SKARB 5

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rys-ownik
Posty: 203
Rejestracja: wt 26 lut, 2013

Post autor: Rys-ownik »

*


- No więc – zaczął Bożydar kiedy już wszyscy domownicy zgromadzili się w dawnej jadalni, bo to miejsce najbardziej nadawało się na zebrania – jesteśmy tu po to żeby ustalić wszystko, co wiemy na interesujący nas temat.

- Ja już wiem, że Ziemia jest okrągła! – zawołało radośnie jakieś maleństwo, ale rodzice zaraz je uciszyli.

- Otóż jak wiemy, ktoś w wyjątkowo nieładny sposób odebrał gołębiowi jego własność…- mówił skrzat.

- Nie moją, nie moją! – gwałtownie skorygował tę opinię gołąb.

- Po drugie - wiemy, że coś hałasując po nocach zakłóca nam sen… Możemy przypuszczać, że to jedna i ta sama osoba, bo …

Tu skrzat streścił swoją rozmowę ze stukającym indywiduum, której wspomnienie wywoływało u niego niesmak i rozdrażnienie, a u myszy rozbawienie aż do łez w świdrowatych ślepkach.

- To gronostaj! Bezczelny arogancki sierściuch, który się uważa za wybrańca, dlatego, że z któregoś z jego krewnych zrobiono kiedyś tam płaszcz dla jakiegoś króla. On ma mocno narąbane. – ponuro odezwał się szczur Wasyl o sumiastych kozackich wąsach założonych za uszy. – A że tupie…No to co, że tupie?

- Jeże to dopiero tupią, prawda tatusiu? A kiedy tupią to nie trzeba wychodzić z ukrycia, prawda? Bo zeżrą, prawda? – odezwał się z kąta piskliwy głosik.

- Tak moja kruszynko – przytaknął baryton - ale bądź cicho kiedy starsi mówią, nawet największe głupoty, bo tego wymaga grzeczność.

- Wiem tatusiu, trzeba być grzecznym nawet wtedy gdy mamy drzazgę w bucie, a ktoś ci na ten but nadepnie, prawda? – odszeptało maleństwo.

- No właśnie – przystał na to tatuś.

- Tupać każdy może jak się uprze… – psyknęła jaszczurka z niewątpliwym wdziękiem.

- Jeszcze wtedy kiedy mieszkali tu ludzie też pojawiali się rabusie, bo taki dom jak ten jest dla obcych zawsze wielką pokusą i swą tajemniczością nęci różnych poszukiwaczy zagadek. Im zawsze się wydaje, że on kryje więcej tajemnic niż może się w nim zmieścić – ciągnął skrzat. – Uparcie wierzą w jakieś tajemne przejścia, zapadnie, kilometrami ciągnące się lochy, w bezdenne studnie, w cembrowinach których ukryto niewyobrażalny majątek…

- Mówię wam, że to gronostaj. – wtrącił szczur.

- Jak większość z was wie – skrzat ponownie zbierał myśli - mieszkam tu od samego początku i dobrze znałem wszystkich właścicieli tego domu. Opiekowałem się ich dziećmi i tym co posiadali poza nimi. Czasem byłem pomocny… Dzieci usypiałem bajkami, a starszych dobrymi prognozami, co czasami nawet się sprawdzało. Oni w zamian obdarowywali mnie swoimi baśniami opowiadając je sobie przy zimowych kominkach, w których płonęły bukowe kłody…Wtedy to dowiedziałem się sporo o historii tego domu i jego rzeczywistych tajemnicach, z których szczególnie jedna może was zainteresować i być może właśnie ona rozpala teraz wyobraźnię rabusia…

- To gronostaj! – wtrącił znów szczur – Pewnie, że gronostaj!

- I kto wie, może też z nią właśnie związana jest tajemnica Leopoldowej przesyłki, którą pozwalam sobie łączyć z męczącymi nas wszystkich nocnymi odgłosami – kontynuował swoją opowieść skrzat.

- Mnie tam nic nie męczy! – wykrzyknął szczur - Najwyżej brak tytoniu.

- Zapewne jej znajomość inspiruje go…- podjął myśl Bożydar.

- Do hałasowania, tak? – skrzeknęła z przyganą ropucha.

- Każdy się realizuje jak potrafi. Jeden tak, inny owak – syknęła wdzięcznie jaszczurka.

- To gronostaj! I tyle w tym temacie. – orzekł szczur Wasyl.

- Tak naprawdę Wasylku nie wiemy kto to, a co najważniejsze nie znamy motywów jego postępowania – zauważył leciutko poirytowany skrzat.

- No rzeczywiście nic się w tym wszystkim kupy nie trzyma - swój punkt widzenia dość obcesowo wyraziła Felicja – Bo gdyby w tej całej „przejętej przesyłce” była zawarta jasna informacja co do umiejscowienia skarbu, o którym zapewne opowie nam zaraz Bożydar, to tajemniczy ktoś nie waliłoby nocami byle gdzie, tylko puknąłby raz, wyjął co miałby wyjąć i po sprawie. W efekcie mielibyśmy tu tylko kolejną dziurę i święty spokój. A ten tu tarabani jakby zupełnie bez sensu, czyli tak naprawdę - nie wie, gdzie jest to czego szuka. Rozumiecie?

- To może by mu jak najszybciej podpowiedzieć gdzie powinien sobie puknąć, bo mnie bezsenność zabije – jęknęła ropucha.

- Pomagać draniowi to już lekka przesada – zaburczała Felicja.- Szczególnie jak się samemu nic nie wie.

- A niech on się w łeb stuknie! – prychnął szczur.

- Wszystko co wielkie rodzi się w bólach. – wyszeptała swoją kolejną złotą myśl jaszczurka.

- Ale dlaczego akurat w moich?! – zastanowiła się żaba.

- Ofiar się nie wybiera, ofiary się same napraszają – skonstatował miejscowy waran.

- A możesz ty się Zdzicha przymknąć? – z wyszukaną słodyczą spytała jaszczurkę ropucha.

- Spokojnie moi mili, nie po to spotkaliśmy się tutaj, żeby sobie skakać do gardeł, ale po to, by rozwiązać może nie tyle wiekową zagadkę, co problem zakłócania nam wypoczynku. – powiedział Bożydar.

- O! I to jest ważne! – huknęła ropucha.

W zgodnej ciszy, która nastąpiła po tym okrzyku, jak wystrzał zabrzmiało ciche gołębie pytanie:

- Wysłucha ktoś wreszcie tego co ja mam do powiedzenia?

- Mów. Mów! – zażądano.

- Tak więc – podjął gołąb z namaszczeniem po znaczącej chwili milczenia - lat temu może dziesięć, może więcej, w pogodny majowy ranek, gdy ledwie słońce wynurzyło się spoza wzgórz, wezwano mnie do gołębnika, by długo i uważnie mi się przyglądać, a potem wręczyć przesyłkę i powiedzieć – LEĆ! Więc poleciałem, nie dociekając ni przyczyn, ni celu. Wszak moim zadaniem było jedynie doręczenie tego, co mi powierzono. Poleciałem więc…

- I latałem sobie tak aż do wczoraj – wyrwało się myszy, a gołąb spiorunował ją wzrokiem.

- Czy wy wiecie jak wielkie zaufanie mieści się w takim małym słówku: „leć”? – spytał następnie - Czy wy zdajecie sobie sprawę, co to znaczy lecieć z powierzoną przesyłką? Jeśli nie macie co do tego pewności, to ja wam powiem : otóż leci się wtedy z odpowiedzialnością zginającą kark ku ziemi i tylko wiara w wyjątkowość misji dodaje nam sił do przezwyciężenia tego ciążenia - zawołał z patosem.

- Mocna rzecz! A streścić ją można w krótkim zdaniu: – „Nie mam pojęcia z czym leciałem, a leciałem”. Zgadza się? – wtrąciła mysz mrożącą uwagę.

- Słuchaj no ogoniasta mądralo…- żachnął się gołąb, ale nagle przygasł i już nie podjął tematu.

- O czym oni mówią tatusiu? – spytało maleństwo.

- Też nie wiem dziecko – odparł lekko zachrypły baryton – Tak czy owak, strasznie się to wszystko przeciąga, a ja mam przecież dzisiaj jeszcze tyle do zrobienia.

- Co do mnie, to także mam swoje niedokończone sprawy, pewnie że mniej ważne niż te, w których bujają pierzaści wybrańcy, ale absolutnie własne i nie cierpiące zwłoki. Chcę na przykład jak najprędzej nazbierać owoców i nasion, bo deszcze niewątpliwie powrócą, albo i mrozy nawet, a ja mam, jak dotąd w perspektywie tylko miłosierdzie staruszka…Nie żebym na nie narzekała, ale ileż można siedzieć komuś na głowie, prawda? Podobno już po trzech dniach gość śmierdzi jak zepsuta ryba – wtrąciła swoje kolejne trzy grosze mysz.

