Mesjasz

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

- Kłamiesz!

Nawet nie drgnąwszy, przerwała krzykiem zharmonizowaną grę fletów, piszczałek, liry i dzwoneczków w rozmaitych rozmiarach. Ręce ostentacyjnie założone wyznaczały granicę, której nie można było złamać, która dzieliła dwa światy: szubrawców i bandziorów, różniących się od siebie wysokością uniesionej głowy, jak również ilością skradzionych łupów, uzbieranych brodawek, zaklęć, w lepszych czasach karet z obrzydliwie bogatymi hrabiankami. Nie każda wówczas pozwalała gburowatym panom na eskortę ich ohalkowanych zadków, niewiadomo jakim cudem, przechodzących przez niewielkie drzwiczki, tradycyjnie ozłocone kwiatowym ornamentem na fiołkowym płótnie sprowadzanym zza siedmiu pustyń.



Mężczyzna zwrócił twarz w jej stronę, gdy tylko słowo wbiło się w jego małżowiny, dalej przewiercając tunel wprost do ślimaka. Zwężone oczy szybko ogarnęły salę spojrzeniem rzuconym po wszystkich pootwieranych z oniemienia ustach. Nie było już zachwytu, splendoru, fajerwerk, które na jego cześć pozapalały wszystkie panny z drżącymi nogami, dżentelmenów pragnących być takim jak on i gosposię dzielnie donoszącą początkowo pękate kufle z piwem, a potem najzimniejszą wódkę z popitką, nawet ogórki, by lepiej wchodziło. Sala straciła blask, jednym słowem została przemieniona w zwykłą gospodą, gdzie przychodzi się, kiedy nie ma co robić, nuda ciśnie w objęcia alkoholu aż po sam sen, czoło obite deskami stolika, nawet niewyheblowanego do porządku, co skutkuje w drewniane igiełki, dzielnie sterczące z uszkodzonej skóry.



- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosna – odpowiedział z pozornym spokojem. Zapalniczka w jego dłoniach odbijała się kantami od ławy, wprowadzając jedyny dźwięk między tych kilka ścian oblepionych kamieniami, porożami zdobytymi przez tępych na krzywdę zwierząt myśliwych.

- A mam o co?

- Oczywiście. – Wyprostował się na krześle, przygładził spodnie sprofanowane chwilę wcześniej przez pośladki jednej z kobiet, której niespodziewanie zrobiło się słabo, gdy obok niego przechodziła. – Ty nie postawiłaś nawet nogi na ścieżce, a ja zaszedłem do samych stóp Góry. Odkryłem Boga. Pobłogosławił mnie jako nowego syna, nazwał mesjaszem, nową dobrą nowiną, którą roznoszę po świecie. Nic dziwnego, że czujesz się niekomfortowo. Osoba o takim pochodzeniu nosi swoje brzemię. Powiedz, jak to jest być jedynym nieudacznikiem w rodzinie?



Groźny pomruk kobiet zdawał się potwierdzać jego słowa, dodatkowo ostrzegając, że są z nim całym sercem, paznokciami i sztylecikami włożonymi za błękitne podwiązki. Gosposia stanęła na linii ognia, wskazując na kufel, którego nie zawaha się użyć na wypadek, gdyby jakaś kretynka spróbowała zaatakować guru jeszcze jednym słowem. Wszyscy zdeterminowani, pewni zwycięstwa mesjasza. Już raz został opuszczony, Żydzi wydali go na krzyż, przebili święty bok włócznią Rzymian i tyle było z miłości na ziemi.

Teraz wszystko będzie inne, Bóg zobaczy, że są dobrzy ludzie, słuchający Jego przykazań, nauk… ale ciekawość drążyła ich dusze. Delikatny ruch brwi zdradzał chęć poznania prawdy, będącej na wyciągnięcie rąk, o ile nikt nie spłoszy zwierzyny. Ten sam widok musiał objawić się rajskiemu wężowi, skłaniając go do pierwszego w historii kuszenia.

- Przecież ty nie wierzysz w Boga.

- Zabierzcie ją – kiwnął na opryszków pilnujących zaginionych sakiewek.

Oblizali obleśnie spierzchnięte od nadmiernej ilości papierosów usta, marząc o schrupaniu tak świeżego ciałka, przypiekanego w lesie nad rożnem i obsypanego przyprawą do kebabu.

- Puszczajcie!

Ugryzła jednego z nich do samego mięsa, odrywając je od tkanki, by wypluć w twarz drugiego, dodając jeszcze kilka kopniaków.

- Byłam z nim w Kościele – krzyknęła, próbując się uspokoić. – Przyprowadziłam, kiedy po raz ostatni odwiedził nasze państwo, wierząc, że to da mu ukojenie. – Mężczyźni nie śmieli jej ruszyć. Poza ciekawością, mieszkańców Loarny charakteryzowało jeszcze nadzwyczajne upodobanie do opowieści, działających na nich hipnotyzująco. – Ale on ofiarował tylko swój korpus, własnego trupa w zielonkawym odcieniu! Emocje, uczucia, przeżywanie, wszystko to zostawił w burdelu, w którejś z gospód albo łóżku jakiejś panienki! Jest zaledwie biernym widzem! Bardziej interesuje go przelatująca za oknem mucha czy cena przyklejona do podeszwy jednej z wierzących. Jest kłamcą, a do tego złodziejem!

- Słucham?!

Klienci gospody przypominali świszczące czajniki z wrzątkiem, których nikt nie chce ściągnąć z ognia i muszą czerwienieć, palić się rozgrzaną warstwą metalu, wodą pozbawioną chłodzących przymiotów. To nie ciepło miłości bliźnich, raczej złoto wlane w swej ciekłej postaci w serca, krzepnące i powodujące dumę, nienawiść wymieszaną z pragnieniem mordu. Chciwość – zdobyć wszystko, co najlepsze: człowieka, Boga, mesjasza, nawet gówno robić najlepsze, zapachowe, które w przyszłości wypłynie na rynek recyklingu, zostanie przetworzone na wysokooktanowe paliwo. Ale jedyne, co mogli w takim stanie robić, to siedzieć, gdzie siedzieli i obserwować bieg wydarzeń w nadziei, że w końcu się wyjaśni, kogo mogą zamordować, by znów nie wyjść na Żydów.



Twarz samozwańczego mesjasza rozlała się po sali, otoczyła dziewczynę, uderzając pięściami w miejsca, których nie zdołała ochronić. Pobita, opluta, z całym fizjonomicznym chłamem na sobie, przestała unikać ciosów, przytulając się tylko do chłodnej posadzki, jakże innej od atmosfery panującej półtora metra nad nią.

- Kradniesz słowo boże, by móc pisać – powtarzała, tracąc przytomność.

Dwóch opryszków stanęło na baczność, czekając na rozkazy: zabić, zakopać, porąbać, a najważniejsze to ugotować zupę z zębów, które później zawisnął jako trofeum tuż obok poroży. I jeszcze przyprawa do kebabu…

- Nie, tym razem sam się nią zajmę.

Mężczyzna złapał ją za but i wywlókł z gospody. Był na tyle wściekły, że zawierucha mogąca zrzucić z konia krzepkiego jeźdźca, a nawet powalić samo zwierzę, nie stanowiła dla niego przykrego doświadczenia. Wręcz działała kojąco na sponiewieraną dumę i ledwo ochroniony honor.

- Noo… mała kurewko, teraz się doigrałaś – mruczał pod nosem, skoro nie mogła teraz nic usłyszeć. – Już ja cię urządzę.



Wszedł go kuźni, gdzie wychudzony starzec, przypominający raczej figurkę ulepioną w prehistorycznych czasach z glinianej kupy niż człowieka w formie zasługującego na to miano, starał się wyprodukować jeszcze jeden miecz. Widząc znamienitego gościa, podbiegł do niego, kłaniając się po same obłocone buciory, ale mężczyzna nie zareagował. W ogóle, mogło się zdawać, że nawet go nie zauważył. Starzec obserwował, jak rozgrzewa do czerwoności oblepione drobinkami metalu obcęgi. Sklejone w krzywym uśmiechu wargi, nadawały gościowi wygląd potwora mieszkającego w górach, które słynęły ze straszliwej śmierci porywanych z okolicznych wiosek dziewic. Wszystkie zostały żywcem obdarte ze skóry i porozrywane na małe części, aczkolwiek umożliwiające identyfikację.

Mężczyzna podszedł do wciąż nieprzytomnej dziewczyny, leżącej na znak krzyża tuż za progiem kuźni.

- Gdybyś tylko tak głośno nie trzaskała drzwiami, to ja byłbym w stanie ci wybaczyć. Ludzka rzecz być porywczym, kobieca emocjonalnym, ale ty przejęłaś rolę wilka.

Narzędzie było rozgrzane do tego stopnia, że rzucało czerwoną poświatę na oczy mężczyzny, w których jak w kinie wyświetlono scenę zaciskania obcęgów na języku. Zabieg na chwilę ocucił pacjentkę. Chciała krzyknąć, poruszyć resztką mięsa, tkwiącą w ustach, ale po raz kolejny powieki opadły z niemal słyszalnym klapnięciem w ściekające łzy.

- Wyrzuć ją stąd, gdy odzyska przytomność.

Odrzucił obcęgi w kąt i odszedł, zabierając ze sobą jedynie odcięty język.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Tomasz Kowalczyk

Post autor: Tomasz Kowalczyk »

Pewna część całości? Bo niniejsze opowiadanie jawi mi się niedokończonym...
[quote=""anima""]Nie było już zachwytu, splendoru, fajerwerk,[/quote]
Powinno być: "fajerwerków".
[quote=""anima""]Nie było już zachwytu, splendoru, fajerwerk, które na jego cześć pozapalały wszystkie panny z drżącymi nogami, dżentelmenów pragnących być takim jak on i gosposię dzielnie donoszącą początkowo pękate kufle z piwem, a potem najzimniejszą wódkę z popitką, nawet ogórki, by lepiej wchodziło.[/quote]
Powinno być: "gosposi dzielnie donoszącej" - ten imiesłów pokazał mi najpierw w tekście swoje przenośne znaczenie. Koniec zdania, "by lepiej wchodziło", dla mnie trochę niezrozumiały...
[quote=""anima""]Sala straciła blask, jednym słowem została przemieniona w zwykłą gospodą,[/quote]
A może: "i nagle została przemieniona"...
[quote=""anima""]czoło obite deskami stolika, nawet niewyheblowanego do porządku, co skutkuje w drewniane igiełki, dzielnie sterczące z uszkodzonej skóry.[/quote]
Ten fragment bym usunął, ponieważ "rozlewa" mi znaczenie całego zdania.

Pozdrawiam

Tomek
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Tomasz Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.