Andrzej Sapkowski "Żmija"

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

Andrzej Sapkowski to nazwisko brązowiejące za sprawą sagi o wiedźminie Geralcie, znanej w Polsce wszystkim miłośnikom literatury fantasy. Nie mniejszą chwałą okrył się autor po opublikowaniu Trylogii husyckiej. Jesienią ubiegłego roku na księgarskich półkach spoczęła najnowsza jego powieść Żmija.

Akcja powieści rozgrywa się w latach 80-tych w Afganistanie podczas radzieckiej interwencji zbrojnej. Książkę rozpoczyna wojenna, realistyczna scena z krwawą strzelaniną rodem z „Dziewiątej kompanii”, jakby autor chciał makabryczną jatką już na starcie rozwiać nadzieję czytelnika na spotkanie z jakimkolwiek przejawem magii. Połowę książki stanowią opisy wojny pozbawionej wzniosłości: obok fruwających rąk i nóg prawdziwa, męska, szorstka przyjaźń; obok moralnego wykolejenia, narkotyków i pijaństwa – żołnierskie marzenia o normalnym życiu bez kałacha, o, przepraszam – bez pekaemu. Niektóre dowcipy żołnierzy, mające na celu przerwanie nudnej stagnacji na posterunku „Sołowiej”, bawią tak bardzo, że nie wątpię w istnienie pierwowzoru. Akcja biegnie kilku wątkami oddalonymi od siebie całymi stuleciami, przyspiesza na kilka stronic przed końcem i dziwacznie urywa się, otwierając drzwi na bliską przyszłość.
Magia jednak przybywa (choć nie jest do końca pewne, czy jest nią w istocie) wraz ze złotą żmiją o magnetyzującym wzroku, postacią z odwiecznej legendy. Kim jest? Symbolem mocy Afganistanu? Symbolem wojny? Magicznym teleportem? Była tu od zawsze, od czasów Aleksandra Macedońskiego, który podbijał tę ziemię z równą zajadłością i równym skutkiem, jak współcześni potomkowie carów. Wpływ żmii na głównego bohatera książki, praporszczyka Pawła Lewarta, nie jest jednoznaczny; wizje rosyjskiego chorążego o polskim, sybirackim rodowodzie można bowiem tłumaczyć halucynacjami, prekognicją, zdolnościami paranormalnymi, które towarzyszyły bohaterowi jeszcze zanim spotkał tajemniczego gada. A może to zwyczajny efekt przeżyć wojennych, stresu, traumy?

Książka jest zwyczajnie nudna. Nie porywa ani fabułą, ani warsztatem. Jedynie w kilku dialogach Sapkowski daje się rozpoznać w iskrzącym dowcipem, ironią, grą słów, półsłówek i znaczeń stylu, do jakiego zdążył przyzwyczaić czytelników. Ową jędrność i lekkość pióra tym razem zdominował szorstki, żołnierski żargon soczyście okraszany przekleństwami. Nuży nadużywanie rosyjskiego języka, militarnych terminów, skrótów i obco brzmiących słów, męczy bieganie do zamieszczonego na końcu książki pokaźnych rozmiarów Słowniczka afgańskiego, w którym autor objaśnia ich znaczenie (dlaczego nie w przypisach na tej samej stronie?). Idea powieści, jak sądzę jest nią antywojenna wymowa – nie rekompensuje miałkości fabuły.

Nie będę kryć – Żmiję przeczytałam z obowiązku dokończenia tego, co zaczęłam, nie dla przyjemności. Zamknięciu okładki towarzyszyło rozczarowanie. Wydaje mi się, że odejście autora od tworzenia literatury fantasy, z którą był do tej pory kojarzony, odcięcie się od elfów, czarodziejów i krasnoludów nie wyszło na dobre.

Przy okazji zakupu Żmii doszło w księgarni do interesującej rozmowy ze sprzedawcą:

- O, nowy Sapkowski. Taki tani? (33,80 zł)
- Cóż, kryzys...
- A, już wiem, dlaczego. SuperNOWA wcale nie super, niech pan spojrzy, papier z makulatury, prawie jak toaletowy, druk rozłazi się pod palcami.
- Cóż, kryzys...
- Ale mnie w czasach kryzysu też się nie przelewa, a muszę płacić za chłam.
- Cóż, kryzys...
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde