Brzeg grabarza
Moderator: Tomasz Kowalczyk
- Jezu! – w uszach świdrował przenikliwy ton. Chciało się wyskoczyć za burtę i dopłynąć jak najbliżej dna, by się od niego oderwać, lecz chciało się też chwycić grabarza za gardło i trzasnąć jego pomarszczonym łbem o kant łodzi.
- Nie wrzeszcz – powiedziałem w końcu, gdyż tylko na tyle było mnie stać.
Grabarz dyszał ciężko. Po pewnym czasie uspokoił się nieco, ale zaczął za to dziwnie się kiwać, jakby ktoś szturchał go w plecy. – O co idzie? – zapytałem podenerwowany. Muszę przyznać, że sama obecność tego szczapowatego kundla budziła we mnie złowrogie uczucia. Gdybym miał broń, wyobrażałem sobie w duchu, przeładowałbym i palnął mu między oczy, tak dla spokoju.
- Ten sen się powtarza na jawie – odparł, a jego oczy zaszły mgłą. Pierwszy raz widziałem, by ktoś w przeciągu kilku chwil zmienił się w mięsistego trupa. – Mówię ci, to tutaj.
- Jakie tutaj? Chciałeś po prostu połowić…
Potrząsnął głową. W tamtej pamiętnej sekundzie gniew dał górę nad rozsądkiem i moja pięść powaliła go na dno łodzi. Wierzyłem jednak szczerze, że zrobiłem to dla jego dobra.
- Wybacz, ale inaczej nigdy nie zmądrzejesz – podniosłem go i przerzuciłem przez burtę. Wił się w jesiennej wodzie, raz wypływał, raz opadał, zawsze jednak rzucał mi przerażające spojrzenie.
Ogłupiałem. – I jak? – wytargałem go za kołnierzyk i po sekundzie schnął na ławce obok.
- Na pewno nie gorzej, ale i nie lepiej.
Wzruszyłem ramionami. Grabarze tak mają, pomyślałem i podałem mu wódkę. Pił jak jakiś pijak, jednym potężnym haustem omal nie opróżnił całej butelki. Kiedy skończył, popatrzył na mnie i wyszeptał: - Duchy minęły.
- Czyje duchy?
- Tych wszystkich, co ich szykowaliśmy.
Znów okazałem obojętność. – To dobrze, bardzo dobrze – i chwyciłem wiosła. – A teraz płyńmy do brzegu.
- Nie wrzeszcz – powiedziałem w końcu, gdyż tylko na tyle było mnie stać.
Grabarz dyszał ciężko. Po pewnym czasie uspokoił się nieco, ale zaczął za to dziwnie się kiwać, jakby ktoś szturchał go w plecy. – O co idzie? – zapytałem podenerwowany. Muszę przyznać, że sama obecność tego szczapowatego kundla budziła we mnie złowrogie uczucia. Gdybym miał broń, wyobrażałem sobie w duchu, przeładowałbym i palnął mu między oczy, tak dla spokoju.
- Ten sen się powtarza na jawie – odparł, a jego oczy zaszły mgłą. Pierwszy raz widziałem, by ktoś w przeciągu kilku chwil zmienił się w mięsistego trupa. – Mówię ci, to tutaj.
- Jakie tutaj? Chciałeś po prostu połowić…
Potrząsnął głową. W tamtej pamiętnej sekundzie gniew dał górę nad rozsądkiem i moja pięść powaliła go na dno łodzi. Wierzyłem jednak szczerze, że zrobiłem to dla jego dobra.
- Wybacz, ale inaczej nigdy nie zmądrzejesz – podniosłem go i przerzuciłem przez burtę. Wił się w jesiennej wodzie, raz wypływał, raz opadał, zawsze jednak rzucał mi przerażające spojrzenie.
Ogłupiałem. – I jak? – wytargałem go za kołnierzyk i po sekundzie schnął na ławce obok.
- Na pewno nie gorzej, ale i nie lepiej.
Wzruszyłem ramionami. Grabarze tak mają, pomyślałem i podałem mu wódkę. Pił jak jakiś pijak, jednym potężnym haustem omal nie opróżnił całej butelki. Kiedy skończył, popatrzył na mnie i wyszeptał: - Duchy minęły.
- Czyje duchy?
- Tych wszystkich, co ich szykowaliśmy.
Znów okazałem obojętność. – To dobrze, bardzo dobrze – i chwyciłem wiosła. – A teraz płyńmy do brzegu.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Bez wódki nie razbieriosz!!! <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
;D To tylko etiuda, w miarę możliwości i ochoty zajrzyj(cie) do "Rdzawej melodii". Niby też ćwiczonko, ale dostało już parę dobrych opinii.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.