Blackhawk 13

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Rhayax
Posty: 3
Rejestracja: pn 06 sie, 2012
Kontakt:

Post autor: Rhayax »

Witam, cześć, i czołem! :D

Postanawiam dodać napisaną przeze mnie historię, która ma bardzo dziwną <przynajmniej wg. mnie> formę, i liczę, że pokażecie mi, jakie błędy popełniam w tego typu treściach :D

A więc, nic, tylko zapraszam do lektury :D



[center]„Blackhawk 13”[/center]


- Sahara – mruknął pod nosem John – nie tak wyobrażałem sobie najgorętsze miejsce na świecie – kontynuował – myślałem coś raczej o skwarze jaki panuje w lasach tropikalnych, tylko że o wiele bardziej zabójczym a tu to? - narzekał.
Przed nimi rozciągało się bezkresne morze wydm, piasek skrzył się w niektórych miejscach a sępy krążyły w oddali. Przybyli tu w określonym celu, znaleźć zaginiony podczas burzy piaskowej Blackhawk, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ów osławiony helikopter miał podobno być jedynym który patrolował teren Sahary w poszukiwaniu buntowników.
- Dobra panowie – zakomenderowała Caroline – ruszajmy się inaczej to słońce wykończy nas zanim cokolwiek zrobimy – powiedziała i zaczęła schodzić ze szczytu wydmy do ich pojazdu. Był to prosty samochód terenowy, napęd na cztery koła i takie tam. Nie interesowało ją to, ona była dziennikarką, i to w dodatku szukająca rozwiązań tajemnic z przeszłości, a to było o wiele bardziej interesujące.
Kiedy ekipa zajęła swe miejsca w wozie zaczęła się podróż, musieli najpierw dojechać do obozu archeologów który był położony w centrum Sahary, i w którym jako w jedynym w promieniu stu kilometrów odkryto dostęp do pitnej wody.
Droga była bardzo wyboista, samochód wspinał się na wydmy, to zaś z nich spadał. Caroline siedząca zaraz obok Johna nie zwracała uwagi na niewygody podróży, rozmyślała o niezliczonych tajemnicach jakie skrywała ta pustynia...

[center]*[/center]

- Caroline, musimy pogadać – zawołał Reg, ich kierowca. Idąc za nim dziennikarka weszła między namioty „ekipy”, jak nazywała ich ekspedycję i zatrzymała się.
- Wiesz, sprawa jest taka, że w radiach gada się od niedawna o tym jakoby ktoś odkrył już jakiś śmigłowiec na pustyni – mówił powoli Reg lecz Caroline mu przerwała
- Tak, wiem co Cię niepokoi, że jest to ów poszukiwany przez nas Blackhawk, ale choćby nawet, to znaleźli oni tylko jeden śmigłowiec, a w raporcie wojskowym jest dokładnie napisane, dwie maszyny, nie jedna... - w tym momencie Reg wtrącił się ze swoim komentarzem.
- Nie o to chodzi, tak się składa że mam pewnego znajomego który potwierdził tę informację, i nie tylko tę – wyjaśniał Reg – Bo widzisz, tak się składa, że w raporcie, który ja także czytałem, jest mowa o możliwości zniszczenia tych helikopterów przez burzę piaskową. Jednak od razu zaciekawiło mnie dlaczego oni w ogóle wlecieli w tę burzę skoro dokładnie widzieli ją na radarze? - w tym momencie Reg na chwilę przerwał – Owa informacja, którą otrzymałem od znajomego jest niepokojąca, podobno ów blackhawk który odkryła nasza konkurencja nie miał żadnej usterki, przynajmniej nie tak powinno się to nazywać...
- No to niby jak? - Caroline nie wytrzymała, denerwowały ją te gierki Rega.
- Ten helikopter miał zniszczony cały kadłub, Caroline, oni nie zginęli w burzy, ich po prostu zestrzelono...


