Póki biją - broń się
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Cześć,
dziś zapytam o coś innego (chyba). A zacznę następująco:
byłem (jestem?) wychowywany w duchu nie tyle nieograniczonej sympatii, co ogólnego pojęcia, że najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa. I do niedawna wierzyłem szczerze, że wszystko można nią załatwić. I jakoś mi się udawało. Do chwili, w której uświadomiłem sobie, że w ten sposób nieraz człowiek się uniża. Nawet, jeżeli zrobi to umiejętnie, prędzej czy później będzie musiał pójść na kompromis, z czegoś zrezygnować, coś dodać, zrobić wbrew woli. A coraz częściej odnoszę wrażenie, że właśnie z winy wiecznych kompromisów ten świat jest aż tak popieprzony.
Staram się nie być wulgarny. W mniemaniu większości znajomych, nie jestem. Ale są chwile, gdy po prostu rozumiem, że dobrym słowem niewiele zdziałam (a właściwie: n i c). Wtedy nie sięgam co prawda po pistolet ("Dobrym słowem i pistoletem zdziałasz więcej niż samym dobrym słowem" - Al Capone), ale zmienam ton. Czy się to komuś podoba, czy nie. Oczywiście dostosowuję się do sytuacji, nigdy nie atakuję pierwszy. Bo wiem, że jakikolwiek konflikt jest szkodliwy. Chociaż jestem też przeciwnikiem gadki ''ja się nie kłócę, ja się nie odzywam..." Momentami to hipokryzja.
dziś zapytam o coś innego (chyba). A zacznę następująco:
byłem (jestem?) wychowywany w duchu nie tyle nieograniczonej sympatii, co ogólnego pojęcia, że najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa. I do niedawna wierzyłem szczerze, że wszystko można nią załatwić. I jakoś mi się udawało. Do chwili, w której uświadomiłem sobie, że w ten sposób nieraz człowiek się uniża. Nawet, jeżeli zrobi to umiejętnie, prędzej czy później będzie musiał pójść na kompromis, z czegoś zrezygnować, coś dodać, zrobić wbrew woli. A coraz częściej odnoszę wrażenie, że właśnie z winy wiecznych kompromisów ten świat jest aż tak popieprzony.
Staram się nie być wulgarny. W mniemaniu większości znajomych, nie jestem. Ale są chwile, gdy po prostu rozumiem, że dobrym słowem niewiele zdziałam (a właściwie: n i c). Wtedy nie sięgam co prawda po pistolet ("Dobrym słowem i pistoletem zdziałasz więcej niż samym dobrym słowem" - Al Capone), ale zmienam ton. Czy się to komuś podoba, czy nie. Oczywiście dostosowuję się do sytuacji, nigdy nie atakuję pierwszy. Bo wiem, że jakikolwiek konflikt jest szkodliwy. Chociaż jestem też przeciwnikiem gadki ''ja się nie kłócę, ja się nie odzywam..." Momentami to hipokryzja.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
"...w ten sposób nieraz człowiek się uniża..."
Rodzajów rozmów jest kilka.
1. To zwykła towarzyska "gadka" o rzeczach w sumie dla rozmówców obojętnych, taka dla zabicia czasu, czy z jakiegoś konwenansu wynikająca. Bez zobowiązań.
2. Taka, w której jedna strona ma drugiej coś do przekazania: informację, wiadomości itp. jedna strona mówi, druga słucha (nieważne czy zapamiętuje, czy ją to w ogóle obchodzi).
3. O tej chyba w twoim tekście. Gdy rozmowa ma rozładować jakieś niedopowiedzenia, wyjaśnić jakiś problem, osiągnąć porozumienie w jakiejś sprawie,
w której zdania są przeciwstawne.
