Quasimodo (zakończenie pierwszej części)

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

Następnego dnia przyjechała mama mojego taty i w całym domu zapanował bajzel. Od progu wyskoczyła z pretensjami: to skandal i w ogóle jak można było doprowadzić do tego, że Tadeusz pęta się po dworcach i piwnicach, głodny, brudny itp. Krzyczała, że przecież jeszcze parę miesięcy temu miał gdzie mieszkać, a teraz - kto wie, czy regularnie się odżywia. I gdzie śpi, bo u niej jest za ciasno i jak przez przypadek przyszedł do niej, to mu z punktu powiedziała, że nie ma co liczyć na jakiś kąt, ostatecznie od czego ma własną rodzinę. I nawet mu radziła, że musi pogadać, może przeprosić, ale nic z tego, bo kochany Tadzio już od małego był uparciuszek. A gdy się wywrzeszczała, Mama zrobiła herbatę i usiadły do koncyliacyjnej gadki.

Teściowa opowiedziała, co i jak. Z moim starym nie utrzymuje kontaktu od lat, więc nie miała pojęcia, że odszedł. A tym bardziej, że łazi po obcych i prosi o coś do żarcia. Toteż gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi, nie spodziewała się syna-domokrążcy. On też. Chyba poczuł się głupio, no ale matka, to matka, a syn, to syn; jest jakaś więź i nie zawsze było źle.

Krótko mówiąc, chciał wrócić, a szopka z jego heroldowatą mamusią miała zrekompensować nam brak skruchy brudnego Tadzia. Sam, biedaczek, nie pofatygował się z fajką pokoju. Wisiał mu ten problem i wolał być bezdomnym fanfaronem, niż męczyć się z nami. Przypuszczam, że teraz był szczęśliwszy i gdyby nie spotkanie typu ślip w ślip z barakudą, nigdy by nie wpadł na pomysł z usprawiedliwianiem swojej absencji.

Z początku ogarnął mnie lęk, że Mama pozwoli się udobruchać, ale teściowa popełniła błąd, bo napomknęła o oddaniu mnie do domu opieki. To zaowocowało natychmiastowym wypieprzeniem jej z mieszkania i życzeniami dobrego spadania ze schodów. A kiedy zniknęła, Mama przytuliła mnie i zaczęła płakać. I tak sobie siedzieliśmy, w ciszy i milczeniu, aż przyniosło Wiktora.

Jak go ujrzałem z plecakiem doszło do mnie, że powziął decyzję; miał rozwiane włosy, błysk w oku, jakby swoim wyglądem chciał oznajmić, że się wyprowadza. Wątpi, czy kiedyś tu wróci, jednak nie ma innego wyjścia, tylko zmienić klimat. Odkrył w sobie naturę włóczykija. Z pracy zrezygnował. Zanadto go absorbowała. Podejmie w innym mieście, lecz będzie to nic poważnego, może na wolnym powietrzu, strzyżenie trawników, malowanie ławek, zoo czy cokolwiek dorywczego. W takim razie czas się żegnać i jako wykwalifikowany powsinoga dziękuje nam za wszystko, a zwłaszcza za to, że nie pytaliśmy o rodzinę.

KONIEC PIERWSZEJ CZĘŚCI
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce