B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 5 /

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rys-ownik
Posty: 203
Rejestracja: wt 26 lut, 2013

Post autor: Rys-ownik »

*

Rozdział szósty,
czyli rzecz o nieporozumieniach i wynikłych z nich niedogodnościach.



Tymczasem na zewnątrz tuż przy kamieniu, ni z tego ni z owego pojawiają się z obocznych światów kolejne postacie naszej opowieści (których specjalnie przedstawiać nie trzeba) i taką oto toczą rozmowę:


DIABLIK 1
A któż to tu tak romantycznie mieszka? Może starożytna królowa - czarownica Jadis ?

DIABLIK 2
A gdzież tam! To tylko nasza Szczotlicha z fraucymerem i rezydentami.

DIABLIK 1
W tak wspaniałym miejscu?!

DIABLIK 2
A co to, Szczotlisze się nie należy? Zapewniam cię, że należy.

DIABLIK 1
No to stuku- puku i a kuku!

DIABLIK 2
Ale, ale…A ten duży co tu robi?

DIABLIK 1
Który?

DIABLIK 2
No ten tam świecący, wyższy ponad wiatrak; psuj przebrzydły.

DIABLIK 1 / potakująco /
Aha… No…ten słup światła duży jest jak latarnia morska, że aż go z bliska nie widać, tak wszystko zasłania.

DIABLIK 2
Właśnie. Tylko po co komu latarnia na pustkowiu?

DIABLIK 1
Ciekawe ile taki ma luksów, że jak głowę podnieść, to jara oślepiająco nawet w południe?

DIABLIK 2
Lu-men niewątpliwie…Spiritus i tak dalej…A to zapewne daje ledowe wzmocnienia.

ANIOŁ / z przekąsem /
Znawcy oświetleń …

DIABLIK 2
Oświeceń. Oświetlenia, to hobbystycznie tylko. Ot coś tam niekiedy w ucho wpadnie…A to żarcik tylko, czy już prowokacja?

DIABLIK 1
Tak jest. Oświecamy zaciemniając. W ciemności świeci mocno nawet byle próchenko. Byle ognik błotny może poprowadzić, a my go rozniecamy.

DIABLIK 2
Tanio i efektywnie przewodzimy, ku świetlistej przyszłości.

ANIOŁ
Quid est rei moje świetliki? ( O co chodzi? ) Przeszkadzam wam?

DIABLIK 2
Zasadniczo nie, ale znacząco psujesz materializm krajobrazu.

ANIOŁ
Tylko sobie stoję, nic więcej.

DIABLIK 1
Stoi i jara po oczach.

DIABLIK 2
A nie może sobie stać gdzie indziej?

ANIOŁ
Widocznie nie może.

DIABLIK 2
Popatrz no tylko, pustka wokół po horyzont, a on musi stać akurat tutaj.

ANIOŁ
„Panowie” zdaje się także tu jesteście i jakoś się temu nie sprzeciwiam…

DIABLIK 2
Bo my nie rzucamy się tak w oczy. Szanowny może nawet nie jest pewny, czy jesteśmy.

ANIOŁ/ z odrazą /
Zapachu „panów” nie można pomylić z żadnym innym zapachem…

DIABLIK 2
Dobry, swojski zapach. Nie takie fiu-bździu jak u szanownego.
To co, nie ruszy się stąd? Tak?

DIABLIK 1
Może to anioł struś?

ANIOŁ
Stróż, owszem.

DIABLIK 2 /chichocząc /
Przecież mówi.

DIABLIK 1
No, tylko, że strusie nie stoją przy wiatrakach.

DIABLIK 2
Może teraz wiatraki też dostały każdy po jednym. Kręcą bez przerwy skrzydłami w chmurach, to sobie takie coś wykręciły…

DIABLIK 1
Jak lody, co?

ANIOŁ
Niedobre siedzi w tym młynie więc jestem tu potrzebny.
/ wzruszając skrzydłami /
A wy tłumaczcie to sobie jak chcecie.

DIABLIK 1 / chichocząc /
Jak nic za psa robi.

