W drzwiach

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

[size=99px]1 [/size]


Mój plecak jest już stary. Kupiłem go przez internet parę lat temu.
Jego boczne kieszenie są od wewnątrz pokryte zaschniętą pianą z tabletek musujących,
którymi napychałem się podczas pobytu w Afryce. Nawet młody człowiek czasem boi się o zdrowie, więc uważałem, że witaminy zmniejszą ryzyko zachorowania na śmiertelną chorobę. Doprawy niedorzeczne.

A więc mój plecak czeka. Stoi przy drzwiach zgarbiony, sflaczały i ze znudzoną miną.
Już mu współczuję – tego sfermentowanego błota na pace francuskiej półciężarówki, resztek owoców, których zapomnę wyjąć gdzieś nad morzem śródziemnym, czy też wielokilometrowego błota, po którym będę go wlókł wycieńczony, bez grosza przy duszy.
Tak, właśnie tak będzie, plecaku. To już nie przelewki – zapinaj swoje pogruchotane klamry i podnieś ten obwisły tyłek. Życie czeka. Wieczność czeka…



Jeden facet powiedział mi, że ,,przesrał własne życie". Że odkąd pamięta podąża za innymi, wykorzystuje utarte schematy, dozwolone i akceptowane procedury. Żalił się tak kilka godzin, ja tylko wtrącałem moje ,,butne i śmiałe” spostrzeżenia, aż się zawiesił.
Zaczął patrzeć w szafę i milczał. Żal mi go było. W ogóle żal mi ludzi. Samego siebie też mi żal, gdzieś w środku.

Nawet nie pamiętam jego imienia, nie pamiętam gdzie to było, natomiast wbiły mi się w pamięć jego bałkańskie oczy. Pełne żalu i rozgoryczenia. Pełne gniewu na samego siebie.
Miałem może siedemnaście lat., on ponad pięćdziesiąt. Między nami kawałek stołu, tysiące amplitud: od liczby wypitych butelek, przez ilość kobiet, a kończąc na przebytych kilometrach. Moje nogi nerwowo pukały w podłogę. Jego głowa milczała. Całe jego ciało było smutne i milczące. Zapadnięta pierś, głośny i skażony oddech, na nogach żylaki jak czerwona sieć afrykańskiego rybaka. Te sieci pozostaną puste. Może jeszcze przepłyną kilka mil, złapią parę skorupiaków i tony glonów. O, tak. Życie ludzi przepełnione jest glonami aż do samej śmierci. Pełno w nim niepotrzebnych słów i gestów, które analizujemy, poddajemy próbom, by później ich żałować. Pieprzony koszmar i nawet nie wiadomo – czy na jawie, czy we śnie.




[size=99px][ Dodano: 2009-03-20, 00:47 ][/size]


[size=99px]2 [/size]
Miała na imię Ekua. W narzeczu fante oznacza to po prostu środę. Miała jakieś dwadzieścia pięć lat i była nauczycielką w mikroskopijnej wiosce nad oceanem. Podczas, gdy wszystkie kobiety pakowały się do mojej sypialni i prosiły o: transport do Europy, pozwolenie na spłodzenie mi dzieci, ja patrzałem tylko na nią. Była ładna, ale zwróciła moją uwagę tym, co jawiło się w jej oczach. Mianowicie spoglądała na mnie z lekkim rozczarowaniem, z jakąś nutą zazdrości. Niemalże dźwigała w swoich źrenicach smutne fantazje, które dostrzegłem i zrozumiałem. Widziałem w niej ambicję, inteligencję i niemoc. Niemoc wyrwania się z tego co ją otacza. Zdawała sobie sprawę, jakie życie może wieść po drugiej stronie morza śródziemnego. Nie była to żądza wygody i bogactwa, jak w przypadku większości tamtejszych kobiet, ale prawdziwa pasja i chęć sprawdzenia się, wykazania własnej wartości.



To była ostatnia noc mojego pobytu. Za okratowanym oknem stali mężczyźni wpatrujący się w papierosa, którego raz po raz wyjmowałem z ust. Siedziałem nagi, w mokrej pościeli odganiając komary, które przedzierały się szczelinami między framugą a drzwiami. Słychać było orkiestrę afrykańskich owadów. Takt po takcie, regularnie narastały ich instrumenty.
Po drugiej stronie łóżka, rozmiarem przypominającego raczej zwykłą kozetkę, leżała ona.
Jej plecy i uda pachniały resztką mojego cytrynowego mydła. Włosy miała rozproszone jak promienie czarnej gwiazdy. Było cholernie ciepło. Wciąż wycierałem się skrawkami ręcznika, a po jej udach toczyły się ciężkie krople jak opite krwią komary. Takich cudów wycierać nie można, ale zważając na widzów sterczących za oknem, przykryłem jej dolne partie największą częścią ręcznika. Nie będą mi murzyni w czarną jak śmierć noc, podglądać nagiej murzynki. Mają ich na pęczek co dzień i traktują je jak zwykłe szmaty.


Zapaliłem kolejnego papierosa i wyrzuciłem im paczkę razem z zapalniczką przez drzwi. Chciałem zostać z nią sam. Chciałem mieć w te ostatnie godziny odrobinę prywatności z pierwotną Afryką. Położyłem się i nie spałem; nie mogłem w tych czterdziestu stopniach zmrużyć oka. Ona była przyzwyczajona. Ja jutro wyjadę, a ona zostanie i będzie się dalej przyzwyczajać. Spłodzi jakiemuś rybakowi czwórkę dzieci, z których dwójka umrze na malarię albo inną zgniliznę. Będzie prała, szyła i wyplatała trzymając jednocześnie niemowlę.

Może mogłem tam zostać. A może powinienem wziąć ją ze sobą. Może ona potrafiłaby opisać to wszystko lepiej ode mnie. Tego się nie dowiem. Nie dowiem się czy chciałaby wtedy zapalić ze mną papierosa i nie zobaczę jak się starzeje. Dla mnie ona już nie żyje.
Przerastała swój świat, a ja do mojego wciąż dorosnąć nie potrafię. Czy to sprawiedliwe?
Czy to sprawiedliwe, że spieprzyłem jej życie? Że ją zabiłem? A kto powiedział, że coś tu będzie sprawiedliwe.



[size=99px][ Dodano: 2009-03-20, 00:47 ][/size]
http://www.youtube.com/watch?v=scCxx4fgJwA

http://www.youtube.com/watch?v=PQZqJ6Kj ... re=related
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.