Brama na wodzie

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Amadeusz
Posty: 127
Rejestracja: ndz 28 wrz, 2008
Lokalizacja: Tel Awiw - Jaffa
Kontakt:

Post autor: Amadeusz »

Brama na wodzie
Janusz Ostrowski

Pisać, by nie umrzeć, jak mawiał Blanchot, a może nawet mówić, by nie umrzeć. Wspinać się i opuszczać po spirali niemych zdań i słów. By w ich przejściu, na ich granicy, w ich niewyraźnej poświacie mógł pojawić się ryt lub dźwięk. Bo być może prawdą jest to, co mówił Homer - że bogowie zsyłają na ludzi nieszczęścia tylko po to, by mogli oni o tym opowiadać, i że słowo, dzięki tej właśnie możliwości, odnajduje swą nieskończoną moc. Być może jest tak, że zbliżanie się śmierci, jej władczy gest, którym wkrada się do ludzkiej pa-mięci, drąży w istnieniu i teraźniejszości pustkę, z wnętrza której i ku której kierujemy swe słowa.
Jest też przypadek Odysei, która potwierdza ów śmiertelny dar języka, opowiada - na odwrót - historię powrotu Odyseusza do Itaki: powtarzając za każdym razem, gdy ociera się on o śmierć (po to, by ją tym samym obłaskawić), w jaki sposób (za pomocą jakich sztuczek i forteli) udało mu się powstrzymać tę groźbę, która, raz jeszcze, w chwili, w której zabiera głos, powraca pod nową postacią...I gdy, przybywszy do Feaków, Odyseusz słyszy w obcych ustach tysiącletnią już opowieść o swym własnym życiu, to tak, jakby wsłuchiwał się we wła-sną śmierć. Zakrywa wtedy twarz i wybucha płaczem, niczym kobieta, której po bitwie poka-zuje się zwłoki zabitego bohatera. Przeciwko tej opowieści obwieszczającej mu jego własną śmierć Odyseusz wyśpiewuje pieśń własnej tożsamości, opowiada o własnych nieszczęściach, by uniknąć przeznaczenia, które gotuje mu język sprzed narodzin języka. I podąża za tym fikcyjnym słowem, potwierdzając je i jednocześnie pozbawiając wszelkiej mocy, w tej prze-strzeni bliskiej wprawdzie śmierci, lecz na nią odpornej, w której opowiadanie znajduje swe naturalne środowisko.
Przed groźbą śmierci język ucieka w pośpiechu, choć jednocześnie zaczyna od po-czątku, opowiada sam siebie, odkrywa opowiadanie opowiadania i tę szkatułkowatą kon-strukcję, która nigdy się nie domknie. Język napotyka zwierciadło i by powstrzymać śmierć rodzi w głębi siebie swój własny obraz w nieskończonej grze luster. W głębi zwierciadła, gdzie się umieszcza, by dotrzeć do punktu, z którego się wyłoni (czyli śmierci), a jednocze-śnie by go ominąć, spostrzec można inny język. To pieśń aojda, który opiewał losy Odyseusza przed Odyseją i przed samym Odyseuszem (skoro Odyseusz słyszy jego śpiew) i który to w nieskończoność będzie to robił po jego śmierci (gdyż i tak traktuje Odyseusza jak umarłego). Odyseusz zaś, żywy, odbiera tę pieśń tak, jak żona tuli zmarłego męża.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Amadeusz, łącznie zmieniany 1 raz.
To nie z myśli, mój drogi, robi się wiersze. Robi się je ze słów. (Stéphane Mallarmé)