DIABLIK 2 / bez przekonania a z niesmakiem /
Snuje się taki niewyraźny cieć po polach, po lasach, po drogach…Biwakuje pod wiatrakami i potyka się o niego rzeczywistość.

DIABLIK 1
No wszędzie ich pełno ostatnio.

DIABLIK 2
To z nudów. Podczas tego ich śpiewania zasypiają na chmurce i spadają razem z deszczem. Plum! Plusk! Pac! To takie wodne dzieci. Dotknij go, zobaczymy czy zasyczysz.

DIABLIK 1
Nie chcę…Słyszałem, że śpiewają „Tyś na pustkowiu sklep otworzył Panie” i „Dzieciątko pastuje”

DIABLIK 2
Tak jest i wołają chórkiem : „Bożena króluj nam!”, „Twe królestwo weź pod rękę”.

DIABLIK 1
O co w tym chodzi?

DIABLIK 2
Się go zapytaj.

/ anioł puka się w czoło /

DIABLIK 1
A tam, co mi do ichnich piosenek?
/ ciekawie do anioła /
Czemuś ty jakiś taki nie taki ? Rozmazany jakby? Ty, niebieski, z wody ty jesteś ?

ANIOŁ / cierpko /
Może po to, żeby gasić pożary, które wzniecacie.

DIABLIK 1
No zdarza się, bo wiesz, my jesteśmy pełni ani..anim…

DIABLIK 2
Animuszu.

DIABLIK1
O właśnie! Jesteśmy jak jaki żywioł. Tacy - Huhu…hu, hu, i nawet - HA! Jak iskry z ogniska…Psk, psk! Ale nie bój żaby, tego wiatraczka nie sfajczymy. Nie musisz pilnować. No nie Karaliuszu ?

DIABLIK 2
Tylko bez imion Marniuszu!

DIABLIK 1
/ zciszając głos /
Bez imion. Przepraszam. Jasne, bez i-mio-n.

ANIOŁ / śmiejąc się perliście /
Zakonspirowana szpica podziemnych bałwanów.
Ale wiem, że ten młynek macie pod specjalną opieką. Jednak do czasu, do czasu…

DIABLIK 2
Widzisz go, jaki mądrala. Sikawkowy się znalazł.
/ zaczepnie /
To czego wy z tego Królestwa Miłości jesteście tacy niedookreśleni?

DIABLIK 1
Niewyraźni jakby.

ANIOŁ
My? Jestem tu jeden.

DIABLIK 1
Was zawsze jest więcej.

ANIOŁ
Boisz się?

DIABLIK 1
Może i boję…

ANIOŁ
Jeszcze nie masz powodu wyrodny bracie. Nie w głowie nam teraz zajmowanie się czymś takim jak ty.

DIABLIK 2
Czyżby? Ciągle nam wchodzicie w drogę.

DIABLIK 1
No. W piątek na ten przykład poszedłem potańczyć sobie na grobie samobójcy, a na nim jeden z waszych siedzi i posmarkuje sobie w rękaw. – Czemu ryczysz? – pytam. – Bo nie upilnowałem – powiada. I całkiem popsuł mi zabawę, bo wpierw spędzić nie mogłem gostka, a potem pozbyć się tych jego smutków, które mnie obsiadły jak pchły.

ANIOŁ
Może właśnie dlatego i ja tu jestem.

DIABLIK 2
Żeby psuć?

ANIOŁ
Żeby naprawiać.

DIABLIK 1 / z przekonaniem /
Samobójcy są nasi. Nic wam już do nich!

ANIOŁ
To się jeszcze okaże. Nullum est tam grave peccatum, quod non possit poenitentia aboleri ( Nie ma takiego grzechu, którego nie można by odpokutować ) Czyli macie dość ograniczone możliwości decydowania.

DIABLIK 1 / rozdziawiwszy gębę w zdumieniu /
Że co?

DIABLIK 2 / rozglądając się wokół i po niebie /
Sam jesteś…to możemy ci dobitnie naszą zdolność decydowania zademonstrować. Wiesz? Quo? ( co? )

ANIOŁ
/ rozbawiony prycha/
Bohater!

DIABLIK 1
Nie podskakuj niebieskopióry…

ANIOŁ / zdecydowanie /
A już mi stąd! Na bagna, na topiele. Sio!