[center]*[/center]



Od dwóch dni spieszyli się na wschód, była to tylko lekka zmiana kierunku. Mimo to obliczyli, że jeśli się pospieszą to starczy im paliwa i wody, przynajmniej tak wynikało z ich wyliczeń.
Caroline po tym co dowiedziała się od Rega domyślała się już gdzie spoczął poszukiwany blackhawk, i wiedziała że nie był on jakoś specjalnie ukryty, po prostu wszyscy poszukiwacze szukali nie tam gdzie trzeba.
Otóż z raportu wojskowego wynikało, że oba helikoptery zostały zniszczone przez burzę, która rozpętała się nad ich domniemanym miejscem obozowania. Lecz było w nim wiele niejasności, po pierwsze, po co obozować na pustyni skoro ma się blackhawka który ma możliwość lotu nocnego? I dlaczego obóz nie został przeniesiony gdzieś dalej skoro wiadomo było że nadchodzi burza? Zresztą, obozu nigdy nie znaleziono, co było już wystarczająco zadziwiające, a teraz znaleźli zestrzelonego blackhawka...
Kolejną zagadką jest to, że z jakiegoś powodu obydwie maszyny straciły łączność z dowództwem mniej więcej pięćdziesiąt kilometrów przed określanym miejsce ich zniszczenia.
Caroline rozglądała się dookoła, niedawno minęli obóz archeologów gdzie uzupełnili zapasy pożywienia i teraz podróżowali dalej na południowy wschód, a powinni na południe.
Ekipy owa decyzja nie zdziwiła, bawiło ich to że mogą zadrwić z rozkazów dowództwa i zmienić kurs, i nie martwili się ubywającą wodą...


[center]*[/center]


Późnym popołudniem coś błysnęło na horyzoncie, Caroline nie zainteresowałaby się tym, gdyby nie to, że to coś było szarawo białe.
- Reg, widzisz to? - spytała Caroline wciąż patrząc w stronę błyszczącego przedmiotu.
Gdy tak patrzyła, Reg zaintrygowany jej stwierdzeniem zwolnił trochę pędzący wóz i spojrzał na nią, po czym widząc że ona coś obserwuje spojrzał w tamtym kierunku.
- Mój boże, to on – szepnął Reg i wyhamował pojazd, reszta ekipy w tym czasie próbowała zobaczyć co tak zaciekawiło kierowcę i dziennikarkę.
Owym błyszczącym się przedmiotem był wygięty wirnik helikopteru oraz jego ogon, obydwa te przedmioty wskazywały, jakby palcami, w niebo.
Spoczywający na piasku blackhawk nie był prawie w ogóle zasypany, niedaleko niego stanął wóz i wyszły z niego cztery osoby, dopiero wtedy zobaczył szczegóły znaczące helikopter. Cały kadłub był popękany, wirniki połamane a ogon praktycznie oderwany. Szyba kabiny pilotów była wybita i widać tam było dwa bielące się szkielety ludzkie, dwaj piloci, do końca wierni maszynie której powierzyli swe życie.
Ekipa rozbiegła się wiwatując i oglądając blackhawka, wszyscy oprócz Caroline. Jedyną rzeczą jaką widziała była wystająca zza maszyny ręka kościotrupa. Powoli obeszła helikopter i zobaczyła opierający się o kadłub szkielet, ubrany w mundur wojskowy. Zobaczyła że trzyma on coś w ręce więc podniosła ów przedmiot, był to dziennik, w dodatku zapisany.
- Hej, wszyscy! - zawołała – chodźcie tutaj, szybko!
Gdy wszyscy się już zebrali zaciekawieni tym co znalazła, Caroline otworzyła dziennik i zaczęła czytać...


[center]***[/center]




Dziennik Fnetha, wpis pierwszy

Dzień 13 stycznia roku 2007, Sahara, odległe i ponure miejsce, właściwie nie wiem dlaczego to nas tu oddelegowano, siły błyskawicznego reagowania na bezsensownym patrolu, żenada. Nic tylko piasek i piasek, i tak mija nam ta służba, senna, nudna, bez życia i zdarzeń, dokładnie tak, jakbyśmy utknęli w pułapce czasu i wciąż przeżywali to samo. Ten sam bezmiar pustyni, ta sama zapchlona baza do której co wieczór wracamy, ten sam cholerny śmigłowiec. Dlatego postanowiłem coś popisać, moje rozmyślania nad naszym sensem i takie tam inne, w końcu czymś trzeba się zająć, inaczej oszalejemy...



