Przepis na bimber

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Zdzisław
Posty: 437
Rejestracja: śr 15 lis, 2017
Lokalizacja: Grudziądz
Kontakt:

Post autor: Zdzisław »

(fragment z nowo pisanej prozy)

(...)
Znajomość o bitwie okazała się powszechna, co mnie mile zaskoczyło. Kiedy tylko zapytałem:

– Kto słyszał o Grunwaldzie?

W odpowiedzi podniósł się las junackich rąk.

– A coś bliżej o tej bitwie? Kto coś wie?

Las rąk się przerzedził, ale dalej wiele z nich wystawało ponad głowy junaków. „To już coś. Nie jest tak źle, trochę im ze szkoły jednak zostało. Pewnie to jedno z niewielu z historii, ale zawsze więcej niż nic” – skonstatowałem w myśli z małą satysfakcją. – „Moje zadanie to choć trochę dołożyć, jedną czy dwie cegiełki do ich wiedzy. Więcej niż zero to zawsze jest na plus”.

– Dobrze. Ty. – Wskazałem na siedzącego w środkowym rzędzie, który aż podskakiwał i machał w powietrzu ręką. „Żeby tak zawsze byli zaangażowani na zajęciach. Ale teraz muszę kuć żelazo…”. – Co powiesz o tej bitwie?

Wstał, obciągnął mundur i energicznie wyrecytował:

– Nasi się napierdalali z Krzyżakami i wygraliśmy. Daliśmy im w dupę!

Triumfalnie potoczył wzrokiem po swoich kolegach, którzy wszyscy, jak jeden mąż, zarechotali głośno. W pierwszej chwili chciałem ich szybko uciszyć, ale się powstrzymałem. „Niech się wyśmieją, przynajmniej nie będą podsypiać”. Po kilkunastu sekundach, kiedy rechot zaczynał słabnąć, dopytałem tego wybitnego znawcę historii wojen:

– Tak, dobrze. Świetnie. Chociaż bardziej nasi rycerze dawali im od przodu, a nie od zadka strony…

Nie zdążyłem zadać pytania. Gromki, gremialny śmiech mało nie rozsadził mi bębenków usznych. Ledwie to wypowiedziałem, zaśmiałem się razem z junakami z mojego mimowolnego żartu.

– Dobra, ciszej, no już. – Rozłożyłem ręce, machając nimi, aby uspokoić wesołe towarzystwo. – Przejęzyczyłem się, ale wiecie, o co chodzi.

– O dawanie od przodu – odkrzyknął któryś z junaków. W odpowiedzi znowu ściany sali odbiły kilkakrotnie chóralny śmiech junaków.

– No dobra, coś w tym sensie, ale… – przerwałem na chwilę, gdyż głos mój ugrzązł w hałasie wywołanym przez trwający jeszcze rechot. Odczekałem i dokończyłem: – Chodziło mi o to, że Krzyżacy dostali od naszych rycerzy łupnia, którzy bili w nich kopiami i mieczami od przodu.

– My też bijemy kopiami. Ale baby, jak którą się trafi! – To znów ten śmiałek od „dawania od przodu” wszedł mi w słowo, wywołując ponowny paroksyzm gromadnego śmiechu.

Wyciągnąłem otwartą dłoń do przodu, aby uspokoić już zbyt rozweselony pluton.

– Spokój! Junaku, kiedy przełożony mówi, to się podwładny nie wcina niepytany. Zrozumiane? No! – Leciutko mrugnąłem powieką dla złagodzenia efektu mrożącego, gdyż indagowany odruchowo wyprostował się na ławce. – O babach porozmawiamy może kiedy indziej, gdyż w samej bitwie nie brały udziału. Wracamy do bitwy. Coś jeszcze o niej wiesz? – Zwróciłem się do wciąż stojącego junaka, który przed dwiema minutami błysnął swoją ponadprzeciętną wiedzą „o napierdalaniu Krzyżaków przez naszych”. – Kiedy to było? Kto był wtedy królem Polski?

Zamilkł nagle i skrzywił się na twarzy. Rzucił okiem w lewo, potem w prawo, ale naraz wszyscy w pobliżu zaczęli patrzeć w różne strony, tylko nie na swojego kolegę. Stał więc chwilkę milcząc. Czekałem cierpliwie. Usłyszałem szept dochodzący z tylnych ławek; dosłyszał go też „znawca historii”, gdyż nagle rozjaśnił się na twarzy i pewnym głosem odpowiedział:

– Jagiełło!

– Bardzo dobrze! – Pokiwałem z uznaniem głową. – Władysław Jagiełło. Dopowiem, że był z pochodzenia Litwinem, władcą Litwy, a naszym królem został przez małżeństwo z polską królową Jadwigą.

– To nie był Polak?! – Wyrwało się jednemu z junaków.

