Rozterki funeralne

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Ada
Posty: 2
Rejestracja: sob 06 paź, 2018
Lokalizacja: Rybnik

Post autor: Ada »

“Zwycięzca śmierci” - głoszą słowa pod obrazem zmartwychwstałego Chrystusa, zawieszonym na ścianie kaplicy cmentarnej. Żałobnicy patrzą wprost na niego, by niósł im pocieszenie i nadzieję. Tutaj czekam na swój ostatni występ publiczny. Świece. Krzesła. Kwiaty. Wieniec. Ja w środku, w drewnianej trumnie. Model włoski „genius”. Dąb? Sosna? Brzoza? Sklejka? Na zapleczu zakładu pogrzebowego zwana futerałem albo piórnikiem.
Wystroili mnie jak na wesele. Zapomnieli jednak dokładnie zmierzyć. Przywieziony strój okazał się zbyt mały. Buty za ciasne. Na szczęście w zakładzie pogrzebowym „Memento” ubrania do trumny można kupić. W skład kompletu męskiego wchodzi: garnitur, koszula, krawat, buty, bielizna i skarpetki. Można dokupić bieliznę ocieplaną. Edytka się nie skusiła. Bo i po co zmarłemu ciepła bielizna? Firma oferuje także - ze stosownym rabatem - kreacje dla żałobników. Którzy właśnie powoli się schodzą. We własnych strojach. Płaczka pogrzebowa zaczyna swój śpiew: „Dobry Jezu, a nasz Panie daj mu wieczne spoczywanie.”
Dzisiaj pogrzeb. Będzie ksiądz. Widać „co łaska” była spora, jeśli zgodził się pochować samobójcę. A może wmówili mu, że to był wypadek? Tak, moja żona potrafiłaby wmówić każdemu wszystko. To znaczy już nie żona. Świeżo upieczona wdowa.
Żałobnicy klepią różaniec, a powietrze gęstnieje od świec i kadzideł. Oraz wyrzutów sumienia i poczucia winy. Edytka zastanawia się, czy domyślałem się, że mnie zdradzała. Córka mnie okradała, a syn ukrywał orientację seksualną i związek z kolegą ze studiów. Zastanawiają się, czy mogli jakoś przyczynić się do mojej śmierci. Żałują, że nie spędzili ze mną więcej czasu. Tak jakby to wszystko miało dla mnie jeszcze teraz jakieś znaczenie.
„Do boku, do serca, do pięciu ran, oddaje te duszę Maryja z Jezusem” – zawodzą tak, że umarłego można zbudzić.
Autor tekstu tej pieśni pogrzebowej był chyba pod wpływem. Co samo w sobie nie jest takie złe, wszak podobno wiele wspaniałych i wzniosłych tekstów literatury polskiej powstało pod wpływem. Ten konkretny nie jest ani wzniosły, ani wspaniały. Śpiewają ludzie trzeźwi. No prawie. Edytka chlapnęła, to pewne. Dla odwagi, lepszego samopoczucia, lekkiego znieczulenia. Ślubu też całkiem na trzeźwo nie brała. Jeśli potrzebowała dwóch kieliszków, żeby poślubić męża, zapewne musiała wypić dwa razy tyle, żeby go pochować.
Rozumiem ją. To ona znalazła ciało. Weszła do garażu, słysząc pracujący silnik mojej toyoty. W małych pomieszczeniach zatrucie następuje szybko. Gdyby nie pożegnalny list, trudno byłoby stwierdzić, czy to wypadek, czy celowe odebranie sobie życia. List. Co z nim zrobiła?
Co będzie dalej? Czy w ogóle będzie jakieś dalej? Jakie są perspektywy dla duszy samobójcy po śmierci? Duszy, która nie bała się żadnego boga na tyle, żeby targnąć się na swoje życie. Gdybym był duszą hinduską albo buddyjską, mógłbym liczyć na reinkarnację. Gdybym był Żydem, trafiłbym do piekła. Jako katolicka dusza mogę spodziewać się potępienia, albo w najlepszym razie czyśćca, gdzie będą mi robić pranie mózgu w oczekiwaniu na Sąd Ostateczny. Ale wystarczyło przed śmiercią krzyknąć „Allah akbar” i zabrać na drugą stronę kilku sąsiadów, a już byłbym w raju, w towarzystwie siedemdziesięciu dwóch małżonek bez skazy - czarnookich dziewic, z którymi mógłbym sobie do woli używać. Jeśli oczywiście aniołowie zabraliby mnie do raju. Podobno zadają zmarłemu pytania, a jeśli ktoś obleje egzamin spotyka go kara. Czy zatem dusza człowieka chorego psychicznie lub nieszczęśnika, który stracił pamięć, zdaje sobie sprawę kim była i w co wierzyła za życia? A co oferuje tan sam muzułmański raj dla wierzących kobiet lub wojowniczek dżihadu? Czy naprawdę tylko tyle daje Allah swoim wiernym wyznawczyniom? Wieczne dzielenie się jednym mężem ze zagrają dziewic? Tego już nie uda mi się sprawdzić. Być może - jako dusza potępiona - będę wegetować na Ziemi po wsze czasy, aż świat zgaśnie jak świeca. Jedno jest pewne – nigdy nie byłem bliżej odpowiedzi.
Zebrani kończą różaniec. „A teraz rodzina pożegna się ze zmarłym”- mówi płaczka i wszyscy gęsiego ustawiają się wokół trumny i dotykają zimnej ręki trupa. Ksiądz odprawi mszę, uformują kondukt pogrzebowy i zaczną zastanawiać się, czy może coś odziedziczyli. Ludzie boją się zmarłego i brzydzą jego rzeczy, więc szybko je wyrzucają. Ale jego majątku już nie. Zwłaszcza, jeśli pozostawił pokaźny spadek. Jeszcze „co łaska” na wypominki, każdy w swojej parafii zamówi mszę w mojej intencji. Nie wiem, czy w ciągu całego życia brałem udział w tylu nabożeństwach, ile odprawią modląc się o moje zbawienie. Później już tylko znicz na grobie. Trzy razy w roku – na Wielkanoc, Wszystkich Świętych i Boże Narodzenie. A kiedy pamięć o mnie zgaśnie w ich sercach, pozostaną względy estetyczne. Przecież nagrobek musi być ładnie przystrojony.
Na koniec przy trumnie zostaje Edytka. Podchodzi i wsuwa mi coś do kieszeni marynarki. Pożegnalny list, w którym plączę się w wyznaniach na temat tykającej bomby w mojej głowie. Tej, co mogła w każdej chwili pęknąć i doprowadzić do paraliżu lub śmierci. Więc nikt nie poznał prawdy. Prokurator odstąpił od czynności i uznali, że to był wypadek.
Podchodzi do niej mój brat. Obejmuje i czule całuje w szyję. Nie tak się całuje szwagierkę - wdowę po własnym bracie. To z nim mnie zdradzała? Gdybym wiedział, uczyniłbym go przepustką do islamskiego raju. Ale to już bez znaczenia. Zamykają trumnę. Wieczny odpoczynek racz mi dać Panie.