Rozpięcia i rozpiętości: Gustav Klimt

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[size=99px] Rozpięcia i rozpiętości: Gustav Klimt [/size]


Czy ty jesteś tą starą kobietą, która spała pod baldachimem, a potem przyniosła gazetę, trochę cukru? Nie, odrzekła, jestem raczej młoda, raczej w sukience, raczej bez cukru, ale niosę słowo.

Sroka przysiada na mokrym bruku, chwilowo kota nie ma, deszcz kapie z rynien, krew leje się z podudzia, sroka stuka w biel talerzyka, kota jeszcze nie ma, deszcz cichnie, krew zaczęła usychać.

Odkryj skrawek sukienki, co?, jestem znużony i zmęczony, ale ona nalega, odkryj skrawek chociaż, czy moja skóra nie jest za gładka?, nie, a brzuch zbyt miękki?, nie, zakryj już ten skrawek sukienki.



…Sięgnąłem po słuchawkę i wykręciłem pierwsze trzy cyfry, i zamilkłem, a moje palce ugrzęzły w kółeczkach numerowych starego aparatu; przypomniało mi się, jak grałem w dzieciństwie w kamienia, gdzie rysowało się właśnie wielkie koło patykiem, będąc przy tym mocno pochylonym, i koło to nie miało końca, napinało się mięśnie, wyciągało jak struna, by linia graniczna koła ciągnęła się jak najdalej, niech zahacza o kępy traw! Niech włazi pod auta! Niech spływa zjazdem za bramą! Ból pleców przy ostatecznym wyprostowaniu był słusznym bólem. Kamień kopaliśmy czubkiem buta, dziewczyny obok grały w klasy i czytały Cortazara, miały długie warkocze i kwieciste sukienki, miały mamy bez ustanku miażdżące truskawki i dolewające maślanki; te dziewczynki posiadały zupełnie wszystko, były czyste i grały w klasy, my natomiast - z obolałymi plecami i brudem świecącym w słońcu – uderzaliśmy czubkiem buta w kamień tak, by ten przetoczył się na teren przeciwnika, i w końcu stawało na tym, że pochylałem się z kijkiem, odmierzałem parą stóp mój świeżo zdobyty teren, by po chwili tracić go bez większego żalu. Słońce parzyło w policzki, a na stołach lśniły wyszczerbione brzegi wysokich szklanek wypełnionych pogniecionymi truskawkami, które opadały pod warstwę świeżo wlanej maślanki, tworząc na dnie czerwoną zawiesinę…



Dali nam piętnaście minut, by wypasać smugi ciała,
Ty pierwsza, Marysiu, przy wagonie bydlęcym, pamiętaj,
Cieniem aż do Archangielska, ty pierwsza, pamiętaj, wysiądziesz
I spluniesz pod buty - czarne jak oczy matki, na spodnie - szerokie
Jak skóra prababki.



Poznałem wreszcie słowo, milczę ze wstydu.




Przypis:


[size=99px]Parapet jest właśnie tym miejscem, na które on może usiąść i godzić się na bycie podpatrywanym. Nie obowiązuje wtedy reguła dostosowywania się do człowieka patrzącego na nas. Ludzie przechodzą, a on siedzi na parapecie tak, jak mu tylko wygodnie. Może rozkrajać pomarańczę, trzymając w drugiej dłoni rozwartą kciukiem (spoczywającym na prawej stronie) i palcem wskazującym (na lewej) książkę (reszta palców podpiera grzbiet). Jego twarz może być równie dobrze ściągana nagłymi spazmami rozkoszy oralnej i nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego facet siedzący na parapecie ma minę, jak gdyby ktoś sprawiał jemu nieziemską i – wydawałoby się - nieparapetową rozkosz.

Bez ugrzecznień, przedtem było po prostu nerwowe zerkanie i błądzenie po żmudnych, ciemnych korytarzach, podczas gdy ona wciąż wyglądała tak samo: jej kanciaste i niebieskie już dłonie, jej skurczone uda i włosy rozszczepione na fugach kuchennej podłogi. Mario? Dlaczego patrzysz na mnie tym swoim poważnym wzrokiem?

Strużki spienionej szamponem i mydłem wody coraz chętniej ściekają po zewnętrznej stronie wanny. On jak zwykle siedzi i słucha, wsłuchuje się, ona – podnosi, tak, na pewno, unosi gąbkę, namacza ją, wyciska, uchylając kark w lewo, prawą ręką podtrzymuje zwinięte w kok włosy. Miejsce przy wannie zawsze wzbudzało w nim niepokój, od zawsze, kiedy w wannie leżała kobieta. Naga żarówka uporczywie trąca go w czubki włosów, odrapane ściany swędzą pod pachami, ona – umyjesz mi plecy?

- Czy to trup, Boże, jak to się stało? Dlaczego jej dłonie są takie? Dlaczego uda wydają się skurczone?
- Jej dłonie zawsze były jakieś - zamykam oczy - takie kanciaste, teraz na dodatek są niebieskawe.
- Słyszałam, że w Nowej Zelandii synowie śpią na czaszkach swoich ojców, by mądrość przodków…
- Przenosiła się… dlaczego? Nie wiem. Chciała spać przy oknie. Może po prostu zasnęła tak niedbale?


Zbiegowisko pod drzwiami sprawiało, że zapięcie koszuleczki na jej zimnych piersiach sprawiało mu coraz większe trudności. Wstał w końcu, ukląkł znowu, odchodź królowo, spływaj fugami Nagelfaru. Rozlaną maślankę – graniczącą coraz obszerniej z czerwoną tkanką – przykrył stertą książek. Jest spora szansa, że kłamstwo, nim zdoła wypełznąć spod drugiego, będzie różowe, parchate i pozbawione woni życia.
[/size]
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.