DIABLIK 2
Jakby był sam, to nie byłby taki odważny.
Wczoraj o zachodzie słońca widziałem ich pierzastą jazdę, tam nad lasem, skrytą za obłokiem…

ANIOŁ
Zwykły oddział strażniczy.

DIABLIK 2
/ z sarkazmem /
Pokojowy, prawda?

ANIOŁ
Obronny.

DIABLIK 2
No popatrz, popatrz, nikt ich nie napada, a oni się stale bronią.

ANIOŁ
Tracę czas z wami.

DIABLIK 1
To czego tu jeszcze szukasz?

DIABLIK 2 wyjaśniająco //
Anioły są jak piórolotki, bez sensu polatują sobie po świecie i nie ma z nich żadnego pożytku. Ćmy takie, lunatycznie zapatrzone w swoje wyobrażenie Lampy. I nie masz sie co pytać, bo i tak ci nie powie.

ANIOŁ / do pierwszego diablęcia /
To żadna tajemnica…Szukam pewnego kwiatu.

DIABLIK 2
Kwiatuszka. Och, jakież to anielskie. Czyżby czterolistna koniczynka się zgubiła ?

DIABLIK 1
No, one to lubią te tam kwiatki, bukieciki, majówki…Podobnież nawet modlą się na kwiatkach.

DIABLIK 2
Taaa : wysłucha, nie wysłucha…I śmiecą płatkami.

ANIOŁ
Nie dość, że diabeł, to w dodatku głupi. Nic gorszego nie może się przytrafić niż taki mariaż bezsensów.

DIABLIK 2
No no, nie pozwalaj sobie baśniowa mgiełko…

DIABLIK 1
Opar, mgła, złuda, a rozrabia jak żywy. Prawda Karaliuszu?

DIABLIK 2
Co ja mówiłem? Że bez..że bez…bez czego?

DIABLIK 1
Wiem! Że bez imion. Tak?

DIABLIK2
Pierzasty, a może byśmy tak pohandlowali niemnożka? Ty nam powiesz co wiesz…

DIABLIK 1
A my także być może.

DIABLIK2 / próbując rzecz załagodzić /
Kolega żartuje natirliś.

DIABLIK1 / do anioła /
A jak to się łaskawca wabi, bo jakoś nie dosłyszałem?

DIABLIK2 / usprawiedliwiająco /
Wesołek taki

ANIOŁ
Wesołki - matołki.

DIABLIK2 / rzeczowo do swego kolegi /
Niech tam…lecz interes interesem.

ANIOŁ
Agape satanas! Dixi. ( Precz szatanie! Rzekłem.)
/ znika /

DIABLIK 2
Howgh!
Tia…nas przepędza, a sam ucieka. Niebieski ptaszek - modraszek.

DIABLIK 1
Wabił się Dixie! Słuchaj, czy on czasem nie od pary z Pixie?

DIABLIK 2 / z niesmakiem /
Naoglądasz sie głupot…
/ rozglądając się niepewnie /
Mniejsza o to, gorzej, że podałeś mu pewne namiary i kto wie co będzie…

DIABLIK 1
No przecież ja niespecjalnie…

DIABLIK 2
Dobra, zabierajmy to, co mamy zabrać i nic tu po nas.


*


Rozdział siódmy
o tym jak pomocnym w rozumieniu świata bywają niedookreślenia.



DUCH MŁYNARZA
Co to on mówił o samobójcach ?

GŁOS I
Przesłyszało ci się. To wiatr w skrzydłach zawodził.

DUCH MŁYNARZA
Żaden tam wiatr! Co to ja młynarz nie wiem jak wiatr w skrzydłach gada? Żaden wiatr, mówię.

GŁOS II
Pewnie, że nie wiatr. Posłaniec tu był…Ale go te tam przygłupy przepędziły…

GŁOS I / z hamowaną wściekłością /
Pyta się jej kto o co?

GŁOS II
No jużem mówiła, że jakby nie, to bym przecie nie odpowiadała, bom nie taka znów wyrywna.

DUCH MŁYNARZA
Ale co mówił?

GŁOS II
Że niekoniecznie potępieni.

GŁOS III
Ty to już jesteś bezwzględnie!

DUCH MŁYNARZA
A jak nie? Przecież ja to tentego tylko przez was. Bo wytrzymać już dłużej nie mogłem!

GŁOS I
Gadanie. Niech na innych nie spycha odpowiedzialności. Powiesił się bo chciał.

GŁOS III
Jak tam było tak było / rechocze / w każdym razie jeszcze bardziej nas to z sobą związało.
Tak, że już od nas nie uciekniesz, bo nie masz dokąd.

DUCH MŁYNARZA / w zamyśleniu /
Jak dobrze słyszałem, to nie wszystko stracone…Pod kapliczkę pójdę na wzgórek, o pod tamtą, co ją widać. Opowiem, przeproszę i / pociąga nosem / może wyżebrzę ulgę. Zbójcom wybaczano… a jaki tam ze mnie zbójca? …/ zdecydowanie / PÓJDĘ! A pewnie, że pójdę. Ogarnę się i pójdę. A wy wtedy - fora ze dwora!

GŁOS I / z niepokojem, uspokajająco /
Ooo…cóż znowu. Najlepiej dajmy temu spokój.

GŁOS III
No ten to zaraz z armaty do człowieka.

DUCH MŁYNARZA / ze zdziwieniem /
Gdzie tu masz człowieka?

GŁOS I
No już dobrze, dobrze…
Adelajdo, jak możesz!
/ z naciskiem /
Mówię, że – do-brze.
Dobrze?

GŁOS III
No możliwe, że się i zagalopowałam…

GŁOS I
A owszem. Owszem…

/ słychać stukanie /


GŁOS II / śmiejąc się /
Widzisz ich jak się toto powystraszało…
Ale nich już bedą cicho. Nie słyszą, że diabły do drzwi kołaczą?

GŁOS I / skwapliwie /
To otwieraj Matyldo! Otwieraj, skoro gości mamy.

GŁOS II
Cie! Też mi - goście.

GŁOS I
Otwieraj, nie rezonuj!

GŁOS II
A jak se tam chcą…
/ skrzypią otwierane drzwi /
No. Niech wchodzą. Szybko, bo much naleci!

GŁOS I
Witamy acanów w naszych skromnych progach.

DIABLIK 2
A z kim mam przyjemność, bo osoby jakoś nie dostrzegam.

GŁOS III
/ ukazując się /
Pan sobie życzy - więc jestem!

DIABLIK 2
O żeż! A kysz! Kysz!

DIABLIK 1 / zdławionym głosem /
Oooo Uuuuu…Mocna sprawa!

GŁOS II / śmieje się /
No to ich wyróżniła…

DIABLIK 2
Może jednakże porozmawiamy bez wizji. Samą fonię please! OK.?

GŁOS III
Impertynent!
/ znika /

DIABLIK 1
Jad widzę w Jadwidze.

GŁOS III
Nie Jadwigam!

DIABLIK 2 / uwodzicielsko /
Julia jak nic!
/chrząka /
Ale my tu w interesach tylko…Nie towarzysko niestety.

GŁOS I / oschle /
Słuchamy więc.

DIABLIK 1
Wysłali nas…

DIABLIK 2
Zlecono nam misję…

GŁOS II / parskając śmiechem /
Misjonarze!

DIABLIK 1
My po paprotkę. Chyba do nowego gabinetu szefa. Tu gdzieś ma być jakaś.

GŁOS I / niedowierzająco /
Po pa-pro-tkę…?

DIABLIK 1
No. Tak powiedzieli. Nie?

DIABLIK 2
Tak, choć trochę to dziwne, przyznaję. Przecież łatwiej by w lesie…albo…

GŁOS I / odkrywczo /
Zaraz, zaraz…mniemam, że chodzi nie tyle o paprotkę, co raczej o jej kwiat. O kwiat paproci po prostu.

DIABLIK 2 / z nagłym zrozumieniem /
Kwiat? Aaa! Tak… To wiele wyjaśnia…

GŁOS I
Tak. Panowie, jak się zdaje, są nie całkiem zorientowani w temacie. Ten kwiat spełnia życzenia, mówiąc najprościej. Podrzuca się go więc potrzebującym, a ciąg dalszy jest już, jak mniemam, dla panów oczywisty.