[center]*[/center]


Fneth pisał coś w swoim dzienniczku, jeżeli można to tak nazwać, żołnierze zapomnieli już o wyrafinowanych nazwach i określeniach przechodząc na zdania proste i niechlujne. Śmigłowce sunęły nad powierzchnią pustyni w stronę bazy w Północnej Saharze, zawsze zaczynali stamtąd patrol i tam go kończyli, nie wiedział dlaczego, przecież skoro było tyle wygodnych i o wiele bliższych Saharze placówek to dlaczego mieli wracać tam?
Drużyna Fnetha składała się z czterech osób, Dreg, doświadczony żołnierzy przysłany tutaj po służbie w gwardii narodowej U.S.A i znający się na broniach jak nikt inny w tym rejonie świata, Lekkan, specjalista w dziedzinie elektroniki i materiałów wybuchowych, oraz Zeir, snajper, strzelec wyborowy wysłany tutaj z wojska polskiego za jakieś przewinienia.
Każdy robił to co zwykle, snajper z zainteresowaniem czyścił swą broń, Lekkan bawił się czymś co przypominało jakąś super zminimalizowaną wersję przenośnych konsoli do gier zaś Dreg siedział na krawędzi ławki i patrzył na znikający za helikopterem krajobraz.
Śmiertelna cisza ogarniała całą drużynę, ta sama cisza która ogarniała ich od pierwszego lotu nad Sahara. Nagle piloci zameldowali.
- Panowie, przygotować się, za piętnaście minut jesteśmy w Alghar-Rdai uzupełnić zapasy a po nocy lecimy dalej, zrozumiano? – wydawał rozkazy pilot, na pierwszy rzut oka bawiło go wydawanie poleceń innym ale gdyby tak się lepiej przyjrzeć był on czymś bardzo zmartwiony.
Tymczasem powoli dzień zbliżał się ku końcowi a miasteczko które z początku było czarnym punktem na horyzoncie coraz bardziej rosło i zbliżało się.


[center]*[/center]


Dziennik Fnetha, wpis drugi
Tę noc spędziliśmy w garnizonie w Alghar-Rdai, może i nie było to największe miasto jakie w życiu widziałem to mimo wszystko łatwo było się w nim zgubić, oczywiście, zbyt zmęczeni służbą i całym dniem nieprzerwanego latania nie mieliśmy sił wyjść nawet z garnizonu. Noc minęła spokojnie, wieczorem dosiedli się od nas Ci z naszego bliźniaczego blackhawka 11, było miło, pogawędziliśmy, wypiliśmy i poszliśmy spać. Noc minęła nam spokojnie, poranek jak z bajki, spokój i cisza, brak złych wiadomości, i to właśnie wtedy zaczęła się zła passa...



[center]*[/center]





- Panie pilocie, panie pilocie! - wołał mechanik – sprawa jest. Tak się składa że w waszym helikopterze wysiadł system radiowy, wy z trzynastki, prawda? - zapytał dla pewności.
- Tak, my pilotujemy trzynastkę – odpowiedział drugi pilot – A co do tego radia, proszę się tym nie kłopotać, radio naprawimy po powrocie do centrali, i tak zresztą nie jest ono nam potrzebne na środku Sahary – zażartował.
- Racja, racja – poparł mechanik i odszedł...


