorzystałam z zaproszenia, ponieważ Ula zawlokła mnie do domu na posiłek. Późnym wszak popołudniem wszystko wróciło do normy. Zośka, Krysia oraz Maryla czekały na kocyku Zośki. Danusia z ponurą miną krążyła po sadzie żupnym, po czym nakrzyczana i obita po tyłku przez babcię Marcjannę udała się z nią do ich mieszkania.

W listopadzie następnego roku, po długich i ciężkich cierpieniach, Danusia umarła na białaczkę. Kiedy babcia Marcjanna Stasiakowa opowiadała o jej chorobie oraz śmierci, prócz niej jeszcze bardzo płakała moja Mama i ja.

A teraz dochodzimy do drugiego, zawartego w tytule historyjki, segmentu, a mianowicie do
„interesownej przyjaźni”.


Zaczęło się od tego, iż wydawałoby się niemal dozgonna, pewna portalowa przyjaźń nagle rozpadła się w „drebiezgi” [zob. cytat-wprowadzenie], gdzie odpowiadam niedawnej „psiapsiółce Kachnie”:

„Na razie nie zaistniała pomiędzy nami żadna merytoryczna rozmowa. Niestety, jesteś takim typem urody, który zawsze czarująco się uśmiecha, gdy miewa - abstrahuję od finansów - jakiś swój choćby najmniejszy, za to dla Twojego komfortu psychicznego, istotny interes.
Dopóki trzeba było to czy tamto, byłam wręcz aniołem...
Teraz przestaję być potrzebna, więc zaczynam być pouczana, a nawet traktowana z sandała. I nie jest to bynajmniej moje spostrzeżenie, ale Pawła , któremu i Ty, i ja tak wiele zawdzięczamy.
I proszę, wskaż, w którym to miejscu [Twojego męża] dosłownie nazwałam "alkoholikiem?”

Albowiem nie tylko śp. Danusia traktowała bezobcesowo swoje małe koleżanki. Podobnie w stosunku do mnie uczyniła owa moja – wydawałoby się dozgonna – dojrzała, czy nawet przejrzała portalowa „przyjaciółka”, która nawet – jeżeli poczuła się urażona czy obrażona wpisem - sprawę mogła załatwić prywatnymi kanałami, z moimi - gdyby zaistniała potrzeba - przeprosinami na tytułowej stronie tegoż forum.

Lecz nie, bo oto przeczytałam w następnym komentarzu byłej ”przyjaciółki” słowa następujące:, „…aniołem jesteś dla mnie prywatnie; ciepłym i dobrym człowiekiem. Na portalu jednak obowiązują pewne normy…” [...]

Aha, poproszona o wyjaśnienie, o jakie jej te normy chodzi, pani Kasia już nie była w stanie wytłumaczyć. W związku z tym wysłałam owej pani prywatnego maila, z którego dowiedziała się tego, czego miała dowiedzieć. Z Serwisu też sobie poszłam :placze:

Dlatego ostatnia uwaga: ostrożnie, Drodzy Państwo, z zawieranymi „ad hoc” przyjaźniami. Ja za to płaciłam. I jako dziecko, i obecnie.
Ostatnio zmieniony pn 03 mar, 2014 przez Lidia, łącznie zmieniany 2 razy.
Na początku było Słowo (z Ewangelii św.Jana)
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Mając chwilę czasu zajrzałam na portal i zdziwiwszy się pewną kolorową kreseczką, spróbowałam trafić na jakiś ślad - co tego było przyczyną. I oto trafiłam na ten artykuł, w którym na samym wstępie jest odniesienie niby do mojej skromnej osoby. Przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem.
Albo Lidia mnie z kimś myli, albo ktoś używa mojego nicku (jakieś hakerstwo) i gdzieś tam pewnie jakieś coś wypisuje. Lidio - jeśli dobrze rozumuję - to przyjmij do wiadomości, że po prostu - nic z tego nie rozumiem, i Ciebie spotkałam dopiero tutaj w Ogrodzie Ciszy. Chyba, że gdzieś tam występujesz pod innym nickiem, ale powyższy artykuł mnie nie naprowadził na żadną ścieżkę.
Tyle. Nic więcej nie dodam, bo nie wiem o co chodzi.
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

A może Mario, jesteś tylko zbyt przewrażliwiona, a powyższa opowiastka ciebie zupełnie nie dotyczy i niepotrzebnie doszukujesz się w niej jakiegoś "drugiego dna", aluzji itp?

Pozdrawiam.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Być może Janie tak jest jak piszesz, zatem rozmyślanie nad tym tematem skończone.
Również pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Mario, na pewno nie o Ciebie chodzi.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Mariolu, dzięki. Ale moje powątpiewanie się zrodziło w momencie, gdy zauważyłam Lidii dodatkowy wpis, o treści:
Dotyczy niektórych komentarzy pod wierszem Marii "Sąsiadko,Ukraino"
Lecz skoro wszystko stało się jasne, nie ma sprawy.