– Tak – odpowiedziałem spokojnie. – W tamtych czasach, w średniowieczu, władcy krajów często zawierali małżeństwa z królowymi lub córkami królów innych państw, aby władać też innymi ziemiami, albo zawrzeć sojusz przeciwko komuś. Dla Polski i Litwy śmiertelnym wrogiem byli wtedy Krzyżacy i ich państwo. Pojedynczo byliśmy słabsi, ale razem zwyciężyliśmy ich pod Grunwaldem. W Polsce przez kilkaset lat panowali władcy z rodu Piastów, a od Władysława Jagiełło przez następne dwieście lat panowali Jagiellonowie.

Przerwałem, odkaszlnąłem i popiłem wody ze szklanki. Spojrzałem ukradkiem na zegarek. „No tak, jak zwykle się rozgaduję, zbaczając trochę z tematu, a czas zajęć ucieka”. – Sam siebie lekko zganiłem w myśli.

– A pamiętasz może datę tej bitwy? – Ponownie zwróciłem się do junaka. – Albo chociaż mniej więcej kiedy to było?

Przygryzł zębami dolną wargę i zmarszczył czoło. Potem usta ustawił w dzióbek i głośno westchnął. Nie przerywałem dodatkowym ponagleniem czy podpowiedzią; odczuwałem prawie fizycznie, jak w jego głowie zakotłowały się intensywne procesy myślowe. Po chwili, poświęconej pewnie na rozplątanie tych myśli, jeszcze głębiej westchnął i wydukał:

– Noo… dawno. To było dawno.

– A jak dawno? – Musiał odebrać to jako złośliwość z mojej strony, chociaż zapytałem spokojnie, gdyż znowu się skrzywił na twarzy.

– Noo… bardzo dawno. Bardzo, bardzo.

Korciło mnie, aby junaka jeszcze trochę pomęczyć, ale czas zakończenia zajęć zbliżał się do punktu granicznego. Musiałem przyspieszyć, jeżeli chciałem zdążyć z przekazaniem tego, co zamierzałem.

– Tak, to było dawno. Siadaj, trochę jednak pamiętasz. – Kiwnąłem mu głową i zwróciłem się do plutonu: – Kto pamięta tę datę?

Jeden z junaków podniósł rękę. Spojrzałem na niego i uniosłem brwi. Wstał.

– To byłoo… – zaczął i przeciągnął odpowiedź – to było chyba w czternastym albo piętnastym wieku.

– Tak, bardzo dobrze. – Pokiwałem z uznaniem głową. – Dokładnie w roku… – Zamilkłem na sekundę, gdyż przypomniałem sobie, jak ją zapamiętywaliśmy w moich szkolnych czasach. „To jest myśl”! Dokończyłem: – Abyście łatwiej zapamiętali. Kto zna, jak się robi… bimber? Ile czego potrzeba?

Znowu rozległ się prawie chóralny śmiech.

– Przecież to wszyscy wiedzą – odkrzyknął junak Nowak.

„O, coś wie. I to Nowak. Chyba pierwszy raz odezwał się niepytany. To już mój sukces” – przypomniałem sobie, jak go kiedyś męczyłem ze znajomości państw, sąsiadujących z Polską.

– Wiedzą, nie wiedzą. Wiesz, to wstań i się chwal.

Podniósł się, wzruszył ramionami i prychnął: – No, woda, drożdże, ziemniaki albo żyto…

– Poczekaj – przerwałem mu. – A jak zamiast ziemniaków czy zboża weźmiesz cukier? Ile czego wtedy trzeba?

– Pewnie, że wiem – odpowiedział zadowolony. – Ojciec przecie… – i nagle zamilkł, jakby się przestraszył, że za dużo powie.

– Nie pytam się, kto i co. Nie jesteśmy na milicji. – uspokoiłem go. – Więc?

– No to potrzeba kilo cukru – odetchnął z ulgą – dziesięć litrów wody i cztery deka drożdży. I wtedy…

– W porządku. Chodziło mi tylko o składniki. Dziękuję, możesz usiąść. Znamy więc ile czego potrzeba – zwróciłem się do wszystkich. – Powtarzam we właściwej kolejności. Kilo cukru, znaczy jeden. – Wziąłem kredę i zapisałem cyfrę na tablicy. – Do tego cztery deka drożdży. – Dopisałem kolejną. – Oraz dziesięć litrów wody. – Uzupełniłem o liczbę „10”. – Co nam wyszło? Jaka data?

– Tysiąc czterysta dziesięć! – Kilkunastu junaków odezwało się jednocześnie.

– I to jest data bitwy pod Grunwaldem. Do zapamiętania. Nie interesuje mnie jak, macie znać.

Odpowiedzią był gremialny śmiech, który został zagłuszony przez donośny dźwięk dzwonka, kończącego zajęcia. „Zdążyłem, co do sekundy”!