- Się pierze częściej skarpety, to mniej czuć – zauważył półgębkiem gołąb.

- Ha! – wyrwało się skrzatowi.

- A niektórzy twierdzą, że gołębie są grzeczne…- pisnęła Felicja z przekąsem.

- Ot i okazuje się, że bywają niegłupie myszy! Nu, ja tam na gołębie mądrości nie mam wiele czasu, tak i wracam do swoich zajęć – powiedział szczur i wyszedł.

- Rozchodzimy się już tatusiu? – spytał znów głosik z zauważalnym odprężeniem.

- Tak kochanie, ale nie wypada wychodzić przed innymi… – szeptem odpowiedział tatuś. A za tym szeptem szybko potoczyły się pochrząkiwania i zapewnienia innych, że oczywiście, że jakżeby inaczej, ale jednak akurat dzisiaj to tyle jest pracy, bo deszcz ustał, więc…

- Tośmy sobie sporo ustalili… – jęknął rozczarowany skrzat widząc rozpierzchające się zebranie.

- Tak jak zwykle. – orzekła z wrodzonym czarem jaszczurka i tyle jej było widać.

- No, nie spodziewałem się tego! – z dostojnym wyrzutem odezwał się Leopold i nie żegnając się pofrunął na strychową belkę.

- Konkludując : musimy się sami tym zająć – podsumowała całą rzecz Felicja.

- Zastanawiam się skąd u ciebie tak wyszukane słowa? – zadziwił się Bożydar.

- Mieszkałam po różnych bibliotekach – odpowiedziała mysz i to jej zdaniem wyjaśniało wszystko. Mogła jeszcze dodać, że zdarzały się niestrawne kartki, ale nie chciała już być aż tak drobiazgowa. – Ale co ciebie obchodzą biblioteki? – zagadnęła.

- Też je lubię – odparł skrzat.

- Ale nie po to myśmy tutaj obradowali, prawda? – rzekła mysz.

- Oczywiście, że nie po to, co było oczywiste, póki pewna mysz nie rozproszyła zebrania – zasępił się starzec.

- Jasne, jak się nie ma na kogo zwalić swojej nieudolności, zawsze zwala się ją na myszy. Znałam takiego młynarza, który wszystkie dziurawe worki…

- Dobrze już dobrze… - machnął ręką skrzat – Porozmawiajmy o tym co nas zbliża, a nie o tym co dzieli. Pomówmy o tym dziwacznym pukaniu i o sposobie na jego zakończenie.

- A! Jeśli chodzi o sposoby, to ja oczywiście mam taki i na to. Łatwy, jak na kiszoną kapustę. Się bierze gościa i udeptuje.

- E tam – skrzywił się skrzat.

- O! Bo ty musisz wszystko rozumieć dosłownie, a przecież nie o to w tym chodzi. Życie, to jedna wielka przenośnia.



*


- Więc co robimy? – zagadnął wieczorem skrzat.

- Myślimy. – odpowiedziała z przeświadczeniem mysz. - Tam na przykład może być coś napisane niesympatycznym atramentem i dlatego on się tak wścieka. – dodała po dłuższym milczeniu.

- Czym? Gdzie? Kto? – zaniepokoił się skrzat.

- No w tej całej przesyłce. Bo jak się napisze coś niesympatycznym atramentem to tego nie widać, a to przecież denerwuje – wyjaśniała mysz.

- Ach! –skrzat pojął naraz rozumowanie Felicji – Gdyby tak nawet było, to - sympatycznym – poprawił ją.

- Niesympatycznym.

- Sympatycznym!

-W porządku, nie moja sprawa dlaczego go lubisz - prychnęła mysz.

- Ależ nie o to chodzi, że lubię, tylko o to, że taki atrament nazywa się – sym-pa-ty-czny, co wcale nie znaczy, że jest miły. – próbował tłumaczyć Bożydar.

– Taaak…No oczywiście, że nie przyznasz mi racji, bo jesteś uparty jak osioł, chociaż to logiczne, że atrament, którego nie widać jest niesympatyczny.

