Niusiek

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
spirytysta
Posty: 479
Rejestracja: czw 23 mar, 2017
Kontakt:

Post autor: spirytysta »

O Tekli Arachnowicz krążyły różne pogłoski. Jedni uważali, że jest zdziwaczałą starą panną, emerytowaną nauczycielką biologii. Inni twierdzili, że przed laty była pracownicą naukową w Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego, ale władze uczelni nakazały jej przerwać badania, a potem wyrzucono ją stamtąd za „postawę niegodną naukowca”. Pozostali brali ją po prostu za nieszkodliwą wariatkę i dziwili się, że ta drobna, szczupła kobieta prawie codziennie wnosi ciężkie pakunki po stromych schodach do swego mieszkania na drugim piętrze kamienicy.
Tekla miała prawie osiemdziesiąt lat. Odkąd pamiętano, żyła samotnie i nikt jej nie odwiedzał. Raczej nie przepadała za ludźmi, z nikim się nie przyjaźniła i często mruczała pod nosem do siebie, sugerując, że brakuje jej piątej klepki. Nie sprawiała większych problemów, więc tolerowano jej dziwactwa, ale od czasu do czasu sąsiedzi skarżyli się, że z jej mieszkania dochodzą dziwne odgłosy jakby chrobotania czy drapania, zwłaszcza kiedy wychodziła na dłużej (nigdy jednak nie wyjeżdżała na więcej niż dwa, trzy dni). Dzieciaki z sąsiedztwa zauważyły, że jedno z jej okien – te wychodzące na podwórze – zawsze było przesłonięte ciężką portierą. Wszystko to tworzyło wokół postaci Tekli aurę tajemniczości, a nawet grozy. Powodem tego stanu rzeczy było jej życie w odosobnieniu i krążące po okolicy niesamowite opowieści, jak na przykład historia o tym, że w wiecznie zaciemnionym pokoju od wielu lat spoczywają zwłoki dawnego narzeczonego Tekli; człowiek ten ponoć zapragnął zerwać kłopotliwą znajomość, ale partnerka najwyraźniej nie wyraziła zgody. Oczywiście prawie nikt nie przykładał wagi do tych plotek. Prawie nikt... poza Antkiem Muszyńskim, czterdziestoletnim dziennikarzem z miejscowej gazety, brzydkim facetem z nadwagą, który lubił obgryzać paznokcie i krążył po zaułkach miasta w poszukiwaniu tak istotnych dla społeczności tematów, jak ucieczka krowy z rzeźni, parkometr pochłaniający gotówkę bez drukowania kwitu czy zaciek na ścianie bloku socjalnego, w którym mieszkańcy dopatrzyli się twarzy Matki Boskiej. I oto pewnego słonecznego, czerwcowego poranka Muszyński stał na miejskim targowisku przy stoisku z warzywami, zastanawiając się, o czym by tu skrobnąć następny tekst. Los sprawił, że właśnie obok, przy skrzynkach z pomidorami i kapustą dwie kobiety żywo dyskutowały o... Tekli Arachnowicz. Już po chwili uszy dziennikarza poczęły wychwytywać coraz to dziwaczniejsze niedorzeczności, opowiadane przez plotkujące damy. Uznał, że nadarzyła się okazja, by zebrać materiał do artykułu o biedzie, samotności, szaleństwie i nieznośnych warunkach życia miejscowych staruszek. Bez problemu udało mu się uzyskać od kobiet adres kamienicy i pożegnawszy się z nimi serdecznie, od razu udał się we wskazanym kierunku.
„Cóż za szczęśliwy traf!” - pomyślał, kiedy przy schodkach wejściowych do budynku spotkał szczupłą staruszkę, ubraną w znoszone, poszarzałe łachy. Właśnie wciągała na stopień ciężki wózek na dwóch kółkach, przykryty czarnym brezentem. Jej wygląd idealnie pasował do opisu podanego przez panie na targowisku, toteż Muszyński był pewien, że oto stoi przed nim Tekla we własnej osobie.
- Czy mogę pani pomóc? - zagadnął. - Ten wózek musi być bardzo ciężki.
Tekla spojrzała na niego nieufanie swoimi jasnoniebieskimi, lekko przymrużonymi oczami. Zrobiła krok w jego stronę, chcąc go lepiej obejrzeć. Poczuł się nieswojo, kiedy zmierzyła go obcesowo od stóp do głów. Dostrzegłszy pokaźną tuszę mężczyzny, z uznaniem pokiwała głową. Zdawało się, że coś po cichu kalkuluje, o czymś intensywnie myśli, rozważa wszystkie „za” i „przeciw”, aż w końcu odpowiedziała uprzejmie:
- Ależ tak, niech mi pan, z łaski swojej, pomoże to wnieść. Będę zobowiązana.
Antoni ochoczo chwycił za rączkę wózka i wciągnął go na górę. Nie minęło wiele czasu, gdy stanęli przed drzwiami jej mieszkania. Dziennikarz ciężko oddychał po wysiłku, podczas gdy Tekla szukała klucza.
- Bardzo proszę, pan jest taki dobry - dodała z uśmiechem. - W tych czasach młodzi są tacy okropni, tacy egoistyczni, a pan tak bardzo mi pomógł. Niechże pan wstąpi chociaż na chwilę, napije się ze mną herbaty. Dostałam od siostrzenicy przepyszną cejlońską herbatkę, wprost wyśmienitą, na pewno panu zasmakuje.
