Włoska kapusta i czerwone paznokcie

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Irena
Posty: 5444
Rejestracja: pt 26 wrz, 2008
Lokalizacja: Wielkopolska

Post autor: Irena »

- Mamuniu, pójdę do miasta. Może trzeba coś kupić ?
Tak, tak, do rodzicielki mówiliśmy mamuniu, wymyśliła to młodsza siostra. Nie było wówczas w modzie nazywanie matki Jolką, Basią, czy Mańką.
Mama opędzała się od tych pomysłów z kupowaniem, jak od natrętnego owada bo powtarzały się prawie co dnia.
W przeciwieństwie do mojej młodszej siostry, uwielbiałam chodzić z mamą na zakupy. Zawsze interesowali mnie bardziej ludzie niż to, za czym czekają w długiej kolejce. A były one w moim dzieciństwie nawet kilometrowe.

W zależności od wieku i wzrostu, obserwowałam to, co znajdowało się w zasięgu wzroku. Od podłogi do…na przykład butów. W takiej kolejce była cała kolekcja, zazwyczaj tanich. Trafiały się też pantofle. Nie, nie pantofle w znaczeniu luksusowego obuwia. Wręcz odwrotnie. Biednego. Na drewnianym podłożu stopa wsunięta pod skórzany, szeroki pasek. Zazwyczaj skóra była gruba, obcierała stopy. W takim obuwiu najczęściej przychodziły kobiety takie jak Józefka. Ona miała do końca życia kąt u pani, którą było stać na służbę i biedne ubranie dla niej. Kiedy już podrosłam i mój wzrok mógł się spotkać z oczami Józefki, zauważyłam, że zawsze ma załzawione oczy. Tak jakby ślub z nią wzięło wieczne zapalenie spojówek.

Wracając do obuwia, z radością stwierdzałam, że Mama miała buty najładniejsze. Nawet jeśli na nogach miała tak zwane ”gdynki”, to nogi w nich przyciągały wzrok. „Gdynki” były tekstylnym obuwiem z białego płótna, które czyszczono pastą do zębów aby zawsze były białe. Chciałam mieć takie buty, ale takich malutkich nie produkowano, więc z dumą nosiłam butki zrobione przez tatę z maminej torebki z wzorami wężowej skóry, podeszwę miały z opon rowerowych. To był hit na moim podwórku. Nikt takich nie miał, a dziewczynki mi zazdrościły.
Z wiekiem mój wzrok sięgał rąk kolejkowiczów. Dłonie miały różne kształty, od szerokich, takich szuflowatych po wąskie z ładnymi palcami. Patrzyłam na nie i zastanawiałam się co one mogą robić przez cały dzień. Większość była spracowana, spękana, obrączka ślubna wrastała w twardą skórę, paznokcie były brzydkie, często z czarną obwódką.

Przeciwieństwem były dłonie pani Krysi z warzywniaka. Od nich nie mogłam oderwać wzroku. Nie dość, że miały gładką skórę jak aksamit, to jeszcze paznokcie o ładnym migdałowym kształcie lśniły krwistą czerwienią. Pani Krysia dbała o ręce. Kiedy nakładała marchew czy buraki, zakładała na prawą dłoń starą, wełnianą rękawiczkę, którą zdejmowała aby skasować należność.
To było misterium dziecięciu paznokci wydających resztę bilonem. Wydawała każdą monetę osobno, głośno odliczając. Tak więc najbardziej lubiłam zakupy w warzywniaku u pani Krysi.
No i trafiło mi się szczęście . Mama wysłała mnie po włoską kapustę. Mimo, że blisko domu był inny warzywniak, gdzie za ladą stał ponury pan, biegłam do pani Krysi.

Biegłam tak szybko jakby gonił mnie wilk i krzyczał: „Nu, Zajac! Nu pagadi! Wiem, wiem, ta bajka była znacznie później, ale to tak dla wyobrażenia sobie tego sprintu.
Wewnątrz było kilka osób, miałam chwilkę aby napatrzeć się do woli na dłonie pani Krysi.
- A ty co chciałaś dziewczynko?
- Włoską kapustę.
- To wybierz sobie ze skrzynki. Stoi za tobą.
I szok. Za mną stały skrzynki z kapustami białymi, czerwonymi i zielonymi. Te białe wydały mi się ładniejsze i takie czyściutkie, więc wzięłam pierwszą z brzegu i podałam pani Krysi do zważenia.
- Ale to jest zwykła kapusta, nie włoska.
- Nie szkodzi, może być.
Czułam, że moje policzki mają barwę wozu strażackiego. Szybko wysupłałam drobniaki i znów biegiem. Po drodze intensywnie myślałam co teraz powiem w domu. Przyszło skłamać.
- Mamo, innej nie było. Wybrałam najładniejszą.
I przymilnie przechyliłam głowę, którą mama potargała dobrodusznie.

A ja? Cóż, zapamiętałam jak wygląda włoska kapusta i nigdy nie malowałam paznokci na krwisto czerwony kolor.
To tak asekuracyjnie, żeby nie rozpraszać i dekoncentrować.
" siła pióra leży w pokorze do własnego słowa"- Mithril
Maria
Posty: 7795
Rejestracja: ndz 05 wrz, 2010

Post autor: Maria »

Ano, dziewczęciu utkwiło w główce to, co dla niego w tamtym czasie było uderzające. A tak - a propos - kiedy już nauczyłaś się rozpoznawać włoską z polskiego ogrodu, od normalnej (wczesnej i jesiennej).
A z butkami - to kto wie, może moje szyte mi przez ciocię, były ładniejsze, bo ciocia szyła zawsze z kokardkami i też koleżanki zazdrościły jak szłam do kościoła. :-D
Awatar użytkownika
Irena
Posty: 5444
Rejestracja: pt 26 wrz, 2008
Lokalizacja: Wielkopolska

Post autor: Irena »

Nooo, miałam ok.5 lat kiedy na całe życie zapamiętałam jak wygląda włoska kapusta. A odróżniać poszczególne rodzaje / czy wczesna czy jesienna/ to dopiero kiedy sama nauczyłam się gotować...ponoć z rewelacyjnym skutkiem :mrgreen:
Ale dłonie ludzi, do dziś są tym na co zwracam szczególna uwagę.

Pozdrawiam.
" siła pióra leży w pokorze do własnego słowa"- Mithril