- Ech…- zasępił się Bożydar i zamilkł.

- No…- po czasie rzekła mysz – wróćmy więc do poważniejszych spraw. Zastanówmy się najpierw, kto zrabował przesyłkę. Ten, kto nie ma do tego najmniejszego prawa, czy też ten, kto takie prawo posiada, ma już jednak tak daleko posuniętą sklerozę, że zapomniał potrzebnego do jej odbioru hasła i w rozpaczy chwycił się bezprawia…

- Ten dom widział już wiele, ale nigdy jeszcze dotąd nie spotkał tak rezolutnej myszy – zagadało coś w kominku.

- Kto tam? – spytał skrzat, gdy na palenisko posypała się sadza.

- Zgadnij sam. – zahuczało w odpowiedzi.

- Oho! Jesteśmy podsłuchiwani – stwierdziła Felicja i poprawiła sobie grzywkę.

- Przestań się bawić w ciuciubabkę i spróbujmy może coś zrobić wspólnie. Co ty na to? – zaproponował kominkowi Bożydar.

- Czyli co? Ja się mam ujawnić, a wy mnie chaps i powleczecie pod pręgierz opinii publicznej, tak?

- Możemy ci zagwarantować nietykalność. – powiedział niepewnie skrzat.

- Ta gwarancja jest wprost nieproporcjonalna do twojej wielkości – dodała mysz.

- Taaa…- Pogadajmy sobie lepiej kominowym sposobem. Cóż macie mi do powiedzenia?
Zaznaczam, że nie mam ochoty na taki podział informacji, w którym ja powiem wszystko co wiem, a wy wykręcicie się sianem. Nie ze mną takie numery.

- Zdradź nam tylko, czy to ty zabrałeś gołębiowi przesyłkę i czy ty nocami stukasz?

- Może ja zabrałem i może ja stukam, a pewnym jest to, że mysz ma rację. Tyle mogę wyjawić.

- Jaką rację?

- No…niewątpliwą – zachrząkało w kominie, by wychrypieć następnie z ociąganiem: - co do utraty hasła. Ale nie ma się z czego natrząsać, bo to każdemu może się przytrafić! Zresztą nie jest to wcale takie proste jakby się mogło z pozoru wydawać…

- Nnno…I co ty na to Bożydarku? – spytała krygując się Felicja.

- Ślepej kurze też się trafia ziarno – zaburczało w kominie, więc mysz się jakby skurczyła, a Bożydar nie potrafił powstrzymać śmiechu.

- Ok, i co dalej? – nasrożyła się zaraz.

- Dalej moja mała to jesteśmy w tym samym miejscu gdzie wcześniej tyle, że już bez ziarna. – odpowiedział jej głos.

- Szukasz skarbu? – wtrącił się skrzat.

- Zgadza się - ssssskarbu… Ale co dla jednego jest skarbem, dla drugiego wcale być nim nie musi. Toteż dla was to pewnie żaden skarb, a dla mnie owszem. - W tych prymitywnie utylitarnych czasach nawet odrobina romantyzmu jest skarbem.– dorzucił później.

- Słyszałem już w tym domu rozmowy o skarbach. O fortunach złożonych z kamieni i monet, ale też o zbiorze miłosnych listów przewiązanych amarantową wstążeczką. Pierwsze choć migotliwe w słowach kładły się złym ciężarem na opowiadaniach i opowiadających, drugie chociaż jakby bez znaczenia - uskrzydlały, porywały myśli w baśniową nieskończoność kokardek i koronek…- zamyślił się skrzat.

- Są jeszcze skarby zwykłe jak codzienność i jak ona wielkie. - zahuczało w kominie jakby znajomym głosem wiatru. - Jakiś strzęp powstańczego sztandaru, czyjeś zdjęcie, wytarty medalik, albo prastara sylwa, przezwana cegłą, czyli domowe silva rerum…Szczególny pamiętnik, czasem starszy nawet niż dom, bo przyniesiony z sobą podczas przeprowadzki.

- Ależ tak! Słyszałem o tym. Ba! Nawet jedną tu widziałem. A, że często nie docenia się tego, co poniekąd zwykłe i dostępne…, więc siadywałem sobie na niej, żeby móc dotknąć plecami ciepłych kafli, bo porzucono ją przy piecu, a zima owego roku była sroga…- opowiadał z pewnym zażenowaniem Bożydar.