- Z miłą chęcią, bardzo dziękuję za zaproszenie – odparł zadowolony, że wszystko idzie po jego myśli.
- Tak rzadko mam ochotę z kimś porozmawiać. Niestety, prawie wszyscy moi znajomi już nie żyją – tłumaczyła Tekla. – Zrobi mi pan wielką przyjemność.
Otworzyła skrzypiące drzwi do mieszkania i weszli do środka. Stanęli w dobrze oświetlonym przedpokoju. Po lewej była łazienka, nieco dalej wnęka kuchenna, a po prawej dwa zamknięte pomieszczenia. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdował się duży, dobrze nasłoneczniony pokój gościnny, do którego staruszka wprowadziła Muszyńskiego. Usiadł na prostym krześle, przy stole przykrytym poplamionym obrusem. Leżała na nim popielniczka zapełniona petami, jakaś stara, gruba książka oprawiona w skórę i okulary do czytania.
– Proszę się rozgościć – rzekła gospodyni. – Pójdę zagotować wodę na herbatę.
Zostawiła go samego. Niedługo potem usłyszał jej krzątanie przy szafkach i kuchence. Wykorzystując sytuację, rozejrzał się swobodnie po pomieszczeniu. Zdawało mu się, że czas zatrzymał się tu w miejscu. Takie właśnie wrażenie sprawiały ciężkie regały pełne książek, szklanych bibelotów i porcelanowych figurek, czarno-biały telewizor Unitra, na którym stały paprocie w doniczkach, oraz drewniana boazeria na ścianach i tandetna meblościanka po prawej stronie.
Po kilku minutach z kuchni dobiegł go gwizd czajnika i staruszka powróciła z tacą, na której delikatnie kołysały się dwie filiżanki herbaty i cukiernica. Podała mu filiżankę i patrzyła uważnie na ręce, kiedy wsypywał do środka dwie łyżeczki cukru.
– Proszę skosztować, to pyszna herbata cejlońska, bardzo nietypowa, z wyjątkowych plantacji. U nas w sklepach takich nie ma.
– A tak, wspominała pani – odpowiedział nieco zakłopotany i upił łyk. Herbata była cierpka i niesmaczna, ale nie dawał po sobie poznać, że mu nie smakuje.
Rozmawiali ze sobą długo. Opowiedział jej o swojej pracy, o tym, że chętnie napisze artykuł o jej codziennym życiu i że bardzo chciałby poznać jej opinię na temat obecnej sytuacji emerytów w mieście, o ile rzecz jasna gospodyni wyrazi taką chęć. Ku jego zdziwieniu Tekla z serdecznością odniosła się do pomysłu i wprost zasypała go historiami o staniu w kolejkach po leki w aptece i w przychodniach lekarskich, o swojej głodowej emeryturze, dręczącej ją dojmującej samotności; o nieznośnych dzieciakach z sąsiedztwa, które wołają za nią na ulicy i o innych rzeczach. Starał się wyławiać z tego wszystkiego co ciekawsze kawałki, zapisując je w swoim podręcznym notesiku. Po godzinie jego filiżanka była już pusta, a Tekla ciągle mówiła i mówiła, aż poczuł wyjątkowe znużenie i zmęczenie. Naraz zdało mu się, że usłyszał jakiś dźwięk za ścianą, jakby dochodzący z zamkniętego pomieszczenia obok. Jak gdyby coś dużego, ciężkiego stąpało po ścianie, miarowo i cierpliwie. Przeszedł go dreszcz, gdy uświadomił sobie, że najprawdopodobniej ma omamy słuchowe. Wnet opanowała go nieprzezwyciężona senność.
– Czy pan się źle czuje? - zapytała staruszka.
– Och, okropnie mi słabo – wydukał. – Przepraszam, ale muszę wyjść... do łazienki.
Wstał od stołu i zrobił dwa kroki, po czym jak długi upadł na podłogę. Na gospodyni ta scena nie zrobiła żadnego wrażenia. Podeszła bliżej. Odsunęła go nieco, przewróciła na plecy i chwyciła za rękę; zbadała puls, otworzyła mu na moment powieki i pozostawiła nieprzytomnego, przekonawszy się, że wszystko jest pod kontrolą. Po kilku minutach przytargała do pokoju wózek i zdjęła zeń czarny brezent. Po spodem był gruby koc, spod którego kolejno wyjmowała rzeczy i ustawiała je na stole. Były tam słoiki z formaliną, strzykawki, igły, narzędzia chirurgiczne, probówki, a przede wszystkim pudła wypełnione po brzegi szczelnymi pojemnikami z truchłami szczurów laboratoryjnych i myszy.
Tymczasem z sąsiedniego pokoju znów dały się słyszeć owe miarowe, ciężkie ruchy, jakby jakiś stwór stąpał po ścianie na przekór grawitacji. A więc Muszyński nie miał omamów. Prawdziwa, namacalna groza kryła się zaledwie kilka metrów dalej i czyhała na jego życie.
– Cierpliwości mój kochany, kosmaty Niuśku. Cierpliwości. Mamusia właśnie szykuje obiad – powiedziała głośno Tekla w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Jej głos najwyraźniej go uspokoił, bo hałasy za ścianą zaraz ucichły. Podeszła do nieprzytomnego dziennikarza i zrobiła mu zastrzyk w ramię. - Śpij, mój książę. Śpij.