Tu stawiasz problem, że człowiek się "uniża". Tak tego bym nie nazwał, co nie oznacza, że cały sens tego typu rozmów polega na (przynajmniej założonej) chęci
osiągnięcia porozumienia. Gdy dwoje, troje, grupa, ma na jakiś temat to samo zdanie, rozmowa nie jest potrzebna. Gdy jednak spotykamy się z kimś kto prezentuje inne niż my stanowisko, rozmowa ma za zadanie wyjaśnić różnice i spowodować, żeby zaistniał kompromis, czyli wspólne zdanie. W tym sensie, każda ze stron "uniżyć" się musi (albo rozejść, pobić itp).
"...z winy wiecznych kompromisów ten świat jest aż tak popieprzony..."
A jak wyobrażasz sobie życie bez kompromisów? Nawet własne? Przecież to czego chcesz, pragniesz, pożądasz w większości jest elementem kompromisu.
Możesz ich z nikim nie zawierać, życie je wymusza.
Poznałeś dziewczynę. Masz jej telefon, dzwonisz, masz wolny czas o 16'00, więc
proponujesz jej spotkanie o tej porze. Ona jednak odpowiada ci, że owszem, może się z tobą spotkać, ale o 19'00 bo wcześniej jest zajęta. Możesz się nie "uniżać", żądać spotkania o porze którą ty wyznaczasz, albo iść na kompromis i przyjąć proponowaną tobie godzinę. Możesz też zrezygnować całkiem z dziewczyny i tkwić w przekonaniu, że się nie "uniżyłeś".
To banalny i prościutki przykład pewnych zależności. Możesz sobie z własnego doświadczenia wybrać takich wiele o różnym ciężarze gatunkowym.
Pójście na kompromis, nie jest ani poddaństwem jakowymś, ani zatraceniem własnych cech osobowościowych, a tylko uwzględnieniem prostego faktu, że inni też
mają swoje zdania na określony temat, lecz inne niż ty, swoje cechy charakterologiczne też nie kompatybilne z twoimi. W każdej grupie, środowisku, bez względu na nasze chęci, zachodzi konieczność uwzględniania innych i wzajemnego "dopasowania" czyli zawarcia szeregu różnych kompromisów.
Można być bezkompromisowym w głoszeniu jakiejś "prawdy", w dążeniu do jakiegoś celu, choć bardziej się tak o tym mówi, niż w rzeczywistości się dzieje.
Historia zna bezkompromisowość np: patriotyczną, gdzie prędzej na śmierć się niektórzy godzili, niż na jakąś współpracę (nie zawierali kompromisów), ale nie jest to przecież tematem.
Natomiast, czy jakiś kompromis zawrzeć, czy nie, to już decyzja subiektywna zainteresowanego, wynikająca z różnych okolicznościowych przesłanek.
Generalnie jednak, ci którzy nie mają łatwości właśnie w zawieraniu różnych drobnych, życiowych kompromisów, mają bardzo ciężkie, najczęściej nieudane życie osobiste i w kręgu znajomych, współpracowników, słowem w środowisku,w którym się "obracają".
Rodzajów rozmów jest kilka.
1. To zwykła towarzyska "gadka" o rzeczach w sumie dla rozmówców obojętnych, taka dla zabicia czasu, czy z jakiegoś konwenansu wynikająca. Bez zobowiązań.
2. Taka, w której jedna strona ma drugiej coś do przekazania: informację, wiadomości itp. jedna strona mówi, druga słucha (nieważne czy zapamiętuje, czy ją to w ogóle obchodzi).
3. O tej chyba w twoim tekście. Gdy rozmowa ma rozładować jakieś niedopowiedzenia, wyjaśnić jakiś problem, osiągnąć porozumienie w jakiejś sprawie,
w której zdania są przeciwstawne.
Tu stawiasz problem, że człowiek się "uniża". Tak tego bym nie nazwał, co nie oznacza, że cały sens tego typu rozmów polega na (przynajmniej założonej) chęci
osiągnięcia porozumienia. Gdy dwoje, troje, grupa, ma na jakiś temat to samo zdanie, rozmowa nie jest potrzebna. Gdy jednak spotykamy się z kimś kto prezentuje inne niż my stanowisko, rozmowa ma za zadanie wyjaśnić różnice i spowodować, żeby zaistniał kompromis, czyli wspólne zdanie. W tym sensie, każda ze stron "uniżyć" się musi (albo rozejść, pobić itp).
