Szpila

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

- Która godzina? – Andrzej nerwowo podskakiwał z nogi na nogę. – Już tyle czasu, a on nic.
Rzeczywiście, Jurek nie dał znaku życia od przeszło godziny i nie było to w jego stylu. Zawsze wracał na czas, nie wspominając już o tym, że starał się pozostawać w ciągłym kontakcie, co nas nieraz denerwowało – stawał na drugim brzegu lasu ze zwróconą do nas twarzą i wodził oczami po leśnej markizie z dębowych koron, jakbyśmy mieli się pod nią skryć. Co chwila jednak zerkał w stronę zielonego dżipa (a właściwie pomalowanego przed laty kiepską farbą na tak zwane barwy wojskowe; plamy świeżo suszonej trawy i mocno brązowe kropy nie przypominające odcienia niczego, co znałem).
- Pójść go szukać? – zapytał, a ja machnąłem tylko ręką. – Zaczekaj – odparłem beznamiętnie i ruszyłem w stronę auta. Andrzej tym swoim podejrzliwym wzrokiem patrzył na mnie jak na zdrajcę. – A jeśli on?...
- Podjedziemy kawałek, może go spotkamy – skinąłem w stronę fotela kierowcy. – Wskakuj, poprowadzisz.
Bez słowa usiadł za kierownicą. Nie wzruszył nawet ramionami, jakby wszystko, co robiliśmy, było mu całkowicie obojętne. A szkoda, szczerze mówiąc liczyłem na jakiś gest z jego strony, na ukazanie odwagi i zdjęcie mi z barków ciężaru odpowiedzialności za kłusowniczy rajd.
Kłusowników powinna czekać jedna kara – usłyszałem kiedyś. Były to słowa prawowitego łowcy, takiego z uprawnieniami i sztucerem z prawdziwego zdarzenia. Milczałem wtedy, odgrywając niewzruszonego, twardego cwaniaka, któremu nie waży cudzy los.
I nie mijała minuta, jak łowczy znów stawał przede mną i dodawał: - Liczę na to, że dojdzie do identycznego wyroku dla nich wszystkich. Do wyroku Boskiego.
Wyrok Boski identyczny dla każdego; dla strzelca z uśmiechem i bez, dla strzelca z wymuszonego wyboru i tego z frajdą. Nie zgadzałem się z nim, wiedziałem, że nie ma racji, wrzucając wszystkich do wora tych skazanych na potępienie.
Nieraz zastanawiałem się, czym dla zwierzęcia różni się śmierć z rąk mężczyzny posługującego się prawem, a czym z rąk kłusownika. I dochodziłem do wniosku, że trafienia kul obu nich sprawiają porównywalny ból i nie ma większego celu doszukiwanie się w tym sensu. To tak jakby zginąć z rąk funkcjonariusza, całkiem legalnie zresztą, a z rąk przestępcy. To, co piecze, jest jedynie ułamkiem zdrowej psychiki – zabity bezprawiem a zabity dla czyjegoś dobra, może bez świadomości, że nie zasłużył. A i nawet w takim przypadku największą rolę odgrywają ci, którzy zostają.
Wóz wtoczył się na trakt za lasem.
- Pół godziny wypatrywania i nic – powiedział z żalem Andrzej. – Myślę, że albo się zgubił, albo zwiał.
- Zwiał? – nazywajmy rzeczy po imieniu, nie wierzyłem. Podstarzały facet bez grosza przy duszy miałby uciekać od ostatnich straceńców, jakim przyszło na myśl zwrócić na niego uwagę i wziąć pod opiekuńcze skrzydła? Bez nas musiał zginąć.
Andrzej warknął, po czym oświadczył stanowczo: - Dość tego, zaczynają mnie denerwować te jego eskapady. Dostanie wybór, działa z nami albo się wynosi – i wyskoczył z samochodu. Widziałem tylko, jak gna przed siebie w zupełnym zapomnieniu; kurtka wciąż wisiała na oparciu, a sztucer wylegiwał się w czeluści za mną.
Pak!-Pak! – strzały nastąpiły równomiernie, jakby z elegancją, z nonszalancją.
Broń z tyłu nadal grzecznie leżała, więc nie pozostawało nic innego, jak świadomość, że Jerzy zdradził.
…Andrzej nie żył, podobnie jak ja. Byliśmy obaj tam, dokąd dumnie kroczyliśmy, lecz zawsze zawracaliśmy przed wejściem. Już wiedziałem – kula słusznego zdrajcy krzywdzi nie mniej niż kula mordercy, ale być może przyzwala na zbawienie. Ale kto ma zbawić, skoro strzelał szukany?
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.