Rozmowa o końcu świata

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Obudziło mnie radio. Przejęty spiker prezentował pośpiesznie jakieś nowe doniesienia na temat śmierci lub seksu (już dawno przestałem odróżniać, tembr ten sam, forma newsa i sposób podania też). Próby ucieczki przed krwiożerczym konsumpcjonizmem w sen zdały się na nic, bo słońce piekło w oczy, a Joanna broniła kołdry, jakbym był Richardem Dawkinsem próbującym odebrać jej Całun Turyński. Przeczekam.

Pół godziny później oboje byliśmy już przytomni. Przeczesywałem jej włosy, odnajdując na karku i za uchem ryski, niewielkie pęknięcia, nacięte nieuważnymi zębami, wypalone słońcem. Prowadziły na jedną z tych polskich, nadmorskich uliczek nazwanych pośpiesznie od kwiatu czy owocu, o bruku wilgotnym nawet w środku lipca. Dalej nad brzeg Tamizy, odzyskany dla kochanków przez pieśni Blake’a i zamglony. Mgła, Buenos Aires. Rzucałem po hiszpańsku kilka zdań, które tłukły mi się w podświadomości po lekturze ‘Egzaminu’. Po co tu byliśmy? Jakaś kawiarenka, zapach ostrych przypraw. Hawana? Upiłem się chyba, a może my oboje, mrucząc do siebie bez sensu, traciliśmy równowagę w chaotycznym tańcu i już leżeliśmy w łóżku, a ja otwierałem oczy, żeby spojrzeć na zegarek.

- To wszystko się skończy, wiesz? – dobiegło mnie stwierdzenie, przesiąknięte jakąś oczywistością, która powracała po latach amnezji. Wzruszyłem ramionami.
- Będziemy się kochać, a potem umrzemy. A może na odwrót?
- To nieważne – rzuciła.- Przez to cholerne radio i tak nie widzę różnicy.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.