GŁOS II / z goryczą /
Pełna radość u onych.

DIABLIK 1 / do drugiego /
Ty, ten tam skrzydlaty też coś o jakimś kwiatku marudził…

DIABLIK 2
Czyli to poważniejsza sprawa…/ dumnie / Dlatego nas wysłali./ po chwili / Tak więc bierzemy to cudo i znikamy.

GŁOS I
Niestety, kwiatu już tu nie ma.

GŁOS III
Poszedł sobie w świat pod rękę z krasnoludkiem.

GŁOS I
Spóźnili się panowie.

GŁOS III
No tak jakoś ze dwie godziny…

GŁOS I
Możemy jednak służyć…

GŁOS III
Całkiem jeszcze niezużytą duszą młynarza, czyli efektem spełnionych życzeń. Ofiarą kwietną jak gdyby. Chociaż prawdę mówiąc ten młynarz jest w ogóle ofiarą generalną.

DUCH MŁYNARZA
Poszłaże won ode mnie!

GŁOS I
/ z naciskiem /
Możemy służyć rysopisem obecnego właściciela rzeczonego kwiatu i wskazać kierunek jego przemieszczania.

GŁOS II
O tam, prosto jak strzelił na kapliczkę.

DIABLIK 1
Brrrr…Tego to ja nie lubię...

GŁOS I
Także nie gustujemy w kapliczkach, szczególnie w takich niepewnych czasach jak nasze…

DIABLIK 2
A obejść tego nie można?

GŁOS I
No nie wiem…

GŁOS II
Przejść bokiem można, tyle, że przez bagna. One nie wiedzą, bo się tu zasiedziały, że rozpacz.

GŁOS III
Guzik prawda! / czarująco / Jak oni chcą, to poprowadzę, bo drogę znam.

DIABLIK 2
/ szybko / A nie, nie trzeba! Bagienność wszak to nasza specjalność / z udaną wesołością / No i od czegóż nasz spryt piekielny? To do widzenia paniom, albo raczej do ponownie miłego niewidzenia.

DIABLIK 1
Chodźmy, chodźmy, bo dadzą nam tam na dole popalić, oj dadzą!, jak wrócimy z niczym.
A mówiłem, żeby się tam z tymi żabami przy stawku nie bawić i nie mleć językiem z tym piórolotnym, bo szkoda czasu na to. Jakby nie, to może i byśmy byli zdążyli, a tak…Auuu! Nie kop mnie! No co mnie kopiesz!?

DIABLIK 2
To my się żegnamy, a po młynarczyka niebawem wrócimy, bo nie można dopuścić, żeby duszyczka się marnowała bezcierpiętnie niejako.

DIABLIK 1
Nie ostygła za bardzo. Szef tak lubi emocje, a ma niedługo rocznicę lądowania…

DIABLIK 2 / chrząknąwszy znacząco /
To nie należy do sprawy.

DIABLIK 1 / mitygując się /
Jasne, że nie; a o duszyczkę prosimy dalej dbać, bo weźmiemy bezwzględnie.

DUCH MŁYNARZA
/ mruczy /
Niedoczekanie twoje.

GŁOS I
Do widzenia panom. Proszę się kłaniać od nas szanownej starszyźnie. Do widzenia.

GŁOS III
Pozostańmy w kontakcie.

DIABLIK 1 / szeptem do drugiego diablika /
W czym?

DIABLIK 2 / również szeptem /
A tam…marzy się pokrace…Ale kłopot to mamy bracie generalnie nielichy…Trudność par excellence gnostyczną.

DIABLIK 1 / po chwili /
Ty, czego ja czasem nic z tego nie rozumiem co mówisz?

DIABLIK 2
To się nad tym zastanów i sam sobie odpowiedz.

DIABLIK 1 / po dłuższej chwili /
Już chyba wiem.

DIABLIK 2
Tak? No to powiedz.

DIABLIK 1
Ale się nie obrazisz?

