Stołówka
Moderator: Tomasz Kowalczyk
STOŁÓWKA
Razem z gongiem, drżącym truchtem przydziałowych bamboszy, napływała do niej, żarłocznym strumieniem, głodna dziatwa nieszczęśników. Odstawiała pod ściany swoje laski, szwedki i balkoniki, siadała przy „swoich” stolikach obitych ceratą i mościła się na krzesłach.
Czas był tu odmierzany posiłkami.
Śniadanie, z obowiązkową zupą mleczną, dymiącą w poszczerbionych wazach, z chlebem pociętym na opłatki, z kostkami masłopodobnego lepiszcza, miodem, dżemem, czy twarogiem, z kubkami kakaowej cieczy w niedzielę, a słodzonej kawy z domieszką ciepła w powszedni dzień, śniadanie pozwalało otrząsnąć się, przezwyciężyć nocne zjawy zaczopowane pod meblami, uwolnić się od desantu demonów przerażająco i w beztroskim skupieniu defilującego, całymi pułkami, całymi ołowianymi szwadronami, szyderczo paradującego granią sekretarzyka; śniadanie pozwalało przemóc huraganowe kontrofensywy dolegliwości, pozwalało zapomnieć o zmorach produkowanych przez halucynacje, ciemność i ból. Pozwalało odnieść zwycięstwo nad sobą, nad wszechogarniającym poczuciem własnej znikomości.
Śniadania, do których dożyli, zmywały z ich twarzy nie tylko osad, szlam i śluz wszelkich udręk, ale dawały im ostrożną nadzieję na dotrwanie do obiadu, a kto wie, czy nie powiedzie się im i doczłapią się do kolacji.
Razem z gongiem, drżącym truchtem przydziałowych bamboszy, napływała do niej, żarłocznym strumieniem, głodna dziatwa nieszczęśników. Odstawiała pod ściany swoje laski, szwedki i balkoniki, siadała przy „swoich” stolikach obitych ceratą i mościła się na krzesłach.
Czas był tu odmierzany posiłkami.
Śniadanie, z obowiązkową zupą mleczną, dymiącą w poszczerbionych wazach, z chlebem pociętym na opłatki, z kostkami masłopodobnego lepiszcza, miodem, dżemem, czy twarogiem, z kubkami kakaowej cieczy w niedzielę, a słodzonej kawy z domieszką ciepła w powszedni dzień, śniadanie pozwalało otrząsnąć się, przezwyciężyć nocne zjawy zaczopowane pod meblami, uwolnić się od desantu demonów przerażająco i w beztroskim skupieniu defilującego, całymi pułkami, całymi ołowianymi szwadronami, szyderczo paradującego granią sekretarzyka; śniadanie pozwalało przemóc huraganowe kontrofensywy dolegliwości, pozwalało zapomnieć o zmorach produkowanych przez halucynacje, ciemność i ból. Pozwalało odnieść zwycięstwo nad sobą, nad wszechogarniającym poczuciem własnej znikomości.
Śniadania, do których dożyli, zmywały z ich twarzy nie tylko osad, szlam i śluz wszelkich udręk, ale dawały im ostrożną nadzieję na dotrwanie do obiadu, a kto wie, czy nie powiedzie się im i doczłapią się do kolacji.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Owsianko, łącznie zmieniany 1 raz.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce
A. Bierce
Jak już wspomniałem, i ten tekst przeczytałem ze smakiem ze względu na elokwencję Autora. Obraz pensjonariuszy domu spokojnej starości namalowany prawdą, wspomnieniem i ironią, bez której trudno byłoby pogodzić się z teraźniejszością.
Dwa teksty stanowiące z pewnością fragment większego utworu?
Pozdrawiam
Tomek
Dwa teksty stanowiące z pewnością fragment większego utworu?
Pozdrawiam
Tomek
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Tomasz Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
rzeczywiście, są to fragmenty dłuższego opowiadania POPRAWCZAK "ZŁOTA JESIEŃ". Mieszkałem (jako pensjonariusz) w domu o podobnym profilu, przeszło 7 lat. Pobyt tam pozwolił mi na lepsze zrozumienie istoty choroby i na późniejsze opisanie swoich wrażeń.
POZDRAWIAM
POZDRAWIAM
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Owsianko, łącznie zmieniany 1 raz.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce
A. Bierce