[center]*[/center]


Kantyna garnizonowa, dosyć niebezpieczne miejsce gdzie można oberwać po łbie za nic, mimo wszystko posiadała jedną niezmienną cechę, zawsze była jednakowo głośna, problematyczna i cuchnąca. Pod ścianą stał stół przy którym siedziało trzech mężczyzn, dwaj piloci blackhawka 11 i ich znajomy mechanik z tutejszego obozu.
- Wiesz Nyer, tak mi się teraz przypomniało jak o anomaliach wspomniałeś że zauważyłem pewną dziwną rzecz, wasze radio pokładowe, nie powiem że to najnowszy sprzęt, przekazuje fale na, jak to ująć, częstotliwości możliwej do przechwycenia – mówił mechanik – chyba wiecie co to znaczy?
- Czyli mamy szpiega? - zapytał jeden pilotów.
- Szpiega? Nie sądzę – odparł mechanik – stawiałbym raczej na to, że szykuje się coś związanego z wami, a dlaczego? Bo z tego co usłyszałem wasz śmigłowiec oraz trzynastka mają to samo z radiem, częstotliwość możliwą o przechwycenia – ciągnął mechanik – No ale wiesz, nie udało mi się dostać do grona mechaników sprawdzających stan trzynastki więc ta informacja jest oparta na plotkach.
- Czyli myślisz, że te problemy z radiami nie są przypadkowe? - zapytał Nyar
- Nie sądzę, żeby nadawać z taką częstotliwością trzeba mieć albo dobry sprzęt, co jest pewnego sensu parodią bo to w końcu dobry sprzęt, więc powinien działać z bezpieczną częstotliwością, ale z drugiej strony tylko taki sprzęt może na takiej działać. Albo dobrego specjalistę, i nie ma opcji trzeciej, czyli usterki powodującej zmianę częstotliwość o aż tyle – oznajmił mechanik i wstał – Dobra, jest już dosyć późno więc ja będę leciał, bawcie się dobrze i wpadnijcie jak będziecie tutaj następnym razem.
- Do zobaczenia – zawołali za nim piloci i wrócili do swojej dyskusji...

[center]*[/center]

Dziennik Fnetha, wpis trzeci
Nie wierzę w to co się stało, nasze najukochańsze dowództwo, niech będzie przeklęte, wydało rozkaz kontynuowania patrolu z zepsutymi z niewiadomych przyczyn radiami, czyli lecąc nad tą pustynią nie mieliśmy z nikim kontaktu. A szkoda, bo może wtedy, gdybyśmy mogli zaalarmować centralę o naszych problemach wszystko potoczyłoby się inaczej, a w obecnej sytuacji mamy kontakt tylko i wyłącznie z jedenastką. Podsumowując, nasza baza popisała się przepięknym brakiem choć odrobiny rozumowania, leć i patroluj, tylko tyle, gdzieś mieli nasz problem z radiem...


[center]*[/center]




Dzień jak dzień, wstające słońce a z nim upał, i to taki którego wytrzymać czasami nie idzie. Zwłaszcza w blackhawku, którego kadłub działał jak ogromny piekarnik. Więc wszyscy postanowili że nic się nie stanie jeżeli zdejmę ekwipunek bojowy, kamizelkę, kurtkę oraz karabin i złożą to wszystko wgłębi śmigłowca. Nie miało to przynieść najlepszego skutku.
- Panowie – odezwał się pilot – wiecie że dzisiaj na naszej trasie Alghar-Rdai a Gryneth ma przejść burza piaskowa?
To była pierwsza rzecz która ich zdenerwowała, przecież ktoś powinien im to przed odlotem powiedzieć.
- Nie, nie wiemy – odezwał się Fneth w imieniu wszystkich – będziemy przez nią lecieć?
- Jeżeli polecimy szybciej niż to zaplanowane to powinniśmy przemknąć się przed czołem burzy – stwierdził pilot oglądając leżącą przed nim mapę – więc jak kapitanie, pędzimy? - zapytał.
- Tak, zezwalam – stwierdził – nie podoba mi się ta burza piaskowa i myśl lotu przez nią – dodał pod nosem.
Blackhawk przyspieszył, a wraz z nim i druga maszyna, teraz śmigłowce leciały bardzo nisko nad ziemią z zawrotną prędkością, nie sposób było nawet policzyć mijanych wydm.
Czas jakby mniej się dłużył, już po chwili po swojej lewej stronie zobaczyli ogromną, ciemną chmurę piasku unoszącą się nad ziemią, na szczęście była jeszcze jakieś piętnaście minut drogi od nich, jeżeli nie zmieniliby kursu.
Śmigłowce wyleciały znad klifu, chyba jedynego w tej okolicy, i w tym momencie Fneth zauważył że coś pod nim błysnęło.
- Zawracaj! - krzyknął – coś tam było, chyba jacyś ludzie. Pilot od razu zrozumiał przesłanie, ludzie na środku Sahary? To nie było normalne.
Helikopter wykonał ciasny zawrót w prawo i ustawił się dziobem w stronę klifu, po chwili dołączyła do nich druga maszyna, a wtedy obydwie zawisły w miejscu aby ich załogi mogły naradzić się co zrobić z niecodziennym zjawiskiem...