"...z winy wiecznych kompromisów ten świat jest aż tak popieprzony..."
A jak wyobrażasz sobie życie bez kompromisów? Nawet własne? Przecież to czego chcesz, pragniesz, pożądasz w większości jest elementem kompromisu.
Możesz ich z nikim nie zawierać, życie je wymusza.
Poznałeś dziewczynę. Masz jej telefon, dzwonisz, masz wolny czas o 16'00, więc
proponujesz jej spotkanie o tej porze. Ona jednak odpowiada ci, że owszem, może się z tobą spotkać, ale o 19'00 bo wcześniej jest zajęta. Możesz się nie "uniżać", żądać spotkania o porze którą ty wyznaczasz, albo iść na kompromis i przyjąć proponowaną tobie godzinę. Możesz też zrezygnować całkiem z dziewczyny i tkwić w przekonaniu, że się nie "uniżyłeś".
To banalny i prościutki przykład pewnych zależności. Możesz sobie z własnego doświadczenia wybrać takich wiele o różnym ciężarze gatunkowym.
Pójście na kompromis, nie jest ani poddaństwem jakowymś, ani zatraceniem własnych cech osobowościowych, a tylko uwzględnieniem prostego faktu, że inni też
mają swoje zdania na określony temat, lecz inne niż ty, swoje cechy charakterologiczne też nie kompatybilne z twoimi. W każdej grupie, środowisku, bez względu na nasze chęci, zachodzi konieczność uwzględniania innych i wzajemnego "dopasowania" czyli zawarcia szeregu różnych kompromisów.
Można być bezkompromisowym w głoszeniu jakiejś "prawdy", w dążeniu do jakiegoś celu, choć bardziej się tak o tym mówi, niż w rzeczywistości się dzieje.
Historia zna bezkompromisowość np: patriotyczną, gdzie prędzej na śmierć się niektórzy godzili, niż na jakąś współpracę (nie zawierali kompromisów), ale nie jest to przecież tematem.
Natomiast, czy jakiś kompromis zawrzeć, czy nie, to już decyzja subiektywna zainteresowanego, wynikająca z różnych okolicznościowych przesłanek.
Generalnie jednak, ci którzy nie mają łatwości właśnie w zawieraniu różnych drobnych, życiowych kompromisów, mają bardzo ciężkie, najczęściej nieudane życie osobiste i w kręgu znajomych, współpracowników, słowem w środowisku,w którym się "obracają".
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Cześć,
nie powiem, że robię tak zawsze, ale zdarza mi się pójść na kompromis.
[quote=""Jan Stanisław Kiczor""]Poznałeś dziewczynę. Masz jej telefon, dzwonisz, masz wolny czas o 16'00, więc proponujesz jej spotkanie o tej porze. Ona jednak odpowiada ci, że owszem, może się z tobą spotkać, ale o 19'00 bo wcześniej jest zajęta. Możesz się nie "uniżać", żądać spotkania o porze którą tu wyznaczasz, albo iść na kompromis i przyjąć proponowaną tobie godzinę. Możesz też zrezygnować całkiem z dziewczyny i tkwić w przekonaniu, że się nie "uniżyłeś".[/quote]
To trochę inna sytuacja, J.S.K. Tutaj w grę wchodzi czyste pozytyw-korzyść. Albo negatyw-korzyść. Zgadzasz się na coś, nawet, jeżeli Ci nie odpowiada, ale wiesz, że cel jest, powiedzmy, szczytny. W opisywanej przez Ciebie sytuacji wolałbym się uniżyć. To lepsza pora niż szesnasta.
Mamy inny przykład - terroryzm. Do niedawna wszyscy wybierali kompromis: nie zaogniać bo to, bo tamto. Do czasu. Do chwili, w której panowie terroryści się rozzuchwalili. Choć w tym przypadku ważną rolę odgrywają jeszcze inne czynniki.
