SKARB 1

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rys-ownik
Posty: 203
Rejestracja: wt 26 lut, 2013

Post autor: Rys-ownik »

- Po co ja przylazłam do tego domu? Czy mnie źle było na polach? No pewnie, że mi źle było, bo jakby nie, to przecież bym tam została. Jak nie sowy, to deszcz ze śniegiem i brr… mróz w zapowiedziach. A tu chałupa jak stodoła i bez kota, jak się wydaje. Bez kota, ale też i bez jedzenia, bo bezludna. To się wprawdzie równoważy, ale nie nastraja optymistycznie. Co mi tam…nazbieram choćby pestek z mirabelek i zabawię się w łuskającego grubodzioba. Tego małego krępego podfruwacza, którego widziałam kiedyś. Siedział i łuskał, łuskał i siedział…zwariować można było od samego patrzenia. Muszę jednak najpierw spenetrować wszystko żeby niewiadome nie zaskoczyło mnie znienacka, bo to wyjątkowo źle wpływa na trawienie. - Hej tam. Jest tu kto?! – pisnęła mysz na koniec w kierunku zaryglowanych drzwi i zaraz odpowiedziała sobie rezolutnie:
- Jasne, że jak go nie ma to się nie odezwie, a jak jest to też nie ma powodu żeby to zrobić.

- Jestem; i co teraz? – odezwał się nagle jakiś starczy głos.

- O cie Florek! – podskoczyło zwierzątko. – Jeesteś? – spytało nieco drżąco.

- A owszem. – odpowiedziało coś z mroku.

- Jednak cię nie widać…

- Nie wszystko co widać jest i nie wszystkiego nie ma, czego nie widać– prychnęło z kąta.

- Nie strasz!

- Nie straszę, tylko wyjaśniam.

- Wyjaśnienie przez zaciemnienie, tak?

- Słuchaj no mądralo jakżeś ty się uchowała kiedy nie potrafisz patrzeć?

- O, patrzyć to ja potrafię, jeżeli tylko jest na co. A jak nie ma, to co się będę wysilać? A ze strachami, to ja nie rozmawiam, bo strachów nie ma i tyle – udała mysz lekceważenie.

- A teraz widzisz? – spytał może dwudziestocentymetrowy staruszek pojawiając się w smudze księżycowego światła wpadającego przez załzawione deszczem werandowe okienko.

- Kurcze! Takiego czegoś to na mur nie ma! – mruknęła mysz.

- Co znaczy ”nie ma”? Więc z kim ty rozmawiasz?

- Najpewniej ze swoim brzuchem, bo musiałeś mi się wziąć z głodu…

- Jeszcze zimy nie ma, a ty już jesteś głodna?

- Prawdziwa mysz zawsze jest głodna. A ja jestem prawdziwa, w odróżnieniu od ciebie nocna maro.

- Jesteś tego pewna?

- No jasne, że tak. Możemy to zaraz sprawdzić, wystarczy, że pociągniesz mnie za ogon. No spróbuj złudo, czy potrafisz – zachichotała.

- A proszę bardzo – zgodził się staruszek.

- O matko! – wrzasnęło zwierzątko, gdy stało się to czego zażądało.

- I co teraz? – spytała zmaterializowana zjawa.

- No teraz, to mogę mieć przerąbane – westchnęła mysz i zatęskniła gwałtownie za otwartą przestrzenią.


*


- Smakuje ci mój ziemniaczek ? – pytał potem retorycznie staruszek, patrząc na mysz bezwstydnie opychającą się ofiarowanym jej poczęstunkiem.

- Mmmm…- wymruczała – Skąd go masz?

- Z ogniska.

- Nie o to pytam…

- A jeśli nie o to, to wiedz, że nie mam ochoty zdradzać ci źródeł mojego zaopatrzenia. Czyli, że nie dowiesz się skąd miało je ognisko.

- Sknerus – mruknęła mysz pod nosem, a głośno spytała – To kim ty właściwie jesteś?

- Hojnym opiekunem wygłodniałych myszy jak się okazuje – roześmiał się staruszek.

- A serio?

- To było serio.

- Więc nie mam już pytań.

- Kiedy tak, to mogę powiedzieć ci więcej. Choćby to, że jestem Bożydar.

- A ja Felicja. No i będzie nam odtąd znacznie łatwiej przekorny dziaduniu.

- Jasne, że będzie. Odtąd ja stary głupiec, zamiast mówić, że jakaś mysz splądrowała mi spiżarnię, będę obwieszczał, że to ta, która wabi się Szczęściarą.

- Masz spiżarnię? – zainteresowało się ogoniaste zwierzątko.

- Teraz to ja mam nie tyle spiżarnię, co kłopot spiżarniany.
- Przeceniasz mnie staruszku – sapnęła mysz – A wracając do tego co ważne, to od jak dawna tu jesteś?

- Od zawsze. Urodziłem się tutaj.

- O! To wiesz sporo o tym domu.

- Prawie wszystko.

- Kurcze, może to i prawda, bo nawet wyglądasz tak zgrzybiale jak on…

- Czemu ty się mała czochrasz? Masz pchły?! – spytał z niepokojem staruszek odsuwając się na bezpieczną odległość od swego gościa.

- No skądże, to tylko łazi po mnie wyobraźnia. Właśnie widzę cię w niej pod postacią dzidziusia …Dziadziusia dzidziusia z palusiem w gębusi…i to wyobrażenie tak ją łechcze, że aż się drapię, bo śmiać się przecież nie ma z czego. – sarknęła mysz wstrząsając się odruchowo. – Zmokłam, zmarzłam i wszystko mnie swędzi – dodała jednak po chwili wyjaśniająco.

- To zapraszam na pokoje. – powiedział stary przesuwając kawałek listwy podłogowej i otwierając tym samym wejście, którego nie można się było tam spodziewać - Ciasno tu u mnie, ale sucho i ciepło – dopowiedział niknąc w nim.

- Dziwadło, ale dosyć sympatyczne. Zresztą jakby co, to mam niezgorsze ząbki i nie zawaham się ich użyć.– wymamrotała do siebie uspokajająco Fela rozglądnąwszy się po przeraźliwie teraz pustej werandzie, po której nieprzyjemnie klaskały mokre liście nawiewane z ogrodu. Wzdrygnęła się i już bez ociągania się smyrgnęła za nim.


*


Rzeczywiście Bożydar urodził się tutaj kiedy dom był jeszcze całkiem nowy, piękny nawet na swój sposób. Był wtedy nazywany willą i przypominał budynki istniejące w modnych wówczas kurortach. Niektórzy nadawali mu nawet miano pałacu i prawdę mówiąc mało się w tym mylili, bo pokoje w amfiladzie pełne były wyszukanego przepychu, od drewnianych pawimentów i wysmakowanych sztukaterii począwszy, przez meble pełne cennych bibelotów, eksponowane w korytarzach kolekcje i panoplia; po lapidaria w ogrodzie, będące w gruncie rzeczy zbiorem podróżnych pamiątek. Dziś pokoje stały puste, o dziurawych podłogach, z których stacjonujący tu w wojnę żołnierze wyłupali większość klepek, żeby ich rzadkim drewnem podsycać ogniska rozpalone na środku pomieszczeń. Rozpalone, dodajmy, kartami wyjątkowo cennych manuskryptów, których strzępy przeglądał potem wiatr zaglądający tu przez szpary nieszczelnych okien.

Kiedyś nad paradnymi drzwiami przytwierdzono błękitną plakietkę z gościnnym złotym napisem : „Salve”, która dotąd tam wisi, chociaż nikt pod nią nie przechodzi prócz wiatru i słoty. No i oczywiście trochę tajemniczych domowników i przybłędów, z których dwoje właśnie poznajemy.

Odnotujmy też, że dom powstał w miejscu, które wcześniej już było zabudowane i po tej pierwotnej zabudowie pozostały obszerne piwnice wraz ze stromymi kręconymi schodami licho wie dokąd prowadzącymi, bo w pewnym miejscu zasypanymi oberwanym sufitem, co być może będzie miało znaczenie w naszej opowieści.


*


Mysz i starzec przeszli tunelem pracowicie wydłubanym w ścianie, aż do trzonu kominowego, gdzie w pustce między szamotką a kaflami znaleźli dwa pomieszczenia, których niewygodę łagodziło poniekąd powiedzenie „ciasne, ale własne”.

- No tutaj, to już tylko ja ci zagrażam – uśmiechnął się szelmowsko dziadek.

- A ja tobie – odparowała mysz.

- Ha! – parsknął stary – Za dużo sobie nie obiecuj.

- Wiesz, tak między nami mówiąc, to krasnoludki niewiele mogą podskoczyć myszom.

- Nie jestem krasnoludkiem. – odparł z godnością staruszek.

- Nie? – zdziwiła się Felicja.

- Nie.

- Może to przez zmęczenie wędrówką i pogodą, ale nic z tego nie kumam. Wyglądasz jak krasnoludek, a nie jesteś krasnoludkiem, tak?

- A widzisz gdzieś u mnie brodę do kolan, kartoflowaty nos i czerwoną czapeczkę? I czy ja mam nadwagę, hę?

- Nie widzę, ale to może przez ten poblask próchna przy którym ledwie co widać, zamiast prawdziwego światła, którego żałujesz do oświetlenia pokoju.

- A teraz? – spytał Bożydar zapalając zapałkę, a od niej ogarek świecy – No?

- Rzeczywiście wyglądasz nienormalnie – przytaknęła mysz mrużąc oczy – Jasne! – wykrzyknęła - Zgubiłeś czapeczkę, ogoliłeś się, w dzieciństwie zrobili ci operację plastyczną, a co do tuszy, to źle się odżywiasz!

- Twoja wyobraźnia zaczyna mnie niepokoić – zasępił się staruszek. – Zamiast ulegać jej szaleństwu prościej jest przyjąć, że nie jestem krasnoludkiem; ale by tak się stało nie można być myszą, jak się zdaje.

- O to nie znasz myszy. Jesteśmy niebywale inteligentne i potrafimy się nagiąć do każdej głupoty, jeśli to dla nas korzystne. Sprawdź mnie. Wystarczy tylko, że zgodzisz się by żywić mnie przez całą zimę, a nazwę cię mianem jakim tylko zechcesz; choćby i olbrzyma Wyrwidęba. A co mi tam.

- Masz zamiar tu zimować?! – wykrzyknął zaskoczony starzec.

- A cóżeś ty myślał? Oczywiście, że mam! Aaaa…rozumiemm… Ty niekrasnalu bez serca chciałbyś pewnie biedną bezdomną mysz wyrzucić na bezdroża w zamieć i zawieję…Co?!

- Skądże…stropił się Bożydar – Mówię tak, bo przyzwyczaiłem się do samotnych zim…

- I do samotnych wigilii… – Felicja przekornie podjęła jego smętny ton.

- To także – zgodził się boleśnie staruszek.- Chociaż i u mnie bywało gwarno. Ho, ho! Jeszcze jak bywało…Świerszcze grały kolędy… - uśmiechnął się do swych wspomnień – A teraz zachodzi tu jedynie czasem kulawy skorek…Ale chyba dobrze jest jak jest – dodał niepewnie.

- Jakie tam dobrze – ziewnęła Felicja - ale to się zmieni, bo od dzisiaj masz mnie, a ja wystarczę za cały pułk gości i rezydentów. Nie będziesz się nudził. No to zgaś światło i pozwól nam w spokoju przetrawić to wszystko co dzisiaj się wydarzyło, a od jutra zaczniemy uczyć się siebie. A na dobranoc powiesz mi wreszcie kim jesteś, prawda?

- Jestem ubożę, inaczej domownik - odpowiedział z godnością zapytany.

„Acha…Czyli jeszcze większe dziwactwo niż myślałam…Rzeczywiście te gipsowe ludziki z ogrodów są inne. W dodatku importowane i drogie…To ten może być taką nieudolną podróbą…” – mruknęła mysz do siebie, po dłuższym przypatrywaniu się staruszkowi ze zrozumieniem jakie się ma dla ciężko chorych – Taaak…Czyli mamy o czym rozmawiać w długie zimowe wieczory…- powiedziała na koniec.

- Zdaje się, że nie będę się nudził – westchnął ciężko staruszek.

- Pewnie, że nie – zgodziła się Felicja.