Quasimodo 2

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

Mama panoszyła się teraz w jednej kanciapie, a ja w drugiej i mogłem pozwolić sobie na zainstalowanie elektronicznych urządzeń, wieży, drukarki, komputera marki ?fiut?, składaka opatrzonego mianem ?ostatni dzwonek?.

Zacząłem gromadzić pocztówki. Przedstawiały zdjęcia z nic nie mówiących miast i kurortów, były sepiowymi wizerunkami nieistniejących domów. Zbierałem też płyty z encyklopediami, szczególnie geograficznymi, biografie malarzy, kompozytorów, literatów i opisy ich dzieł. Pokazywały miejsca, do których nie pojadę, tereny utracone, amputowane, obszary, których inaczej poznać nie miałem szans.

Z początku traktowałem to kolekcjonerstwo jak niezłą metodę zabijania czasu i sadystyczną zabawę w magazynowanie informacji. Pochłaniały mnie lektury traktujące o wybitnych. Pozwalało mi to zachować resztki zdrowego rozsądku, skorygować przesadne mniemania o sobie, osuszyć zbiorniki z wybujałymi oczekiwaniami, ale przede wszystkim utwierdzić w przekonaniu, że co było do powiedzenia, zostało powiedziane wcześniej i mądrzej, w związku z czym nie wypada otwierać wyważonych drzwi, po raz dalszy odkrywać koła i pływać wśród odgrzewanych kotletów.
Byłem więc ostrożny w ich doborze: pochłaniałem książki Niemodnych Mistrzów Pióra. Przedkładałem je nad powielaczowe cymesy twórców z odrzutu. Nie znosiłem dzieł kleconych brudnym palcem na sztucznym kolanie. Wolałem poznawać teksty zwolenników rzetelnej wiedzy, aniżeli produkty pochodzenia szmirowatego.
*
W dzień nie wychodziłem. Za to mogłem się uczyć się. Nie narzekałem na brak zajęcia: zmęczyła mnie nauka ? czytałem, nużyło czytanie - słuchałem radia lub oglądałem płytki z encyklopediami i lizałem świat przez komputerową szybkę.

A w przerwach między złudzeniami o poprawie mojego zdrowia, Mama zmuszała mnie do gimnastyki intelektualnego mięśnia. Sprawdzała, jakie mam osiągnięcia, czy osiągam postępy. Na tapetę wjeżdżały krzyżówki, kostki Rubika, quizy, szarady, rebusy. Lub grałem w szachy z mózgiem na prąd, ale ?ostatni dzwonek? był za bardzo przebiegły: co rusz dawał mi baty.

Wstawałem wtedy przed nią, zrywałem się za wcześnie, bo poprzedniego dnia za wcześnie kładłem się spać: uważałem, że bez wstawania w środku nocy, życie jest za krótkie. Lecz pewnego dnia obudziłem się odmieniony. Nic mnie nie bolało, umysł miałem jasny i prosty, litery czytanego tekstu nie zmieniały położenia, słowa układały się w zdania, zdania w rozdziały, a książka znaczyła to, co miała oznaczać. Mogłem bez trudu i karkołomnych interpretacji, za pierwszym podejściem, uchwycić jej sens. Monotonne zmory uczenia się, mozoły wielokrotnego powtarzania szeregu cyfr, urwały się tak nieoczekiwanie, jakbym wszedł w zupełnie nowy obszar rzeczywistości i wskoczył w lepszy świat. Odległe, przez co niezrozumiałe wydarzenia z przeszłości, odzyskiwały znaczenie, przestawały istnieć osobno, łączyły się teraz w logiczny ciąg, zlewały się w jeden, spójny akt. I potrafiłem pożerać książki aż po świt, gdyż miałem cały dzień na odsypianie zaległości.

A któregoś dnia, gdy byłem pochłonięty wertowaniem swoich zbiorów, przez uchylone drzwi usłyszałem maminy głos, niechcący ułowiłem uchem, jak chełpi się moimi postępami i opowiada znajomym ze schodowej klatki, że niedługo wyjdę ?na ludzi?.
*
Od kiedy Mama stwierdziła, że dorosłem i większy nie będę, spece od medycyny poradzili, by mnie przekonała, bym dogadał się ze swoją aparycją i dał sobie siana z wychodzeniem z pokoju. Oznajmili, że mogę się powolutku żegnać z planami na przyszłość i powinienem odmeldować się z marzeń o skokach na trampolinie, bo nadeszła dla mnie właściwa pora na medytację ?o czarnych godzinach i najwyższych czasach?; powinienem zająć się przestawianiem zwrotnic z przyzwyczajeniami i studiowaniem nekrologów. Mówili, że mogło być znacznie gorzej, bo choróbsko nie wybrzydza, zabiera co jest i chodu, więc niech nie traci wiary, nie martwi się moją skoliozą, ostatecznie są jakieś wkładki i nakładki, wyjścia, przejścia i dojścia, sanatoria i domy z opieką. Jeszcze nie ma tak, by nie wolno było żywić nadziei! Przecież znane są przykłady, iż ludzie powracają do formy, mają remisje, a niektóre są długotrwałe, utrzymują się latami, więc nie trzeba się załamywać, mówić, że już nic i nigdy, i tyko klops.
Powiadali, że koniecznie musi ją wypełniać pozytywna wizja, bo tak już jest: fizyczna utrata staje się psychicznym zyskiem. Należy mnie nakłonić, bym odstawił zmartwienia, przekabacić mnie na zdrowy rozsądek, podszepnąć, bym nie ustawał w wysiłkach, nie opuszczał się w zaufaniu do medycyny i nie zwieszał nosa na kwintę, zacisnął serce w pięść, i powiedział sobie: ?kto tu rządzi?.

Ma mnie przypilnować, bym jadł wszystko, co z magnezem, witaminki oraz inne kpinki, ćwiczył ile wlezie, wziął hantle w garść i ruszył na barykady, ale powoli, z rozmysłem, z namaszczeniem, nie pchał się z entuzjazmem, nie pajacował z ćwiczeniami, że nie od zaraz, ale będzie dobrze, a kto wie, czy nie jeszcze lepiej. Byli nasączeni optymizmem, zbawczymi radami, poleceniami, pociechami, przestrogami, toteż cały mój dotychczasowy, uporządkowany świat skurczył się, złachmycił, zatrzasnął przede mną podwoje z obietnicami, a Mama, jak zwykle ? energiczna i nie znosząca sprzeciwu, postanowiła dodać mi otuchy, wypompować ze mnie zgorzkniałą krew i nie dopuścić, bym zwątpił w świetlaną przyszłość.
Od razu też zadbała o kontakty z kumplami z podwórka. Już nie suszyła mi głowy, że przychodzą i brudzą. Nagle była tolerancyjna, przegrzeczna, uśmiechnięta, a niekiedy ? taktowna, bo kiedy chcieliśmy zostać sami, wiedziała, gdzie są drzwi.

Ni stąd ni zowąd wpadła na pomysł, że do prowadzenia normalnego życia potrzebuję świeżego powietrza i mniej dusznej atmosfery, czyli wyjścia z domu. Załatwiła mi wieczorówkę, ogólniak dla pracujących i specjalny, akumulatorowy wózek. Miałem mieć zajęcia przez parę godzin w tygodniu. Ale pojawił się problem, bo wymagano zaświadczenia, że pracuję, a lekarze mi zabraniali. Pogadała więc z kim trzeba i nikt się nie czepiał.

cdn.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Czytam, czytam i czyta się dobrze, masz wprawę, jesteś w tym pisaniu fachura.
Nie myśl głośno, obudzisz uśpione.