*

22 października 2017 roku nurkowie wyłowili z rzeki ciało Antoniego M – dziennikarza „Gazety Miejskiej” zaginionego przed czterema miesiącami. Prokuratura Okręgowa w Pryszczycach Górnych wszczęła śledztwo w tej sprawie. Sekcja zwłok wykazała daleko posuniętą mumifikację (mimo długiego przebywania w wodzie) i całkowity brak narządów wewnętrznych u ofiary. Pomimo dużego zainteresowania opinii publicznej na razie policja nie jest w stanie ustalić okoliczności zaginięcia i śmierci Antoniego M. Sprawa jest w toku.
Michael
Posty: 2217
Rejestracja: śr 21 paź, 2009
Lokalizacja: Ex universo

Post autor: Michael »

A bédzie ciág dalszy owego "medical horror"?? Tekla Arachnowicz... hm i no-no. Hodowala mini-wersjé Aragoga, jak Hagrid???
"Człowiek staje się tym, o czym myśli."
Morris E. Goodman w: "Sekret" (do obejrzenia w cda)
spirytysta
Posty: 479
Rejestracja: czw 23 mar, 2017
Kontakt:

Post autor: spirytysta »

Michael pisze:Hodowala mini-wersjé Aragoga, jak Hagrid???
tak jest :)
Michael
Posty: 2217
Rejestracja: śr 21 paź, 2009
Lokalizacja: Ex universo

Post autor: Michael »

Slowem: mieszaj, mieszaj. :-D Czekam na ciág dalszy. Powodzenia.
Ostatnio zmieniony wt 31 lip, 2018 przez Michael, łącznie zmieniany 1 raz.