- Spłonęła?! – zapytał głos z przejęciem.

- Raczej nie. Sołdaci, których tu wtedy zakwaterowano, rwali co prawda z niej kartki na rozpałkę i wycinali fragmenty na skręty napychane machorką, ale to była duuuża, częściowo zszywana księga, także o pergaminowych kartach, więc broniła się zawzięcie. Któregoś dnia zniknęła i nie dała się odnaleźć.

- Wiem to – zaszemrał głos.

- Wiesz? – zdziwił się skrzat.

- Służący Szymon, którego miano za niegroźnego wariata, bo mimo rugania śpiewał głośno godzinki i spluwał za żołnierzami, ale też ku ich uciesze śmiesznie tańczył przy dźwiękach harmonii, zabrał ją i ukrył jako najdroższą pamiątkę po czasie, który minął…

- Wiesz gdzie?

- Może właśnie…szukam…

- Ach tak… Rozumiem…

- Być może rozumiesz… Stary, a nie znałeś ty owego Szymona?

- Być może znałem – uśmiechnął się skrzat pod nosem.

- Hmm…No to mamy chyba pat – zaświstało przeciągle w kominie.

- Czyli siądziemy sobie do dłuższej rozmowy?

- Przemyślę to jeszcze. Tymczasem pa.

Zaszurało coś w górze i posypało się w dół znów trochę sadzy, jednak poza tym nic się już więcej tego wieczoru nie wydarzyło.


*


- A tam, po co potrzebne są nam jakieś kominowe duchy? Straszyć, to my się sami potrafimy! Namotał szpieg antypatyczny i nic z tego motania nie wynika oprócz dyskomfortu dalszych naszych rozmów, bo nie wiadomo czy akurat nie gadamy znów do jego ucha. – nazajutrz po śniadaniu wymruczała mysz.

- Choć nie w elegancki sposób, ale jednak naprowadził nas na motyw, o którym nawet nie pomyślałem. – zauważył skrzat. - Bo kto dzisiaj pamięta o sylwach, tych szczególnych „domowych bibliach” poza fachowcami?

- Antykwariuszami i innymi szperaczami przetrząsającymi makulaturę?

- Właśnie Felicjo.

- Jak się ma normalne jedzenie, to po co komu zakurzony papier?!

- Otóż warto zanurzyć się w nim, bo ten kurz, to nasze życie. Ciągle inne i ciągle to samo. Zmieniają się mody, sposoby, przedmioty, a ono, mimo pozorów różności, jest dzisiaj takie jak przed wiekami.

- O nie zgodzę się! Jest o wiele łatwiejsze. Opowiadała mi babcia jakie mizerne były spichlerze, nie mówiąc już o komorach. Ile to się trzeba było po nich nałazić, żeby cokolwiek zjeść …

- Łatwiejsze rzeczywiście, ale czy piękniejsze, to nie wiem… W każdym razie nic się nie zmieniło w jego sednie. Te same co niegdyś kierują nim emocje, te same wartości i antywartości, te same marzenia…

- Od takiego gadania, to mi się robi niedobrze – skrzywiła się mysz z odrazą – Mówmy nareszcie o czymś konkretnym, a nie jakichś abstrakcjach. Nadgryzłam kiedyś jeden abstrakcyjny obrazek, to przez tydzień mnie mdliło!

- Konkretnym powiadasz?

- Jak najbardziej – potwierdziła Felicja.

- No więc musisz taką sylwę zobaczyć, a wtedy może zrozumiesz, że to nie abstrakcja co mówię, a zapis rzeczywistości. Obraz naszego współczesnego życia z przepisami na jego zrozumienie.

- Także z przepisami na placki, na przykład…?

- Na placki również – zaśmiał się skrzat.

- No to dawaj ją tutaj!

- Ba! – westchnął ciężko Bożydar. – Co prawda widziałem Szczepana przemykającego z czymś sporym pod kurtką, ale to może był tylko cień człowieka, który stworzyła moja wyobraźnia, lub też Szczepan nie księgę krył za pazuchą, a całkiem co innego…W takich czasach jak tamte nie papier jest w najwyższej cenie…Zresztą w innych również…Noc była wtedy październikowa i tylko księżyc przez malutkie okno oświetlał kuchenny korytarz, poszedłem zobaczyć czy zostało co z grochówki, którą na kolację wydawano wojsku…

- Grochówka…Grochóweczka…Na boczku? – oblizała się mysz.

- Przydymiona, zwykła…Nie w niej rzecz teraz… Więc wracałem już, głodny i zły, bo tylko trochę wylizałem z kotła, kiedy potknąłem się o porzuconą butelkę i rymnąłem jak długi na posadzkę. Przestraszyłem się hałasu, ale także przestraszył się go Szczepan, którego wtedy dopiero zobaczyłem, gdy odskoczył od ściany i pomknął w dół do podziemi. Coś niósł ze sobą, tak mi się zdawało…Potem nie widziałem już ani starej księgi leżącej przy piecu, ani też Szczepana…Tak, jego również… co dopiero teraz sobie uzmysławiam.

- No jak tam były stare dobre przepisy kulinarne, to rozumiem teraz skąd takie zainteresowanie tym wiekowym szpargałem i skąd jego wartość – mamrotała mysz do siebie.
– Wchodzę w te poszukiwania. – zakończyła głośno swoje rozważania.

- Piwnice, co…? – odezwało się kominowe echo.

- A nie mówiłam, że drań podsłuchuje! Wyłaź no ty tam…- rozzłościła się nie na żarty Felicja.

W kominku zakurzyło się i na środek pokoju wypadł wir pełen sadzy, popiołu i zwiędłych liści.

- O żeż ty! – pisnęła mysz chowając się za skrzata.

- Jestem zgodnie z życzeniem – świsnął wir i wskoczył do kominka, żeby tam się kręcić w palenisku.

- Witaj wietrze – przywitał go skrzat.

- Ech, a mógł to być chociaż Santa Claus… – bąknęła Felicja.

- Nie u nas. Nie w tym domu. Tutaj drzwiami przychodzi święty Mikołaj, zwyczajnie jak wszyscy. W kominowych czeluściach mieszkam tylko ja i czasem kawki – zahuczał wiatr.

- Ale ty nie jesteś ani nim, ani tamtym, chociaż prezent niestety przyniosłeś… Który ja będę musiała uprzątnąć.

- Co chciałaś to dostałaś…

- Dobrze już! – uciął skrzat sprzeczkę – Więc co wiemy; ważne - czego nie wiemy...

- Wiemy, że może w piwnicach; przypuszczamy, że może książka…- zaszeleścił wiatr.

- Dlaczego akurat książka? – spytał Bożydar.

- Bo na zwitku bibułki, który był w tulejce, a którą odebrałem rabusiowi, o czym potem, w postscriptum napisano dość bezsensownie dla postronnych : ex occasione - w dzień po świętym Hieronimie A.D.1678. Co może się odnosić tylko do wpisu w domowym pamiętniku, o którym rozmawialiśmy wczoraj, bo do czegóż by innego? Szukałem więc wiadomej wam „zszywki”, w różnych miejscach domu, także i w piwnicach, aż do zawaliska, przez które nie mogę się przecisnąć…Za nim jak pamiętam, gdy dużo młodszy bawiłem się w przeciągi, jest korytarz z kilkoma odnogami, biegnącymi w różnych kierunkach, w tym do wodnego młyna w dolinie i kaplicy na Wzgórzu Świerszczy. Niestety kaplicy już nie ma, a młyn to ruina, tak że możliwość znalezienia wejścia jest prawie żadna…

- Dlatego pomyślałeś o naszej pomocy – dorzucił skrzat z krzywym uśmieszkiem.

- Otóż to. Gdzie wiatr nie może, tam skrzata pośle, jak głosi stare przysłowie – bez najmniejszej skruchy stwierdził wiatr.

- Nie całkiem to dokładny cytat – zachichotał Bożydar – ale, może i trafia w sedno.

- Nie za dużo aby tych „może”? – napomknęła mysz, ale nikt nie podjął się roztrząsania tej dygresji.

- Konstatując – należy przekopać się przez zawalisko – uściślił skrzat, a wiatr temu przyklasnął wsypując dodatkową porcję sadzy do mieszkania bożęcia.

- Co nie znaczy wcale, że mamy się za to zabrać natychmiast, kiedy akurat zaczyna się dobry czas na jesienne zbiory. Mówiąc inaczej : trzeba poczynić pewne przygotowania, nieprawdaż? – dodała przymilnie Felicja.


*
Ostatnio zmieniony czw 20 cze, 2019 przez Rys-ownik, łącznie zmieniany 1 raz.