[center]*[/center]

Dziennik Fnetha, wpis czwarty
Teraz, zapisując czwartą stronę mojego dziennika żałuję tego, że w ogóle zwróciłem uwagę na ten błysk, gdybym tego nie zrobił nie znalazłbym się w takiej trudnej sytuacji, ale co się stało to się stało, przeżyłem tylko ja, trzynastka zniszczona, jedenastka po zestrzeleniu rozbiła się gdzieś na zachodzie, ale może wszystko po kolei...


[center]*[/center]

- Dobra panowie – odezwał się Fneth jednocześnie przez krótkofalówkę do jedenastki i do swojej drużyny – robimy tak jak zaplanowaliśmy.
To co zauważył było, najpewniej, ale nie byli tak do końca przekonani unosząc się w powietrzu spory kawałek dalej, ciężarówką z paką okrytą płótnem. Zagadkowe było jednak to, że nie było widać tam ludzi, a Fneth mógł przysiąc, że jakichś tam widział.
Zniecierpliwiony kapitan dał sygnał i dwa śmigłowce patrolowe pomknęły w stronę ciężarówki...

[center]*[/center]

- Trzynastka! Wiejcie w lewo! - wrzasnął pilot z sąsiedniej maszyny gdy ludzie zaczęli wyłaniać się zza ciężarówki. Uzbrojeni ludzie.
- Trzymać się! - krzyknął pilot, czas jakby zwolnił, Fneth spojrzał w stronę ludzi przy ciężarówce, byli uzbrojeni w rosyjskie RPG-7, śmiercionośne ręczne przeciwpancerne granatniki dostępne praktycznie wszędzie na czarnym rynku handlarzy bronią.
Widział dokładnie jak jedna z osób wystrzeliwuje w stronę jedenastki rakietę, a druga mierzy w ich stronę i także naciska na spust. Nie wiedział co się stało, najpierw błyskawicznie blackhawk uniósł dziób ostro w górę a potem przechylił się praktycznie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni co do ziemi w lewo. I to uratowało im życie, widział jak rakieta minimalnie mija maszynę i leci dalej. Ci z jedenastki tyle szczęścia nie mieli, rakieta trafiła ich maszynę podczas wykonywania uniku, lecz, o dziwo, ucierpiała tylko maszyna.
- Do burzy! - krzyknął Fneth do złapanej w pośpiechu krótkofalówki – lecimy w tę burzę piaskową! Tam nas nie znajdą!
- Przyjąłem, wiejmy stąd – usłyszał cichą odpowiedź, widocznie radio załogi uszkodzono w wyniku trafienia.
Dwa śmigłowce zaczęły znowu pędzić, ale tym razem do rosnących w oczach chmur burzy piaskowej, pierwszy piasek zaczął uderzać w szyby kabiny pilotów więc maszyny zwolniły, byli bezpieczni, złudnie bezpieczni...

[center]*[/center]

Dziennik Fnetha, wpis piąty
Nie mam pojęcia skąd wiedzieli gdzie uciekniemy, tak jakby ktoś poinformował ich o możliwości ucieczki w burzę, dość niezwykłego manewru jak na pilotów wojsk U.S.A., więc tym bardziej nie powinni byli wiedzieć, a wiedzieli. Nie spodziewaliśmy się drugiego ataku, zajęliśmy się sprawdzaniem stanu maszyn i załogi oraz rozmyślaniem nad przeżytym przed chwilą atakiem, bo kto atakuje śmigłowiec Amerykański Sił Powietrznych? Za drugim razem nie mieliśmy tyle szczęścia...

[center]*[/center]

- Jedenastka, jak stan maszyny? Meldować. - Odezwał się do krótkofalówki Fneth
- Nie takie straszne jakby się wydawało, uszkodzony kadłub, radio pokładowe ledwo działa, jeden ranny, a u was? - spytał pilot.
- U nas nic, spudłowali, co robimy? - Spytał kapitan.
- Nie wiem, myślę, że najlepiej byłoby przelecieć tę burzę i lecieć do placówki w Rhag-Fay, jest ona bliższa niż nasze docelowe Gryneth, a poza tym nie wiemy czy na trasie do Gryneth nie ma więcej takich ciężarówek – odpowiedział pilot.
- Dobra, robimy tak jak...
...- Trzymać się! - wrzasnął pilot i gwałtownie skręcił w lewo, Fneth usłyszał kilka odgłosów wystrzałów z RPG-7. I jeden wybuch.
- Wiej, wiej stąd! - odezwał się do pilota – Jedenastka dostała, nic tu po nas, musimy wracać po wsparcie do Alghar-Rdai! - wykrzyczał kapitan – to rozkaz żołnierzu – dodał widząc wahanie pilota.
I ta sekunda zawahania nie przyniosła wiele dobrego, po skręcie śmigłowca w stronę wymienionej przez Fnetha bazy, rakieta dosięgła ogon helikoptera niszcząc tylny wirnik...

[center]*[/center]



Dziennik Fnetha, wpis szósty
Pisząc to, po dwóch dniach od owego momentu w którym natrafiliśmy na drugą ciężarówkę nadal pamiętam strach jaki towarzyszył mi kiedy lecieliśmy uszkodzonym blackhawkiem, bez tylnego śmigła pilot miał problem z utrzymaniem maszyny w prostym locie, co rokowało nam rozbicie się, i tak też się stało. Kilka kilometrów dalej wbiliśmy się w wydmę której pilot nie dał rady ominąć dysponując jedynie głównymi wirnikami. Ale to nie był koniec naszych problemów, o nie...


[center]*[/center]

- Uwaga! - krzyknął pilot i puszczając stery maszyny, starał się ochronić głowę rękoma, wydma zbliżała się im na spotkanie. Wstrząs był mocny, ale na szczęście tylko na tym się skończyło, przynajmniej wydawało mu się że nic się nie stało. W rzeczywistości skruszona została szyba kabiny, a wstrząs zabił obu pilotów.
Wszyscy otrząsali się po katastrofie i powoli wychodzili z blackhawka, Fneth wyszedł ostatni.
Krajobraz był przepiękny, ale za to okoliczności straszne, słońce chyliło się ku zachodowi, przyciemnione przez dziwne chmury. Z początku Fneth nie zrozumiał co robią chmury burzowe nad pustynią, nie mógł otrząsnąć się do końca z szoku i logicznie pomyśleć. Dopiero gdy piasek uderzył go w twarz zaczął podejrzewać co to takiego.
- Wszyscy do środka! - krzyknął na swoją drużynę – Szybko! Do wnętrza śmigłowca albo zginiecie, burze piaskowe zabijają! Szybko! - popędzał ich ale sam jeszcze chwilę obserwował zbliżające się chmury.
- Kapitanie, niech pan tu się skryje, szybciej! - zawołał do niego Dreg, więc Fneth zaczął iść w stronę rozbitego helikoptera.
W ostatniej chwili zdążył się skryć, w momencie gdy wszedł do środka na zewnątrz przeszła tak silna fala wiatru z piaskiem że człowiek przewróciłby się i nie dałby rady wstać. A zasypujący go piasek załatwiłby resztę.
Wszyscy siedli opierając się o wnętrze śmigłowca, wiatr nie mógł wpaść przez kabinę pilotów, gdyż wbiła się ona w wydmę tak mocno że utkwiła w piasku. Powoli każdy z nich usypiał pod wpływem ciemności panujących na zewnątrz w związku z nadejściem chmur i latającego z wiatrem piasku...

[center]*[/center]

Dziennik Fnetha, wpis siódmy
Wtedy straciliśmy pierwszego z nas, nikt nie zauważył że Zaira zraniły dwa odłamki szkła które jakimś cudem zdołały uderzyć go przelatując prawie całą długość blackhawka, potem stało się coś o wiele gorszego, do teraz nie mam pojęcia jak nas wytropili...


[center]*[/center]

- Zair, obudź się już, burze przeszła – mówił Lekkan – Zair? Co jest? Fneth, Dreg!
- Czemu się tak drzesz? - zapytał podenerwowany Fneth, oglądał właśnie zniszczenia jakich dokonał wybuch.
- Zair nie żyje – stwierdził Dreg podchodząc do Lekkana – dostało odłamkiem szkła. - Jakim cudem? - zapytał kapitan.
Nikt nie odpowiedział

[center]*[/center]

- Lekkan, dasz radę go naprawić? - spytał Fneth
- Nie wiem, może i tak, ale po co nam to skoro piloci nie żyją, a żaden z nas nie potrafi pilotować blackhawka? - spytał specjalista od elektroniki
- Klimatyzacja by się nam przydała, tak samo jak i ogrzewanie, noce na Saharze są podobno lodowato zimne – stwierdził kapitan
- No dobra, spróbuję, tylko potrzebowałbym pomocy – powiedział Lekkan
- Dreg, pomóż mu jeśli możesz, ja idę się rozejrzeć.
- Się robi Fneth – odpowiedział Dreg i ruszył za Lekkanem do kabiny pilotów
Fneth wyszedł z wraku i spojrzał na słońce, zostały jakieś dwie godziny do zmierzchu, a wtedy trzeba będzie się schronić we wraku, więc miał trochę czasu na rekonesans.
Niedaleka wydma wydawała mu się wyższa niż inne, postanowił więc się na nią udać, wziął trochę sprzętu i pistolet na wszelki wypadek i ruszył w tamtą stronę...


[center]*[/center]

Wchodził właśnie na wydmę gdy usłyszał odgłos pracującego silnika, nie wróżyło to nic dobrego. Szybko padł na ziemię i starał się zlokalizować kierunek z którego doszedł go odgłos silnika. Stwierdził że najlepiej będzie się ukryć, więc zaczął zasypywać się piaskiem, metody tej nauczył go pewien znajomy komandos gdy dowiedział się że Fneth jest wysyłany na Saharę.
Gdy już dość przyzwoicie ukrył swoją obecność spojrzał przed siebie, i usłyszał silnik diesla, czyli to była ciężarówka. Wyjechała ona zza wydmy na której leżał Fneth i stanęła pod następną, bliżej wraku. Z paki wyskoczyły dwie osoby, obydwie z RPG-7 i zaczęły czołgać się na grzbiet wydmy, w stronę zniszczonego śmigłowca.
W czasie kiedy tamci się skradali pozostała dwójka obserwowała okolicę gotowa zareagować na najmniejszą oznakę niebezpieczeństwa, był więc w potrzasku, nie mógł się ruszyć bo wtedy tamci by go zauważyli i zapewne zabili.
Dwie postacie dotarły na grzbiet wydmy i obserwowały wrak, gdy zobaczyły że ktoś w nim jest, wstały, i celując we śmigłowiec wystrzeliły rakiety.
Pierwszy pocisk trafił w kadłub śmigłowca, nie zmienił on praktycznie postaci rzeczy, w zamian za to drugi trafił lepiej, wybuchł idealnie na środku wewnętrznej ścianki śmigłowca zapalając paliwo i powodując widowiskową eksplozję łańcuchową. Lekkan i Dreg zginęli na miejscu, straszna śmierć dla żołnierza, zginąć od broni przeciwpancernej...


[center]*[/center]

Fneth wstał, nie potrafił się pozbierać, zginęli wszyscy ale nie on, załoga jedenastki, piloci trzynastki i jego drużyna. Ciężarówka odjechała już dawno zabierając ze sobą ich ekwipunek, został mu tylko pistolet.
Ruszył w stronę wraku, w stronę jego martwych towarzyszy rozpaczając nad tym co się stało, z jego oczu wypływały łzy i natychmiast wysychały wysuszone przez słońce, powoli zbliżał się do wraku, ale mimo to nie potrafił zmusić się żeby wejść do środka. Siadł przy zniszczonym śmigłowcu i oparł się o niego plecami, wyjął dziennik i zaczął pisać...

[center]*[/center]



Dziennik Fnetha, ostatni wpis
Dlaczego? W czym jestem lepszy od nich? Dlaczego to oni zginęli a nie ja? Byli lepszymi ludźmi ode mnie, i to tylko moje wybory sprowadziły na nich śmierć, i oczywiście ta przeklęta pustynia i Ci ludzie. Nie mam już sił żyć, chyba już czas to zakończyć, i mimo że chciałbym żyć dalej, nie wierzę abym przeżył bez wody więcej niż dwa dni, zwłaszcza na Saharze. Nie mogę się pogodzić z tym co się stało, mam przynajmniej nadzieję że jedenastka ma więcej szczęścia na tej pustyni, która niech będzie przeklęta na wieki!!...


[center]*[/center]

Fneth zamknął dziennik i podniósł broń, z przyzwyczajenia wyjął magazynek i sprawdził ilość amunicji, siedem sztuk, jedna wystarczy. Uniósł pistolet do głowy i wymierzył w kość skroniową.
- Niech będzie przeklęta, pustynia i Ci ludzie – szeptał sam do siebie – Boże, jeżeli mnie słyszysz, nie chciałem żeby tak się stało, dlatego muszę to zrobić, niech mi wybaczą to, co sprowadziłem na wszystkich, żegnajcie – skończył mówić i pociągnął za spust.

[center]*[/center]

Nad pustynią rozległ się huk wystrzału. Spłoszyły się sępy biesiadujące na zwłokach załogi blackhawka 11, wzleciały w górę i po chwili opadły z powrotem aby się posilić. Zaś w tle widać było zachodzące, pustynne słońce.




[center]***[/center]



Caroline skończyła czytać znaleziony dziennik i popadła w zadumę, wokół panowała cisza, cała jej ekipa rozmyślała nad tym co usłyszała poza jedną osobą, Regiem, który szybko udał się do ich wozu z którego dało się słyszeć głos.
- Reg, słyszysz mnie? Odpowiedz! Zabierajcie się stamtąd! Zaraz tam nadejdzie burza piaskowa! - krzyczał głos przez radio, gdy Reg to usłyszał puścił się pędem w stronę reszty ekipy. Wszyscy nadal milczeli i myśleli, ale on miał inny problem.
- Wszyscy do wozu! Musimy wiać, zaraz rozpęta się tutaj burza! - Krzyczał Reg, wszyscy jakby obudzili się ze snu i zaczęli biec w stronę wozu.
Gdy już wszyscy weszli do maszyny Reg ruszył, a Caroline zaczęła szukać mapy.
- Reg, gdzie mapa?! - zapytała zaniepokojona, Reg otworzył schowek i gdy zauważył że nie ma tam mapy zaczął szybko mówić - No to się ładnie urządziliśmy, mapa została przy blackhawku, ale trudno, nie możemy się teraz wrócić, nadchodzi burza – ostrzegł ponownie Reg
- Postarajcie się zapamiętać drogę, musimy tu potem wrócić – powiedziała Caroline
Pojazd pomknął przez wydmy pustyni, i zniknął w oddali.
Przy zniszczonym kadłubie leżała mapa, jedyna wskazówka lokalizacji śmigłowca.
I mimo starań nigdy ponownie nie odnaleziono szczątków Blackhawka 13.
A mapa, jedyny klucz tej zagadki, do tej pory leży gdzieś wśród piasków Sahary...




Więc jak, dużo błędów? :D


Btw., jako, że nie jest to jedyna lokacja, gdzie znajdziecie to moje opowiadanie, to podaję linka do drugiego miejsca, gdzie znaleźć je możecie, żeby nie było, że to plagiat.

"Blackhawk 13" - lokalizacja I