W sprawach zupełnie drobnych, możemy się na kompromis zdecydować. W sprawach patriotycznych... no cóż, przyda się analiza.
A słyszałeś, J.S.K., że życie jest ponoć najważniejsze? Skoro tak, dlaczego umiera się za ojczyznę? Zachowały się i utwierdziły pewne twierdzenia, które nie zawsze mają stuprocentowy związek z rzeczywistością.
nie powiem, że robię tak zawsze, ale zdarza mi się pójść na kompromis.
[quote=""Jan Stanisław Kiczor""]Poznałeś dziewczynę. Masz jej telefon, dzwonisz, masz wolny czas o 16'00, więc proponujesz jej spotkanie o tej porze. Ona jednak odpowiada ci, że owszem, może się z tobą spotkać, ale o 19'00 bo wcześniej jest zajęta. Możesz się nie "uniżać", żądać spotkania o porze którą tu wyznaczasz, albo iść na kompromis i przyjąć proponowaną tobie godzinę. Możesz też zrezygnować całkiem z dziewczyny i tkwić w przekonaniu, że się nie "uniżyłeś".[/quote]
To trochę inna sytuacja, J.S.K. Tutaj w grę wchodzi czyste pozytyw-korzyść. Albo negatyw-korzyść. Zgadzasz się na coś, nawet, jeżeli Ci nie odpowiada, ale wiesz, że cel jest, powiedzmy, szczytny. W opisywanej przez Ciebie sytuacji wolałbym się uniżyć. To lepsza pora niż szesnasta.
Mamy inny przykład - terroryzm. Do niedawna wszyscy wybierali kompromis: nie zaogniać bo to, bo tamto. Do czasu. Do chwili, w której panowie terroryści się rozzuchwalili. Choć w tym przypadku ważną rolę odgrywają jeszcze inne czynniki.
W sprawach zupełnie drobnych, możemy się na kompromis zdecydować. W sprawach patriotycznych... no cóż, przyda się analiza.
A słyszałeś, J.S.K., że życie jest ponoć najważniejsze? Skoro tak, dlaczego umiera się za ojczyznę? Zachowały się i utwierdziły pewne twierdzenia, które nie zawsze mają stuprocentowy związek z rzeczywistością.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
[quote=""Miłosz Bagiński""]A słyszałeś, J.S.K., że życie jest ponoć najważniejsze? Skoro tak, dlaczego umiera się za ojczyznę? [/quote]
Bo Ojczyzna jest pojęciem znacznie większej wagi, niż byt jednostki.
Bo czasem lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na klęczkach.
Ale to całkiem inny temat.
Bo Ojczyzna jest pojęciem znacznie większej wagi, niż byt jednostki.
Bo czasem lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na klęczkach.
Ale to całkiem inny temat.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
[quote=""Jan Stanisław Kiczor""]Bo Ojczyzna jest pojęciem znacznie większej wagi, niż byt jednostki.
Bo czasem lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na klęczkach.[/quote]
Myślę, że tu w ogóle nie chodzi o jednostkę. Przynajmniej nie obecną. Jak z lasem - sadzi się je dla potomków.
Bo czasem lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na klęczkach.[/quote]
Myślę, że tu w ogóle nie chodzi o jednostkę. Przynajmniej nie obecną. Jak z lasem - sadzi się je dla potomków.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Pamiętaj, Miłosz - słowo jest środkiem dialogu i sposobem kontaktu jedynie dla inteligentnych, a tym samym dla cierpliwych. Z głupcem nie dojdziesz do porozumienia. Nawet nie próbuj, szkoda wysiłku. Sięgaj od razu po inne argumenty.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Michael, łącznie zmieniany 1 raz.
"Człowiek staje się tym, o czym myśli."
Morris E. Goodman w: "Sekret" (do obejrzenia w cda)
Morris E. Goodman w: "Sekret" (do obejrzenia w cda)
Miłosz ( ty fetyszysto <img> ) zasad jest wiele.
Zawsze masz wybór - możesz nie iść na kompromisy - ale to boli i wymaga wielu wyrzeczeń.
Łatwiej żyć w stadzie stosując różnego rodzaju kompromisy. Stado tego wymaga.
Możesz też płynąć pod prąd - będzie ci na pewno trudniej i bardziej samotnie (ponieważ większość ryb płynie z prądem).
Stado jednak toleruje tylko "podobne osobniki". Będąc zaś poza stadem można np dostać po ryju. Jednak wybór zawsze jest TWÓJ.
Zawsze masz wybór - możesz nie iść na kompromisy - ale to boli i wymaga wielu wyrzeczeń.
Łatwiej żyć w stadzie stosując różnego rodzaju kompromisy. Stado tego wymaga.
Możesz też płynąć pod prąd - będzie ci na pewno trudniej i bardziej samotnie (ponieważ większość ryb płynie z prądem).
Stado jednak toleruje tylko "podobne osobniki". Będąc zaś poza stadem można np dostać po ryju. Jednak wybór zawsze jest TWÓJ.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez @psik, łącznie zmieniany 1 raz.
Anarchia to stan umysłu a nie forma rządów.
Od ryju... po ryju, znaczy (co ja za bzdury zaczynam pisać?...) można dostać od własnego stada, tu masz rację.
A tak w ogóle... @psik, Przyjacielu, gdzieś się podziewał?! :324: ładne nogi to podstawa (u kobiety)... <img>
A tak w ogóle... @psik, Przyjacielu, gdzieś się podziewał?! :324: ładne nogi to podstawa (u kobiety)... <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Tylko, że ja nie raz dostawałem po ryju.
Nie jestem zwierzęciem stadnym.
Nie jestem zwierzęciem stadnym.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez @psik, łącznie zmieniany 1 raz.
Anarchia to stan umysłu a nie forma rządów.
Jak niejeden z nas. Jak mawia mój Wujek - "człowiek, który nie pasuje do schematu geniusza z obciętą głową".
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie da się stworzyć stada z takich zadziornych zwierząt hehe
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez @psik, łącznie zmieniany 1 raz.
Anarchia to stan umysłu a nie forma rządów.
A my się jakoś dogadujemy <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
[quote=""Miłosz Bagiński""]A my się jakoś dogadujemy :D[/quote]
Dzięki bezpiecznej odległości, zapewne.:-))))
Dzięki bezpiecznej odległości, zapewne.:-))))
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Wiesz - dogadać się a tworzyć stado to dwie bajki.
Dogadać mogę się ze wszystkimi którym nie chcę dać po ryju.
Na szczęście jak to pisał Michael - głupców omijam szerokim łukiem. Czasami wydaje mi się że cały czas poruszam się po łuku. Aż do następnej prostej :P
Jak to powiedział krótko człowiek, którego cenię - Z chujami nie piłem, nie piję i pić nie będę.
Dogadać mogę się ze wszystkimi którym nie chcę dać po ryju.
Na szczęście jak to pisał Michael - głupców omijam szerokim łukiem. Czasami wydaje mi się że cały czas poruszam się po łuku. Aż do następnej prostej :P
Jak to powiedział krótko człowiek, którego cenię - Z chujami nie piłem, nie piję i pić nie będę.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez @psik, łącznie zmieniany 1 raz.
Anarchia to stan umysłu a nie forma rządów.
[quote=""Miłosz Bagiński""]I dodam, że wychodzi Ojciec chrzestny.[/quote]
Tak, wychodzi. Nie kto inny. <img>
Tak, wychodzi. Nie kto inny. <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Michael, łącznie zmieniany 1 raz.
"Człowiek staje się tym, o czym myśli."
Morris E. Goodman w: "Sekret" (do obejrzenia w cda)
Morris E. Goodman w: "Sekret" (do obejrzenia w cda)