Bal

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Zasmucony
Posty: 108
Rejestracja: pn 09 kwie, 2012

Post autor: Zasmucony »

- Jakie to przyjemne, być znowu zaproszonym na prawdziwy bal. – powiedział do siebie Rokita.
Stał na skraju podjazdu, tuż przy dawnym gazonie i uśmiechał się do siebie. Przed nim za skłębioną mgłą, otoczony grabami stał dwór, taki jak dawniej, z rozświetlonymi oknami, pełen wybuchów śmiechu, gwaru i dźwięku tłuczonego szkła. Z mroku alei nadjeżdżały z fasonem ciągle jeszcze nowe karety w trzaskaniach biczy , a wysiadający z nich goście wręczali witającej ich w progu pani domu, ogromne złote chryzantemy.
- A ja nie mam takiej przepustki – pisnął nagle tuż przy bucie Rokity czyjś zrozpaczony głos. - Że co, proszę? – zdumiał się diabeł pochylając się ku ziemi.
- No nie mam kwiatu – wyjaśnił płaczliwie chomik.
- A skądże ty się tu wziąłeś ? – spytał z nutką rozbawienia Rokita.
- Sam dobrze nie wiem. Tak jakoś… – odpowiedział chomik – Piłem herbatę, która nagle przestała mi smakować i… prostu musiałem przyjść.
- I …widzisz coś więcej oprócz mgły? – spytał niepewnie diabeł.
- Ależ tak! Wszystko. – wykrzyknął z zachwytem chomik, a po chwili ciszy dodał smutno – Pewnie nikt już więcej nie nadjedzie. A ona wejdzie i zamknie za sobą drzwi.
Wtedy Rokita schylił się jeszcze niżej i długo uważnie przyglądnął się chomikowi, a potem wyjął z klapy fraka niebieską chryzantemę i podał ją zwierzątku, a ono dotknęło jej z niedowierzaniem.
- Dziękuję – wykrztusiło. – A ty? Co ty? – zapytało niespokojnie.
- W moim przypadku nie jest to konieczne – uśmiechnął się Rokita. - Jednakże ty powinieneś chyba skupić się na zimie, myśleć o spiżarni i o ociepleniu nory…- dodał w zamyśleniu.
Ale widząc, że chomik nie całkiem go słucha, a w brązowych guziczkach jego oczu odbijają się okna roztańczonego domu na przemian z dogasającymi wśród liści świecami, wybuchnął śmiechem i wziął go za łapkę – Ale teraz już chodźmy przyjacielu – powiedział.
- Och! Cóż za wspaniała niespodzianka! – wykrzyknęła pani, a chomik zmieszał się tak, że dziękował opatrzności za futro, spod którego nie było widać jego rumieńca i uśmiechnął się niepewnie.
- A chryzantema…chryzantema jest wyjątkowa – wyszeptała tuląc ją do policzka i jednocześnie sadzając sobie chomika na ramieniu, zażenowanego, ale i szczęśliwego nad wyraz.
– Proszę - powiedziała i drzwi otworzyły się przed nimi. Wchodząc chomik zdążył zauważyć jedynie, że są takie same jak te w drzewie Rokity. Poznał ironiczny błysk światła na gwoździu przy klamce, o który zawsze podczas odwiedzin tak boleśnie ranił sobie łapkę, nie miał jednak czasu zastanowić się nad tym, bo porwał ich wir tańczących.

- Witam acanów – zagrzmiał jakiś bas tak blisko, że chomik mimowolnie zaczął dygotać.
- Och Boruto, nie strasz mi gości – ofuknęła go pani z udawanym gniewem.
- Ależ skądże, ależ broń Boże, żeby w polskim dworze…- zaczął bas, a pani roześmiała się perliście.
- Witaj stary poeto – pospieszył jej w sukurs Rokita. – No przecież, kogo jak kogo ale ciebie nie sposób było tu nie spotkać.
- Wszak szlachta ze szlachtą przede wszystkim – zauważył Boruta – A ty gustujesz nadal w drzewach, rokicinach i pustkach? Czy tak?
- Każdy ma swoje miejsce przypisane przez Bajarza – westchnął diabeł.
- A owszem, kużdyn futer ma swój mól – jak mawiał krawiec Jojne z Brzezin. – zgodził się wąsaty wielkolud zwany Borutą.
- Ale…- zaczął chomik i natychmiast zamilkł, bo słysząc go muzycy urwali, a wszyscy zatrzymawszy się wlepili w niego oczy.
- No co tam drobinko? – spytał bas życzliwie.
- Skoro już zacząłeś to…wykrztuś – powiedział Rokita, a pani uspokajająco pogłaskała go czubkiem palca poza uszkami.
- Chodzi o możliwość wyboru – wypalił chomik i chciał mówić dalej, ale skrzypce ucinając od ucha znowu podjęły melodię i obłędny taniec ruszył po pokojach tupotem zagłuszając dalsze jego słowa.
- Wyboru, powiadasz…? – zastanowił się Boruta.
- A tak. Wyboru. – potwierdził chomik. – Bo możliwość wyboru odróżnia nas od…
- Pomyliłeś miejsce i porę na takie uwagi – obcesowo przerwał mu któryś z tańczących. – Ten wieczór ma nieść radość, nie refleksje. Weź no się i zatańczże malutki, a pójdą precz smutki! – dołączyli inni. - Pani nasza, ucisz marudę psującego wieczór. Wszak – żyje się tylko raz!
- Żyje się tylko raz! – odkrzyknięto chóralnie.
- To oni żyją? – zdziwił się chomik.
- W swojej wyobraźni ciągle tak – westchnęła pani.
- I nic się w nich nie zmienia? – dziwił się chomik.
- Życie tak, a my siak. Życie siak, a my tak - prysnął śmiechem Boruta i tak trzasną szablą, że muzykanci zmylili takt.
- A ten znowu przy broni – pisnęły tancerki.

/…/

A o świcie zakatarzona wrona zobaczyła Rokitę tańczącego wśród liści i zżółkłej trawy na zupełnie pustej polance wśród grabów, a trochę dalej rozśpiewanego chomika biegnącego do domu na przełaj przez chwasty z przyciśniętym do piersi szklanym pantofelkiem znalezionym wśród skorup na schodach.
- Jestem zdaje się bardzo chora – powiedziała sobie i poleciał ciężko, by nastroszywszy pióra przycupnąć na gałęzi.
Ostatnio zmieniony pt 20 paź, 2017 przez Zasmucony, łącznie zmieniany 2 razy.