DIABLIK 2
Ja?! A czemu niby?

DIABLIK 1
Bo drażliwy jesteś.

/ wychodzą rozmawiając dość gwałtownie /


*


Nieomal jednocześnie nasza znajoma grupka, która już dawno minęła kapliczkę weszła między pierwsze domy wsi.
Pogoda była jak muzyka. Słońce mrugało przez gałęzie wiśni. Ciapało drżącymi plamami światła po wstążkach ścieżek i robiło na nich różne kolorowe dziwactwa, bo słońce czasami robi za artystę, jak mówi poeta, a on przecież wie. Oświetlało też poniekąd mimochodem Szałaputka drepczącego w charakterystycznym dla niego zamyśleniu przez tamtegoroczne zarośla tasznika i rumianku.

- No nie wiem, nie wiem – pomrukiwał krasnal prowadząc, jak się wydawało, kolejną rozmowę z samym sobą – I po co i na co? Toż to głupota, powiadam. Chociaż… A ty mi się nie pętaj pod nogami! Mało masz miejsca?

- Bezczelność!

- Nie do pani mówię. Nie do pani, pani gąsienico, a do ślimaka. Poszedł, ale już! Fuj! Ślisko po nim okropne , a ja już raczej nie do ślizgawek. Tak. Co to ja…? A właśnie : Po co? Dlaczego ?... Ty mi tu nie wciskaj ciemnoty badylu!

- Jak się ma mniej niż dwadzieścia centymetrów wzrostu, to się przynajmniej nie rozrabia!

- Przecież wyjaśniłem już, że to nie było do pani.

- Ci mali są najgorsi, nadsztukowują się wyobraźnią i potem z koturnów swojej megalomanii plują na innych – odezwał się bas z głębi trawy.

- Kto to… tak…o mnie? – sapnął krasnal i przystanął.

„ Mam odpowiedzieć ?” – usłużnie spytał kwiat.

- Nie, nie trzeba – zaprzeczył szybko Szałaputek i ruszył za odpływającą melodyjką fletu Amadeusza.

- Nadęty bufon - Raczej przetłuszczony

- Bez zbytnich złośliwości mówiąc, jedynie zażywny, ale za to wyjątkowo niewychowany – posypało się za odchodzącym.

- Tak czy owak, do niespotkania – mruknęła gąsienica chowając się pod liściem podbiału.

A nieopodal Zbieracz z Amadeuszem dmuchającym w swą fujarkę rozkoszowali się otaczającym ich światem i w szczebiocie jaskółek coraz głębiej wchodzili w wiosnę.

- A gdzież to nasze maleństwo nam się zapodziało ? – spytał nagle Zbieracz.
Szczur wskazał głową za siebie.

- Jak zwykle z tyłu poza wszystkim, ale niesiony skrzydlatymi myślami – odpowiedział.

- Raczej dobijany nimi. – poprawił go Michał Gabriel.


*


W czasie, w którym toczy się nasza opowieść świat był dosyć rozległy. Przemierzało się go pieszo, rowerem, albo konno i tylko w wyjątkowych wypadkach samochodem . Całkiem odwrotnie niż teraz. Znało się więc prawie każdy centymetr ścieżki meandrującej w brzęku bąków przez wilgotne łąki; wszystkie szelesty i odgłosy, od porykiwania bydła, przez skrzyp pastuszej jarzarki kręconej ponad głową (w której tlił się zawsze niewielki ogień do ogrzania zgrabiałych dłoni), po stukot zimowego turła wirującego na zamarzniętym stawie i przeróżne odmiany skrzypów deptanego śniegu. Świat był wtedy niezwykły i ogromny ,więc przechodziło się go niespiesznie. Wsie rozdzielały kilometry trudów wędrówki i doznawanych przygód; nie mówiąc już o miastach, tajemniczych, podobnych trochę do ozdobnych spinek, tu i ówdzie spinających świat, by się całkiem nie rozsypał w miałki pył codzienności.

