Pani Zima to ja

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Lidia
Posty: 1117
Rejestracja: czw 14 lis, 2013

Post autor: Lidia »

Ilustracja pierwsza: styczeń (słoneczne przedpołudnie) 1952 roku; szyb Regis pilotowany przez uginające się pod śnieżnymi nawisami, sosny. I w brązowym aksamitnym garniturku (kurteczka z kapuzą plus porcięta na okrętkę) skrzat płci żeńskiej, którego kobiecość wyraźnie podkreśla zawiązana pod brodą bladoróżowa taftowa wstążka (ale i tak nieznajomi brali mnie za małego – ku mojej wściekłej rozpaczy – faceta!) trzymana za rączkę przez uśmiechniętego dżentelmena w futrze. Ten pan, to mój Tata.
Tata głośno zachwyca się zimą; ja (ssąc bladozieloną landrynkę) milcząc (bo w międzyczasie gadając za dużo na mrozie, zdążyłam się popluć i trzeba było mi czyścić kapotkę zlodowaciałym śniegiem oraz Tatusiną chustką do nosa) - również.

Ponieważ Szczęście wyglądało jak Pani Zima, a że największym moim marzeniem było przynoszenie innym bliżej nieokreślonego szczęścia, w związku z czym i zgodnie z moją ówczesną ułomną, zwaną dewizą, arytmetyką: ja to Pani Zima, natomiast Pani Zima to ja!

Widoczek drugi: koniec stycznia początek lutego roku niezapamiętanego. Maszerujemy z Tatą w rytm słyszanych z daleka dzwonków kuligu, w stronę Parku Mickiewicza. Koronkowy błękit śniegu i pod sosnami ciemnoszafirowy cień. Zamarzły staw, wchodzę na puszystą taflę, chcąc dobrnąć do wysepki, jednak przerażony Łojciec stanowczo zabrania, więc idziemy sobie dalej tym wczesnym niedzielnym popołudniem dokąd biała przestrzeń pól (od dawna już nieistniejących) właściwie – donikąd. Mimo to jest pięknie; jest tak pięknie, że po dwu godzinach wspólnej kontemplacji roziskrzonego (jeszcze wtedy otwartego) horyzontu i pomimo skostniałych z mrozu kończyn, wciąż chce się tu pozostać. Tata straszy zamarznięciem, przeto, dzierżąc na pociechę w swej sztywnej i chudej łapce pęk ściętych z zamarzniętej glinianki suchych trzcin – (nie)chętnie wracamy.Po czym w przytulnym od buchających ciepłem kaflowych pieców, domu, głośno zawodząc na modłę orientalnych płaczek, grzeję pod strumieniem lodowatej wody (nie)swoje, nazywane palcami, patysie, gdy tymczasem Mama wykorzystawszy zziębniętą nieuwagę szczęśliwej posiadaczki przyniesionych suchelców, z trudem niejakim upycha do pieca moje roztrzęsione botaniczne trofeum…Propagandowa zima typu mróz, śnieg, szron wraz z innymi widowiskowo pejzażowymi akcesoriami nie zdarza się w Wieliczce zbyt często (dawniej podobno przez te cholerne ruskie sputniki z żałośnie wyjącą Łajką, teraz z kolei przez „klimatyczne zmiany”), za to co roku – i to aż w nadmiarze – Przyroda funduje nam idealną pogodę dla lokatorów Łysej Góry.

Zima bezśnieżna dopiero potrafi być piękna; intensywnie wiejący Halny to odgania, to przytula; prowokujące marzenia senne na długo, długo zapadają w pamięć tuwimowskiego „Snu złotowłosej dziewczynki” (ileż kosztowało mnie niegdyś zachodu, żeby „[za]pachnieć jak [nieznane mi z autopsji] tuberozy”!). Natomiast bezustanna gonitwa myśli i wrażeń coraz to nowe podsuwa(ła) wiersze:

Gdyby nie
wiosny apokaliptycznej
styczniowe krystalizacje –
to one by się
tak wegetatywnie
nie rozmnażały - -

nie kiełkowały
nie pączkowały
nie zieleniły
tak nerwowo nie kwitły - - -

Nie oddychały
drzewnie i bezlistnie.
Nie przekręcały
ze źdźbła
na źdźbło oziminy.

Nie migotały.
Nie pachniały
różowym cyklamenem -
i ziemią mokrą…

Tupię z Tatą na wieczorny spacer. Ponieważ jest ciemno, więc chwilowo nie muszę wysłuchiwać jego katastroficznych biadań na temat bliskiego końca świata. Machinalnie liczę skądś spadające gwiazdy i światła latarń na biegnącej powyżej szosie. Mimo pozornego ciepła przenika mnie studzienny chłód, bo właśnie pomyślałam o swojej najbliższej przyszłości: po kolacji Rodzice znów zaczną sobie nawzajem przeszkadzać, ja natomiast pobiję się z moją-już-dorosłą-Siostrą. O koszmarze szkolnym (na wszelki wypadek) wolę zapomnieć, bowiem w chwili, gdy napomknę o migrenie, to od razu i nadprogramowo przypisany mi zostanie bolący palec.

Mimo to, prócz niecodziennej Wieliczki w śniegu, kiedy gdzieś w cholerę się podziewają różne mechaniczne pojazdy, zaś przygniecione litościwym śniegiem rozmaite budo-garaże (zwłaszcza na ulicach X Goliana oraz Legionów) sprawiają wrażenie zapadniętych w ziemię, jeszcze (czy może przede wszystkim?) wyjątkowo „ubogaca” moje duszne klimaty: Wieliczka we mgle oraz Wieliczka w szadzi.

Osobliwym i czarodziejskim zjawiskiem jest szadź, która w przeciwieństwie do chowającej i zacierającej wszystkich oraz wszystko, mgły, wyostrza i uwypukla, a co ważniejsze – upiększa wszelkie kontury i detale. I to zawsze we wszystkich możliwych odcieniach srebra. Szron i mgła stworzyć potrafią i niebo dla Eskimosów, i czyściec dla zimolągów, i piekło dla tropiku. Ja w każdym razie ilekroć oglądam swoje miasto czy to we mgle, czy w szadzi, czy wreszcie w jednej i drugiej równoczesnej odsłonie, jestem nader i wielce uradowana! Szczęśliwa dlatego, albowiem tu po raz n-ty ziszczać się poczyna mój rzeczywisty sen. Tylko trwaj mi chwilo jak najdłużej!
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Pani Zimo - powiem szczerze, drugą część czytało mi się dużo łatwiej i przyjemniej, a to z powodu nadmiaru nawiasów występujących w pierwszej części. W wielu miejscach są one całkiem zbyteczne, w niektórych z powodzeniem dałyby się zastąpić myślnikami na umieszczenie jakby narracyjnego wtrącenia. A pewna dobra prozaiczka, dając mi swoje uwagi, napisała tak:
"Jeżeli nie czujesz się jeszcze na siłach, buduj zdania krótkie, wtedy mniejsze masz szanse na popełnienie śmieszności".

Generalnie - temat odebrałam jako wstęp do czegoś głębszego. :rozyczka:
Lidia
Posty: 1117
Rejestracja: czw 14 lis, 2013

Post autor: Lidia »

Prozaiczką, pani Mario, to ja jestem od dłuższego czasu :oops: I nawet zdarzyło mi się napisać parę książek :P Ale za uwagi, dziękuję :roll: :rozyczka:
Na początku było Słowo (z Ewangelii św.Jana)
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

No to ok. Widzę, że trafiła mi się gratka - porozmawiać z fachowcem - czyż nie tak?
W takim razie wróćmy do tych nawiasów, które mi utrudniały czytanie. Czy to może być inaczej zapisane?
Zapis Autorki:
Ilustracja pierwsza: styczeń (słoneczne przedpołudnie) 1952 roku; szyb Regis pilotowany przez uginające się pod śnieżnymi nawisami, sosny. I w brązowym aksamitnym garniturku (kurteczka z kapuzą plus porcięta na okrętkę) skrzat płci żeńskiej, którego kobiecość wyraźnie podkreśla zawiązana pod brodą bladoróżowa taftowa wstążka (ale i tak nieznajomi brali mnie za małego – ku mojej wściekłej rozpaczy – faceta!) trzymana za rączkę przez uśmiechniętego dżentelmena w futrze. Ten pan, to mój Tata.
Tata głośno zachwyca się zimą; ja (ssąc bladozieloną landrynkę) milcząc (bo w międzyczasie gadając za dużo na mrozie, zdążyłam się popluć i trzeba było mi czyścić kapotkę zlodowaciałym śniegiem oraz Tatusiną chustką do nosa) - również.
Moja propozycja:
Ilustracja pierwsza: słoneczne przedpołudnie, styczeń 1952 roku; szyb Regis pilotowany przez uginające się pod śnieżnymi nawisami sosny. I w brązowym aksamitnym garniturku - kurteczka z kapuzą plus porcięta na okrętkę - skrzat płci żeńskiej, którego kobiecość wyraźnie podkreśla zawiązana pod brodą bladoróżowa taftowa wstążka, ale i tak nieznajomi brali za małego faceta – ku mojej wściekłej rozpaczy(!) trzymana za rączkę, przez uśmiechniętego dżentelmena w futrze. Ten pan, to mój Tata.
Tata głośno zachwyca się zimą; ja ssąc bladozieloną landrynkę, milczę, bo w międzyczasie gadając za dużo na mrozie, zdążyłam się popluć i trzeba było mi czyścić kapotkę zlodowaciałym śniegiem oraz Tatusiną chustką do nosa, również.

[ Dodano: Nie 01 Gru, 2013 ]
==================
Nawet pozbyłabym się ostatniego słowa "również". Bez niego jest lepiej. To "również" zastępuje "oraz Tatusiną ....."
Lidia
Posty: 1117
Rejestracja: czw 14 lis, 2013

Post autor: Lidia »

Pani Mario, a nie słyszała Pani o indywidualnym warsztacie - powiedzmy - literackim? Oraz: autonomii tekstu? ???
Ja ze szkoły wyszłam, studia neofilologiczne pokończyłam, coś niecoś skrobnęłam. Nawiasów to pozbywamy się w matematycznych równaniach, w prozie kreujemy własne postrzeganie. I tego się trzymajmy :roll: :roll: :roll:
Dziękuję za Pani troskę :rozyczka:
Ostatnio zmieniony pn 02 gru, 2013 przez Lidia, łącznie zmieniany 1 raz.
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Pani Lidio, ma Pani rację, warsztaty są różne. Widzę, że nieopacznie dotknęłam, a nie zamierzałam. Miałam nadzieję na merytoryczną dyskusję. Ale nic to. Wobec tego - trzymajmy. :rozyczka: