Pani Fantazja

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Maciej Jan Tuora
Posty: 1
Rejestracja: pt 15 sie, 2014

Post autor: Maciej Jan Tuora »

Pani F
Mały poemat prozą (fragment 1.)

Pani F (Fantazja) jest kobietą, nie jest mężczyzną – jak Pan Cogito - nie może być panem, niczego panem. Spiżowy Pan Cogito, na piedestał wyniesiony przez tego, który na cokołach nie mieszkał, zastąpić miał starego już złotego Marka (Marka Aureliusza) – zastąpić miał w „dzisiejszych czasach”, kiedy – jak niektórzy mówią - rozum zawodzi,. Ten stary Marek, który był panem wielkiego imperium, twierdził, że o tym, kim jesteś, decyduje to, jakie masz myśli. Mawiał
- Nasze życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli.
A ja – jednak - myślę, że się mylił. On - tylko – był optymistą. Dlatego Naiwnie sądził, że myśli kształtują nasze życie, bo – jako optymiście - wydawało się mu –- że to, co uważa za najcenniejsze, ma również największą wagę w rzeczywistości, a przecież właśnie myślenie Cenił najbardziej - i racjonalne podejście. Był optymistą – tylko optymistą - nie trwał wcale na stanowisku trzeźwej oceny rzeczy, przeciwnie – uprawiał wish thinking czyli myślenie życzeniowe.
A mnie wydaje się, że nie jest tak, jak to przedstawiał starożytny cesarz – nasze życie czynią takim, jakie jest, fantazje. Nasze fantazje nie są przemyślane, często nie są mądre – fantazjujemy o czymś nie dlatego, że chcemy o tym fantazjować, że uważamy to za właściwe i godne, ale dlatego, że się nam te fantazje chce snuć.
Ale powie – może ktoś - po co fantazjować, marzyć? (NA ROJENIACH I MRZONKACH SPĘDZAĆ czas), to nieracjonalne , więcej można powiedzieć, że - głupie. Są więc podobno tacy, którzy tego nie robią (bo – po prostu - wolą przedmioty marzeń i fantazji osiągać w rzeczywistości). Ale – nie - uważam, że – naprawdę – takich nie ma. Bo fantazjuje się nam samo i samo się marzy.
Na przykład – według mnie - płeć psychiczna zależy nie od tego, o czym ludzie myślą, lecz od tego, o czym fantazjują i to - w dużo większym stopniu; płeć zależy przede wszystkim od fantazji erotycznych, od ich treści - te są rzeczą intymną, indywidualną. A tu mówią nam inni, mówi nam społeczeństwo, jaką mamy płeć i - o czym powinniśmy fantazjować, to non sens - Żeby być wolnym, trzeba się wyzwolić też od narzuconego nam genderu.
A co powie na to Pan Cogito? Pan Cogito zajmuje postawę krytyczną. Krytyczną, ale z jakich pozycji? Bo - jeżeli się krytykuje – to trzeba to robić z jakichś pozycji, powiedzmy – pozycji jakiegoś modelu... A jaki tu jest model? Skąd wziąć ten model, gdzie on jest? On istnieje raczej tylko w naszej wyobraźni, chociaż pan Cogito powiedziałby, że on ma swoje miejsce w naszym umyśle, w naszej naturze; jeżeli mocno się trzymamy naszego rozsądku, to Możemy stać, możemy się oprzeć na tym – abstrakcyjnym - modelu jak na ziemi, planecie Ziemi.
Ten racjonalny model jest - w gruncie rzeczy - abstrakcją, czymś wirtualnym i - mrzonką. W rzeczywistości nie ma Nic stałego. Ten urojony model nie zawiera w sobie żadnejbazy, podstawy czy substancji. Jest tak, że ten kosmiczny chaos nie tylko jest w naszym otoczeniu, gdzie panuje kryzys i to wieloraki kryzys. Kryzys i nieład królują w nas, właśnie w naszym wnętrzu. Uświadamiamy sobie – musimy To sobie uświadomić - my sami, my wewnętrznie „wylatujemy” w kosmos, gdzie panują chaotyczne porządki.
A słowo „kosmos” (starożytne, greckie) oznacza harmonię. Tak przecież myśleli starożytni mędrcy – w przestrzeni międzyplanetarnej panuje niewzruszony ład. O tym przecież przekonywały ich astronomiczne obserwacje, z których wynikało, że wszystko tam może być wyliczone i wszystko ma swoje miejsce.
Ale tak nie jest, oni – jak Marek Aureliusz – tylko byli optymistami. Oto nagle się okazuje, że to jest kwestia perspektywy – nic więcej. Ich błąd wynika stąd, że z dużej odległości nie widać szczegółów, nie widać jednostkowych, indywidualnych jestestw. Nie obserwuje się przecież pojedynczego kilograma marsjańskiego gruntu, a tylko sumę wszystkich kilogramów gruntu tej planety. Tymczasem prawo wielkich liczb - już nawet zwykłe prawo wielkich liczb, o którym mówi rachunek prawdopodobieństwa - pokazuje nam, że w wielkiej masie znikają - znoszą się wzajemnie – rozbieżności i wszystko wydaje się podległe prostym regułom. A tymczasem - każdy litr kosmicznej przestrzeni pełny jest niespodziewanych zjawisk i procesów, to wszystko, co się dzieje, jest gigantycznym pasmem nieprzewidywalnych zdarzeń, katastrof i przypadków. Kosmos wydaje się nam dobrze naregulowanym przyrządem jedynie ze względu na ten gigantyzm. „Przyrządem”? Ale przyrządem do czego? Czy świat ma do czegoś służyć?
Mit o ewolucji - zwany teorią ewolucji - jest tylko mitem. Podobno droga historii życia prowadzi od form prostych (niedoskonałych) do tych udoskonalonych i złożonych. A to – jak się zastanowić – jest śmieszne. Czyżby prosty wirus był mniej doskonały niż – choćby najgenialniejszy - człowiek? Z naszego punktu widzenia – na pewno - tak. Ale z punktu widzenia wirusa - jest odwrotnie; tyle, że wirus nie ma punktu widzenia, bo nie widzi, nie zaprząta sobie głowy czymś takim jak widzenie – zresztą on nawet nie ma głowy. Doskonałość jest rzeczą względną.
Ewolucja biegnie od katastrofy do katastrofy. Nie wygrywają w niej formy najdoskonalej dostosowane do warunków. Bo do jakich warunków, jeżeli te warunki bezustannie się zmieniają, a ich zmiany nie układają się według jakiejś linii rozwojowej, przemyślanej linii rozwojowej, lecz są jedynie przejawem przypadku.
Czy dinozaury były kiedyś w czymś mniej dobre niż ssaki, owady czy ryby, póki istniał tamten świat? Przeciwnie, w tamtym świecie królowały. A jednak wyginęły… A czy ten plemnik – jeden z milionów w wytrysku spermy - który staje się zaczątkiem nowego człowieka (syna czy córki), wyróżnia się spośród pozostałych, dystansując je pod względem wyjątkowo udanej wersji zapisu genetycznego? Nie, o tym decyduje tylko przypadek.