Dom

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

Jak dziecko obawiające się kary i nie potrafiące zrezygnować z nurzania się w brojeniu, nie mógł oprzeć się swoim poczynaniom wbrew: choć przetaczające się w nim, huraganowe zmiany nastroju, już nie miały teraz większego wpływu na rezultaty jego postanowień, to ich decyzje, wnioski i sądy pokrywały się z jego aktualnymi upodobaniami. Mimo to ich sporadyczne zamieszania, zmącenia jego klarownych intencji, nie odbiegały od tutejszych norm.

Życiowa przestrzeń przed Bystrą, a w trakcie przebywania gdzie indziej, zaczęła się w nim kurczyć, zawężać mu i tak wąskie pole manewru, skazywać na dokonywanie trudnych wyborów. Jeżeli przed znalezieniem się tutaj starał się być aktywnym, decyzyjnie rzutkim, a nawet widocznym i stawianym za wzór, tu i ówdzie pokazywanym jako przykład silnej woli, upartego zmierzania do celu, do osiągania dzielności, to teraz był mało rześki na zewnątrz i sflaczały do środka.

Początkowo nocą, a później bez ładu i składu, jak leci, nawet za dnia, nawet co chwilę, ledwie przymrużył głowę do jaśka, a już po kwadransie, z krzykiem, jakby go kto na żywca obłupał ze skóry, zrywał się na nierówne nogi.

Musiało minąć parę minut, zanim dowlókł się do świadomości, kim jest. Jak zwykle, stwierdzał, że nadal jest z niego kawał wymizerowanego chłopa, że jeszcze ciutek temu leżał na własnych plecach i na wierzchu własnej pryczy, miał swoją podściółkę, misiaczka - gryzaczka, a teraz trzeba go uspakajać, dopieszczać za pomocą utulania, głaskania i cmokania po ego, a teraz nie mogło się obejść bez wytrwałych, drążących wokaliz na temat Domu w Bystrej, gdzie, przekonywano go, będzie mu mimo wszystko i a jednak, czyli że trochę w sam raz.

Po dokonaniu psychicznej kosmetyki pytano go, od kiedy zjawiska, głosy i krajobrazy zaczęły w nim krzesanego. Odkąd ma te swoje furkotliwe przywidy, zamęty, odmęty i rozkołysane powroty, od kiedy wracają do niego wspomnienia, których zamazany sens plącze się po jego niespiesznej pamięci, od kiedy, wyprężonymi batalionami, wdzierają się do niego fakty, daty i miejsca, które, być może kiedyś mu coś tam mówiły, napominały i skłaniały do zadumy, a teraz były fantomami, balastem, ciągarkiem o astralnym tonażu?

Choć w głębi ducha przyznawał im rację, że Bystra to dla niego odpowiedni kataplazm, na zewnątrz wolał tkwić w swoich rozterkach. Sądził, że nie jest jeszcze przygotowany do wymuszonych przeżyć, bo wiedział, że uspokojenie nadchodzi nie tak od razu. Zamiast niego, coraz częściej nurtowała go myśl, by za kimś podrałować, zastąpić mu drogę, przepraszać, wyjaśniać i dementować, by tracić cudzy czas, nadrabiając swój.

Dręczyła go nie nazbyt mądra ochota, by przekonywać ludzi, których już nic nie obchodził, którzy pamiętali o nim tylko wtedy, gdy był w zasięgu ich wzroku, że to, co się z nim dzieje, to zaledwie humbug, senna mara, że mu to przejdzie, że już przechodzi, ustępuje, że amnezja, ta ciężka i żelazna obręcz kleszcząca go w tej chwili, uniemożliwiająca mu rozsądek, wkrótce zwolni swój zacisk.

Lecz dni, godziny i tygodnie spędzane w łóżkowej monotonii, upływające mu między patrzeniem w sufit, a przytulaniem się do zaprzyjaźnionej lamperii, zawarte pomiędzy impulsywnymi podgryzaniami ulubionego misia, powlekały się patyną miesięcy, rdzawym nalotem bezczynności, osadem coraz bardziej gasnącej w nim wiary, więc pocieszał się, że wszelka utrata jest uzupełniającą, wycieńczoną częścią jego życia, nie zaś pikantną przyprawą losu.

Stwierdzał, że nie ma w sobie siły na dalsze zmagania się z sobą, na nierówną walkę ze światem; stwierdzał, że jego nieugięta wola zaczyna się sypać. W sposób ostateczny, wykluczający wszelkie przypływy i odpływy woli, postanowił opuścić tzw. rodzinne strony, oderwać się od nich, spalić za sobą wszystkie mosty, wyrzec się przyjaciół, z którymi nic go już nie łączyło i którzy go zawiedli na całej linii tak, że czuł się w ich obecności nieprzerwanie głupio.

Ale okazało się, że jego pragnienie jest plagiatem. Przyjaciele, od których chciał się uwolnić, również przejawiali podobną idee fixe. Tak samo jak on, gardzili nim uważając, że im się przejadł i opatrzył. W tym samym, ostatecznym stylu, mówili więc o paleniu za sobą mostów.

Nie wiedział o tym, że już jest martwy, że już go nie ma, że wkrótce nikt nie będzie pamiętał o jego istnieniu. Ułożył się jakoś z tymczasową wiecznością, dogadał ze swoim warstwicowym ja. Rzekł sobie, że nic wielkiego nie zaszło, że nic jeszcze straconego, wszystko można załagodzić, odkręcić i wyprostować. Wystarczy zatrzeć niefajne wrażenia, uładzić się ze sobą i stonować, a dotychczasowe życie nakierować na szersze tory, na mniej pokrętną trasę, wystarczy schować pod kołderkę, jak zbyt śmiałe poglądy, wymodelować swój image, zrezygnować z bufonady, rezonerstwa i niezłomności, z tych przywar, które zaczynały go drażnić, śmieszyć, nużyć fanfaronadą.

Z łatwością mógł zdobyć się na decyzję, bo w gruncie rzeczy nie były to jego rodzinne strony. Rodzinne strony znajdowały się w pamięci, w miejscu coraz bardziej nierealnym i zatartym, za którym zaczynał tęsknić, podczas gdy te, do których wracał teraz, były jawnym przyznaniem się do błędu.

Prawdziwy dom był dla niego nadrzędną wartością, wartością, która była tu tylko pustym dźwiękiem. Dom, było to teraz pojęcie wytrych, pojęcie, wokół którego toczyło się jego zaplute życie z gęsią na łańcuchu.

Problem polegał na tym, że on swojego nie miał nigdy, a ten, w którym zamieszkiwał, trudno było tak nazwać, trudno się było pochwalić czymś takim. Niewinne zapytanie o to, gdzie jest zameldowany, wprawiało go w popłoch, wpędzało w niewyraźne mamrotanie pod nosem, w niepewne rzucanie podkulonych spojrzeń.

Co prawda życie biegło swoją trasą, lecz rozpaczliwie czepiał się myśli, iż można było mu pomóc, można jeszcze było ukształtować własny charakter według kierunku jazdy i pozwolić sobie na właściwą ocenę ludzi, tych ludzi, którzy, przetaczając go na boczne tory, zapraszali do przejmowania się swoimi problemami, zapędzali go do sofistycznych rozgrywek.
Ostatnio zmieniony śr 09 kwie, 2014 przez Owsianko, łącznie zmieniany 2 razy.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce