Opowiadanie 3. Malwy

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Malwy

Kiedy się urodził, szeroko rozwarł nozdrza i wciągnął w nie pierwszy, najwspanialszy zapach świata – mleka matki, którą ssało starsze rodzeństwo. Potem poznał inne wspaniałe zapachy – aromat rozgrzanej słońcem trawy, ciepłych rąk człowieka, wikliny. Wachlarz woni poszerzał się wraz z dorastaniem szczeniaka. Świat naszpikowany był zapachami, które młody pies chciwie wdychał i oswajał. Dochodziły z podwórek, ogrodów, pól i lasów, niektóre intrygujące, inne ostrzegawcze, jedne przykre, drugie nęcące, ale najpiękniejszym stał się zapach miękkich jak płatki malwy dłoni małej Gretchen Kügelgen. Pies rósł spowity tą aurą w błogim poczuciu szczęścia, bezpieczeństwa i niewzruszoności swojego miejsca na ziemi, ale cóż znaczą psie pragnienia albo i pragnienia jego pani wobec pragnień panów świata i historii?

Kiedy stary Kügelgen załadował na wóz wszystko, co mógł, łącznie z żoną i dziećmi, klepnął otwartą dłonią koński zad. Zwierzę ruszyło w swoją najdalszą drogę. Ocalona ojcowizna oddalała się niespiesznie, nie zważając na rozpaczliwy szloch córki wyciągającej ręce w kierunku szczeniaka. Gospodarz przyklęknął nad zwierzęciem, stawiając przed nim wypełnioną po brzegi miskę:
- I co ty na to, Reks, zostajesz tu, piesku, zostajesz – powiedział w swej twardej mowie, drapiąc psa za uchem. Potem nagłym ruchem zawiązał na szyi szczeniaka długi sznurek a drugi jego koniec przymocował do płotu. – Pilnuj domu, Reks, pilnuj, piesku. My tu niedługo wrócimy, tak, wrócimy do ciebie.

Ale Reks był tylko szczeniakiem i nie rozumiał, dlaczego chuda linka dławi go, gdy usiłuje dogonić swoich państwa, dogonić i wskoczyć na ciepłe kolana małej Gretchen.
Wkrótce do wozu Kügelgenów dołączyły kolejne. Kawalkada furmanek sunących z prędkością pogrzebowego konduktu zabrała ze sobą namiastki domów i wszystkie swojskie zapachy, których echo wsiąkło w mury, w płoty, w drzewa na długo. Ludzie szklistym wzrokiem żegnali pozostawione kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat. Z oporem obracali twarze na zachód, gdzie czekało obce, nieznane, niechciane.

Nie wiadomo, jak długo tkwił przywiązany, żywiąc się na koniec larwami wygrzebanymi z ziemi popijanymi wodą z kałuż – był tylko niczego nieświadomym psem zdanym na ludzką niełaskę. Obserwował z coraz mniejszym zainteresowaniem przemarsz czołgów, maszyn, samochodów, konnych wozów. Słyszał podniesione głosy, terkot karabinów, płacz. Czuł zapach ludzkiego potu, intensywnego, bo przesiąkniętego strachem. Słabł, pogrążał się w otępienie.

Potem przyszli ludzie w zupełnie nowych zapachach. Pachnieli stepową trawą i wiśniowym sadem. Mówili niespiesznie, pieszczotliwie. Ich język przypominał śpiew, w którym brzmiała nieokreślona tęsknota i smutek. Przywieźli ze sobą tysiące nowych woni upchanych w walizkach i naprędce skleconych tobołkach, woni nieznanych wcześniej Reksowi. Wdychał je chciwie, z zaciekawieniem, choć czasami budziły w nim dziwny, niezrozumiały lęk.

Pewnego dnia czyjeś miękkie dłonie odwiązały z szyi Reksa duszący sznurek. Zwierzę spojrzało na dziewczynę i choć instynkt nakazywał mu uciekać jak najdalej od obcej, jakaś dziwna siła przykuła go do ziemi, której miał pilnować. A może po prostu nie pozwoliły mu na to nadwątlony siły?

I tak stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem i powonieniem. Nie wiadomo, czy Sabinę zdjęła litość nad osieroconym szczeniakiem, czy wspomnienie tamtego psa pozostawionego w oddalonej o półtora miesiąca jazdy pociągiem chacie, dość że pochyliła się nad Reksem i rzekła w swojej niezrozumiałej dla zwierzęcia mowie:
- Będziesz się nazywał Amos. I będziesz należał do mnie, rozumiesz?
Nowo nazwany zamachał energicznie ogonem, chociaż zapewne niczego nie pojął. Czuł jednak, że od tego momentu w jego życiu nastąpią zmiany.

Amos rozpieszczany przez Sabinę powoli zapominał o rodzinie Kügelgenów. Para nowych właścicieli gospodarstwa nie była tak skora do radości jak ich córka. Zwłaszcza starsza pani często popłakiwała i spędzała długie godziny, siedząc z nosem przyklejonym do okna. Czasem wywęszył silniejsze wspomnienie – a to zagubioną w ogrodzie lalkę Gretchen, a to spracowaną siekierę w drewutni. Wówczas przysiadał i cicho skomlał, a czujna Sabina drapała go na uchem:
- Nie płacz, piesku, teraz jesteś mój. A jak odnajdzie się Marysia, będziesz i jej. Ona jest malutka, będziesz musiał uważać, żeby jej nie zrobić krzywdy. A potem wszyscy wrócimy do domu, ale on jest bardzo, bardzo daleko.

Amos dorastał i mężniał. Często wymykał się z podwórka na samotne włóczęgi po polach i łąkach. Ziemia pachniała jeszcze skrzepłą krwią, prochem i spalenizną. Wszechobecny swąd wypełniał nozdrza Amosa nawet w odległym o parę kilometrów lesie, gdzie polował na chybkie zające albo ścigał dla zabawy rącze sarny. Wracając, wpadał niekiedy na sąsiednie podwórka, czyniąc jazgot wśród swobodnie drepcących kur, kaczek i gęsi. Nie wiedział, bo i skądże, że jest psem myśliwskim. Kiedy kolejny właściciel zaduszonej kaczki zjawił się u gospodarza z dowodem zbrodni w ręku, żądając odszkodowania, wówczas gospodarz sklecił psu budę, do której przywiązywał go łańcuchem, nader często odpinanym przez Sabinę. Jej matka zasiała wokół psiego locum wszędobylskie malwy. Panoszyły się w ogrodzie, pod murami domu, przy płocie niczym żywa tapeta, przypominając gospodyni utracony dom. Amos niekiedy zapuszczał się w gęste szeregi łodyg, czym ściągał na siebie jej gniew.

Dorastała także jego pani. Towarzyszył jej stale, gdzie tylko mógł. Pilnował przy pracy w polu, odprowadzał do kościoła, towarzyszył na spacerach, w których coraz częściej uczestniczyli obcy mężczyźni. Szczególnie jeden, którego zapachu Amos nie lubił, spędzał długie chwile obok Sabiny. Ale to zapach innego mężczyzny wybrała jego pani i wprowadziła pod swój dach. Amos lubił przebywać w jego pobliżu. To był zapach spokoju, pewności siebie i letnich malin, a jego pani rozkwitała w nim. Pewnego dnia męża Sabiny znaleziono martwego, z kulą w czaszce. A kiedy młoda wdowa przestała opłakiwać zły los, oddała rękę mężczyźnie, którego zapachu Amos tak bardzo nie lubił. Ale i on długo nie zagrzał miejsca u boku Sabiny, pomarli też jej rodzice, nie doczekawszy przyjazdu Marysi zagubionej gdzieś między wschodem a zachodem, tak że na koniec została ona jedna i jej pies.

Dni płynęły bliźniaczo podobne do siebie, leniwie, jak rzeka pod lodem. Aż przyszedł wieczór pachnący maciejką, krwią i strachem.

Amos, dawszy upust swym myśliwskim pasjom na sąsiednim podwórku, warował uwiązany za karę łańcuchem do budy. Bezksiężycowa noc okrywała czarnym kocem spracowaną wieś. Pies z westchnieniem ułożył łeb na ciepłej ziemi, Powieki ciążyły mu coraz bardziej, gdy nagle nozdrza uchwyciły złowróżbny zapach. To nie był żaden z dobrze mu znanych zapachów rodzinnej wsi, choć wymieszany ze znajomą wonią bimbru. Amos, wiedziony instynktem, zerwał się, zesztywniał i węszył zaniepokojony. Sierść na grzbiecie przybrała kształt ryżowej szczotki. Ostry zapach grozy obnażył mu kły i z gardzieli wydobył się chrapliwy sygnał ostrzegawczy.

Zobaczył ich, złowieszcze cienie wpełzające do domu jego pani. Teraz już cały był alarmem, wołaniem o pomoc, groźbą i rozpaczą. Łańcuch prężył się i opadał gwałtownie, pazury daremnie ryły ziemię. Amos słyszał zduszony krzyk, rechot, trzask łamanych sprzętów, brzęk szkła ale nade wszystko czuł kobiece przerażenie przepełniające znajome kąty. Naraz drzwi rozwarły się z hukiem i ujrzał w nich Sabinę. Rozczochrana, w białej, rozdartej koszuli do ziemi, pokrwawiona, z siekierą w dłoni przypominała upiora. Wybiegła na podwórze i pomknęła w kierunku ogrodu gęsto porośniętego szpalerami wysokich malw, krzakami porzeczek, agrestu i malin. Za nią wybiegły złowrogie cienie, gubiąc się w chwytających ich ubrania i skórę kolczastych gałęziach. Amos szarpał swoją niewolę, dławiąc się coraz chrapliwszym ujadaniem. Wtem zza węgła spiżarki wysunęła się biała postać. Skulona przebiegła niewielki dystans dzielący ją od ujadającego zwierzęcia i wśliznęła się przez wąski otwór do psiej budy. Amos stał na posterunku wiedziony jakimś atawistycznym impulsem. Intuicja podpowiadała mu, że żadnym gestem nie może zdradzić miejsca, w którym ukryła się jego pani. A ta, wtulona w liche, drewniane ściany, modliła się, ściskając zbielałymi dłońmi okrwawioną siekierę. Teraz miała na imię Trwoga, jak niegdyś, jak dawno temu na tamtej ziemi i w tamtej budzie. Wówczas też pragnęła stać się niewidzialną. I niewidzącą połyskujących w ogniu ostrzy siekier, wideł i kos. Zakotwiczony głęboko w pamięci, wypierany, spychany z dziecięcą naiwnością w baśniowy świat wizerunek piekła powrócił. Znów była małą, przerażoną Sabinią sikającą pod siebie ze strachu.

Amos trząsł się na całym ciele. Dygotał w nim każdy nerw, każdy włos sierści napięty do granic możliwości. Szczekał jeszcze długo po tym, jak ponure cienie uciekły w mrok, unosząc ze sobą woń grozy. Wówczas poczuł, jak drżące dłonie Sabiny usiłują odpiąć dławiący, bolesny ucisk z szyi. Ze zdziwieniem poczuł znajomy zapach krwi na jej palcach. Psiej krwi.
Ostatnio zmieniony ndz 04 gru, 2016 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 5397
Rejestracja: śr 01 wrz, 2010
Lokalizacja: Sosnowiec
Kontakt:

Post autor: Bożena »

wstrząsające- przeczytałam jednym tchem- Mariolu- :rozyczka: :rozyczka: :rozyczka:
Miłość - to wariactwo. Lecz tylko idioci nie wariują.
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Kłaniam się.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Oremus
Posty: 666
Rejestracja: pt 05 wrz, 2014

Post autor: Oremus »

Widocznie ważny dla Ciebie, bo często pojawiający się w Twojej twórczości, motyw współczesnej wędrówki ludów. Ujęty jednak nowatorsko, bo z psiej perspektywy. :-D Język, którego można tylko pozazdrościć. :rozyczka: :rozyczka: :rozyczka:
Jest jednak kilka strzelb, z których nie oddano strzału. Czyżby więc fragment większej (zamyślanej) całości?
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Oremus pisze:Czyżby więc fragment większej (zamyślanej) całości?
Tak, jest kilka opowiadań, które odsłaniają kolejne fakty.
Dzięki.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Czytając, przeniosłam się o 60 lat wstecz, dzięki Tobie Mariolu. Dziękuję. :rozyczka: