Z ZAMYŚLEŃ NAD POLSKĄ SZKOŁĄ

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Ryszard
Posty: 201
Rejestracja: śr 24 wrz, 2008
Lokalizacja: na Podkarpaciu
Kontakt:

Post autor: Ryszard »

Dwa miejsca , najmocniej oddziałują na człowieka w dzieciństwie i młodości, w czasach gdy jest on najbardziej bezbronny i ufny ;są nimi : dom i szkoła. Oczywistym truizmem jest to, że wzory przekazane mu wówczas stają się podstawą jego późniejszego życia , które z kolei wpływa na następne pokolenia. Wiedząc o tym ,przez stulecia starano się, by rodzina i szkoła współdziałały ze sobą w kształtowaniu człowieka tak, aby stał się on możliwie najbardziej użyteczny dla społeczności, tej najbliższej mu i tej najdalszej. Powszechnie hołdowano prawdzie, którą ujął w słowa Zamoyski, a powtórzył za nim Konarski , że: ”Takie będą Rzeczypospolite - jakie ich młodzieży chowanie”.

Polska szkoła kształciła przede wszystkim człowieka wolnego , rozumnego, głęboko osadzonego w tradycji europejskiej , wywodzącej się z kultury Morza Egejskiego. Wychowanie i nauczanie starano się przez wieki doskonalić, z rożnym skutkiem, jednakże proces ten dążył zawsze ku ukonkretnieniu wizji człowieka najpełniej ukształtowanego. Dziś po czasach przekłamań i krzywdzących uogólnień trudno odnaleźć rzetelne opracowania mówiące prawdę nie tylko o staropolskim szkolnictwie, ale nawet o międzywojennym. W tak zwanej opinii publicznej wiele komunistycznych kłamstw funkcjonuje jeszcze dotąd jako niepodważalne prawdy. Jednym z nich jest na przykład przekonanie o wyjątkowej ciemnocie stanu szlacheckiego( utożsamianego wtedy z Narodem) w XVII wieku.
Czegóż to nie zarzuca się tamtym ludziom, między innymi także całkowitą nieznajomość języka łacińskiego, którym rzekomo szlachcic polski posługiwał się wyjątkowo koślawo.
A może było odwrotnie - szlachcic znał łacinę expedite, może nawet zbyt dobrze, tak iż miał kłopot z mówieniem w rodzimym języku i polskie wypowiedzi szpikował łacińskimi wyrazami ,aż boleli nad tym myśliciele ... ?...

„Zapomina się” także o tym, że szkolnictwo w ogóle jest wynikiem działalności Kościoła, który od początków swego istnienia w Polsce pełnił funkcję kulturotwórczą. To w Kościele mają swe źródło wszelkie działania zmierzające od doskonalenia człowieka. Z Niego wywodzą się między innymi także i polska literatura, i sztuka, i szkolnictwo. Nie o tamten czas zaprzeszły jednak mi chodzi , a o dużo nam bliższy. O ten, który ukształtował teraźniejszą ( współczesną nam) szkołę i o to jak ma się ona do, nie tak znowu odległej w czasie- szkoły przedwojennej, która była kontynuatorką myśli pedagogicznej wszystkich poprzednich stuleci. Bo to ,że istnieje różnica między polską myślą pedagogiczną sprzed 1945 roku a późniejszą nie ulega chyba wątpliwości.
Starsi z nas pamiętają jeszcze swych dziadów i ojców kształconych przed wojną i tych nie da się okłamać, bo dobrze wiedzą, że przedwojenne wykształcenie średnie dawało często większą wiedzę niż powojenne studia uniwersyteckie.
Oczywistą przyczyną tego powojennego regresu jest ideologia komunistyczna a pogłębia go teraz filozofia liberalna.
Komunizm bazował na ewidentnym kłamstwie, liberalizm , w wypadku szkoły, na przemilczeniach tego co niewygodne ;obydwa zaś nurty skupiają swe zainteresowanie na tak zwanej „praktyczności”.
Już za komunizmu przestano uczyć i kształcić a zaczęto manipulować uczniem , właśnie ku praktycznym potrzebom manipulatorów i celem szkoły stało się nie dawne odwieczne pro publico bono , lecz dobro garstki samozwańczych wybrańców.
Właśnie tej „praktyczności” zostało podporządkowane całe socjalistyczne nauczanie.

Rozpoczęto je od zmiany kadry nauczycielskiej , programów nauczania i tzw. ”wytycznych”, czyli rozkazów dla nauczycieli , zwanych obłudnie - zaleceniami.
Większość wielkich osobowości nauczycielskich skutecznie „wyeliminowali” Niemcy i Rosjanie podczas okupacji, resztę starano się spacyfikować przy pomocy zastraszeń i pauperyzacji.
Wielka rolę spełniła tu niska pensja nauczycieli, rażąco mizerna w porównaniu z przedwojenną, kiedy to doceniano pracę tej warstwy społecznej i odpowiednio ją wynagradzano.
Nobilitujące dawniej zajęcie, powszechnie określane – służbą nauczycielską , zamieniono w lichą „ robotę „, którą starano się przedstawić społeczeństwu jako mniej istotną, niż chociażby praca traktorzysty.
Co ważne- w miarę upływu czasu malały środki finansowe łożone na oświatę i, co trzeba mocno podkreślić - maleją nadal. Do zawodu zaczęto przyjmować coraz słabiej wykształconą młodzież, o coraz bardziej nikłej osobowości , nad czym nieustannie pracowały uczelnie pedagogiczne.
Do władz , łącznie z ministerialnymi, delegowani zostawali także często przypadkowi ludzie , zupełnie nie związani z oświatą .
Z programów nauczania wyrzucono , podobnie jak i z bibliotek szkolnych , wszystkie pozycje zagrażające nowemu ustrojowi .
Rugowano wszystko co „nieprawomyślne”, jak choćby wielkie dzieła literatury narodowej ,przykładem niech będzie „Mohort” Wincentego Pola; podawano zaś jako nie podlegające dyskusji i obowiązujące niesprawdzone teorie , jak chociażby teorię ewolucji, czy teorię Oparina o powstaniu życia.
Świętością stał się tzw. „postęp naukowo-techniczny”, zlekceważono natomiast nauczanie historii, chyba najbardziej niewygodnego dla „władzy” przedmiotu. W resztkach wiedzy historycznej, którą podawano z konieczności, skupiano się przede wszystkim na wyuczaniu dat i przekłamaniach.
Nauczyciele, którzy przeżyli okupację i często brali udział w tajnym nauczaniu, za które wielu z nich wywieziono do obozów zagłady, głównie Oświęcimia, stanęli teraz przed nie lada dylematem : poprzeć prawdę czy stanąć po stronie wroga?
Z niepokornymi poradzono sobie szybko, resztę zmuszono do oportunizmu, przy czym trzeba wziąć pod uwagę i to, że niektórzy z nauczycieli mieli już od przedwojny skłonność do lewicowania ,wielu należało do PPS i mimo oczywistym faktom wierzyło, to chyba najlepsze słowo, że socjalizm zniweluje dysproporcje i da w efekcie sprawiedliwość społeczną.
Przewidywało, że po stalinowskich szaleństwach nadejdzie socjalizm „bez wypaczeń i z polską twarzą”. Dziś można się tylko gorzko uśmiechnąć nad ta wiarą i zadumać nad rozumowaniem bądź co bądź nie głupich ludzi.
Sądzę, że u podstaw tej wiary leżał przede wszystkim – brak Wiary. Przypomnijmy sobie tu chociażby przedwojenne zachwyty redakcji młodzieżowego „Płomyka” nad ustrojem sowieckim, wówczas gdy szczególnie brutalnie rozprawiał się on z rosyjską Cerkwią, czyli jakby na pewną akceptację tego stanu rzeczy.

Trzeba jednak powiedzieć, że po 1945 roku kadra nauczycielska miała jeszcze rzetelne wykształcenie przedwojenne oraz, że starała się przekazać młodzieży rzeczywistą wiedzę, a odważniejsza często także i prawdę.
Dużo gorzej zaczęło się dziać potem, kiedy do zawodu zaczęli przychodzić przypadkowi ludzie, bez nauczycielskiego powołania, które zresztą wyśmiewano jako „ burżuazyjny wymysł” a z czasem szli do niego ci, którzy nie dostawali się do innych uczelni niż pedagogiczne. Znam przypadek, gdy do ówczesnego dyrektora liceum przyszła matka zatroskana o los swej córki, której groziła dwója z języka polskiego w maturalnej klasie. :” Panie dyrechtorze- argumentowała matka- trza ji dać lepszo ocene. Una na nic innkszego nie pódzie, ino na nauczycielke!” Zbulwersowany dyrektor wyprosił babinę z mieszkania , co nie oznacza, że dziewczę później „na nauczycielkę nie poszło”...
Siłą dawnej szkoły polskiej ,z której rekrutowała się późniejsza kadra nauczycielska, poza rzetelnym wykształceniem , które miało na celu wszechstronny rozwój ucznia i jego myślową niezależność, był wyjątkowo wysoki autorytet nauczyciela – wychowawcy. Nie wydumany a rzeczywisty, wynikający przede wszystkim z jego wielkiej kultury osobistej i zaangażowania w pracę wynikającego z przekonania o wielkiej roli swego powołania.

Trzeba tu pamiętać, że w okresie międzywojennym nauczyciele byli spadkobiercami pozytywistycznej myśli „pracy u podstaw” a inteligencja w dużej mierze wywodziła się ze zubożałej szlachty, której walka o polskość , wolność i dobro ojczyzny były najbliższe, bo przecież ta warstwa społeczna wykrwawiała się najbardziej we wszystkich powstaniach , a jej potomkowie do dziś wegetują na dalekiej Syberii .Zresztą pojęcie służby dla Narodu funkcjonowało w czasach międzywojennych prawie we wszystkich zawodach. Do niedawna jeszcze „służbą” określało się pracę na kolei , w lecznictwie, czy w wojsku.
Nauczyciel sprzed 1939 roku był świadom swego posłannictwa, świadom tego ,że uczeń bierze z niego wzór, i że jego naczelnym zadaniem było zaszczepienie w nich wyznawanych przez siebie wartości oraz przekazanie im możliwie najwięcej swoich umiejętności. A jakim dzisiaj jest polski nauczyciel? Czy jest to człowiek o „relatywnym kręgosłupie”, traktujący swoją pracę przede wszystkim jako zajęcie urzędnicze? Czy widzi jakąkolwiek spójność między przekazywanymi przez siebie podczas lekcji treściami a swoim osobistym życiem? Czy wie ,że istniało kiedyś wśród nauczycieli powiedzenie : „Pokaż mi swoich uczniów, a powiem ci kim jesteś”? Czy jest częścią wielkiej wspólnoty nauczycielskiej , która nie tylko przed, ale i po wojnie potrafiła mówić zwykle jednym głosem, tak ,ze się z nim liczono? Czy swoją wielką służbę traktuje tylko jako sposób zdobycia paru mizernych groszy? Czy też jest to człowiek zachwycony swoim zajęciem , które traktuje z pasją ? Zagubiony i biedny, coraz bardziej spychany na margines życia społecznego? Może warto by się zastanowić nad jego kondycją nie tylko z okazji Święta Nauczyciela, bo zastanawiając się nad nim, zastanawiamy się jednocześnie nad nami samymi, nad naszymi dziećmi i wnukami , nad naszą przyszłością. Warto też zadumać się nad głęboką niechęcią współczesnych władz oświatowych do tradycji pedagogicznej. Nad tym czemu i komu ma służyć wychowanie człowieka ograniczonego, tak zwanego specjalisty, którego wiedza staje się coraz ściślej zawężana do wykonywanych czynności. Prowadzić ma to. rzekomo do jego większej skuteczności działania, a w rzeczywistości zamyka mu dostęp do wielkich przeszłych osiągnięć myśli ludzkiej ,głównie w sferze kultury.
W konsekwencji takiego stanu rzeczy będziemy mieli ( już mamy!) w przyszłości fachowców ,wyalienowanych z polskiej i europejskiej tradycji, złączonych ze społecznością jedynie powierzchowną kulturą konsumpcyjną . I może o to właśnie chodzi? O przyszłego bezmyślnego konsumenta podsuwanych mu produktów i pseudo-wartości? Świadczyłaby o tym także wykoślawiająca się coraz bardziej dyscyplina szkolna , co już dało wyraźne obniżenie poziomu kultury nie tylko w samej szkole .
Tak zwane „ wychowanie bezstresowe”, jest całkowitym nieporozumieniem, poczynając od samej nazwy, która jest kłamliwym eufemizmem ( podobnym do np. eutanazji ,czy aborcji oznaczających w rzeczywistości najzwyklejsze morderstwa), gdyż każde ludzkie sensowne działanie nieuchronnie związane jest ze stresem. Nazwa ta oznacza po prostu – zaakceptowaną samowolę, pytanie tylko w jakim celu? Bo że nie dla dobra dziecka, to oczywiste. Przecież na chaosie niczego jeszcze nigdy nie zbudowano. Nie ma to także nic wspólnego z poważnym, partnerskim traktowaniem ucznia , bardziej z wtórnym infantylizmem „ludzi od oświaty”, bezkrytycznie małpujących” światowe osiągnięcia” .

Im to przede wszystkim , ku zastanowieniu, dedykuję obrazek obyczajowości w XIX wiecznym gimnazjum , przypomniany przez Wiktora Gomulickiego we „Wspomnieniach niebieskiego mundurka” : „ Profesor tymczasem, nakładając palto, mówi jeszcze: -Proszę panów, abyście sprawowali się cicho i przyzwoicie. Nie chciałbym żeby się inni o mojej nieobecności dowiedzieli. Czy mogę liczyć na panów? Możecie mi dać słowo ? - Słowo honoru !...Słowo uczciwości.!...Słowo szlacheckie! – brzmią na wszystkie strony uroczyste , pełne głębokiego przejęcia się zapewnienia. Profesor Chabrowski wychodzi na palcach, drzwi za sobą ostrożnie zamykając...”Dodajmy ,że szedł właśnie na spotkanie z największym podówczas polskim poetą , który przejeżdżał przez Pułtusk – Syrokomlą ( Ludwikiem Kondratowiczem), by mu się pokłonić i wręczyć kwiaty, a działo się to podczas szalejącej rusyfikacji...

Prawda jakie to wszystko dzisiaj... egzotyczne?
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Ryszard, łącznie zmieniany 1 raz.
Rozdaję potrzebującym ( Chcesz - bierz ). Sporadycznie zabieram bogaczom.
Nie komentuję i nie wymuszam komentowania.
Janosik dla ubogich :)
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

[quote=""Ryszard""]a powtórzył za nim Konarski[/quote] Słowa te w dziele "Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego” napisał Stanisław Staszic.
Nauczyciele to ciekawa grupa społeczna. Wiecznie narzekająca na specyfikę pracy i zarobki, skupia na sobie przez to złość przedstawicieli innych zawodów. Zero prestiżu, co nie do pomyślenia było przed wojną. Uważa się ich często za nieudaczników życiowych, lekceważą ich rodzice, lekceważą dzieci. Nie wróżę poprawy. Może po kolejnej rewolucji.
[quote=""Ryszard""]To w Kościele mają swe źródło wszelkie działania zmierzające od doskonalenia człowieka.[/quote] Doskonalenie człowieka rozumiem jako dążenie do pełni człowieczeństwa. Ponieważ w tym rozumieniu nie ma miejsca dla Boga, nie mogę też zgodzić się z tym zdaniem. Ale to temat na inną dyskusję.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Awatar użytkownika
Zofia Marks
Posty: 235
Rejestracja: śr 26 lis, 2008
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Zofia Marks »

Przeczytałam niezwykle uważnie.

Dziękuję za tekst, przemyślenia po nim zostawię dla siebie.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Zofia Marks, łącznie zmieniany 1 raz.
_____________________________________
"Wszystko, co nieznane, wydaje się cudowne"
Tacyt