Tego roku śniegi schodziły z pól wolno, niechętnie. Spod resztek oklapniętych zasp rwały migotliwe pasemka wody łącząc się trochę dalej z innymi w strumyki radośnie bełkoczące
po miedzach, więc nasi wędrowcy raz po raz przystawali, by pobawić się wodą, która w nich śpiewała.
Jednak na grzbietach piaszczystych wzgórz i w południowych dolinkach wypakowywała już wiosna wszystkie swoje barwy i zapachy. Tu więc zatrzymywano się na dłużej. Stąd też wsłuchiwano się w dźwięki dzwonów i wielkanocną palbę z dolin, które niosły się zewsząd i przepełnione bezmiarem radości, że „prawdziwie zmartwychwstał!” swą wysoką nutą wynosiły myśli pod roześmiane błękitne niebo.

- Kto wie, czy samo wędrowanie nie jest ważniejsze od celu wędrówki – zastanawiał się radośnie Zbieracz.

- To oczywiste – zgodził się Amadeusz. – Chyba, że akurat idzie się po „żywą wodę”, jak czyni to nasz mały przyjaciel, bo wtedy niczego się nie dostrzega poza celem, no i ciężarem kubka, w który ma się nadzieję ją zaczerpnąć i zachować.

- Między nami mówiąc, „żywa woda” może być, i często bywa, zatruta…

- A kubek dziurawy…

- Tak. I dlatego trzeba mieć w sobie światło prawdy, które pozwoli odróżnić dobrą wodę od złej wody, choćby i najsmaczniejszej.

- I coś co załata kubek…

- Złotniczeńku, zrób mi kubek,
Tylko, proszę, zrób mi ładnie.
Zamiast uszka ptasi dzióbek,
Moją matkę zrób mi na dnie,
A po brzegach naokoło
Liść przeróżny niech się świeci,
A po bokach małe sioło,
A na spodku małe dzieci…


- Nasz przyjaciel niesie z sobą światło, ale ono bardziej wszystko zaciemnia niż rozjaśnia.

- Ja ci zrobię złoty kubek…
Ale czyjeż ręce, czyje,
Będą godne tej roboty?
Ale któż się nim napije,
Komu damy kubek złoty?
Kto się w dłonie wziąć ośmieli,
W złotym denku przejrzeć lice?...


- Lucyferyczne światełko, jakby powiedział stary pustelnik, którego wiatr nosi po wiekach…

- O czym mówicie? – bez szczególnego zainteresowania spytał Szałaputek dochodząc do nich.

- Mówimy o radości życia i o antidotum na trucizny – odpowiedział Michał Gabriel.

- Nie jestem jednak pewny, czy on jest w stanie to zrozumieć, bo nie można zrozumieć czegokolwiek mając za drogowskaz tylko czubek swego nosa – wątpił szczur.

-Złotniczeńku, patrz weselej,
Czemu twoje w łzach źrenice?...


- Ale …

„Mędrcy się znaleźli!” – pogłębił kwiatek chmurną myśl krasnoludka, ten więc prychnął urągliwie: - To, że nie lubię śmiać się jak głupi do sera, nie oznacza, że nic nie wiem o radości. Wiem co nieco, niemili panowie.

„Bardzo malutkie co nieco” – zmącił mu wewnętrzną radość kwiatek.

„Bo ty myślisz tylko o pustych przyjemnościach.” – odparł krasnal z niechęcią.

„A bywają pełne?”

„Też chciałbym to wiedzieć” – odparował skrzat, a kwiat nakrywając oko listkiem, mruknął : - Bywają - ale nie chciał nic więcej dodawać. Amadeusz i Michał Gabriel też nie podjęli tematu.

„O czym oni mówili? O jakim niby złotniku? I po jaką - żywą wodę?” – dywagował potem krasnal.


*


Gdy mijali kruszynowy zagajnik za nimi w trawach rozszeptała się taka rozmowa, między dwoma szelestami po przeciwnych stronach ścieżynki, którą oczywiście słyszał jedynie krasnal:

- Co ty jesteś? Co?

- Bo co?

- Bo pytam.

- Kto pyta?

- Ja.

- No ba! A jeśli powiem, to co?

- To nico.

- To po co?

- Żeby wiedzieć.

- Czyli niekonieczne.

- Nie.

- Kiedy nie, to nie.

- To cze…

- Cze!